USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Nielegalne przejęcie stanowiska Prokuratora Krajowego przez rząd15 sty 2024 12:47 Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar zdecydował dn. 12.1.2024 r., że dotychczasowy Prokurator Krajowy Dariusz Barski (funkcjonariusz posiadający władzę obsadzania stanowisk kierowniczych w niemal wszystkich prokuraturach) nie jest w rzeczywistości prokuratorem krajowym i wręczył mu pismo o tym informujące. Następnie premier Donald Tusk w uzgodnieniu z Adamem Bodnarem powołał (bez udziału prezydenta, czyli w trybie nieznanym ustawie Prawo o prokuraturze) osobę, która ma pełnić obowiązki Prokuratora Krajowego tak, jak gdyby nim była.Ministerstwo powołuje się na to, że w czasie powołania na stanowisko Prokuratora Krajowego Dariusz Barski był na "prokuratorskiej emeryturze", czyli w stanie spoczynku, w związku z czym nie mógł objąć ww. funkcji decyzją Zbigniewa Ziobro. Minister wywodzi to stąd, że przywrócenie Barskiego ze stanu spoczynku do służby czynnej dn. 16.2.2022 r. na jego wniosek i decyzją Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro "odbyło się z naruszeniem prawa, ponieważ przepis, na którym się oparto, czyli art. 47 ustawy Przepisy wprowadzające Prawo o prokuraturze, już wtedy nie obowiązywał". Zdaniem ministra, na poparcie czego przytacza on – co trzeba mu uczciwie przyznać – kilka zaskakujących opinii prawnych (chyba celowo zamówionych pod konkretne konkluzje), ww. przepis obowiązywał tylko od 4.3.2016 r. do 4.5.2016 r. włącznie. Opinie prawne powołują się w celu obalenia w tym zakresie tej ustawy na przepisy pewnego rozporządzenia zawierającego wytyczne dla legislatorów (dobre praktyki, specyficznie tu zresztą interpretowane jako dotyczące całej ww. ustawy), które to rozporządzenie jednak przecież nie może podważać ani zmieniać znaczenia aktów prawnych wyższej rangi, czyli ustaw, jakkolwiek daje pewne naświetlenie tematu tego, jak pracują legislatorzy, a także powołują się (co już istotniejsze) na przepisy Konstytucji takie, jak art. 2 i zawarta w nim zasada przyzwoitej legislacji. Z tym, że do czasu uchylenia przepisu jako niekonstytucyjnego przez TK obowiązuje tzw. domniemanie konstytucyjności i przepisu nie można samodzielnie i samowolnie obwoływać jako nieobowiązującego. Ww. przepis art. 47 ustawy Przepisy wprowadzające Prawo o prokuraturze dosłownie odczytywany, czyli wg tzw. wykładni językowej (którą uznaje się za główną i najważniejszą i zazwyczaj jedyną stosowaną), nie zawiera żadnych ram czasowych jego stosowania. Natomiast niektórzy prawnicy (pojedynczy prawnicy prorządowi) wskazują na to, że jest on usytuowany w ustawie z przepisami w zasadzie to tymczasowymi i ważnymi tylko wyjątkowo, przy okazji wchodzenia w życie nowej ustawy Prawo o prokuraturze w 2016 r. (ustawa "Przepisy wprowadzające ustawę Prawo o prokuraturze"). W tym świetle trzeba przyznać, że oczywiście poniekąd (do pewnego stopnia) ww. przepis jest to przepis "epizodyczny" (bo nie wiekuiście nadający się do stosowania i powiązany z wchodzeniem w życie nowych regulacji pod nazwą Prawo o prokuraturze), tzn. jego kontrowersyjna "epizodyczność" czy w każdym razie przynależność do przepisów wprowadzających polega na tym, że dotyczy on tylko pewnego podzbioru prokuratorów będących w szczególnym stanie w czasie wchodzenia w życie nowej ustawy i daje on im tylko jednorazowe (czyli wygasające po użyciu) prawo do skorzystania z opcji powrotu do służby czynnej – co wyróżnia go spośród ogólnych, uniwersalnych (zawsze nadających się do wykorzystania i dlatego istotnych) tzw. przepisów "materialnych", a więc tych w samej ustawie Prawo o Prokuraturze zawartych ("wieczyście" i uniwersalnie obowiązujących i nie odwołujących się do specjalnej sytuacji części prokuratorów z chwili wchodzenia w życie ustawy). Tym niemniej literalnie odczytując treść przepisu bynajmniej nie stwierdza on, że można z niego skorzystać tylko w pewnym ściśle oznaczonym przedziale dat. Ten przedział dat, owszem, koniec końców można postrzegać jako ograniczony ("od wejścia w życie nowej ustawy do czasu, aż ostatni prokurator będący wtedy w stanie spoczynku umrze, utraci prawo wykonywania zawodu lub powróci na swój wniosek do służby"), nie ma tu jednak ściśle określonej daty granicznej. Ani w tym przepisie, ani w żadnym innym nie jest stwierdzone, że art. 47 stosuje się tylko w dobrze znanym, z góry określonym przedziale dat. Tyle litera ustawy. W prawie zaś obowiązuje reguła, że gdy w słowach nie ma żadnej dwuznaczności, nie powinno się podnosić kwestii woli (celu ustawodawcy, czyli tzw. wykładni celowościowej): cum in verbis nulla ambiguitas est, non debet admitti voluntatis quaestio. Jest to zasada uczona wszystkich studentów prawa, wyryta na gmachu Sądu Najwyższego w Warszawie i zaliczająca się do zasad poprawnej wykładni prawa, potwierdzona też orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego (tzw. prymat wykładni językowej, zwanej też dosłowną albo literalną; zob. np. wyrok TK o sygn. K 25/99, s. 52-53 oraz uchwała pełnego składu Izby Cywilnej SN o sygnaturze III CZP 37/04, s. 8, akapit środkowy). Tymczasem zaś, jak słusznie podniósł jeden z prawników pokazanych w tym temacie w TV Republika, argumentacja z opinii prawnych wykorzystanych przez ministerstwo, próbujących dodać do przepisu datę graniczną (tzw. termin zawity), opiera się praktycznie wyłącznie na specyficznie odczytanych względach celowościowych (czy raczej: celowościowych i systemowych) – że więc ustawodawca "chciał poprzez te przepisy ustawy Prawo wprowadzające skompletować skład prokuratury w sensie obsady jej stanowisk" (z czego dalej wywodzi się, że to robi się "tylko na początku" i że to potem "zaraz się kończy"), a poza tym "są inne przepisy tworzące jeden wspólny system z art. 47 i wszystkie one są usytuowane w takim a nie innym miejscu, tj. w ustawie o specyficznym przeznaczeniu i w specyficznej relacji do ustawy głównej" (wykładnia systemowa) – i na odrzuceniu w imię tych dosyć wątpliwych czy neutralnych dywagacji (mających jakoby przemawiać za przyjęciem jedynie pewnego przedziału czasowego stosowalności art. 47) jasnej i klarownej wykładni językowej, która tutaj nie budzi żadnych wątpliwości, przy czym takie odrzucenie i takie preferencje w dziedzinie wykładni powszechnie uznaje się za niedopuszczalne. Doszło tutaj zatem do tzw., jak się to w praktyce prawa ładnie ujmuje, "obrazy przepisu". Odejście od nadrzędnych zasad poprawnego interpretowania prawa jest tutaj bowiem na tyle daleko idące, że nie ratuje sytuacji samo tylko powołanie się (w opinii Grzegorza Kucy, s. 5-6) na jeden wyrok TK i jeden wyrok SN (z niesłuszną zresztą apoteozą "woli prawodawcy" jako uzasadnieniem rozumowania SN) stwierdzające zgodnie, że "Zasady techniki prawodawczej" (obecnie stanowiące rozporządzenie) mają jakieś swoje znaczenie przy interpretowaniu prawa. Jeśli chodzi o ww. wolę prawodawcy to jest ona kluczowa nie ogólnie i uniwersalnie, lecz przede wszystkim w tzw. wykładni autentycznej (wykorzystującej oficjalne sejmowe teksty uzasadnienia ustaw), a ponadto próbuje się ją odczytać w tzw. wykładni celowościowej (czy ogólniej funkcjonalnej), przy czym mają one znaczenie drugorzędne, są stosowane tylko niekiedy i naprawdę tylko wtedy, gdy wykładnia dosłowna nie pozwala w pełni uchwycić sensu ustawy, gdy pozostawia co do czegoś uzasadnione wątpliwości, takie rzeczy mogą nabierać (i wtedy nabierają) znaczenia. A zatem w każdym razie błąd opinii prawnych użytych przez ministerstwo sprowadza się do uznania, że rozporządzenie Zasady Techniki Prawodawczej zawiera dyrektywy dotyczące interpretowania prawa najzupełniej nadrzędne: "wszystko musi realizować wytyczne, tj. w istocie jedynie zalecenia i dobre praktyki, z ZTP, a jeśli nie, to patrz pkt 1" – tj. w tym przypadku: "a jeśli nie, to trzeba wykombinować przy pomocy jakichś dodatkowych rzadziej używanych metod wykładni, jak taki przepis uzupełnić tak, by pasował do ZTP". Powyższy kuriozalny pomysł ma się nijak do powszechnie nauczanych zasad i tradycji, jest im obcy. Godne uwagi są także upublicznione w serwisie X słowa dra Michała Sopińskiego, których kluczowe fragmenty pozwolimy sobie tutaj zacytować:
Należy na koniec tej krytyki wskazać, że ustawa zna przykłady "przepisów materialnych", wcale nie dotyczących wyjątków i sytuacji przejściowych, które też tak jak i w tym wypadku umieszczone są w ustawie zatytułowanej "Przepisy wprowadzające" – przy czym ich ciągłego i nieograniczonego czasowo obowiązywania nikt jakoś dotąd nie kwestionował. Zalicza się do nich art. 8 ustawy Przepisy wprowadzające Kodeks karny, który penalizuje zbrodnię oddania osoby w stan niewolnictwa lub utrzymywania jej w tym stanie (od 3 do 20 lat więzienia). Czy zdaniem ministra Bodnara za takie przestępstwo nie ma obecnie przewidzianej kary? Gdyby przyjąć, że usytuowanie przepisu w ustawie Przepisy wprowadzające pozwala na tak daleko idące wnioski, jak to, że przepis musi po nadejściu jakiegoś jednego wyraźnie określonego terminu przestać być stosowalny, to karanie za ww. zbrodnie trzeba by uznać za przeżytek, który już dawno wyszedł z użycia (jako że ww. przepisy wprowadzające uchwalono w r. 1997). Stanowisko rządu odnośnie tego, kto kieruje Prokuraturą Krajową, budzi też i inne zastrzeżenia prawne. M. in. podnosi się, że w obecnej ustawie nie ma funkcji i nie ma sensu funkcja "pełniącego obowiązki Prokuratora Krajowego" (w szczególności, nie ma potrzeby jej istnienia, skoro kierownika tego zastępują w razie jego braku zastępcy prokuratora generalnego). Przede wszystkim jednak chodzi tu o to, że art. 47 przepisów wprowadzających Prawo o prokuraturze to nie jedyny przepis, który pozwalał prokuratorom wracać ze stanu spoczynku na swój wniosek. Podobne prawo dają też przez nikogo nie kwestionowane i "wieczyście" obowiązujące przepisy samej ustawy Prawo o prokuraturze, tj. jej art. 127 § 1 nakazujący stosować względem prokuratorów na zasadzie analogii m. in. art. 74 Prawa o ustroju sądów powszechnych. Jak sam ekspert ministerstwa stwierdza, jeśli nawet ktoś chciałby się z nim zgodzić, że po 4.5.2016 r. art. 47 przepisów wprowadzających nie obowiązywał, to "Po tym terminie, wnioski prokuratorów o powrót do służby powinny być rozpatrywane przez Prokuratora Generalnego na zasadach ogólnych, określonych w art. 127 § 1 ustawy Prawo o prokuraturze" (opinia Sławomira Patyry, s. 7, ostatnie zdanie). Taki powrót jest zatem możliwy także na podstawie przepisów ogólnych i w ramach ich wypełniania. Stwierdza to dobitniej jeszcze kolejny ekspert ministerstwa, Anna Rakowska (podobnie jak Sławomir Patyra nie ma ona na razie, mimo dodawania jej przedrostka "prof.", tytułu profesora nauk prawnych), gdyż na s. 4 jej opinii napisano: "Jak wspomniano, przepisy te [Prawa o ustroju sądów powszechnych], na podstawie art. 127 § 1 Prawa o prokuraturze stosuje się odpowiednio do prokuratorów. Oznacza to, że prokurator chcący powrócić do służby powinien zgłosić Prokuratorowi Generalnemu zamiar powrotu na stanowisko zajmowane poprzednio albo wniosek o wyznaczenie stanowiska równorzędnego, jeżeli powrót na stanowisko zajmowane poprzednio nie jest możliwy. Prokurator Generalny w terminie miesiąca wydaje w tej sprawie decyzję" (analogicznie stwierdzają § 1-2 kwestionowanego art. 47 ustawy Przepisy wprowadzające Prawo o prokuraturze). Wg przepisów ogólnych, czyli art. 127 prawa o prokuraturze i związanego z nim art. 74 pousp, powrót jest możliwy, "jeżeli ustały przyczyny będące podstawą przeniesienia w stan spoczynku", tym niemniej niekwestionowane jest, że jeśli prokurator przeszedł w stan spoczynku, bo po likwidacji Prokuratury Krajowej w 2010 r. podjął taką decyzję zamiast przejścia do innej jednostki, to takim ustaniem przyczyn może być zmiana zdania co do stanu spoczynku i zgłoszona Prokuratorowi Generalnemu wola dalszej służby czynnej (patrz np. słowa wiceministra sprawiedliwości przytoczone w artykule tvn24.pl: "Dzisiaj obowiązuje inny przepis, już w samych przepisach Prawo o prokuraturze. To jest atykuł 127, który reguluje powroty ze stanu spoczynku. Gdyby na tej podstawie, tego przepisu dzisiaj obowiązującego, prokurator Barski wrócił, mielibyśmy związane ręce" – tj.: "nie moglibyśmy go uznać za niepoprawnie przywróconego do służby czynnej"). Spór więc opiera się w istocie jedynie o zarzut, że w piśmie do Prokuratora Generalnego Dariusz Barski w 2022 powołał się na przepis ustawy "Przepisy wprowadzające" (art. 47), a nie ustawy "Prawo o prokuraturze" (art. 127). Tymczasem jednak zasadą w prawie jest, że błędne (np. naznaczone oczywistą omyłką w rodzaju przekręcenia kolejności cyfr lub podania większego o 1 nru przepisu) określenie przepisu, w oparciu o który się działa, nie pozbawia przysługującego danej osobie prawa. Jeśli by więc nawet przyznać rację Ministerstwu Sprawiedliwości, że art. 47 przepisów wprowadzających nie obowiązywał (co wydaje się poważnie błędne i niesłuszne), to tak czy inaczej na podstawie art. 127 Prawa o prokuraturze wniosek o powrót do służby czynnej należało rozpoznać decyzją i to zrobiono. Decyzja była po myśli wnioskodawcy. Jeśli by nawet błędnie oznaczała ona przepis, na podstawie którego ją wydano, to nie pozbawia to jej mocy, analogicznie jak błędne określenie np. kwalifikacji prawnej przestępstwa nie sprawia, że wyrok skazujący automatycznie nie istnieje i nie ma skutków prawnych. Liczne opinie krytyczne od fachowców w dziedzinie prawaZa niezgodne z prawem stanowisko ministra sprawiedliwości uznały: Ogólnopolskie Zrzeszenie Sędziów "Sędziowie RP" (patrz uchwała mówiąca o "rażącym naruszeniu prawa"), złożone z sędziów Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa (patrz uchwała), Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów "Ad Vocem" (patrz oświadczenie), wszyscy zastępcy prokuratura generalnego (jest ich 7; patrz artykuł tvn24.pl), a także 11 prokuratorów regionalnych wraz z 11 naczelnikami wydziałów zamiejscowych Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej (patrz oświadczenie), potem też ogólnie Zebranie Prokuratorów Prokuratury Krajowej (patrz artykuł; uchwałę podjęto większością głosów 44 do 1), stowarzyszenie Prawnicy dla Polski (patrz stanowisko), dr hab. Kamil Zaradkiewicz (dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, zasiadał też w SN; bardzo liczne wpisy w serwisie X, np. ten, ten, ten), sędzia TK prof. Mariusz Muszyński (patrz artykuł), szef Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury prok. Jacek Skała (patrz post, ponadto w innej wypowiedzi stwierdził, że opinie prawne, którymi posłużyło się Ministerstwo Sprawiedliwości, to "podżeganie do przestępstwa"), karnista prof. Jacek Potulski (patrz post w serwisie X oraz wypowiedź dla gazety; stwierdził m. in. "Nie przekonuje mnie interpretacja, w której przepisy wygasają bez podstawy normatywnej, jeśli wprost nie ma normy mówiącej o wygaśnięciu tych regulacji"), konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski (wskazał, że ustawa nie przewiduje prawa PG do unieważnienia decyzji o powrocie ze stanu spoczynku, sparafrazował też wiersz Tuwima "Lecz choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów, i każdy nie wiem jak się wytężał, to nie udźwigną, taki to ciężar", tym samym delikatnie i przemilczająco sugerując, że może tu w przypadku prorządowych prawników walczących z literalną wykładnią ustawy chodzić o te "kotlety", tj. napełnianie brzuchów, czyli o pieniądze; patrz artykuł), nadto konstytucjonalistka prof. Anna Łabno (patrz artykuł), dr hab. Jacek Zaleśny (patrz artykuł), prof. Genowefa Grabowska (patrz artykuł), prokurator wysoko postawionej Prokuratury Regionalnej w Gdańsku dr Michał Gabriel-Węglowski (patrz artykuł), dr Michał Sopiński – rektor Akademii Wymiaru Sprawiedliwości (patrz opinia), adw. dr Bartosz Lewandowski – rektor Collegium Intermarium (patrz wyjaśnienie i artykuł Ordo Iuris), Prezydent RP dr Andrzej Duda (patrz post w serwisie X). Ww. osoby powołują się przy tym m. in. na orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego na temat ustawy Przepisy wprowadzające Prawo o prokuraturze (wyrok z 22.3.2023, III OSK 4342/21 oraz z 24.9.2019 r., I OSK 2234/17), gdzie stwierdzono, że z wyjątkiem przypadków, gdy przepis wprost to stwierdza, przepisy Prawa o prokuraturze począwszy od art. 25 nie mają charakteru przejściowego i ich obowiązywanie nie jest ograniczone czasowo. Zastępcy prokuratora generalnego zapowiedzieli złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Adama Bodnara, jego nominata Jacka Bilewicza i innych osób. W szczególności jeden z tych zastępców, prok. Robert Hernand (mający 30-letni staż w prokuraturze, w tym 14-letni na stanowisku zastępcy Prokuratora Generalnego), twarzą w twarz w nagranej i opublikowanej w Internecie rozmowie z Adamem Bodnarem powiedział mu, przy milczącej aprobacie innych zastępców, że jego najnowsza decyzja jest bezprawna i "nosi znamiona popełnienia przestępstwa" (miał on tu niewątpliwie na myśli przestępstwo przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego na szkodę interesu publicznego lub prywatnego – art. 231 k.k.). Stanowisko ministra Bodnara w sprawie nieobowiązywania art. 47 ustawy Przepisy wprowadzające Prawo o prokuraturze poparli natomiast następujący prawnicy akademiccy (z tytułami dr hab.): 3 osoby przytoczone na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości (Sławomir Patyra, adw. Anna Rakowska-Trela, adw. Grzegorz Kuca, z tym, że dwie pierwsze z tych osób są powiązane z PO/SLD i startowały na stanowiska państwowe, a poza tym wszystkie te 3 osoby za swą wyraźnie ukierunkowaną na konkretny wniosek opinię wzięły pieniądze, zapewne niemałe, jak również występują tu adwokaci, a w tej profesji bodajże masowe jest niepłacenie podatku dochodowego i VAT w ramach układu z państwem na temat "wspierania" rządu w sprawach politycznych{{-patrz}}artykuł), Mirosław Wyrzykowski (dawny sędzia TK), adw. prof. Maciej Gutowski, prof. Jan Zimmermann (wg oko.press też była to opinia na zamówienie Bodnara), radca prawny prof. Marek Chmaj, prof. Andrzej Zoll. Niewątpliwie przynajmniej część z nich może mieć nadzieje objęcia ważnych stanowisk państwowych (np. Rzecznika Praw Obywatelskich czy sędziego TK) albo w instytucjach międzynarodowych – przykładowo Patyra trafił niedługo po publikacji opinii do rady nadzorczej PGE (patrz artykuł); tych, którzy nie pełnią jednocześnie zawodu adwokata lub radcy prawnego (podejrzanego o niepłacenie podatków w ramach prywatnego przedsiębiorstwa), czyli nie mają cechy potencjalnie kompromitującej ich niezależność, mamy tutaj 4. Ponadto spośród znanych postaci obeznanych z prawem, które nie są politykami ani doktorami nauk prawnych, teorię o "legalności" metod Bodnara wyraziła też przewodnicząca opozycyjnego względem Ziobry stowarzyszenia prokuratorów Lex Super Omnia. Poparcie wyraził także były prezes upolitycznionej Naczelnej Rady Adwokackiej, obecnie członek Trybunału Stanu z rekomendacji Koalicji Obywatelskiej adw. Przemysław Rosati, jak również będący adwokatem jeden z członków Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, a także radca prawny dr Marcin Wojewódka (patrz post w serwisie X), dr Kamil Stępniak w wywiadzie dla Gazety Wyborczej oraz prezes stowarzyszenia nazywającego się szumnie "Instytut Kontroli Praworządności" (adw. dr Witold Kabański) i należący do niego adw. Wilhelmsen. Spośród nich co najmniej Kabański sprawia wrażenie wytypowanego po nazwisku (np. przez skarbówkę), ponieważ odpowiada to nazwisku szefa kojarzącej się wielu z propagandą partyjną Rady Mediów Narodowych, tj. Czabańskiego (analogicznie dobrano też neo-sędziego Sądu Najwyższego z nazwiskiem opartym na podobnych głoskach, CZ-P-N, do m. in. nielegalnego rozpatrzenia protestu wyborczego Piotra Niżyńskiego podnoszącego argument odgórnego skoordynowanego sfałszowania wyników wyborów, co było ewidentne – omawialiśmy ten temat na xp.pl). Plan wymyślił Ziobro, a zrealizował Tusk?Szczegół dotyczący jednego z przytoczonych wyżej orzeczeń NSA potwierdzających tezę o bezprawności działań Bodnara wskazuje na to, że za całą tą sprawą stoi spisek sięgający czasów PiS-u. Mianowicie wyrok III OSK 4342/21 wydano dn. 22.3.2023 r., a jest to data symboliczna – memetyczna i "sybillińska" – kojarząca się mianowicie z samobójstwem Jana Pawła II (odpowiada mu data 2.2.2003, z poprawką +2 lata +2 miesiące, tj. z dwukrotnym dodaniem dwójki), którego data jest bardzo starym, przechrześcijańskim (czy wręcz protochrześcijańskim) memem. Dokładnie objaśniliśmy to w naszym pierwszym artykule o rzekomej epidemii (pod nagłówkiem o papieżach). Owa dosyć symboliczna i memetyczna data 22.3.2023 ("dwa-dwa-trzy dwa-[zero]-dwa-trzy"), będąca też m. in. rocznicą polskiej premiery procesorów Pentium (22.3.1993, czyli równo okrągłe 30 lat przed atakiem na prokuratora krajowego) i rocznicą zamordowania kolumbijskiego polityka Bernardo Jaramillo Ossa (22.3.1990), o której można poczytać na liście zabójstw politycznych sporządzonej przez Piotra Niżyńskiego, ma zatem konotację "samobójstwo papieża", "samobójczy gol". Stąd też, zważywszy na to, że ww. wyrok zapadł jeszcze za rządów PiS-u, można przypuszczać, że to już minister sprawiedliwości Ziobro wykrył nieco niezręczne usytuowanie problematycznego art. 47 właśnie w ustawie "Przepisy wprowadzające", zaś opracowanie jakiegoś sposobu na samokompromitację Platformy Obywatelskiej zaproponował zapewne sam papież. Chodziło w tym o to, by PO, która wygra wybory, zarazem zadbała też o to, by "wzmocnić lewą nogę", którą w tym przypadku miał być PiS, tj. wzmocnić konkurenta, z którym wprawdzie się w PO nie utożsamiają i którego nie popierają, ale którego dalszego istnienie i zajmowanie miejsca w kolejce po władzę uznaje się jako coś pożytecznego. W związku z tym obmyślono, że dobrze będzie odebrać PO nieco nimbu "praworządności", który wynika z problemów PiS-u z sądownictwem, ze sprawą m. in. tzw. neo-KRS, neo-sędziów, sędziów-dublerów w Trybunale Konstytucyjnym. W efekcie, choć PiS może jawić się jako partia o niskich standardach praworządności, źle pod tym względem oceniana w międzynarodowych instytucjach sądowniczych, PO z kolei może osobom odpowiednio zainteresowanym tymi sprawami kojarzyć się aż wręcz z przestępstwami politycznymi, w tym takimi sięgającymi samego premiera Donalda Tuska. I o to tu chodzi – o zrobienie na scenie politycznej miejsca także dla PiS-u, dla wszystkich rozczarowanych i rozgoryczonych nadużyciami władzy po stronie rządu Tuska. Dlaczego dalsze istnienie silnego PiS-u jest korzystne? Po pierwsze ponieważ jest to partia tak samo jak i PO (oraz Lewica i Trzecia Droga) zamieszana w aferę związaną ze śledzeniem i gnębieniem Piotra Niżyńskiego oraz remontowaniem nieruchomości (poumieszczano wszędzie drągi żelbetowe z chipami elektronicznymi w środku, które pozostają pod napięciem i moga grać dźwięki, tj. w praktyce specjalne radia podsłuchowe dla ofiar zdalnej inwigilacji). Po drugie, PiS ma być silny, bo być może jest plan, by teraz, w obliczu "skandalu" związanego z zamknięciem w więzieniu 2 byłych posłów, władzę jako następny (po koalicji KO-Lewica-TD) przejął znowu właśnie PiS i by następnie ostatecznie usankcjonował "prawo" do "abolicji indywidualnej na życzenie prezydenta", zupełnie uznaniowo orzekanej i skutkującą brakiem śledztw w sprawie nadużyć politycznych, w tym takich polegających na inwigilowaniu, prześladowaniu i gnębieniu człowieka, tj. na naruszaniu praw człowieka. Raz wprowadzona do ustawy Kodeks postępowania karnego "abolicja indywidualna" mogłaby być nie do usunięcia, gdyż Trybunał Konstytucyjny uchylałby przepisy uchylające odpowiednie nowe pisowskie zapisy Kodeksu postępowania karnego. Czyniłby to dlatego, ponieważ prawdopodobnie sędziowie właśnie na tym tle już od dziesięcioleci nie płacą podatków: po to, by później orzekać po myśli polityków, w tym zwłaszcza, co tam pewnie każdy wie, w kwestii rzekomo "gigantycznego" i "wszechobejmującego", "ściśle na gruncie samej tylko Konstytucji realizowanego" prawa łaski. Kolejną korzystną z punktu widzenia polityki konsekwencją decyzji rządu (oprócz samego "odbicia" Prokuratury Krajowej) jest to, że prowadzi ona do wytworzenia dodatkowej wymówki, dodatkowego wytłumaczenia dla niebrania przez prokuraturę w obronę Piotra Niżyńskiego, któremu wytoczono procesy polityczne i nieuczciwe sprawy karne w prokuraturach, przy czym często niesłuszność posądzeń lub formalnoprawna błędność oskarżenia jest dosyć ewidentna. Odtąd bierność rządu w tym temacie i nieodpowiadanie na apele o pomoc można będzie tłumaczyć tym, że Piotr Niżyński sam stawia się w roli przeciwnika rządu, skoro kieruje spółką xp.pl sp. z o. o., która poddaje bardzo surowej krytyce działania ministra sprawiedliwości i premiera i tym samym "dąży do stawienia w złym świetle" wszystkich sprzymierzonych obecnie koalicyjnych stronnictw politycznych. Gdyby zaś tego problemu i tych artykułów xp.pl sp. z o. o. (o przejęciu mediów publicznych, o przejęciu stanowiska Prokuratora Krajowego) nie było, trudno byłoby wyjaśnić ten brak pomocy i na popularności mogłaby wobec tego zyskiwać teza, że jest to spowodowane tym, że po prostu rząd jest skryminalizowany, dopuszcza się godzącej w prawa człowieka Piotra Niżyńskiego przestępczości podsłuchowej w instytucjach w rodzaju ministerstwo (m. in. zdalne wykradanie ekranu komputera) i że może to właśnie ci politycy, którzy teraz rządzą, tacy jak np. Donald Tusk, odpowiadają za wrabianie Niżyńskiego w trybie kryminalnym. A zatem obecne posunięcia dają wygodną wymówkę pozwalającą uniknąć takich konkluzji. Być może chodzi tu też o to, żeby podgrzewać spór europejski o praworządność w Polsce, gdyż jest on na rękę aferałom zamieszanym w podsłuch telewizyjny przeciwko Piotrowi Niżyńskiemu. Gdyby kiedyś udało się rozpocząć ściganie związanych z tym przestępstw podsłuchowych, wymagałoby to dla skuteczności reformy sądownictwa, gdyż bodajże samo jest ono mocno (swoim personelem) zamieszane w tę aferę, jak również w niepłacenie podatków w zamian za "politycznie poprawne" orzekanie. Ewentualna zas reforma sądownictwa prowadząca do jego oczyszczenia i należytego osądzenia tej sprawy (analogicznie też reforma prokuratury) mogłaby napotkać opór ze strony instytucji europejskich, takich, jak w szczególności Trybunał Sprawiedliwości UE i Europejski Trybunał Praw Człowieka (prawdopodobnie również niepłacące podatków w zamian za politycznie poprawne orzekanie; w każdym razie siedziby tych instytucji wyremontowano i umożliwiono w nich sterowanie myślami za pomocą przekazu podprogowego szeptanego i torturowanie ludzi dźwiękiem, czyli po prostu zdalne emitowanie dźwięków na zasadzie podsłuchowego radia, którym zarządzają operatorzy podsłuchów radarowych radiolokacyjnych). Jeszcze jednym potencjalnym uzasadnieniem tej kuriozalnej sytuacji jest spodziewana chęć odwrócenia uwagi od naruszenia praworządności w sprawie mediów publicznych, nawet bardziej niż tutaj ewidentnego i mniej popartego przez środowiska uczelniane; kompromitującego i stanowiącego przekroczenie uprawnień. Trudno w szczególności brać w obronę sprzeczne z ustawą przejęcie PAP przez koalicję rządzącą, co nie ma przecież nic wspólnego z dywagacjami o tym, jak to Rada Mediów Narodowych pozbawiła kompetencji Krajową Radę Radiofonii i Telewizyjni (ta bowiem nigdy nie była decyzyjna w sprawie PAP-u), zaś nawet i odnośnie przejęcia Telewizji Polskiej w aspekcie wyroku Trybunału Konstytucyjnego (także nielegalnego, lecz jest to już nie dla każdego tak oczywiste) ostatnio kompromitujący cios zadał po pierwsze sąd rejestrowy odmawiając wpisu nowych władz i stwierdzając, że Rada Mediów Narodowych nadal może je powoływać, oraz po drugie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która dn. 10.1 wydała uchwałę popierającą decyzję Rady Mediów Narodowych o ustanowieniu Michała Adamczyka prezesem TVP S.A. Uchwała ta niewątpliwie powinna trafić do akt postępowania rejestrowego dotyczącego prezesury Adamczyka (choć czy do tego dojdzie, można powątpiewać zważywszy na jego samego ostatnio dosyć ustępliwą postawę, w szczególności opuszczenie budynku TVP, w którym dotąd przebywał). Sytuacja w sprawie mediów publicznych jest wobec tego w dużej mierze oczywista z legalistycznego punktu widzenia i tak kompromitująca, że aż trzeba z punktu widzenia Public Relations rządu znaleźć zastępczy spór prawny, by odwrócić nim od niej wzrok i by stworzyć wrażenie istnienia ogólnie różnych "niejasności", różnic zdań w dziedzinie prawa i sporego znaczenia rzekomo "subtelności prawniczych, na których zwykli ludzie bez zawodu prawnego się nie mogą znać i o których nie powinni się wypowiadać kategorycznie". Tak czy inaczej sprawa ta wygląda z przytoczonego już wyżej powodu na spisek w sprawie specjalnego teatru politycznego prowadzącego do powstania niemalże "neo-prokuratorów", obok neo-sędziów i sędziów-dublerów TK, by wraz ze sprawą bezprawnego ataku na media publiczne dać odpowiednim środowiskom (np. prezydent, PiS, TV Republika) argumenty do prowadzenia propagandy przeciwko rządowi. Środowiska te dążą zresztą do wkomponowania w ten obraz "ciągłego łamania zasad praworządności przez obóz Tuska" także sprawy wykonania kary orzeczonej wobec 2 niepoprawnie ułaskawionych posłów (pamiętajmy, że immunitet nie chroni posła przed wykonaniem kary więzienia – art. 10 ust. 8 odpowiedniej ustawy) – i być może o to właśnie przede wszystkim chodzi: o dodatkowe podbudowanie mitu o "deptaniu prawa", jakim rzekomo było owo nieuwzględnienie przez sąd decyzji prezydenta z 2015 r. (jako coś "do kompletu" z innymi bulwersującymi sprawami). Dodatkową wskazówką na spiskowy charakter sprawy, na występującą tutaj współpracę między rzekomo zajadle zwalczającymi się obozami PiS i PO (zob. nasz artykuł o tej rzekomej wrogości, a w rzeczywistości – wspólnym ich pochodzeniu), są numery przepisów: dziwnym trafem kluczowe przepisy, o których była mowa w tym artykule, mają nry 74 i 47 (odpowiednio w Prawie o ustroju sądów powszechnych i Przepisach wprowadzających ustawę Prawo o prokuraturze), czyli jeden numer jest w odwrotnej kolejności zapisanym drugim: te same cyfry, tylko w różnej kolejności zapisane. Jest to przy tym symbolika sybillińsko-biblijna, mianowicie 74 jest to symbol kojarzony m. in. z mieszkaniem, domem, zwłaszcza takim złym i dręczącym człowieka dźwiękami, a więc podsłuchowym (74 to numer mieszkania Piotra Niżyńskiego z dzieciństwa); 47 to w tej symbolice przeciwieństwo tego problemu czy też symbol jego rozwiązania. Godzi się tu w nawiązaniu do tego odnotować na marginesie, że jakkolwiek prok. Hernand i jego zwolennicy oraz minister Bodnar mogą się nie lubić, podobnie jak PO i PiS, to jedno najwyraźniej ich łączy – krycie i wspomaganie afery remontowej, czyli tego, że nieruchomości masowo wyremontowano tak, że mogą one grać dźwięki, dręczyć ludzi i podprogowo nimi manipulować. Tu się nic nie zmienia i zmienić "nie ma prawa", nie jest to też w żaden sposób ścigane. Ponadto, nie tylko drugi z przytoczonych wyroków NSA ma ustawioną datę. Ma ją też pierwszy z nich – 24.9 jest to dzień przed urodzinami Piotra Niżyńskiego (sugestia: "i dlatego Niżyński ma swoje święto [tj. premier i jego minister są pogrążeni]", następowanie jednego po drugim budzi bowiem skojarzenia z wynikaniem), a zarazem jest to rocznica hidżry Mahometa (ucieczki z Mekki do Medyny), co brzmi jak ironizowanie w stylu "już to widzę, jak ktoś od tego wyroku zmieni zdanie!" (czemu symbolicznie odpowiada tutaj zmiana miejsca zamieszkania, "przenosiny" intelektualne). Jeśli komuś nie wystarczają powyższe argumenty, by uwierzyć, że sprawę specjalnie zaplanował prawdopodobnie sam Zbigniew Ziobro, może nawet na zlecenie premiera, to można tu jeszcze przywołać na pomoc (wprawdzie bez odwoływania się do szczegółowych wyliczeń) zwykły rachunek prawdopodobieństwa. Nie jest bowiem tak, że opinie prawne podnoszone przez ministerstwo nie mają zupełnie żadnych argumentów na swoją obronę i są całkowicie z palca wyssane. Tymczasem zaś prawdopodobieństwo trafienia się czegoś takiego w ustawie, tj. takiej okazji do podważania działań poprzednika, jest co do zasady bardzo nikłe, tym bardziej, że ustawy są redagowane przez profesjonalnych legislatorów (prawników po aplikacji legislacyjnej), którzy niewątpliwie znają wszystkie istotne zasady, w tym przytoczone w opiniach rozporządzenie "Zasady techniki prawodawczej". To by się po prostu tak nie ułożyło, a gdyby nawet się tak ułożyło, co jest skrajnie nieprawdopodobne, to nie odkryto by tego tak natychmiast po objęciu władzy i w bezpośrednim sąsiedztwie nielegalnych działań względem mediów publicznych oraz dodatkowo w bliskim sąsiedztwie również budzących pewne kontrowersje i wywołujących spore emocje wśród polityków decyzji sądu rejonowego co do 2 niepoprawnie ułaskawionych posłów. Kolejną jeszcze poszlaką na zakulisowe machinacje i prawdopodobnie spisek w tej sprawie, wskazującą już teraz wyraźnie na prowodyra całej imprezy w postaci papieża, jest podjęcie działań przez ministra akurat w bliskości daty 25.1, która jest datą "tradycyjnej audiencji" dla pracowników Roty Rzymskiej (występują tu w inicjałach 2 litery RR, które występują też w słowie "prokuratura"), "z okazji inauguracji kolejnego roku sądowniczego", z czym szły następnie w parze odpowiednio nagłośnione słowa papieża, brzmiące jak jakieś pouczenie prawne odnoszące się także aluzyjnie do sytuacji w Polsce – przy czym notabene już uprzednio dostosowano pod te papieskie pouczenia wypowiedzi znanego i często pokazywanego komentatora spraw polityczno-prawnych, prof. dra hab. Ryszarda Piotrowskiego. Prawnik ten wskazywał, że niezależnie od tego, czy przyznaje się rządowi rację w sporze o obowiązywanie czy też stosowalność art. 47 Prawa o prokuraturze po maju 2016 r. i co za tym idzie o to, czy Dariusz Barski powrócił do służby czynnej, tak czy inaczej Dariusz Barski został skutecznie powołany na stanowisko Prokuratora Krajowego. (Analogicznie też wspomniany przez nas prokurator dr Michał Gabriel-Węglowski pisał (w artykule dla Prawo.pl, że "Prawo o prokuraturze nie podaje żadnych kryteriów dla powołania na stanowisko Prokuratora Krajowego, nie wskazuje nawet, że w momencie powołania musi być to prokurator w służbie czynnej".) Charakterystyczne zresztą, że ww. prawnik przyjął strategię dosyć skromnego komentowania tego tematu, skupiającą się właśnie na tym temacie i na ograniczaniu się do powiedzenia "to tylko moje zdanie", za to bez zdecydowanej otwartej krytyki swoich oponentów jako odchodzących od różnych fundamentalnych zasad, o co tutaj sprawa poniekąd "aż się prosi" (przecież gdy funkcjonują w obiegu różne poglądy prawne, to rozstrzyga się między nimi nie na zasadzie powiedzenia, że "moim zdaniem jest tak-a-tak" i na tym koniec, czyli poprzez zaznaczenie swojego miejsca na planie sporu, tylko poprzez odwołanie się do jakichś rzeczy nadrzędnych, powszechnie akceptowanych, tj. np. fundamentów cywilizacyjnych, szeroko zaaprobowanego orzecznictwa; tutaj pokonanie na takim gruncie opinii prawnych ministerstwa jest jak pokazaliśmy dosyć nietrudne). W każdym zaś razie zwraca tu uwagę np. zacytowanie przez prof. Piotrowskiego Ewangelii w jednym ze styczniowych wywiadów (patrz strona www RMF FM, od chwili 10:16), nieco może w duchu dekonspiratorstwa zastosowane, bo niezbyt tutaj kluczowe i wyjaśniające (może to rzecz uzgodniona z prowadzącym?...). Krótko mówiąc, być może po prostu wiedział on o tym drobnym spisku i podpowiedziano mu z góry (z prośbą o zachowanie tajemnicy), jak temat skomentować (ewentualnie zaś może wpłynięto na niego przekazem podprogowym). I oto teraz, po tej całej jego nagłośnionej krytyce (że powołanie właściwie to zawsze jest skuteczne i można co najwyżej odwołać; że zawsze usunięcie z faktycznie zajmowanego urzędu Prokuratora Krajowego musi być w formie odwołania), "pouczeniem" w tej sprawie i swoistą "odpowiedzią" na takie poglądy mógł być publiczny "występ" papieża, nigdy we wcześniejszych latach przy takiej okazji (tj. z okazji "inauguracji kolejnego roku sądowniczego" dn. 25.1) nie mający miejsca; oczywiście tylko aluzyjnie mogący dotykać tematu polskiej prokuratury. Papież bowiem, co nagłośniono jako główny artykuł Vatican News (informowały też o tym polskie portale), nauczał przy tej okazji na temat orzekania nieważności małżeństw, co oczywiście w Kościele jak najbardziej jest praktykowane i uznawane. Jak wiadomo chodzi o to, że w Kościele, przy zachowaniu zasady, że rozwodów nie ma, uznaje się za możliwą sytuację, że małżeństwo było od początku nieważne, w związku z czym co najwyżej stwierdza się jego nieważność ab initio, natomiast nie ma potrzeby żadnego "rozwiązania" małżeństwa, żadnego "rozwodu". Odnośny artykuł jest pod adresem https://www.vaticannews.va/pl/papiez/news/2024-01/papiez-do-roty-rzymskiej-rozeznawanie-dokonuje-sie-na-kolanach.html (patrz też kopia archiwalna), a reklamowanie go jako głównego tematu dnia na stronie głównej Vatican News można zobaczyć na jej kopii archiwalnej z 25.1.2024 r. Owe wypowiedzi papieża była to więc jak gdyby aluzja i ustosunkowanie się do teorii głoszącej, że "nie może być żadnej nieważności powołania już z góry od początku" i że "skoro ktoś pełnił faktycznie urząd [odpowiednik tutaj: zachowywał się jak małżonek], to usunąć go można tylko w trybie odwołania". "Panie Piotrowski, to, co Pan mówi, to nie po katolicku!", zdaje się ripostować papież (przy czym "po katolicku" postępującą partią jest tutaj PO i minister Bodnar, którego ona zarekomendowała do Senatu). Charakterystyczna są tu przede wszystkim – trafnie występujące, a co do zasady mało prawdopodobne – trzy rzeczy: po pierwsze bliskość daty (Bodnar wręczył Barskiemu dokument kwestionujący jego stanowisko dn. 12.1, a papież przemówił równo "pechowe" 13 dni później), po drugie przytrafienie się 2 liter RR w obu kluczowych nazwach instytucji prawnych (watykańskiej i polskiej), a także (po trzecie) możliwość wykorzystania znanego tematu kościelnego, będącego swoistym "haczykiem prawnym" stosowanym przeciwko prostym i jasnym nauczaniom Chrystusa. Wniosek z tego taki, że cała ta sprawa (być może też w ogóle do kompletu ze sprawą TVP oraz aresztowania 2 posłów) była zapewne spiskiem właśnie na prośbę papieża zorganizowanym w polityce, a to m. in. w celu wspomnianego tu już wcześniej "wzmocnienia lewej nogi" reprezentowanej w tym przypadku przez PiS (który być może tym razem na długo stracił władzę i ma szansę już nigdy do niej nie powrócić) – przy czym temat sprawy wytypowano przy okazji projektowania ustawy Prawo o prokuraturze zapewne po prostu poprzez sprawdzenie tematu art. 74 w Prawie o ustroju sądów powszechnych (charakterystyczny numer 74, znany ezoterycznie symbol sybillińsko-biblijny) – którym okazała się właśnie kwestia powrotu ze stanu spoczynku. Abstrahując tu już od kwestii znajomości ww. symbolu 74, pewnie nie tak szeroko występującej wśród polskich polityków, po prostu samo przypadkowe współzajście aż 3 sprzyjających udanej aluzji prasowej w Vatican News okoliczności (patrz ww. "trzy rzeczy") jest bardzo bardzo nieprawdopodobne, stąd też konkluzja o zainspirowaniu tej sprawy przez papieża. W szczególności, nikt normalny nie mógł mieć świadomości tego, że okolice połowy stycznia dobrze nadają się do tego typu akcji i że w styczniu ma miejsce jakaś "tradycyjna audiencja" w związku z "inauguracją nowego roku sądowniczego" w Watykanie. W kwestii papieskiego i sybillińskiego pochodzenia koncepcji władzy 2 głównych partii w Polsce raz jeszcze polecamy nasz wcześniejszy artykuł na ten temat. Perspektywy i następstwaNiezależnie od podjętych ostatnio działań rząd zamierza uniezależnić prokuraturę od Ministerstwa Sprawiedliwości poprzez wprowadzenie do ustaw innego niż minister, specjalnie wybieranego Prokuratora Generalnego. W praktyce jest to zrzucenie z rządu odpowiedzialności za elementarną praworządność, jaką w dziedzinie prawa publicznego jest prowadzenie śledztw czy ogólniej ściganie czynów zabronionych. W przyszłości będzie to pozostawione na pastwę rozpowszechnionego bodajże w tej instytucji układu korupcyjnego prokuratorów z fiskusem, w wyniku którego liczni prokuratorzy mają nieopłacony podatek dochodowy i zamiast tego zagarniają go "do kieszeni" (w zamian za "polityczną poprawność" orzekania, czyli prorządowość i sprzyjanie niezgodnym z prawem i nieraz wręcz naruszającym prawa człowieka celom politycznym premiera, zwłaszcza zaś brak śledztwa w sprawie złego stanu mediów i sądownictwa oraz śledzenia i prześladowania Piotra Niżyńskiego, jak również innych osób przez bodajże specjalną podsłuchową komórkę telewizji publicznej i przestępców stowarzyszonych). Rząd (np. premier i jego kancelaria oraz biuro poselskie, podobnie też minister sprawiedliwości) oficjalnie będzie umywał ręce w kwestii śledztw, niechętnie kierunkował w tę stronę swoją uwagę, przy jednoczesnym zachowaniu wpływu na prokuraturę za pomocą nielegalnych środków nacisku (co ciekawe, istnieje możliwość przeprowadzenia dochodzenia i wniesienia do sądu aktu oskarżenia przez urząd skarbowy – art. 155 § 4 k.k.s. – choć, jakkolwiek jest to bardzo często stosowane i urzędy mają doświadczenie w ściganiu spraw karnoskarbowych, w tym przed sądami, to wg obecnego prawa nie stosuje się tego do spraw przeciwko m. in. prokuratorom; dopiero po drobnej korekcie prawa istniałaby możliwość "zewnętrznego" wytoczenia jakiejś jednostce prokuratury sprawy karnoskarbowej). Na koniec informujemy, że jak podaje portal wpolityce.pl (patrz artykuł) Trybunał Konstytucyjny w osobie Krystyny Pawłowicz na wniosek Dariusza Barskiego wydał – w iście błyskawicznym tempie – postanowienie o zabezpieczeniu przeciwstawiające się omówionym w tym artykule zmianom wprowadzanym przez rząd. Rzecz w tym, że jak już wskazywaliśmy w artykule o nielegalnym przejęciu mediów publicznych tego rodzaju polecenia dotyczące polityki nie powinny być automatycznie uznawane za wiążące, bo – w mojej opinii – nie taka jest rola ustrojowa Trybunału Konstytucyjnego (bieżące dyrygowanie działaniami władzy wykonawczej bez ściśle zakreślonego zakresu takich kompetencji władczych; wprawdzie niby to się zdarza tylko czasami i tylko na wniosek jakiejś osoby, ale zaraz pojawią się głosy, że skoro jest postanowienie Trybunału, to "mocą Konstytucji" wszystkim organom państwa nie pozostaje już nic, jak tylko się mu podporządkowywać jak obowiązującemu prawu, i nie można nawet wnikać, czy ktoś w ogóle złożył uprzednio jakiś wniosek, czy też Trybunał zgoła bezprawnie zadziałał w trybie suo moto, tj. z własnej inicjatywy – bo rzekomo "nikt nie może oceniać skuteczności i legalności orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego": a zatem w praktyce Trybunał byłby wg zwolenników jego stanowiska w tym temacie ograniczony tylko co najwyżej własnym wyczuciem przyzwoitości, w praktyce mając rzekomo uprawnienia pozwalające mu na wspomniane wyżej "bieżące dyrygowanie działaniami władzy wykonawczej bez ściśle zakreślonego zakresu takich kompetencji władczych"). Zacytujmy ww. artykuł xp.pl (drugi akapit pod nagłówkiem "Liczne nieprzychylne opinie prasy i autorytetów w cieniu najwyraźniej odgórnie podyktowanej prorządowej postawy prasy"):
Należy przy tym zauważyć, że wprawdzie art. 33 ustawy o organizacji i trybie postępowania przed TK wymienia rodzaje władczych (tj. wywierających powszechne skutki, mogących dotyczyć także osób nie będących stroną postępowania przed TK) rozstrzygnięć TK w sposób niekompletny, gdyż katalog ten jest uzupełniony przez inny jeszcze przepis: art. 79 (prawo do wydania postanowienia tymczasowego o zawieszeniu lub wstrzymaniu wykonania orzeczenia w sprawie, której dotyczy skarga konstytucyjna), tym niemniej analogiczna sytuacja w odniesieniu do katalogu źródeł prawa występuje w Konstytucji RP. Źródła prawa w Polsce są wymienione w art. 87 Konstytucji, przy czym – podobnie jak właśnie w przypadku ustawy o Trybunale – przyjmuje się w nauce prawa, że tamtejszy katalog nie jest kompletny (patrz np. wyrok TK z 28.6.2000 r., K 25/99, s. 32, ostatni akapit); Konstytucja jeszcze w innych przepisach, a mianowicie np. art. 234 (rozporządzenia z mocą ustawy Prezydenta RP wydawane w stanie wojennym) czy nawet art. 9 (w zakresie, w jakim wynika z niego potrzeba uwzględniania zwyczai i zasad prawa międzynarodowego), wprowadza określone dodatkowe źródła prawa. Tym niemniej jak ustaliło 3 biegłych specjalistów z dziedziny prawa powołanych przez TK do oceny tej kwestii i jak w konsekwencji tego przyjął TK w ww. wyroku (s. 32), Konstytucja (a zatem m. in. jej litera, konstrukcja poszczególnych przepisów, w tym zwłaszcza ww. 87, a także cel tych regulacji) "domyka" kwestię tego, jakie są źródła prawa w Polsce. Analogicznie, bo sytuacja pod względem tego, jakie są przepisy, jest analogiczna, należy jednak rozstrzygnąć kwestię tego, czy sama ustawa o organizacji i trybie postępowania przed TK, "trzon" tej ustawy (tj. ta jej część, do której odwołuje się art. 36; to, co pozostaje, jeśli na razie zamknąć oczy na odesłania do Kodeksu postępowania cywilnego w art. 36) w sposób zupełny wylicza rodzaje władczych rozstrzygnięć TK. Wydaje się, że należy zdecydowanie uznać, iż jest to przez samą tę ustawę już załatwione i co za tym idzie z odesłania do Kodeksu postępowania cywilnego (które, jak głosi art. 36, obowiązuje jedynie "w zakresie nieuregulowanym w ustawie") nie można wnioskować o prawie do wydawania dodatkowo jeszcze "postanowień o udzieleniu zabezpieczenia" (i to w dodatku mogącego wydawać wiążące rozkazy praktycznie każdemu organowi państwa). Na pewno zaś powyższe nie stanowi jakiejś "niedopuszczalnej" teorii prawnej, takiej, której nikt rozsądny przyjmować nie może. Argumentację powyższą mogę tutaj jeszcze uzupełnić o następujące uwagi. W ramach postępowania cywilnego wyróżnia się postępowanie rozpoznawcze (przepisy ustawy Kodeks postępowania cywilnego pod nagłówkiem "Część pierwsza"), zabezpieczające ("Część druga") i egzekucyjne ("Część trzecia"). Jest oczywiste, że ponieważ sprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym mają swoją własną specyfikę, w tym przede wszystkim sąd ten nie zajmuje się rzeczywistym egzekwowaniem konkretnych roszczeń (czy "dążeń prawnych" stron) ani wprost, ani nawet nie jest tą kwestią zainteresowany (wg Konstytucji to prezydent czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji – tak głosi art. 126 ust. 2 – podczas gdy Trybunał Konstytucyjny nie ma tej funkcji: wyrokuje, ale w przeciwieństwie do sądownictwa cywilnego nie zajmuje się zapewnianiem wykonania wyroku w sensie wdrażania poczynionych w nim ustaleń prawnych), to w efekcie nie wszystkie powyższe rodzaje postępowań przynależących do postępowania cywilnego mają w ogóle swój odpowiednik przed Trybunałem. A zatem chociaż ustawa o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym odsyła w art. 36 do Kodeksu postępowania cywilnego (aczkolwiek i tak, zauważmy, wg treści tego przepisu robi to tylko "w zakresie nieuregulowanym" tą ustawą, czyli np. kwestia tego, o czym w ogóle może orzekać Trybunał, czym się zajmuje, jest już i tak rozstrzygnięta przez wspomniany art. 33 i nie może być w efekcie odniesień do KPC odmiennie ukształtowana), to przykładowo nie oznacza to, że w postępowaniu przed Trybunałem Konstytucyjnym jest jakieś postępowanie egzekucyjne (czyli w praktyce: postępowanie prowadzone przez komornika, obejmujące czynności takie jak np. wejście do lokalu czy licytacja rzeczy, postępowanie, w ramach którego można też poskarżyć się na niego do sądu). Tych przepisów po prostu się, zupełnie "bezczelnie", nie stosuje. Nie ma po prostu pola do ich zastosowania "odpowiedniego", "analogicznego" (czyli takiego, jakie wynika z różnic między TK a sądownictwem cywilnym). Nikt też tego neguje, żaden prawnik, że one nie wchodzą w grę w sprawach przed Trybunałem Konstytucyjnym. To samo dotyczy jednak także postępowania zabezpieczającego (a to właśnie w oparciu o przepisy o postępowaniu zabezpieczającym Trybunał zaczął wydawać swoje wątpliwe prawnie orzeczenia "rozkazujące"). Jak można przeczytać w internetowym serwisie LEX, "celem postępowania zabezpieczającego jest stworzenie dogodnych warunków dla prowadzenia w przyszłości egzekucji należności pieniężnej lub obowiązku o charakterze niepieniężnym. Zabezpieczenie jest dokonywane, jeżeli brak zabezpieczenia mógłby utrudnić lub udaremnić egzekucję" (patrz publikacja). Skoro Trybunał Konstytucyjny nie ma nic wspólnego z postępowaniem egzekucyjnym ani nie jest wg Konstytucji organem czuwającym nad jej przestrzeganiem, tj. nie troszczy się, by zasady wynikające z Konstytucji były urzeczywistniane i wdrażane, lecz jest jedynie sądem prawa, rozstrzyga kwestie prawne dotyczące zgodności przepisów z TK (nie może też dodać żadnego przepisu czy nakazu, a jedynie je usunąć), to logiczne wydaje się wykluczenie także postępowania zabezpieczającego – które jest swoistą przygrywką do postępowania egzekucyjnego, już tu wcześniej przez nas (i przez każdego prawnika) wykluczonego w odniesieniu do TK – i uznanie, że odesłanie do KPC zawarte w art. 36 ustawy należy odnosić tylko do przepisów o postępowaniu rozpoznawczym (czyli tym "właściwym" postępowaniu sądowym, tym, które zmierza do wydania wyroku lub innego ostatecznego rozstrzygnięcia merytorycznego zaprezentowanego sądowi sporu). A zatem tylko w tym zakresie, czyli w zakresie części pierwszej Kodeksu postępowania cywilnego, uzasadnione jest stosowanie przez analogię przepisów dotyczących spraw cywilnych. Prawo wprawdzie nie stwierdza wprost, że stosuje się tylko tę pierwszą część z kodeksu, ale wynika to w dosyć oczywisty sposób ze specyfiki spraw przed Trybunałem Konstytucyjnym i pozycji ustrojowej tego organu, która bynajmniej nie jest pozycją monarchy absolutnego. O tym, że możliwość stosowania przepisów o postępowaniu zabezpieczającym w sprawach zawisłych przed TK jest wątpliwa, pisała np. prof. Katarzyna Bilewska w opinii prawnej aprobującej likwidację spółek państwowego radia i TV (pkt 47 na s. 7), a ponadto możliwość tę wyraźnie negowali wspomniani tu wyżej jako prorządowi sędzia TK w stanie spoczynku prof. Andrzej Zoll oraz konstytucjonalistka prof. Anna Rakowska (patrz artykuł z ich wypowiedziami). Widać więc w każdym razie, że uprawnienie Trybunału Konstytucyjnego do wydawania postanowień w trybie postępowania zabezpieczającego jest, lekko mówiąc, co najmniej wątpliwe. Jest to co najmniej bardzo dyskusyjne, czy w aż takim zakresie wdrażać należy przepisy Kodeksu postępowania cywilnego, skoro dla przykładu przepisów o postępowaniu egzekucyjnym się w ogóle nie stosuje, zaś pozycja ustrojowa TK jest taka, jaka jest. Skoro zaś istnieje tutaj pole do wątpliwości, to właściwe rozstrzygnięcie jest takie, że nie wolno domniemywać kompetencji organu władzy publicznej, gdy nie są one stwierdzone w sposób wyraźny i jednoznaczny. Tak też uznał sam TK np. w uchwale z 10 maja 1994 r., sygnatura W 7/94 (patrz treść orzeczenia w Internecie):
Dodajmy, że w dotyczącej Barskiego sprawie Trybunał orzekając (patrz treść postanowienia) oparł się także o art. 79 ustawy przewidujący prawo Trybunału do wydania postanowienia tymczasowego o zawieszeniu lub wstrzymaniu orzeczenia organu państwowego. Do tego organ ten generalnie ma prawo. Rzecz w tym, że (abstrahując tu już od tego, czy decyzję Prezesa Rady Ministrów można uznać za ostateczną i tym samym otwierającą drogę do skargi konstytucyjnej, bo to już ocenia TK) treść "postanowienia tymczasowego", które wydał Trybunał, daleko wykracza poza ww. uprawnienie. Powołano się tam bowiem na przepisy Kodeksu postępowania cywilnego o zabezpieczeniu (art. 755) i orzeczono ogólnie "nakaz powstrzymania się od jakichkolwiek działań" przeciwko Barskiemu (pkt 1) oraz "zakaz podejmowania czynności i działań" właściwych dla Prokuratora Krajowego przez Jacka Bilewicza, nominata ministra Bodnara (pkt 3). Jedynie pkt 2 postanowienia ma charakter postanowienia tymczasowego określonego w art. 79 ustawy, tj. wstrzymuje wykonanie decyzji premiera, i wg bronionej wyżej tezy tylko on ewentualnie może być uznany za legalny, jeśli nie ma ku temu przeciwwskazań takich jak niewłaściwa obsada TK (którą jako argument podnosi Adam Bodnar). Czytelnik może zastanawia się, dlaczego w takim razie TK przyjmuje dla siebie rolę, której przyjmować (jak tutaj przekonujemy) nie powinien. Otóż jest to swoisty aktywizm polityczny sędziów. Takim przejawem aktywizmu sędziów i ich zażartej walki o politykę jest np. to, że w sytuacji, gdy wielu po 5 lat czeka na wyrok, pan Barski złożył swą skargę konstytucyjną dn. 15.1.2024 r. na biurze podawczym (w kancelarii) Trybunału i jeszcze tego samego dnia uzyskał pożądane rozstrzygnięcie tymczasowe, ba, jego skan jeszcze tego samego dnia został opublikowany na X przez członka Rady Ministrów, co oznacza, że postanowienie nawet zdążono odebrać na papierze tego samego dnia. Jest to szybkość iście zawrotna i w historii sądownictwa konstytucyjnego całkowicie niespotykana, a nawet i w zwykłym sądownictwie powszechnym występująca jedynie wyjątkowo w niektórych ściśle wskazanych w ustawie przypadkach (w sprawach wnoszonych prywatnie zupełnie niespotykana). Do czego zmierza ten aktywizm i co nim powoduje? Cóż, najwyraźniej politycy i sędziowie starają się, by nie wszystko było w rękach demokratycznie wybranych polityków, by istniały dla nich hamulce niemalże nie do przeskoczenia pochodzące z instytucji sądowniczych (w domyśle: skorumpowanych, skryminalizowanych podsłuchowo, z grającymi specjalne haniebnie wyremontowanymi nieruchomościami), które to hamulce w razie potrzeby pozwolą uniknąć niepożądanych rozliczeń. Przykładowo, Trybunał w takim właśnie trybie mógłby próbować narzucić umarzanie spraw kryminalnych, spraw przeciwko różnego rodzaju politycznej przestępczości zorganizowanej, decyzją prezydenta. Analogicznie też byłoby możliwe efektywne rzucanie kłód pod nogi w bardzo wielu innych sprawach, np. w kwestii naprawy wymiaru sprawiedliwości, który obecnie jest pogrążony w korupcji i kryminalizacji. Jedną z metod jest poleganie na Trybunale Konstytucyjnym, inną – na sądach europejskich o wątpliwej bezstronności w kwestii zakulisowej przestępczości podsłuchowej, budowlanej itp., sądach być może zawisłych politycznie i zamieszanych w niepłacenie podatków. Przypuszczenia, że w sprawie specjalnie wykreowanego chaosu prawnego chodziło w istocie o to, by następnie przyszedł – jako tutaj ten dobry, ten, którego zawsze słuchać trzeba i który przynosi dobro – Trybunał Konstytucyjny (co z kolei ma m. in. pomóc w sprawie "prawa do abolicji indywidualnych"), potwierdza obecnie postawa ministra w odpowiedzi na postanowienie TK. Można o niej poczytać w artykule wp.pl. Otóż minister nie neguje bynajmniej co do zasady możliwości wydawania takich postanowień przez TK, nie jest to kwestionowane (a powinno!) – tym samym stawia się on w jednym szeregu z PiS-em, który za pomocą wykreowanego wspólnie z Tuskiem chaosu prawnego i serii 3 problemów prawnych (media publiczne, uwięzieni posłowie, przejęcie Prokuratury Krajowej) chce "pożenić" swój elektorat z Trybunałem Konstytucyjnym, by tak samo, jak ufa on PiS-owi i popiera go, darzył odtąd też najwyższym zaufaniem i poparciem Trybunał Konstytucyjny, jako polskiego dobrodzieja (w myśl maksymy "wszystko, co obecnie złe w polskiej polityce, wynika z lekceważenia Trybunału Konstytucyjnego", którą próbuje się Polakom wdrukować w umysły). Chodzi o to, by każdy domagał się respektowania Trybunału Konstytucyjnego we wszystkim, co on napisze i podpieczętuje (chyba że ewentualnie jest jakiś drobiazg proceduralny do wykorzystania w ramach wyjątku, np. sprawa sędziów-dublerów czy inny błąd obsady sądu; wrażliwość na takie detale odróżnia koalicję Tuska od PiS-u) i by rzekome dodatkowe jego uprawnienia jawiły się jako niewątpliwe i będące poza sporem. Nie są one zaś bynajmniej czymś oczywistym, wręcz przeciwnie, wszelkie racjonalne względy prawne jak tu wyżej pokazaliśmy przemawiają przeciwko ich uznaniu. To już drugi raz, jak ogłasza się je na całą Polskę bez żadnego zająknięcia i bez złapania się za głowę z powodu panoszenia się herezji prawnych. Tutaj właściwie schodzą się drogi i PiS-u, i obecnej koalicji 4 sił politycznych – wszyscy oni godzą się na zrobienie z Trybunału Konstytucyjnego ustrojowego boga i rozkazodawcy. Zupełnie bez należytych ku temu podstaw prawnych, w tym zwłaszcza w Konstytucji RP. W wyniku takiego podejścia przyszłe władze polityczne mogą po prostu bać się robić to, co powinny, co do nich należy, czyli odważnie lekceważyć wszelkie możliwe przyszłe nieuzasadnione prawnie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego tego rodzaju, służące w praktyce braniu zła w obronę (a przyjść może taki czas, że będą one właśnie do tego wykorzystywane). Po prostu wytworzy się błędna tradycja i politycy będą się bali, że ktoś im kiedyś zarzuci przekroczenie uprawnień, jeśli zlekceważą "postanowienie o zabezpieczeniu", i że pójdą za to do więzienia. A nie powinni się bać. O to też właśnie pewnie w tym wszystkim chodzi – o ubezwłasnowolnienie ewentualnej przyszłej dobrej polityki, o którą swoją drogą demokratycznymi metodami bardzo trudno. (n/n, zmieniony: 6 lut 2024 14:13)
KOMENTARZE (0)Skomentuj Brak komentarzy do tego artykułu. Możesz napisać pierwszy. |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |