1. Z przyczyn politycznych musimy Cię tutaj poinformować o tym, że portal xp.pl wykorzystuje tzw. cookies, czyli technologię zapamiętywania w Twojej przeglądarce (w celu późniejszego prezentowania naszym serwerom przy okazji pobierania treści) drobnych danych konfiguracyjnych uznanych za potrzebne przez administratorów portalu. Przykładowo, dzięki cookies wiadomo, że nie jesteś zupełnie nowym użytkownikiem, lecz na stronach portalu byłeś/aś już wcześniej, co ma wpływ na zbieranie informacji statystycznych o nowych odbiorcach treści. Podobnie, jeżeli masz konto użytkownika portalu xp.pl, dzięki cookies będziemy pamiętać o tym, że jesteś na nim zalogowany.
  2. Ww. technologia cookies jest stosowana przez portal xp.pl i nie stwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa Twojego komputera. Jeśli ją akceptujesz, kliknij przycisk "Akceptuję cookies". Spowoduje to zapisanie w Twojej przeglądarce danych cookies świadczących o tej zgodzie, dzięki czemu niniejsze ostrzeżenie nie będzie już więcej prezentowane. Jeśli nie zgadzasz się na stosowanie cookies, zmień konfigurację swej przeglądarki internetowej.
  3. WAŻNE  Rozważ ponadto zarejestrowanie konta na portalu xp.pl. Nasz portal ma potężnych wrogów: kryminalna "grupa watykańska" lub, jak kto woli, grupa skarbowa obejmuje naszym zdaniem swym zasięgiem nie tylko wszystko, co państwowe, w tym np. rejestr domen .pl czy sądy, z których mogą płynąć rozliczne zagrożenia, ale także mnóstwo prywatnych przedsiębiorstw czy nawet prawie wszystkie prywatne przedsiębiorstwa: w tym także zapewne operatorów telekomunikacyjnych(!) oraz firmy z literami XP w nazwie, a nawet odpowiednie sądy polubowne stworzone dla oficjalnego i szybkiego "rozstrzygania" tego typu sporów o domeny. Wszystko jest pod kontrolą jednej władzy, zaś partie dodatkowo wprowadzają jeszcze coraz to nowe podstawy ustawowe do cenzurowania Internetu, do ukrywania treści, które w nim są, przed Polakami – więc bez kontaktu z administracją portalu xp.pl poprzez inny kanał, np. pocztę e-mail, pewnego dnia możesz stracić do niego dostęp! Dlatego zarejestruj się i na zawsze zabezpiecz się w ten sposób przed takim niebezpieczeństwem.
    Nie dopuśćmy, by w naszym kraju funkcjonował polityczny system zamknięty, nie poddany demokratycznej kontroli.Akceptuję cookies
    Rejestrując się zapewnisz sobie też ładną krótką nazwę użytkownika, z której w przyszłości będziesz dumny/a i która będzie poświadczać, że byłeś/aś z nami od początku.
E-MAILUSŁUGITARGCZATSTARTOWA
WIADOMOŚCIPOLSKAŚWIATKOMENTARZETECHNOLOGIA I NAUKAGOSPODARKAKULTURA

Oficjalne wyniki wyborów. W tle dowód odgórnego oszustwa, a także demaskatorskie komentarze "telewizji"

15 paź 2019 22:19

PKW tym razem rekordowo szybko ogłosiła wyniki wyborów do Sejmu i Senatu z 13 października. Niestety, tak, jak i w 2015 r. (którą to sprawę omawia m. in. blog Piotra Niżyńskiego www.bandycituska.com w jednym z najnowszych wpisów: "Zeznania i dowody"), w wynikach można dostrzec wyraźne symptomy fałszerstwa.


Sala posiedzeń Sejmu

Obwieszczenie PKW można znaleźć na stronie internetowej https://pkw.gov.pl/pliki/1571084076_obwieszczenie_sejm.pdf.

Symptomy fałszerstwa

Podstawowy problem skupia się wokół, jak gdyby, "osoby informatyka" (jest to nota bene zawód wyuczony Piotra Niżyńskiego: o istotności politycznej jego kwestii, a mianowicie tego, że zorganizowano wokół niego wielką konspirację kryminalną na skalę całego kraju i nie tylko, informuje tekst pod odpowiednim nagłówkiem np. w naszym artykule "Nowy atak prokuratury z Policją na Niżyńskiego. Ślepo do celu wbrew faktom", to samo też w artykule "Irracjonalne i niemoralne odmowy kredytowania xp.pl, złodziejskie praktyki banków" – patrz nagłówek "Piotr Niżyński jako idea i postać tradycyjnie istotna w polityce najwyższego szczebla"). Mianowicie, nie przesądzając już nawet, czy chodzi tu rzeczywiście akurat o Niżyńskiego, choć to dosyć prawdopodobne z uwagi na masowość przeświadczenia o poważnych nieprawidłowościach w polityce, jakie na tle sytuacji jego osoby się kształtuje – problem z wyborami skupia się wokół liczby 256, będącej niejako symbolem informatyki (i Internetu), gdyż tyle różnych wartości (np. liczbowych) może przybierać jeden bajt danych. Bajty zaś i ich wielokrotności w rodzaju megabajt czy gigabajt są oczywiście współcześnie jedną z głównych wielkości mierzalnych, które są powszechnie znane. Oczywiście mało kto wie, że bajt może mieć akurat 256 różnych wartości. Fakt ten jednak podaje np. Wikipedia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bajt (patrz pkt 2 pod nagłówkiem "Historia").

Mianowicie, patrząc na rozdział 3 ww. obwieszczenia PKW, łatwo dostrzec dwa kolejne obok siebie położone komitety wyborcze, mianowicie ten z pktu 1.3 (SLD) i ten z pktu 1.4 (Konfederacja), tymczasem łączy je dziwnym trafem ta sama liczba 256 wśród głównych cech opublikowanego wyniku. W przypadku SLD odsetek głosów oddanych na tę partię to 12,56%, natomiast tuż za tą informacją plasuje się (zgodnie z kolejnością list wyborczych na kartach do głosowania) informacja o wynikach Konfederacji, czyli w pierwszej kolejności o łącznej liczbie głosów na nią oddanych: ma jakoby wynosić, jak to zapisano (tradycyjnie – z odstępami), "1 256 953 głosy". Prawdopodobieństwo takiego trafienia na kolejnej liście to rzędu 1:250 (4 do 1000; 4, ponieważ pasują 4 możliwe pozycje dla liczby 256: oprócz tej, która tu występuje, czyli pozycji 2, także każda z 3 kolejnych pozycji, tj. po 2 cyfrach, po 3 cyfrach lub po 4 cyfrach). Dotyczy to tylko powtórzenia się liczby, nie uwzględnia zaś faktu, że nie jest to liczba taka zupełnie losowa, lecz trafna, bo wywołująca odpowiednie skojarzenia psychologiczne. Należałoby to wziąć pod uwagę, a wówczas prawdopodobieństwo "1 do 250" stałoby się jeszcze sporo mniejszym ułamkiem.

Charakterystyczne jest też, że SLD dostała od okręgów wyborczych, czyli w praktyce od obserwatorów wyborczych często (prawie zawsze?) przez same partie polityczne wprowadzanych, liczbę głosów kończącą się na 946: budzi to nieodparte skojarzenia z rokiem 1946, czyli "tuż po końcu wojny" (jakie to jeszcze niosło w sobie przesłanie, a mianowicie związane z zabijaniem, ujawnia nasz kolejny artykuł: o nowych ofiarach śmiertelnych państwowo umocowanej mafii) i, co ważniejsze, tuż po roku zainstalowania się i uzyskania międzynarodowego poparcia przez TRJN (Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, utworzony zresztą jeden dzień przed imieninami Piotra) – co można uznać za symboliczny początek oficjalnych rządów komunistycznych w Polsce czasu pokoju. O ile rok 1945 jest symbolem ostatecznego upadku rządu RP na emigracji i początku okresu rządów popularnie zwanych komunistycznymi, o tyle rok 1946 może symbolizować postkomunizm. Dlatego też trafia to idealnie w genezę SLD. Znów więc główne cechy jednej sprawy (tutaj: komitetu wyborczego, którego dotyczy wynik) są bardzo jasno i czytelnie odwzorowane w głównych cechach analizowanego zdarzenia czy też, podobnie, np. materiału prasowego. Tego typu "zbiegi okoliczności" trudno oczywiście racjonalnie uznawać za losowe.

Ponadto "liczba kart wydanych na podstawie aktu pełnomocnictwa" to, jak zapisano w ww. dokumencie, "21 666", przy czym (jak wiadomo) 666 budzi silne skojarzenia religijne z uwagi na to, że jest to w Biblii (Apokalipsie św. Jana) tzw. "liczba Bestii", czyli liczba szatana. Symbolizuje więc przeciwieństwo chrześcijaństwa.

Jeśli prawdą jest, że wyniki zmanipulowano, a trudno tu mieć jakieś wątpliwości, oznacza to, że w którejś z komisji wyborczych czy raczej nawet w kilku komisjach wyborczych (w każdym razie była to lub były te, w których najpóźniej w skali całego kraju zakończyło się liczenie) mimo tego, że obecni byli obserwatorzy zapewne z ramienia wszystkich największych partii z premedytacją zafałszowano wynik (tak, żeby w sumie w całym kraju wyszedł odpowiedni), np. dodano komuś głosów, a komuś przestano je naliczać za wcześnie. Jest to oczywiście gigantyczną kompromitacją morale wszystkich poszczególnych partii, zwłaszcza tych największych, które mogły w tym "liczeniu głosów w obwodach" uczestniczyć (czy to bezpośrednio, swoimi ludźmi, czy to poprzez osoby zaprzyjaźnione, np. małżonków działaczy).

Szacunkowa ocena skali fałszerstw

Przechodząc do oceny skali naruszeń prawa trzeba tu od razu zastrzec, że godne uwagi są tylko największe tzw. rzędy wielkości, czyli w tym przypadku – procenty i ich ułamki przypadające komitetowi wyborczemu SLD. Natomiast na tle tych tak dużych zmian wyniku zmiana w postaci dodatkowych dziesiątków czy nawet setek głosów Konfederacji byłaby bez znaczenia. Przyjmując więc, że oba te wyniki zmanipulowano (bo liczba 256 była celowo dobrana, jako liczba nieprzypadkowa), pozostaje rozważyć, w jakim stopniu zafałszowano wynik wyborów przez zmianę wyniku procentowego SLD. (Niezależnie od tego były być może też inne zafałszowania, ale nie ma na to dowodu.)

Otóż po pierwsze trzeba było ustawić cyfry po przecinku w liczbie procentów, czyli setne części procenta, na konkretną liczbę 56. Jedną jedyną spośród stu. Aby to osiągnąć, potrzebna liczba głosów niepoliczonych lub policzonych niewłaściwie albo dodanych wynosi pomiędzy 0% a 1% (albo, inaczej mówiąc, pomiędzy zerem setnych procenta a stoma setnymi procenta), czyli uśredniając tę sytuację po możliwych przypadkach osiąga się wartość oczekiwaną poziomu zafałszowania wynoszącą z tej przyczyny 0,5%. Dodatkowo jeszcze konieczne było zabezpieczenie części całkowitej procentowo wyrażonej liczby głosów na SLD. Skoro wynik ma to być 12,56%, to część całkowita musi wynosić 12, podczas gdy w rzeczywistości mogło to być równie dobrze 11 lub 13 (jeśli mianowicie wyjść z racjonalnego założenia, że plan fałszerstwa powstał jeszcze przed wyborami, na podstawie sondaży, te zaś przecież obarczone są pewnym błędem statystycznym). A zatem "poprawka" wyborcza wynikająca z potrzeby dostosowania części całkowitoliczbowej wyniku to pomiędzy -1 a 1, czyli, w wartości bezwzględnej, chodzi tu o odchylenie od wyniku pomiędzy 0% a 1%. Znowu więc uśredniając to po możliwych przypadkach, czyli obliczając tzw. wartość oczekiwaną (która zapewnia minimalny błąd), można spodziewać się zafałszowania 0,5% głosów z tej to kolejnej przyczyny (jaką jest "potrzeba" dostosowania wartości całkowitoliczbowej, czyli tej przed przecinkiem). Przed przecinkiem 0,5%, po przecinku 0,5%, razem – wynik zafałszowany o zapewne ok. 1%.

Skoro głosów ważnych oddano 18,47 mln., to oznacza to sfałszowanie 184,7 tys. głosów, czyli masowe fałszerstwa obejmujące wiele komisji wyborczych. Wydaje się, że jest to za duże fałszerstwo na jeden okręg wyborczy (np. warszawski) – ów spisek kryminalny zapewne rozdystrybuowano po różnych okręgach.

Pasuje tu jeszcze przypomnieć, że przed (również częściowo sfałszowanymi) wyborami parlamentarnymi z 2015 r. były jeszcze inne wybory, mianowicie samorządowe, i wówczas prezes PiS Jarosław Kaczyński dziwnie trafiając w to, co miało nadejść, jak jakiś jasnowidz, w sposób nieco kojarzący się z tzw. oszołomstwem (bo w warunkach, że media bynajmniej nie podawały przyczyn takiego twierdzenia, czyli pozostawiały je zupełnie gołosłownym) głosił, że "wybory zostały sfałszowane". Bezsilny nieświadomy jasnowidz czy po prostu oszust?

Zapowiedzi fałszerstwa

Przede wszystkim wspomnijmy tu o specyficznym zachowywaniu się dręczycieli dźwiękowych, którzy są odpowiedzialni za to, że zabetonowane poukrywane w najmniej dostępnych miejscach konstrukcji budynków (a to za sprawą korumpowania współczesnych obszarników, czyli właścicieli dużych terenów, np. przedsiębiorców, w tym spółdzielni, przez fiskus z remontującym miasto czy gminę urzędem u boku) wszędzie w jego obecności, jak na jakieś rozkazy falowe, stosownie do miejsca własnej lokalizacji (znanej zapewne z GPS) i miejsca, gdzie znajduje się Piotr Niżyński, odtwarzają swoiste radio podsłuchowe, prześladujące Piotra Niżyńskiego, a nadawane najwyraźniej na żywo i powiązane z tym, co słychać wokół ww. osoby. Szepty te już dawno prezentował blog Piotra Niżyńskiego (np. wpis o hotelu Metropol z 28.02.2014 r.), podobnie jak wypowiedzi osób przy nich obecnych, tłumaczących się z tego (patrz np. http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=13&t=3338 – z forum tego bloga, które jest na forum.bandycituska.com), tym niemniej wszyscy politycy to ignorują, często udając nawet, że dźwięku nie ma. Można tu w szczególności wymienić:

  • biuro warszawskiego posła PO: Ligii Krajewskiej (Piotr Niżyński opublikował na forum swego prywatnego bloga, w jego ostatnim dziale Hyde Park, dowód w postaci wideo, gdzie obsługa biura udaje, że tego problemu nie słyszy),
  • biuro warszawskiej posłanki PiS: Małgorzaty Gosiewskiej (nagranie wideo skradziono lub zaginęło, natomiast jego stenogram jest w tym samym wpisie na forum, co i stenogram z biura Krajewskiej, które to nazwisko nota bene jest nazwiskiem "wierzyciela" ze spraw omawianych przez nas np. w artykule "Sąd Okręgowy walczy w obronie złodziejstwa. Na ćwierć miliona zł") – również nie słyszano dźwięku, co więcej, pan z obsługi (już przy pierwszej próbie rozmowy, przy pierwszych odwiedzinach w biurze) po chamsku wypychał Piotra Niżyńskiego z tego parterowego lokalu, położonego na ul. Żelaznej (wielokrotnie zresztą wcześniej mijanego przy przechodzeniu przez ulicę, co na pewno powodowało włączenie się dźwięku), imitując w ten sposób, poprzez to wypychanie, także zachowanie się biura utworzonej przez PiS Rady Mediów Narodowych ustanawiającej dla TVP (i Polskiego Radia), czyli dla spodziewanego "reżysera" tortury dźwiękowej nadawanej przez radio podsłuchowe, zarządy; na forum bloga Niżyńskiego można zresztą przejrzeć te nagrania, jak w RMN wypychano go po chamsku, niejako "na dzień dobry", z lokalu: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=13&t=5386 (data: 8 marca 2018 r., natomiast data analogicznego incydentu z biura Gosiewskiej to 16 marca 2018 r.);
  • warszawskie biuro partii Nowoczesna, które znajdowało się pod hostelem New World St Hostel na Nowym Świecie w Warszawie, gdzie Piotr Niżyński spędził łącznie przynajmniej kilkanaście dni w 2018 r. (oczywiście nie całe dni, ale na pewno godziny poranne oraz wieczorne) i gdzie na cały budynek lub co najmniej jego przyległe okolice rozbrzmiewała w tym czasie tortura dźwiękowa: to biuro zostało przez Niżyńskiego w 2018 r. odwiedzone i były próby zgłoszenia problemu, ponoć nawet włącznie z podaniem adresu bloga, jednak odpowiedziano, że nic w tej sprawie nie mogą zrobić, a następnie zostało to zlekceważone: m. in. partia kompletnie nic nie wspominała na swej stronie internetowym o tym arcyważnym problemie nielegalnego remontowania nieruchomości (wprowadzania w nich instalacji dźwiękowych) i po prostu naruszania wolności myślenia (najprawdopodobniej przecież przez państwo) i do dziś o tym problemie dręczenia dźwiękami, paraliżującymi też własne myślenie człowieka, nic nie wspomina w jakimkolwiek swym kanale komunikacji z wyborcami;
  • kilkakrotnie w różny sposób była też informowana pani premier Szydło (m. in. zlekceważono skargi, wbrew obowiązkowi z Kodeksu postępowania administracyjnego: istnieje tutaj na piśmie poświadczony brak woli udzielenia jakiejkolwiek odpowiedzi) oraz cała opozycja, a e-mailami w ogóle też cały Sejm (posłowie mają jednolicie przydzielane sejmowe skrzynki e-mailowe, wielu z nich nawet czyta te skrzynki, jak pokazały automatyczne, choć dobrowolnie odsyłane, potwierdzenia przeczytania pochodzące z ich programów pocztowych czy raczej systemu pocztowego na stronie internetowej).

Torturowanie człowieka to niewątpliwie problem zasługujący na pewną uwagę polityków, a gdy istnieje wysokie ryzyko, że jest w to zaangażowane państwo (bo też kto niby zajmuje się podsłuchami i kto też chciałby wydawać pieniądze, by wynajmować wielu ludzi do całodobowego zajmowania się kimś), w tym przypadku podobno Telewizja Polska, to już zainteresowanie powinno być masowe, tymczasem wśród polityków od dawna można spotkać się tylko z lekceważeniem problemu, nieodpowiadaniem na e-maile, udzielaniem zdawkowych odpowiedzi, nieskorych do działania, udawaniem, że nic nie słychać (powszechna od 2013 r. metoda wykręcania się ludzi od tego, że rozkręcił się, właśnie przez te instalacje podsłuchowe, poważny skandal kryminalny powiązany z pewną siecią interesów i siatką ludzi zamieszanych; doradzano to bodajże np. przez komunikator Tlen.pl lub raczej przez układy skarbowe z przedsiębiorcami) itp. Na polityków zatem jak dotąd w ogóle nie można było liczyć. Co jest jednak istotne, to że ci dręczyciele wydają się powiązani z państwowo wysoko umocowanymi ośrodkami, np. kolejnymi premierami. Wynikać to się zdaje ze specyfiki funkcjonowania polityki w naszym kraju, już od wielu lat.

Przykładowo niedługo przed wyborami, tj. w ciągu ostatnich rzędu 2 tygodni, bardzo rozkręcono wcześniej kompletnie niespotykane, a teraz uporczywe i nagle po dziesiątki razy dziennie powtarzane, teksty o "braku wolnej woli" ("wolnej woli nie mamy..." itd.), co wydaje się oględnym sformułowaniem na temat "wolnych wyborów". By nie powiedzieć, że "wolnych wyborów nie ma", mówiono "wolnej woli tutaj nie ma" – przykładowy cytat dokładny, spośród kilku stosowanych wersji, trafiających w te tematy i zarazem pewne pokrewne, w tym przecież też także zwłaszcza w aktualny wtedy temat wyborczy. Nawet komentowano to następnie, zaczęto komentować – w ramach już niejako rozluźnienia atmosfery wskutek pewnego zniecierpliwienia bez argumentów wszczynanym tematem w istocie kościelnym (filozoficznym i kościelnym), średnio zresztą istotnym dla debaty teizm-ateizm – ścisłym wskazaniem na temat wyborów (zupełnie wprost o tym mówiąc), a więc dosyć zręcznie schodzono z tematu na temat właściwszy z nim się kojarzący, trafiając w pewne tendencje do traktowania sprawy religijności z przymrużeniem oka przez współczesnych ludzi zwłaszcza tych z mafii podsłuchowej; jak również w tendencję do wyrażania się w aluzjach, do mówienia o właściwym temacie poprzez temat pokrewny. "Humorystyczne" (choć nie wiem, czy to dobre słowo w odniesieniu do dręczycieli), a zarazem spodziewane jako jakże prawdziwe, objaśnienie teraz się po prostu najwyraźniej potwierdziło.

Fałszerstwo z 2015 r.

Powtórzmy tutaj, za blogiem Piotra Niżyńskiego www.bandycituska.com, że już wybory z 2015 r. były zafałszowane, aczkolwiek trudno udowodnić, że w stopniu znacznym. Suma liczby głosów na partie, które weszły do Sejmu, była podzielna przez 500, co oznacza, że gdyby chcieć to przedstawić jako przypadek losowy, byłby to przypadek zdarzający się średnio raz na 500 wyborów, czyli raz na 2000 lat. A zatem: nawiązanie do jubileuszu chrześcijaństwa. Jubileusz kojarzy się też z urodzinami, z chrztem Polski, z "Prymasem Tysiąclecia" i tego typu sprawami, czyli skojarzenia z – często przez nas omawianą co do swej specyfiki – hipotetyczną (najprawdopodobniej po prostu realną, bo współczesne media Watykanu co rusz zdają się te podejrzenia potwierdzać) "grupą watykańską" są jak najbardziej na miejscu.

Komentarze w dniu wyborów

Wypadałoby tu też poświęcić chwilę na zrelacjonowanie tego, co też dręczyciele dźwiękowi mówili w komisji wyborczej nr 312 zlokalizowanej w szkole na ul. Grzybowskiej 35 w Warszawie, gdzie Niżyński głosował, oraz wcześniej i później w dniu wyborów w miejscach, w których przebywał (np. tramwaje, ulice) – powtórzmy, za tę możliwość szeptania, działania szeptanym przekazem podprogowym, a nawet wołania, odpowiada poukrywany sprzęt z możliwościami radiowymi i GPS-owymi (podobno i prawdopodobnie są to telefony komórkowe) zamontowany w nieuchwytnych miejscach budynków i pojazdów (owo remontowanie zaczęto na szerszą skalę wprowadzać od roku 2006-2007, aczkolwiek jego początki w ramach swoistych "programów pilotażowych", obejmujących tylko niektóre nieruchomości czy obszary kraju, były już kilka lat wcześniej, a sama idea remontowania budynków po to, by stosować przekaz podprogowy, sięga najprawdopodobniej – wg naszych analiz historycznych z uwzględnieniem metodologii analizowania historii, która dostrzega działanie i typowe metody "grupy watykańskie", patrz np. blog Niżyńskiego i raporty, do których odsyła jego nagłówek – już czasów XIX w. i wynalezienia telefonu w latach 70-tych XIX w.).

Łamiąc ciszę wyborczą i przedstawiając sensacyjne informacje czy też teorie o partiach politycznych wykrzykiwano mianowicie, co wydaje się zresztą uprawdopodobnione, o czym za chwilę (a przecież nie woła tu byle kto, tylko prawdopodobnie słynna spółka państwowa: Telewizja Polska S.A.), że za czasu rządów SLD 2001-2005 wprowadzono do Sejmu przestępczość podsłuchową posłów. Posłowie sami indywidualnie stawali się przestępcami podsłuchowymi: dostawali telefon podsłuchowy, dopuszczano ich do obsługi odbiornika Rohde&Schwarz pozwalającego podglądać ekran komputera Piotra Niżyńskiego (z uwagi na emitowanie fal przez wszelkiego rodzaju typowe ekrany; cykliczne zmiany poziomu napięcia odpowiadające natężeniu kolorów podstawowych w kolejnych punktach ekranu, powtarzające się ok. 60 razy na sekundę w cyklach odświeżania ekranu, generują związane z tymi zmianami fale elektromagnetyczne, co przetwarza się na sygnał telewizyjny profesjonalnymi odbiornikami pomiarowymi ww. firmy – o niemieckojęzycznej nazwie kojarzącej się nota bene nieco z Niżyńskim z przyczyn, których wyjaśnienie wykracza poza ramy tego artykułu, a także z miliarderem polskim Czarneckim – oraz wprowadza do komputera bodajże najtańszym odbiornikiem typu EasyCap). W ramach obsługi monitoringu sejmowego w razie wypatrzenia gdzieś postaci Niżyńskiego podpowiada się też, poprzez dostępny przez to samo oprogramowanie komunikator, że Piotr Niżyński wchodzi lub wychodzi, co ułatwia namierzanie go na podsłuch radarowy i zapewnia niezawodność tego namierzania (synchronizacja z jego rzeczywistymi działaniami jest zapewniana przez sam podsłuch, dostępny w telefonie komórkowym ze specjalnym oprogramowaniem, tzw. firmware, którego zadaniem jest odbiór radia podsłuchowego nadającego zawsze to, co dzieje się wokół Piotra Niżyńskiego; jak z tego wynika, są 2 radia Piotr Niżyński: jedno to dźwięk, który ma się odtwarzać przy nim, czyli radio dręczące lub manipulujące myślami, czyli "nadawanie dźwięku" przez ośrodek podsłuchowy, a drugi to to, co przy Piotrze Niżyńskim podsłuchano metodami radarowymi, czyli "odbieranie dźwięku" przez ośrodek podsłuchowy – do odtwarzania każdej z tych 2 stacji jest osobne oprogramowanie na telefony komórkowe).

A zatem, wedle wykrzykiwanych nieraz w dniu wyborów tekstów pochodzących od całej ekipy "spikerów" (odpowiadających też za bardzo bolesne męczenie, paraliżowanie umysłu szeptami, ścieżkami szeptu i przekazu podprogowego, co jest prawdziwą katastrofą humanitarną), to za rządów SLD i za sprawą SLD i bodajże Millera doszło do tego, że w Sejmie jest tego typu "podsłuchownia" i "obserwatorium", a posłowie stali się przestępcami podsłuchowymi.

Byłby to niewątpliwie duży problem. Przestępca bowiem nie jest przede wszystkim człowiekiem ideowym. Już choćby dlatego nie nadaje się do polityki. Jego głównym celem jest zazwyczaj to, by nie pójść do więzienia, nie zostać ukaranym itd. Wpływa to bardzo wydatnie na morale. Pojawia się znieczulica. Nie chce się afery w Telewizji Polskiej, np. afery dotyczącej studio dawnego Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego, unika się tych tematów jak ognia, bo zaraz wyjdzie, kto te sprawy krył i zabezpieczał przed rozliczeniem; konsekwentnie też unika się więc tematu tego, że w ogóle rozbrzmiewa taki dźwięk w obecności Niżyńskiego (a można go zaprezentować nawet w pustym domu, bez jakichkolwiek osób w środku, z gołymi ścianami czy nawet gołymi cegłami).

Co więcej, ponieważ podobno takiej pracy przy monitoringu zupełnie tak samo w Sejmie, jak i w narodzie, towarzyszy praktycznie zawsze (wedle potwierdzających się raz po raz plotek), zgodnie zresztą z tradycyjną metodą "pracy z narodem" w grupie watykańskiej, niepłacenie podatku dochodowego za takie zamieszane osoby, tylko dawanie im go jako część pensji, na ich własne potrzeby, to powstaje problem czerpania korzyści z przestępstwa skarbowego, który to problem wywodzi się z tego samego paragrafu karnego, co i pranie pieniędzy. Orzecznictwo Sądu Najwyższego ustaliło już, że dotyczy także przestępstw skarbowych, nie tylko tych z Kodeksu karnego. Zaś masowość procederu i jego koordynacja, pochodzenie z jednego źródła i opieranie się na wspólnych metodach, wskazują na grupę przestępczą zajmującą się m. in. czerpaniem korzyści z takiego przestępstwa. Tak by taką sytuację można podsumować. W takim Sejmie oczywiście zapewne nie uzyska się żadnej pomocy, jeśli się jest ofiarą podsłuchowej centrali tej mafii (czyli ośrodka namierzającego Niżyńskiego na radar i nadającego mu dźwięki), jaką podobno jest Telewizja Polska (z kolei w zamierzchłych czasach funkcje w tym zakresie na rzecz grupy watykańskiej wydaje się, że wykonywało Polskie Radio), co zresztą potwierdzało się w licznych poszlakach i co parę razy wyrażano wprost w jego obecności. Przytaczaliśmy już informację, że Piotra Niżyńskiego lekceważono przy próbach jego kontaktu z posłami w sprawie dręczenia dźwiękami.

Powyższa teoria – że to już za rządów SLD (2001-2005), a nie za PiS-u czy tym bardziej PO, powstała sytuacja, że indywidualni posłowie stawali się z racji swego zawodu przestępcami podsłuchowymi – wydaje się potwierdzona licznymi poszlakami:

  • Przede wszystkim rzut oka na historię rynku smartfonów, będącą historią miniaturyzacji i rozwoju w dziedzinie elektroniki i telefonów komórkowych – niekompletną tę historię pokazują np. strony Wikipedii Comparison of smartphones oraz List of Nokia products – dowodzi, że telefony z obsługą radia FM czy GPS-u to w ogóle wielka nowość: w XX w. praktycznie takich nie było. Konia z rzędem temu, kto znajdzie w ogóle choćby jeden obsługujący te technologie model sprzed 2001 r. Pierwszym czy jednym z pierwszych modeli z obsługą radia wydaje się być Nokia 5100: jak pokazuje strona https://en.wikipedia.org/wiki/Nokia_5100, zadebiutował on na rynku w listopadzie 2002 r. Niewątpliwie też, z uwagi na to, że to rządy interesują się stosowaniem podsłuchów, a tego typu telefony opierają się na technologii cyfrowej i mikroprocesorowej, czyli każdy telefon ma swoje oprogramowanie, szybko musiano zacząć myśleć o wykorzystaniu tej miniaturowej technologii do odbierania podsłuchów, co by umożliwiło m. in. upowszechnianie przestępczości podsłuchowej, a także "ocieplenie" wizerunku wszechogarniającego systemu radarowego, który słyszy człowieka i podąża za nim nawet do toalety, w tym także tych publicznych na mieście. Krótko mówiąc: telefony mogą trafić pod strzechy, dlatego też nadają się – do dręczenia dźwiękami, jako urządzenie montowane, jak również do odbierania podsłuchu. Mało prawdopodobne jest, że zanim rządy na to wpadły, minęły całe lata od premiery wspomnianej np. Nokii 5100. Raczej wręcz przeciwnie: rozwój i miniaturyzacja na tym rynku były dodatkowo "nakręcane" także przez oczekiwania rządów (w tym zwłaszcza USA), że przydadzą się te telefony, by realizować funkcje związane z przekazem podprogowym i "atakowaniem dźwiękiem" osób podsłuchiwanych. Funkcje, które dawniej realizowano w mniej nadające się do upowszechniania sposoby, trudniejsze do masowego stosowania w praktyce. W każdym razie – pierwsza wskazówka to to, kiedy w ogóle stosowanie telefonu do odbioru radia podsłuchowego (pochodzącego z radarów) stało się możliwe. Zaraz też zapewne, w ramach upowszechniania przestępczości podsłuchowej, skierowano ten temat najpierw do polityków. "To tutaj, w Sejmie i Senacie, w tym także tym polskimbo to tutaj żyje ofiara: Piotr Niżyńskiniech najpierw zalęgnie się przestępczość podsłuchowa": taka zapewne była, całkiem naturalna i zrozumiała, polityka amerykańska, zapewne blisko związana też z zakulisowymi interesami biznesu – w tym podobno i znanego koncernu software'owego (oraz producentów telefonów komórkowych) – na polu podsłuchowym. A zatem z historii, z dat, wynika podejrzenie, że SLD rzeczywiście, jak mówią dręczyciele, było tu zamieszane.
  • Kolejna poszlaka to wskazówki, że raczej w ogólności wiedziano tam, co się szykuje. Potwierdzone wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka tortury CIA w Polsce, pod nazwą amerykańskiej bazy w Klewkach, to jeden z przykładów "aluzyjnie zorganizowanego problemu pobocznego", podobnego do tego, który ma nadejść (to typowy sposób np. prasy, ale i samych polityków, na wskazywanie, że występuje wina kryminalna). To przecież podobny temat, bo i w sprawie Piotra Niżyńskiego, jak się wydaje – o wiele wiele cięższej gatunkowo, również to Ameryka (USA) jest ponoć w jednej z głównych ról: tego, kto rozsiewa po świecie potrzebę wdrażania przestępczości podsłuchowej. A zatem "tortury USA w Polsce", jako temat pod pewną pieczą może samego Leszka Millera, jak można podejrzewać z faktu istnienia w ogóle tego problemu, jak również słynny artykuł o papieżu "Obwoźne sado-maso" (zaczynający się bardzo znamiennym zdaniem, o cenzurze telewizyjnej) autorstwa starego rzecznika rządu Jerzego Urbana to różne poszlaki na to samo: że szykuje się dręczenie człowieka z Polski podążającym za nim dźwiękiem towarzyszącym podsłuchowi. Dźwiękiem zmiksowanych ścieżek dźwiękowych szeptań i wołań ludzkich, i przekazu podprogowego, nadawanym co najmniej częściowo na żywo (tylko w części z nagrań) przez całą dobę, przez osoby zajmujące się swą ofiarą zupełnie bez przerwy i całodobowo.
    Tymczasem z "telewizji" szły w dniu wyborów jeszcze kolejne, bardziej jeszcze sensacyjne informacje:
  • Kolejna poszlaka na spowodowanie afery polegającej na tym, że Sejm składa się z przestępców podsłuchowych (na to ogólne zjawisko wskazują też aluzje stosowane w doborze posłów po nazwisku, co jest standardową metodą "grupy watykańskiej, patrz www.bandycituska.com/ponazwisku.htmlnp. posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska, kojarząca się też z blogami, bo z nagłośnioną m. in. w portalach internetowych blogerką Kataryną... jej imię I-Wn kojarzy się z angielskim odpowiednikiem słowa "ja": literą I oraz słowem "Winna"), powtórzmy, kolejna poszlaka na taki szokujący i będący bardzo poważnym problemem skład Sejmu to to, że najwyraźniej lewica u progu XXI w. celowo kreowała afery przeciwko samej sobie. A przecież typowo byłoby to irracjonalne i niezrozumiałe; trudno to wytłumaczyć bez odwołania do takiego gigantycznego skandalu zakulisowego; natomiast, gdy się go uwzględni, sprawa staje się oczywista i zrozumiała, o czym za chwilę. Wróćmy tymczasem do rzeczy.
    Otóż w każdym razie już wcześniej, rzędu nawet 1 rok czy więcej nawet lat temu, "spikerzy"-dręczyciele wyjawili raz Niżyńskiemu, że tzw. aferę Rywina wywołał podobno... urząd skarbowy (czy, ściślej, kontrola skarbowa), pod dyktando rządu: zwyczajnie, zgodnie ze swymi metodami, zaczepiając płatników (przedsiębiorców – przedsiębiorcą jest wszak zarówno Agora S.A., jak i Lew Rywin, producent filmowy) w sprawie tego, że nie płacą podatku, zgodnie przecież z wcześniejszymi ustaleniami, bo na to im po bandycku pozwalano, i żądając od nich określonego działania w ramach wsparcia rządu pod rygorem wszczęcia w przeciwnym przypadku sprawy o przestępstwo skarbowe. Później oczywiście typowo o takich uzgodnieniach wszyscy zamieszani w nie milczą. Zbyt im wstyd z tego powodu, zbytnia jest obawa przed postępowaniem karnym przeciwko sobie. Natomiast, co już wyraźniejsze i na co dowody ma sam Piotr Niżyński, aferą, którą lewica sama przeciw sobie zrobiła celowo, wydaje się być tzw. afera starachowicka. Jej nazwa nawiązuje bowiem do dziwnej sytuacji pewnej dziewczyny z klasy, z którą Piotr Niżyński chodził do gimnazjum, a którą do tej klasy najwyraźniej mu, w związku z tym przewlekłym podsłuchem przeciwko niemu i wcześniej przeciwko jego przodkom, po prostu podrzucono. Było zresztą wiele innych takich przypadków: w liceum chodził do klasy z... Jarosławem Kaczyńskim (oświadczającym zresztą wtedy, na pytanie na ten temat, że w polityce popiera właśnie PiS), w gimnazjum i liceum (a to już zupełnie niespodziewanie, bo miał iść do innego liceum) – z niejakim Wesołowskim (który zresztą ze 2 razy wystartował do Piotra Niżyńskiego, ni stąd ni zowąd, z nieco do nowożytnego ateizmu nawiązującym tekstem, a w sumie to cytatem z Sienkiewicza: "Prawda li to? Jako Bóg w niebie"), w podstawówce – z Iwoną Poławską (WN w imieniu oraz PŁWSKA w nazwisku to jak Wanda Półtawska: koleżanka papieża Jana Pawła II, która jakoby zachorowała na raka, wedle teorii państwowej komunistycznej placówki, jakkolwiek wiele wskazuje, że w tamtych czasach za sprawą m. in. zapewne Stalina komuniści współpracowali już z papiestwem m. in. w dziedzinie podsłuchu na rodzinę Niżyńskiego, po czym przestano u niej tego raka diagnozować, czyli jak gdyby wyleczyła się, zaś wedle opowieści stało się to po tym, jak Jan Paweł II modlił się przez wstawiennictwo ojca Pio w jej sprawie; sam ojciec Pio, jak pokazuje podstrona bloga Niżyńskiego na temat grupy watykańskiej: www.bandycituska.com/ponazwisku.html, wydaje się być zresztą oszustem i tak też podsumowywał go w liście, badający go niegdyś w Watykanie, św. Jan XXIII, papież, niejako "papież szczerości" co do tego, że za jego czasów miało miejsce słynne "Boga niet" Gagarina, właśnie kościelnym-papieskim inspiracjom przez spikerów tortury dźwiękowej przypisywane: ponoć św. Jan XXIII w liście pisał o "gigantycznym oszustwie ojca Pio", jak można przeczytać w literaturze anglojęzycznej). W każdym więc razie podrzucona koleżanka Agnieszka Piotrowska, urodzona dziwnym trafem 1 stycznia, czyli w pierwszy dzień roku, i pochodząca z innej dzielnicy niż wszyscy (bo była to wstępna faza wprowadzania gimnazjów, pierwszy rok, bez jeszcze wyrobionej renomy i większość rodziców wybierało gimnazja zgodnie z rejonizacją), bo nie z Bemowa, gdzie zlokalizowane było to gimnazjum nr 3, ale ze Starej Miłosnej. Sprawiała wrażenie, jak gdyby coś wiedziała o podsłuchu na Niżyńskiego, o tym, że trwa już od dzieciństwa, bo jak gdyby nawiązywała do podsłuchanych cytatów z jego wymiany słów z matką, jaka miała miejsce w mieszkaniu rodzinnym w czasie, gdy Niżyński miał może z 6 lat, niemal jak kalka trafiając w te słowa ("papież - papier toaletowy", takie przedrzeźnianie, zapewne podsunięte przekazem podprogowym, u małego Piotrka przetworzyło się w "Siwusia do podcierania d...y" jakoby powiedziane przez Piotrowską: jedna z bardzo nielicznych informacji, która dotarła do Niżyńskiego w ramach jednego z bardzo nielicznych przypadków obiegu jakiejkolwiek informacji, i to za pośrednictwem kolegi, na temat tej koleżanki z klasy, tzw. "Piratki", co nota bene kojarzy się z nielegalnymi kopiami dźwięku, i jej prywatnego do niego ustosunkowania się), po czym jeszcze w dniu jej śmierci, tj. najprawdopodobniej zamordowania jej wypadkiem samochodowym (spowodowanym przez awarię elektroniki wskutek stosowania rozkazów elektromagnetycznych: wszystkie współczesne auta są najprawdopodobniej na to podatne, zaś źródła fal to prawdopodobnie satelity podsłuchowe) podczas pędzenia z powrotem do Warszawy po wakacjach spędzonych z chłopakiem, w tymże dniu śmierci przemówił sam Jan Paweł II oświadczając dziennikarzom, nawiązując do tego "przedrzeźnionego papieża", że "SZKAPLERZ NOSI OD DZIECIŃSTWA" (czy, przepraszam, "od młodości"). Była to jego jak gdyby taka wypowiedź nad trupem, świeżo wytworzonymtrupem "wroga", jak to się przyjęło. Do dziś można przeczytać w eKAI.pl artykuł z tą jego wypowiedzią: https://ekai.pl/papiez-szkaplerz-nosze-od-mlodosci/, zaś na stronie https://staramilosna.grobonet.com/grobonet/start.php?id=detale&idg=2090&inni=0&cinki=1 widać nagrobek Piotrowskiej z tą datą śmierci. To oczywiście pojedynczy przykład, bo morderstw kojarzących się z papieżem i papieżami (w tym takich, którym asystowała prasa) było mnóstwo, jak pokazuje strona www.bandycituska.com/ofiary.html; w tym przypadku znamienne jest to, że można znaleźć artykuł Naszego Dziennika, który temu jak gdyby asystował – "Eliminacja polskiej konkurencji" to jego tytuł (w przeddzień zgonu-morderstwa), jakże kojarzący się z nazwiskiem Piotrowska, ponieważ Piotrowski to też zabójca księdza Popiełuszki. Porównując więc 2 postaci Popiełuszko i Jan Paweł II (zwłaszcza zaś mając jeszcze wiedzę o tym, że urbanistykę Warszawy dostosowuje się tak, by niosła w sobie ukryte treści, w tym zwłaszcza te dotyczące spisku religijno-politycznego; np. znane jest to, że al. Jana Pawła II jest w Warszawie przedłużeniem ul. Popiełuszki, co stawia te 2 postaci obok siebie) i mając na uwadze to zestawienie widać od razu, jak trafny to w tym właśnie czasie był artykuł: patrz http://www.iap.pl/index.html?id=wiadomosci&nrwiad=5276. W kioskach był od rana w dniu śmierci Piotrowskiej, ale gdy go przygotowywano w redakcji Naszego Dziennika dzień wcześniej, ona jeszcze żyła. To tylko przykład, jak to wszystko działa, bo problem jest gigantyczny i zdaje się obejmować całą branżę prasy, w tym elektronicznej (z wyjątkiem xp.pl, gdzie jednakże niezbyt obecnie jest czas i są redaktorzy, by Państwa informować), a aluzyjnych zawoalowanych potwierdzeń na temat zabijanej 17-latki Piotrowskiej było w tym konkretnym przypadku nawet więcej: omawia to wraz z całym szerszym kontekstem tej sprawy strona www.bandycituska.com/jp2.html#zabojstwo. Wracając do rzeczy, owo wyraźnie polityczne morderstwo z czasów SLD (innym takim czynem przeciwko otoczeniu Niżyńskiego było zamordowanie jego dziadka, już za czasów premiera Belki, którego nazwisko kojarzy się z odwrotnością słowa Ka-bel, czyli odwrotnością świadka, konfidenta... "nie będzie świadka, nie będzie kompromitacji, bo nie ma śledztwa", taka tu może była m. in. istotna rola premiera, jak to zdaje się sugerować) zostało tu przytoczone po to, by wskazać, iż koleżanka ze Starej Miłosnej, która sprawiała wrażenie poinformowanej w dziedzinie podsłuchu, a nic nie powiedziała koledze z klasy Piotrowi Niżyńskiemu, czyli w rzeczywistości z tego czy innego powodu, co tutaj istotne, nie okazała mu miłosierdzia, jest jak gdyby symbolem krycia (a więc chowania) tematu, zaś późniejsza asysta Jana Pawła II w dniu jej zamordowania jeszcze bardziej trafia w ten kontekst chowania czegoś/kogoś: stąd też wyjątkowo dobrze pasuje owo "stara-chowicka" w miejsce "Starej Miłosnej", czyli jej (jakże nietypowej w gimnazjum w dzielnicy Bemowo!) dzielnicy pochodzenia, gdzie też Agnieszkę A.D. 2003 pochowano. To właśnie te same czasy, co afera starachowicka – patrz Wikipedia. To, że dziewczyna ta była z tej dzielnicy, potwierdza też to, że jest w Grobonecie na cmentarzu właśnie w Starej Miłosnej: https://staramilosna.grobonet.com/grobonet/start.php?id=detale&idg=2090&inni=0&cinki=1. Pokazuje to – a jest to rzecz wyjątkowo dająca do myślenia i zdumiewająca, tym bardziej zaś w kręgach oddalonych od chrześcijaństwa – że afera starachowicka była zorganizowana, zapewne w samym obozie rządzącym, celowo jako afera przeciwko samym sobie, niejako w ramach aluzji do czegoś innego.
    I tutaj pojawia się potrzeba wyjaśnienia. Po co partia miałaby działać przeciw samej sobie? Spikerzy telewizji dają na to bardzo przekonującą i rozsądną odpowiedź – a fakt, że zgadza się to rzeczywiście z tym, że jak widać tutaj np. (a podobno też w sprawie afery Rywina) partia SLD zadziałała sama przeciw sobie, jak gdyby z inicjatywy lidera, tylko jeszcze dodatkowo potwierdza ich wersję, którą zaraz przytoczymy. "Tak, partia działała przeciw samej sobie, a to dlatego, że wprowadziła aferę (przestępczość podsłuchową w Sejmie), z którą nie każdy ówczesny poseł się chciał pogodzić". Trzeba więc było jakoś oczyścić się z parlamentarzystów niekompatybilnych z nową wizją Sejmu i Senatu, a jak to zrobić niepostrzeżenie? Bez tzw. chryi – bez masowego usuwania z list wyborczych ludzi sprawdzonych przez kilka kolejnych kadencji? Właśnie skandalem przeciwko samym sobie! "Niech nam spadnie poparcie, bo my się nie nadajemy do takiego pomagania papieżowi, do robienia mu tortury przeciwko prawom konkretnego człowieka, to nam nie przystoi, przy okazji oczyścimy się w Sejmie ze świadków, gdy nam spadnie poparcie, bo pojawi się ostrzejsza SELEKCJA do Sejmu, taka, że tylko niektórzy wchodzą: tymczasem zaś oddajmy władzę prawicy, ona niech się papieżowi wysługuje". "A potem, jak się ona doszczętnie skompromituje, co może kiedyś nastąpi, to jeszcze wyborcy do nas wrócą, docenią rzekomą starą dobrą lewicę". Takie to rzeczy spikerzy tortury dźwiękowej, czyli prawdopodobnie informatycy z Telewizji Polskiej (wspierani podobno też przez dziennikarzy), opowiadali w dniu wyborów i w kolejnych 2 dniach (w tym także dziś 15 października w gmachu Sądu Najwyższego w Warszawie). I jest w tym zapewne pewien sens, bo problem, jaki stwarzał wewnętrzny rozłam parlamentu na część popierającą przestępczość podsłuchową i część jej niepopierającą, mógł się z początku wydawać dosyć groźny, mimo krycia sprawy przez rząd (w tym prokuraturę) i przez media. Wszak istnieje coś takiego, jak zasady demokracji wewnątrzpartyjnej, bez nich nie zarejestruje się nawet statutu partii politycznej, czyli pewien umiarkowany atak na samych siebie i ostudzenie zapału do polityki partia mogła uznać za wskazaną fazę pośrednią, w której prawica będzie miała warunki wyrządzić swoje zło.
  • Powyższą wersję potwierdza też to, że istotnie nowe wyłonione za czasów SLD (2001-2005) partie prawicowe wydawały się być utworzone pod wpływem linii państwowej dyktowanej przez Kościół, czyli inaczej mówiąc wyłonione wg klucza rządowego. Czołowymi postaciami mieli być Tusk i Kaczyński, bo tak dyktował Kościół i to wspierał państwowy aparat, np. władze radiowo-telewizyjne czy administracja skarbowa (jakże niestety istotna w naszej gospodarce, w firmach prywatnych...). Pokazuje to, w pewnym podstawowym zarysie, nasz wcześniejszy artykuł w dziale Komentarze: "Trybunał Konstytucyjny pomoże głównym aferałom wymigać się od odpowiedzialności", pod nagłówkiem "Skąd wzięły się partie PO i PiS" (czyli słynny PO-PiS i Kaczor Donald). A zatem w dwójnasób nawet potwierdza się, że ówczesny rząd SLD-PSL planował przyszłą scenę polityczną i chciał, by na razie partia straciła wyborców, a to w związku z wprowadzonym gigantycznym skandalem z robieniem z posłów przestępców podsłuchowych i koniecznością oczyszczenia się z niechętnych temu parlamentarzystów. Nowo wchodzące masowo do Sejmu partie prawicowe miały się za to już składać z osób ściśle z myślą o godzeniu się z tą przestępczością dobranych, milczących na jej temat (stąd też zapewne, pochodzące z ówczesnych czasów a rażące swym prostactwem, zwrócenie się przez posła Zawiszę do posłów lewicy słowami "Mołciat', sabaki!" – czy też, jak to się inaczej zapisuje, "mołczat" – czyli z rozkazem milczenia; i stąd też zapewne, bardzo ówcześnie maglowane przez prasę, zapewne właśnie na zasadzie aluzji dziennikarskiej, tematy przestępczości wśród posłów, głównie Samoobrony, zresztą nazwa tej partii trafiała w ważny problem tego, że taki poseł to już będzie krył podsłuchu na Niżyńskiego do upadłego, jak siebie samego, bo to walka o jego własny los).
  • W teorię, iż to nie później niż mniej więcej od początku rządów PiS (2005-2007), a zatem najprawdopodobniej nawet już wcześniej, czyli za SLD, w Sejmie powstała "podsłuchownia" i swoiste obserwatorium ze specjalnymi akcesoriami (do wykorzystywania przeciwko Piotrowi Niżyńskiemu), dobrze wpisuje się też, jako jej swoiste zawoalowane potwierdzenie, znane powiedzenie Andrzeja Leppera (bardzo nielubianego na medialnych salonach polityka) "Na tej sali Wersalu nie będzie!".

Brak alternatywy? Rzut oka na nowe opcje w polityce sejmowej

Z uwagi na to, że do Sejmu weszły przede wszystkim partie starego systemu, czyli być może partie przestępców sejmowych (trudno w tej sprawie o śledztwo, jak zresztą w ogóle w sprawie Telewizji Polskiej), tj. weszły zwłaszcza SLD, PSL, PO i PiS, trudno polecać Państwu te partie jako ośrodki prawdziwie ideowe skłonne eliminować w Polsce problemy z praworządnością. Kto by miał jednak w tej dziedzinie wątpliwości, może łatwo znaleźć listę ich posłów w Internecie i kontaktować się z nimi, i polecać afery naświetlane przez portal xp.pl.

Natomiast weszło też kilka formacji jak dotąd w Sejmie niespotykanych, aczkolwiek i tu pojawiają się obawy. Mianowicie obok SLD weszła partia Wiosna Roberta Biedronia, który był samorządowcem, czyli zarządzał m. in. urzędem miasta w Słupsku, który odpowiada za najprawdopodobniej istniejąca własność Skarbu Państwa w postaci zasilaczy zakopanych u dołu (niejako u podnóża) latarni odpowiadających za to, że na mieście rozbrzmiewają dźwięki. Coś je przecież zasila. To, że nawet same latarnie grają, pokazuje nagranie wideo Niżyńskiego z kanału YouTube jego bloga: https://www.youtube.com/watch?v=usOjzyyJRlE. Natomiast na temat tego, że telefony grające w budynkach są zasilane z latarni, wypowiadał się jeden z robotników budowlano-brukarsko-remontowych, jak dowodzi zeznanie Niżyńskiego pokazane na stronie www.bandycituska.com we wpisie "Zeznania i dowody" (wpis na blogu z 15. czerwca 2016 r.) w punkcie oznaczonym datą 2016/04/25. Ponadto w urzędach miasta, jak i w każdym praktycznie okamerowanym budynku, w tym nawet w blokach mających na parterze część komercyjną, praktycznie zawsze (nawet zupełnie zawsze?) też są przestępcy podsłuchowi. Walczy się o to. A zatem Robert Biedroń może sprawiać wrażenie osoby starego systemu: nic w tej sprawie nie naprawia, wręcz przeciwnie – jeśli jakiś kierownik niższego szczebla chciałby skończyć z przestępczym procederem, to może on jeszcze stanie w jego obronie, tłumacząc to wymogami skarbówki?... Trudno powiedzieć, wszyscy w sumie wiedzą, że zależy to od władz centralnych w Polsce, tym niemniej na szczeblu samorządowym nadal wprowadzane są nowe instalacje podsłuchowe, np. w nowo wznoszonych budynkach czy w domach wystawianych na wynajem. Bardzo więc możliwe, że prezydent miasta "musi", wedle grupy watykańskiej, być osobą zamieszaną, tak się go dobiera: zresztą nazwisko Biedroń, jako rzadszy odpowiednik Biedronki, nawiązujące do jakoby gejowskich skłonności tego lewicowego polityka, sprawia wrażenie, iż "człowieka dobrano po nazwisku do czegoś złego", co jest typową metodą grupy watykańskiej, patrz www.bandycituska.com/ponazwisku.html. Co gorsza: bardzo licznych karierowiczów, którym pomogło nazwisko, następnie grupa zamordowała, gdy nastał już czas, że najprawdopodobniej nic już więcej nie osiągną lub gdy po prostu przestali być potrzebni, ich rola dobiegła końca (niekiedy chodziło tu tylko o symbol "ręki religijno-politycznej mafii" i o dającą się we znaki śmierć).

Weszła do Sejmu też partia Razem, tym niemniej jej współzałożyciel i poseł z warszawskiej listy to przedsiębiorca: Adrian Zandberg. Sprawia wrażenie człowieka grupy watykańskiej – trafne nazwisko, kojarzące się z innym Z*bergiem, mianowicie miliarderem-twórcą Facebooka (i też jest to, dziwnym trafem, programista!), a przy tym... przedsiębiorca. Tymczasem, jak pokazuje doświadczenie życiowe, w tym doświadczenie Piotra Niżyńskiego, przedsiębiorcy są jedną z najbardziej skryminalizowanych grup ludności. Wyraża się to po pierwsze w remontowaniu ich nieruchomości, co dotyczy zwłaszcza mikroprzedsiębiorców mających firemki w blokach (np. prawnicy, tłumacze, wolne zawody) oraz przedsiębiorców największych, tych, co to są osobami prawnymi i mają spore nieruchomości, np. hotele czy biurowce (tu zaliczają się także przedstawiciele spółdzielni), a po drugie – w pozostałych przypadkach – w podżeganiu ludzi do udziału w przestępczości podsłuchowej, którą organizuje właściciel budynku, w którym znajduje się firma. Powyższe problemy kryminalne dotyczą wielkiej większości przedsiębiorców – przykładowo, w przypadku mikroprzedsiębiorców działających w lokalach w bloku i dających się znaleźć, np. w Panoramie Firm, w Internecie, na listach notariuszy czy kancelarii prawnych, odsetek kryminalizacji sięga 100%. Wynika to też stąd, że oferuje się takim osobom fizycznym prowadzącym działalność gospodarczą nie tylko niewpłacanie podatku dochodowego, ale i ogólnie nieskładanie żadnych deklaracji, w tym także nierozliczanie VAT-u, w efekcie czego nie prowadzi się też typowo żadnej księgowości. Na samych podatkach oszczędza się więc kwotę następującą: zamiast 0,81 (czyli kwoty 100%, zapisanej jako 1, od której potrąca się 19% podatku) ma się 1,23, czyli kwotę wraz jeszcze z VAT-em, a zatem o ponad połowę większą. Zyski z działalności takiego np. prawnika czy tłumacza przysięgłego zwiększają się nawet jeszcze bardziej niż o tę połowę, ponieważ oszczędza on np. na biurze rachunkowym. Tym zaś liczba klientów się przez takie rzeczy zmniejsza i być może zdecydowano się na pewien wzrost cen w porównaniu z latami ubiegłymi. W każdym razie niewątpliwie spora opłacalność finansowa w połączeniu być może z naciskami ze świata biznesu, np. być może utrudnieniami w reklamie, sprawia, że np. wśród mikroprzedsiębiorców wspomniany odczuwany przez Niżyńskiego bezpośrednio w postaci istnienia tortury dźwiękowej w lokalu odsetek wchodzenia w mafijne układy (tutaj: związane z łamaniem prawa budowlanego, z pozyskiwaniem narzędzia podsłuchowego w postaci telefonu oraz pomocnictwem w stalkingu przeciwko ofiarze tego podsłuchu) sięga prawie 100%: trudno w Warszawie wskazać jakikolwiek wyjątek, jakąkolwiek kancelarię prawną, gdzie żaden dźwięk nie gra i która, przykładowo, nie dyskryminowałaby Niżyńskiego w ramach obejmujących raz po raz całą adwokaturę, zapewne za sprawą m. in. spółdzielni mieszkaniowych i innych właścicieli budynków, fali dyskryminacji skierowanych przeciwko konkretnym sprawom konkretnego człowieka (efektem czego jest po prostu masowe niepodejmowanie się ich prowadzenia, mimo że nie są to sprawy jakieś błędne pod względem prawnym i nikt nie potrafi tego wykazać; alternatywnie też znaną manierą stało się stawianie klienta w takim układzie, że musi on z góry coś zapłacić, po czym wcale nie gwarantuje się mu efektu w postaci podjęcia się sprawy – które to nieuczciwe zagranie stosuje się zapewne w związku z uzgodnionym z rządem bodajże bronieniem grup przestępczych zajmujących się oszustwami mieszkaniowymi przed teoriami klientów, że są zamieszane kryminalnie; w tego typu obronę oszukańczego procederu i utwierdzanie ludzi w przekonaniu,m że jest legalny, zaangażowane było ponoć sporo adwokatury, a nawet rzecznik praw konsumenta, dawało się to swego czasu odczuć na warszawskim rynku ogłoszeń bezpośrednich). Krótko mówiąc, problem wśród przedsiębiorców jest powszechny, zarówno u tych działających w mieszkaniu, jak i tych od różnych Żabek, stoisk w galeriach handlowych itp. Jakąś siedzibę działalności gospodarczej mieć trzeba, urzędy skarbowe bardzo ostro to egzekwują i żądają tytułu prawnego do niej, choć ustawa tego nie wymaga w przypadku podmiotów wpisanych do KRS (m. in. wszczyna się w tej sprawie jakieś postępowania wyjaśniające itd., zresztą wymóg jest nawet czysto formalny), to taka siedziba dobrze, by była wyremontowana – tak doradzają władze spółdzielni, a w biurowcach w ogóle nie ma się wyboru, za to wszędzie w budynkach z komercyjnymi okamerowanymi lokalami lub parterem doradza się podsyłanie ludzi do komórki podsłuchowej, analogicznej do tej w Sejmie. Włącza się tam podsłuchowy telefon komórkowy, wtyka w niego słuchaweczki douszne i podsłuchując ruchy Niżyńskiego wypatruje się momentu, gdy są synchroniczne z tym, co widać w kamerach, by wiedzieć, że wszedł, po czym informuje się kontakt internetowy w postaci centrali śledzącej (bodajże w studio TVP), gdy ten człowiek wychodzi, by na pewno nie zaginął z podsłuchu i by pozostawał śledzony i dręczony. Mimo, że słychać, jak go z tego powodu ciągle torturują dźwiękiem. Dodatkowo można też podglądać, co dzieje się na ekranie komputera lub zwłaszcza telefonu komórkowego, jeśli chwilowa sytuacja na to pozwala (jakkolwiek ofiara tego procederu, Piotr Niżyński – prezes xp.pl, działając ze swego miejsca zamieszkania potrafi się przed tym skutecznie zabezpieczać).

Czynienie z przedsiębiorców nowych ludzi do polityki to typowy proceder. Wskazać tu można na to, skąd brały się kadry stronnictw Kukiz'15 i Nowoczesna, o których szemranej genezie zresztą donosi nasz wspomniany wyżej artykuł "Trybunał Konstytucyjny pomoże głównym aferałom wymigać się od odpowiedzialności" pod godnym zapamiętania, jako przykład tematu planowania swej przyszłości i własnej kontynuacji działania przez polityczną mafię, nagłówkiem "Skąd wzięły się stronnictwa Nowoczesna i Kukiz". Pokazuje on, że ryzyko kryminalizacji także i w tych nowych ruchach politycznych jest wysokie – i istotnie, mimo wysyłania nawet pisemnych (obok e-mailowych) próśb do tych posłów zawierających też informacje o sytuacji Niżyńskiego, nikt mu tam nie pomógł. Nie mówi się o przepojonej prześladowaniami nagonce na Niżyńskiego na partyjnych ani prywatnych poselskich stronach internetowych, nie publikuje się linków do bloga pokrzywdzonego, nie podnosi się tematu w debatach.

Jak się okazuje, również w partii Konfederacja jedna z czołowych postaci "partii składowej" tej koalicji, mianowicie Ruchu Narodowego, jest to przedsiębiorca – radca prawny Michał Wawer. Podobnie też przykładowy poseł Konfederacji (wywodzący się z Ruchu Narodowego – lubuski pełnomocnik partii): Krystian Kamiński, który dostał się do Sejmu z listy z Zielonej Góry (a typowo formacja ta ma tylko jednego posła w danym okręgu), również jest przedsiębiorcą (dane publ. w Wikipedii). Z kolei szef ww. partii Janusz Korwin-Mikke to znany przedsiębiorca prasowy, a przecież, jak pokazuje sytuacja choćby Watykanu i mass mediów kościelnych, w ślad za którą idzie też (nieodstępująca jej na krok pod względem poziomu morale w kwestii obrony życia i ludzkiej godności) prasa świecka, tego typu działalność typowo oznacza kompletne kolaboranctwo połączone z niepłaceniem podatku. Nie jest to oczywiście rzecz, która przekreśla polityka, ponieważ można lansować teorie o tym, że podatek dochodowy jest niesprawiedliwy, a może nawet teorie te mają przed sobą jeszcze wielką przyszłość. Tyle ludzi nie chce go płacić, to może faktycznie coś w tym jest? Im wyższe i ważniejsze stanowisko, tym więcej pieniędzy człowiek dostaje, ale też tym więcej może nie płacić, jeśli nie płaci podatku. Dodawanie do pensji dodatku przez pracodawcę to co innego, nie daje się to pokryć ze wsparcia państwowego, bo państwo nie robi nikomu przelewów i od dawien dawna mafia kojarzona także z papiestwem jako ważnym ośrodkiem decyzyjnym opierać się wydaje nie na przelewaniu komuś czy dostarczaniu pieniędzy, co byłoby niewygodne, kompromitujące, nieładne, w skali masowej też trudniej wykonalne, lecz na nieegzekwowaniu danin publicznych. A zatem podatek dochodowy ma sporą szansę rodzić niesprawiedliwość właśnie na tym wyższym, ważniejszym, bo decyzyjnym szczeblu. Ludzie chcą nie płacić, jak pokazuje doświadczenie Polski i nie tylko, a państwo daje im nieformalnie taką możliwość i tylu z niej chętnie korzysta, więc może coś w tym jest, że ten podatek to zła koncepcja i należy go zastąpić pogłównym? Jest to do rozważenia, z tego też względu trudno od razu przekreślać takie partie i takich ludzi, tym niemniej istnieje obawa, że drżą oni przed biczem Ministra Sprawiedliwości czy Urzędu Kontroli Skarbowej, na równi, i będą starać się być lojalni wobec mafijnego, prorządowego i popieranego też w mass mediach obrazu rzeczywistości. Obrazu, w którym nie ma miejsca na prześladowanie polityczne Piotra Niżyńskiego i innych ludzi, jakie codziennie się ziszcza i które jest oczywistą, łatwą do udowodnienia rzeczywistością.

M. in. to właśnie dowodzenie będzie zadaniem portalu xp.pl, który macie Państwo przyjemność już teraz czytać, choć na pojawienie się etatowych redaktorów dopiero czekamy.

Nadzieje w nowym parlamencie

Nie wszyscy posłowie nie rokują nadziei w kierunku przyzwoitego podchodzenia do związanego z prześladowaniem jednostek skandalu podsłuchowego i kryminalnego z ośrodkiem podobno w telewizji i z pałeczką dyrygencką w ręku premiera.

W szczególności, można próbować zgłaszać skandale, które prezentuje portal xp.pl, następującym posłom, rokującym z racji swej biografii i przynależności partyjnej pewne nadzieje:

  • Konrad Berkowicz – poseł-elekt Konfederacji z Krakowa, dawniej wiceprezes Kongresu Nowej Prawicy i rzecznik Janusza Korwin-Mikkego w jego kampanii prezydenckiej, następnie wiceprezes partii KORWiN. Prowadzi stronę internetową www.konradberkowicz.pl. Wprawdzie istnieją w jego przypadku obawy co do niezależności podobne, co w przypadku Janusza Korwin-Mikkego, a rzuca się też w oczy kompletny brak zainteresowania sprawą prześladowanego przez państwo (czyli prześladowanego politycznie) Piotra Niżyńskiego, brak wzmianek lub linków na stronach internetowych o jego problemie itd.
  • Bogusław Sonik – poseł-elekt z Krakowa (Platforma Obywatelska), dane na jego temat nie dają podstaw do przypuszczeń, że jest silnie uzależniony od "grupy skarbowej". Na odnotowanie też zasługuje, że wprawdzie był posłem na bardzo nieudany Sejm 2015-2019, jednakże przeniesiono go do Parlamentu Europejskiego w 2018 r., po czym w Polsce był dopiero na 4-ym miejscu na liście Koalicji Obywatelskiej (w praktyce niemalże tożsamej z PO). Bardzo to oryginalne potraktowanie swego dotychczasowego posła. Wyprzedził go m. in. Aleksander Miszalski, awansowany w 2016 r. na przewodniczącego zarządu PO w Krakowie, który nie był nawet posłem.
  • Grzegorz Braun – poseł-elekt Konfederacji z Rzeszowa (Konfederacja Korony Polskiej – "zagorzały monarchista"). www.grzegorzbraun.pl
  • Franciszek Sterczewski – poseł-elekt z Poznania (bezpartyjny, startował z listy KO skupionej wokół Platformy Obywatelskiej). Z zawodu architekt, jednakże nie figuruje w ewidencji działalności gospodarczej na stronie www.ceidg.gov.pl, w związku z czym zostaje tu dopisany jako ewentualna nadzieja w kwestii niezależności od grupy skarbowej (tj. po prostu administracji skarbowej-rządowej i prokuratury). Tak daleko na liście, że ledwie udało mu się dostać do Sejmu, co być może świadczy o jego walorach.
  • Iwona Hartwich – poseł-elekt z Torunia (Platforma Obywatelska), trzecia na liście (wcześniej proponowano jej ostatnie miejsce, jednakże z jakichś powodów następnie zmieniono je na wyższe), znana jako społeczniczka z protestów w Sejmie.
  • Klaudia Jachira – nowa posłanka PO z Warszawy, dotąd znana jako aktorka, 8-me miejsce na liście. Nie ma dowodów, iż jest uzależniona od "grupy skarbowej", zaś z racji artystycznego wykształcenia trudno też przypuszczać, by w latach studiowania zajmowała się pracą zawodową w mało ambitnych miejscach, gdzie wówczas już (tj. w latach ok. 2007-2012) młodzież często zapisywała się do przestępczości podsłuchowej. A zatem nie ma powodów do posądzeń o bardzo poważny brak niezależności.
  • Urszula Zielińska – nowa posłanka Zielonych z Warszawy. www.partiazieloni.pl/urszula-zielinska/

(n/n, zmieniony: 22 kwi 2020 14:54)

×

Dodawanie komentarza

TytułOdp. na:
Treść:
Podpis:
Nowi użytkownicy dzisiaj: 0.© 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów.RSS  |  Reklama  |  O nas  |  Zgłoś skandal