1. Z przyczyn politycznych musimy Cię tutaj poinformować o tym, że portal xp.pl wykorzystuje tzw. cookies, czyli technologię zapamiętywania w Twojej przeglądarce (w celu późniejszego prezentowania naszym serwerom przy okazji pobierania treści) drobnych danych konfiguracyjnych uznanych za potrzebne przez administratorów portalu. Przykładowo, dzięki cookies wiadomo, że nie jesteś zupełnie nowym użytkownikiem, lecz na stronach portalu byłeś/aś już wcześniej, co ma wpływ na zbieranie informacji statystycznych o nowych odbiorcach treści. Podobnie, jeżeli masz konto użytkownika portalu xp.pl, dzięki cookies będziemy pamiętać o tym, że jesteś na nim zalogowany.
  2. Ww. technologia cookies jest stosowana przez portal xp.pl i nie stwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa Twojego komputera. Jeśli ją akceptujesz, kliknij przycisk "Akceptuję cookies". Spowoduje to zapisanie w Twojej przeglądarce danych cookies świadczących o tej zgodzie, dzięki czemu niniejsze ostrzeżenie nie będzie już więcej prezentowane. Jeśli nie zgadzasz się na stosowanie cookies, zmień konfigurację swej przeglądarki internetowej.
  3. WAŻNE  Rozważ ponadto zarejestrowanie konta na portalu xp.pl. Nasz portal ma potężnych wrogów: kryminalna "grupa watykańska" lub, jak kto woli, grupa skarbowa obejmuje naszym zdaniem swym zasięgiem nie tylko wszystko, co państwowe, w tym np. rejestr domen .pl czy sądy, z których mogą płynąć rozliczne zagrożenia, ale także mnóstwo prywatnych przedsiębiorstw czy nawet prawie wszystkie prywatne przedsiębiorstwa: w tym także zapewne operatorów telekomunikacyjnych(!) oraz firmy z literami XP w nazwie, a nawet odpowiednie sądy polubowne stworzone dla oficjalnego i szybkiego "rozstrzygania" tego typu sporów o domeny. Wszystko jest pod kontrolą jednej władzy, zaś partie dodatkowo wprowadzają jeszcze coraz to nowe podstawy ustawowe do cenzurowania Internetu, do ukrywania treści, które w nim są, przed Polakami – więc bez kontaktu z administracją portalu xp.pl poprzez inny kanał, np. pocztę e-mail, pewnego dnia możesz stracić do niego dostęp! Dlatego zarejestruj się i na zawsze zabezpiecz się w ten sposób przed takim niebezpieczeństwem.
    Nie dopuśćmy, by w naszym kraju funkcjonował polityczny system zamknięty, nie poddany demokratycznej kontroli.Akceptuję cookies
    Rejestrując się zapewnisz sobie też ładną krótką nazwę użytkownika, z której w przyszłości będziesz dumny/a i która będzie poświadczać, że byłeś/aś z nami od początku.
E-MAILUSŁUGITARGCZATSTARTOWA
WIADOMOŚCIPOLSKAŚWIATKOMENTARZETECHNOLOGIA I NAUKAGOSPODARKAKULTURA

Jak otoczenie prezydenta Warszawy kneblowało debatę w sprawie torturowania dźwiękiem przez miasto

24 lip 2020 21:20

W niedawnych artykułach powiadomiliśmy czytelników, że podczas meetingu prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego z mieszkańcami Ursynowa tłumiona była wolność wypowiedzi w ważnym i naglącym temacie związanym z naruszeniami prawa budowlanego (tj.: z istnieniem nielegalnych grających instalacji budowlanych) i naruszeniami przepisów prawa karnego na tym tle. Szczegółowe informacje na ten temat prezentujemy poniżej.

Zdjęcie 1 z 3 – Odpowiedź na wniosek o udostępnienie informacji publicznej

Mowa tu o artykułach "Międzynarodowe konfabulacje w sprawie koronawirusa" (serwis Komentarze, chodzi tu o część artykułu pod nagłówkiem "Spodziewany motyw: Sejm chce uniemożliwić Niżyńskiemu wejście do budynku, politycy unikają demokratycznej debaty") oraz "Ośrodek podsłuchowy telewizji znów naniósł poprawkę na wyniki wyborów?" (serwis Wiadomości, chodzi tu o część artykułu pod nagłówkiem "Zarzuty »telewizji« względem Trzaskowskiego wygłaszane bezpośrednio przed I i II turą oraz w dniach wyborów") w ich fragmentach dotyczących przedsięwzięcia pod nazwą "Spotkajmy się na Ursynowie" z 2020 r. Recenzję z jego przebiegu przygotowaną przez Urząd Miasta można przeczytać na stronie http://www.um.warszawa.pl/aktualnosci/spotkali-my-si-w-ursynowie.

Poniżej relacja naocznego świadka, Piotra Niżyńskiego z redakcji xp.pl, na temat tej sprawy:

– Na spotkaniu mieszkańców Warszawy z p. Trzaskowskim byłem obecny. Podkreślam, że żadna z powszechnie publikowanych jego reklam, ani w mediach miejskich typu ekrany w autobusach, ani na stronach internetowych Urzędu Miasta nie uprzedzała o potrzebie spełnienia jakichś zakulisowych warunków wstępnych tego, by można było na spotkaniu się odezwać i zaproponować temat. Podawano jedynie, że na meetingu "Spotkajmy się na Ursynowie" prezydent będzie odpowiadał na pytania mieszkańców, co buduje w umysłach osób to oglądających swoistą "rzeczywistość wirtualną", w postaci pozoru jakiejś otwartości, demokratyzmu i szybkiego klarowania się wszystkich problemów spornych, co jest wprawdzie zupełną fikcją, natomiast ładnie współgra z wizją PO jako partii "w sam raz" dla osób zniechęconych antydemokratyzmem PiS-u; lubiących telewizyjne i merytoryczne debaty, a stroniących od "wodzostwa" w polityce. Owo kreowane przekonanie o otwartości nawet najwyżej sytuowanego polityka na debatę z mieszkańcami, publiczną i wobec tłumu świadków, okazało się kompletnym kłamstwem. Po dotarciu na miejsce od zewnątrz oczywiście wszystko odtwarzało radio podsłuchowe z torturą szeptaną, w środku budynku również, bardzo równomiernie bez względu na miejsce i pomieszczenie, w którym się stanie; to akurat w moim przypadku jest standard, już lata temu kraj przechodził remonty, mianowicie w pierwszych 12 latach XXI w. stopniowo nabrały tempa te nielegalne przebudowy, teraz więc spotykam się z tym efektem wszędzie. Grało tam wszędzie, ściany były dla tego zjawiska jak gdyby nieistniejące, przeszkodą nieistniejącą. Co do przebiegu to już ok. pół godz. przed początkiem spotkania na zewnątrz budynku stała jakaś grupka gości, ustawionych w kółko dookoła siebie, czy nawet ze dwie takie grupki, ale nic nie wskazywało na to, że to jest jakiś personel lub że załatwiają oficjalne sprawy. Nie wyglądali na żaden personel, tym bardziej, że aktywne były tam raczej osoby na emeryturze, przypominające nieco przekupki straganowe, a zatem zwykli mieszkańcy. Nie było też tam żadnych tabliczek ani karteczek informujących o możliwości pobrania numerka. Tych ludzi szybko minąłem i dostałem się do środka, gdzie również nie było żadnych wywieszek ani komunikatów głosowych informujących o takiej opcji. W szczególności żadna umundurowana Straż Miejska na pewno nic takiego nie rozdawała. Nie zauważyłem żadnego rozdawania czegokolwiek na sali w tym czasie. Ludzie zbierali się na sali, gdzie potem przemawiał Trzaskowski, i przez ostatnie 15-25 minut przed spotkaniem ja byłem tego świadkiem, bo już tam siedziałem: widziałem, jak ta sala się zapełnia. Nie towarzyszyły temu żadne niezwykłe efekty. Dopiero, gdy spotkanie się rozpoczęło, moderatorka powiedziała głośno i przez mikrofon, że ponieważ zebrało się dużo ludzi, to mówić będą najpierw ci z numerkami. Żadni dziennikarze, operatorzy kamer z różnych popularnych stacji nie mieli nic przeciwko temu. Na pytania pojedynczych osób zdegustowanych takim stanem spotkania lub zainteresowanych uzyskaniem numerka odpowiedziano, że numerki można pobrać gdzieś w rogu sali; chodziło tu o jakiś narożnik po przeciwnej do mnie stronie, z tym, że, jak zaraz podano, rozdano tych numerków wtedy podobno już ok. 28, nie pamiętam konkretnej liczby, i w związku z tym trzeba by dużo czekać na możliwość wypowiedzenia się. Ponadto reklamowano wtedy też opcję mówienia na końcu spotkania już po wypowiedzeniu się wszystkich ludzi dysponujących numerkami. W związku z tym ja nawet nie próbowałem pobrać numerka, bo i tak wszystko zależeć będzie od dobrej woli organizatora, a poza tym przemieszczanie się w trakcie spotkania i załatwianie jakichś spraw, gdy inni mówią, byłoby niegrzeczne i jak gdyby lekceważące dla zasad porządku publicznego. Nikt takich podróży przez salę w czasie spotkania nie robił. Następnie w toku spotkania, już po ponad godzinie, oświadczono, że się ono nadmiernie przeciągnęło i po prostu nie będzie już czasu na swobodne mówienie bez numerka. Chyba nawet nie wypowiedzieli się wszyscy z numerkami.

– Oczywiście zarówno na początku spotkania, jak i później jeszcze przynajmniej raz w jego trakcie mimo ogłoszonych już na początku zasad próbowałem skorzystać z chwilowych pauz i wcisnąć się ze swoją wypowiedzią poza kolejką. Powiedziałem np. głośno i wyraźnie, że "mamy tutaj pewien problem dźwiękowy, który nam wszystkim przeszkadza, chciałbym się do tego odnieść, bo to jest bardzo ważna sprawa o charakterze kryminalnym". Niestety, nikt nie był zainteresowany dopuszczeniem mnie do głosu, moderatorka szybko odpowiedziała, że teraz muszą mówić numerki i zapytała, kto ma któryś tam numerek. Tak to wyglądało cały czas. Nie chcieli po prostu pozwolić, bym poruszył ten temat. Oczywiście spotkaniu asystowało też kilka umundurowanych osób ze Straży Miejskiej, toteż dodatkowo odstraszało to od jakiegokolwiek zakłócania porządku. W efekcie ten bardzo ważny problem, w którym miasto zobowiązane jest podejmować natychmiastowe działania, został przez prezydenta zupełnie zlekceważony. Pozwolili na to też zebrani, czyli zapewne w sporej mierze ludzie zamieszani w spółdzielnie mieszkaniowe, "krewni i znajomi królika", operatorzy kamer itd.

– Najprawdopodobniej grało też w wozach Straży Miejskiej, która zresztą była bodajże zaangażowana w transportowanie i zabezpieczanie prezydenta, a mimo to o całym tym temacie instalacji grających radio podsłuchowe czy choćby o temacie dziwnych dźwięków nie padło ani słowo, jak gdyby była to rzecz normalna albo taka, do której wszyscy mają prawo być przyzwyczajeni. Która nikogo nie dziwi. Krótko mówiąc, żenada – podsumowuje świadek. – Przyjechali pewnie jacyś ludzie z gotowymi numerkami, do robienia zapalczywej nawet momentami pseudodebaty o innych sprawach, przy czym prawie wcale nie było słychać, co mówią, bo mówili często szybko i bez nacisku, jak gdyby tak pod nosem, chociaż do mikrofonu; ich głoski zlewały się z głoskami szeptań spikerów, co przy takim tempie mówienia poważnie utrudniało zrozumienie słów. Mimo tego prezydent prawdopodobnie i tak już wiedział, jaki temat ich interesuje i co powiedzą. I to zapewne dlatego nie miał problemu ze zrozumieniem, o co chodzi mówiącemu. Przykładowo, osoba z numerkiem 1 dziwnym trafem miała twarz podobną do Donalda Trumpa. To dosyć znamienne. Może złowił ją do tego Komendant Główny Policji, na podstawie jakichś rejestrów Policji czy nawet Interpolu służących wykrywaniu tożsamości świadków, w każdym razie salę zdobił wielki wywieszony na górze na tabliczce trzylinijkowy napis Miasto Stołeczne Warszawa tworzący skojarzenia ze skrótowcem MSW oznaczającym, jak wiadomo, znane ministerstwo od spraw Policji. Z faktu takiego doboru, jeszcze przed spotkaniem specjalnie zaplanowanego, można wywnioskować, że pewnie nawet i wszyscy byli dobrani, bo inaczej po co w ogóle otwierać temat starań o dobór osób mówiących. Innymi słowy, można z tego domyślać się, że chcą pozostawić poszlakę, iż był po prostu gotowy scenariusz, a w każdym razie wypowiadane przez tych mieszkańców kwestie były prawdopodobnie z góry ustalone, co do swego tematu, dzięki czemu prezydent mógł się do nich ustosunkowywać zamiast odpowiadać, że nic nie słyszy, bo są bardzo złe warunki, i zamiast się otwarcie wstydzić za stan miasta i własną bezczynność w tym temacie. Przygotowano się więc zapewne właśnie po to i właśnie w tym kierunku, by tuszowana była sprawa skandalicznych warunków dźwiękowych związanych z wszechobecnymi naruszeniami prawa budowlanego. Nie wiem, jakim cudem ci ludzie mieli te numerki, jeśli nie przez odgórny dobór rozmówców, z którymi prezydent chce rozmawiać, bo normalny człowiek o żadnej potrzebie uzyskania numerka wybierając się na spotkanie nie wiedział. Pamiętam, jak jedna osoba mówiąca jako mieszkaniec powiedziała, że jest z zarządu jakiejś spółdzielni mieszkaniowej. Pewnie nawet sporo więcej było takich przypadków albo w ogóle gruba większość. Przecież to są ośrodki wyraźnie zamieszane: remontują te swoje bloki i pozwalają ludziom dociągnąć instalację dźwiękową także do wewnątrz ich mieszkań, np. przy okazji wynajmu. Wobec tego oczywiste jest, że wolą generalnie zamiatać pod dywan ten temat kryminalny w ramach debaty, której przypatrują się media. I tylko do tego, do krycia tego tematu dźwięków, może prowadzić taki dobór partnerów do dyskusji.

– Nawiasem mówiąc, w trakcie spotkania chyba podprogowo wywoływano wszystkim obecnym silne swędzenie, a to w tej części ciała, a to w tamtej, w zauważalny sposób wyczuwalne przez niektórych obecnych, tj. np. zauważyłem niedaleko mnie pojedyncze przypadki drapania się czy innych ruchów wskazujących na silne napięcie dziwnym trafem właśnie wtedy, gdy ja sam odczuwałem chwilowo coś takiego, chociaż generalnie obecni powstrzymywali się w tej sprawie i starali udawać, że wszystko w porządku. Pojedyncze przypadki wszakże zauważyłem. Sprawa tego agresywnie atakującego nas swędzenia dodatkowo zaostrzyła torturę i była zapewne źródłem cierpień wielu obecnych, abstrahując tu już od tego, czy ci obecni byliby łaskawi to przyznać i czy aby ci obecni nie powinni pewnego dnia trafić do kryminału z powodu swych win związanych z telewizją – tłumaczy Niżyński.

Co potwierdza relację Niżyńskiego

Istotne tezy na temat sposobu zorganizowania ww. spotkania znajdują swe dodatkowe potwierdzenie w:

  1. zaprezentowanym powyżej skanie odpowiedzi m. st. Warszawy na zapytanie o informację publiczną;
    mianowicie, odpowiedź kierownika gabinetu prezydenta potwierdza istnienie takich zjawisk, jak "numerki", "moderatorka", "osoby obsługujące spotkanie" wśród zgromadzonych mieszkańców (sic). Jak czytamy:
    na wydarzeniu "Spotkajmy się na Ursynowie" karty z numerami kolejności zadawanych pytań były rozdawane przez moderatora spotkania oraz osoby obsługujące spotkanie wśród zgromadzonych mieszkańców. Kartę taką, po zgłoszeniu chęci zadania pytania, można było uzyskać w jego trakcie wyłącznie od osób obsługujących spotkanie, o czym informowała moderatorka prowadząca spotkanie;
    w przypadku chęci uczestniczenia przez Pana w wydarzeniu "Spotkajmy się na Woli" proszę o zgłoszenie się do pracowników obsługujących spotkanie bezpośrednio przed jego rozpoczęciem i uzyska Pan informację, w jaki sposób można zadać pytanie na spotkaniu
    Nie wiadomo po pierwsze, co to są te "osoby obsługujące spotkanie wśród zgromadzonych mieszkańców". Co to za osoby? Czy to jest jakiś personel? Nic na to nie wskazuje. Po prostu nie jest to praca nawet choćby minimalnie zbliżona do zakresu zadań wynikających z normalnych umów o pracę w którymkolwiek z miejsc podległych prezydentowi Warszawy. Brzmi to tak, jak gdyby chodziło o jakichś "swoich agentów", których miasto ma wśród ludności. Pasują do tego ewentualnie te wspomniane powyżej przez świadka emerytki stojące przed wejściem, tym niemniej z przedstawionej powyżej relacji świadka wynika, że raczej numerki zostały przydzielone jeszcze przed rozpoczęciem spotkania.
    Ponadto Piotr Niżyński komentuje tę odpowiedź następująco:
    Moje bardzo poważne wątpliwości budzi teoria o tym, że można na kolejnym spotkaniu "zgłosić się tuż przed jego rozpoczęciem" do "osób obsługujących spotkanie". Przede wszystkim osoby takie pojawiają się i stają widoczne dopiero na ok. 10 minut przed początkiem występu Trzaskowskiego. Tak to było poprzednim razem. Nikt jakoś w ciągu tych 10 minut do nich nie szedł po numerek, w przypadku spotkania dla dzielnicy Ursynów, w związku z czym można zakładać, że na tym etapie wszyscy swe numerki już mają. A w każdym raziejest już ich wtedy rozdanych np. dwadzieścia kilka, jak to było ostatnio. Tak daleka zaś pozycja może uniemożliwić wypowiedzenie się na spotkaniu.

    Pytanie, zadane przeze mnie, było nie jedynie o to, jak w ogóle wypowiedzieć się, lecz było ogólnie o to, jak zabezpieczyć sobie możliwość wypowiedzenia się odpowiednio wcześnie, tak, by nie było ryzyka niezmieszczenia się w czasie. Przyjście do kilku osób, być może jakichś znajomych Trzaskowskiego z KO, może np. z Rady Miasta, w ciągu 10 minut przed początkiem spotkania nic mi nie zabezpieczy. Nikt po prostu nie korzysta z tej ścieżki, a i tak ludzie swe numerki mają – tłumaczy Niżyński.
  2. oficjalnym zdjęciu ze spotkania (można kliknąć);
    w trzecim rzędzie (czy też pierścieniu) licząc od środka sali widać po lewej stronie osobę z numerkiem na dużej kartce o żółtym tle.

O problemie grających nieruchomości, zdolnych do dręczenia człowieka na tle podsłuchowym, informowaliśmy w licznych już artykułach wiadomości.xp.pl. Na szczególną może uwagę zasługują te w dziale Nieruchomości, tj.:

Kompletna bezsprzeczność i pewność wersji o tym, że budynki grają dźwięki ze źródeł ukrytych i zamurowanych

W tym drugim artykule zaprezentowaliśmy też pewną interesującą i nowatorską metodę dowodzenia. Mianowicie artykuł odsyła pod adres https://www.youtube.com/watch?v=X7p9S_dDsPg, gdzie znajduje się wykonane przez Piotra Niżyńskiego nowoczesnym telefonem komórkowym nagranie audiowizualne pokazujące całą sytuację od momentu wchodzenia z ulicy do Trybunału Konstytucyjnego przy al. Szucha, przez dalsze czynności na mieście, w tym w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (gdzie pracownik m. in. potwierdził bieżącą datę i godzinę), oraz powrót do jego budynku, aż po powrót do mieszkania tramwajami oraz, co najlepsze, załadowanie tych właśnie nagrań bezpośrednio z telefonu na dysk Google. Innymi słowy, nagranie pokazuje w czasie rzeczywistym dokonywaną, w godzinie i dacie podanej przez pracownika Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, interwencję w Trybunale Konstytucyjnym oraz dalsze czynności, w tym także ładowanie tego właśnie nagrania do Internetu na dysk Google. Ten zaś serwis – Google i w szczególności jego usługa "Dysk Google" – oczywiście przechowuje do dziś te pliki i są one oznaczone datą i godziną utworzenia (można zaprezentować te dane przechowywane przez Google po zalogowaniu się na konto, co zresztą można utrwalić w formie protokołu notarialnego), która to godzina utworzenia rzeczywiście zgadza się z godziną wynikającą z filmu (godzina i data podana przez pracownicę plus odstęp czasowy na filmie między tym momentem a momentem rozpoczęcia przesyłania pliku do Google).

Powyższy trik był możliwy dzięki temu, że nagrania wykonywano programem Background Video Recorder czy też Secret Video Recorder automatycznie dzielącym je na pliki o rozmiarze 2 GB. Po przekroczeniu rozmiaru 2 GB lub odpowiedniej długości filmu, bodajże 20 minut, program kończy dotychczasowy plik i natychmiast rozpoczyna nagrywanie do kolejnego. W efekcie, nie było żadnego problemu, by pokazać ładowanie pierwszych, najstarszych, już dawno zakończonych plików pokazujących przebieg wizyty w TK. Nie było np. tego problemu, że one nadal są "otwarte", nadal się uzupełniają nowymi danymi. Ponieważ zaś przesyłanie gigabajtów danych do Internetu sporo trwa, w międzyczasie zdążyły zakończyć się jeszcze kolejne pliki itd., tak, iż koniec końców doskonale widać, jak powstawała interesująca część plików: te zawierające meritum nagrania.

Ten sposób dowodzenia pozwala najzupełniej wykluczyć posądzenia o jakiekolwiek fałszerstwo i daje oglądającemu pewność, że nagrania nie zostały zmanipulowane po umieszczeniu w Internecie. W razie czego bowiem zawsze można pokazać ich parametry przy pomocy serwisu http://drive.google.com (opcja "Zarządzaj wersjami" po kliknięciu pliku z Dysku prawym przyciskiem myszy pozwala zobaczyć, kiedy jego zawartość została przesłana).

Sednem ww. dowodu – skompilowany po 3 dniach jeden łączny film (po prostu łączący ze sobą te liczne gigantyczne pliki wideo) można oglądać na https://www.youtube.com/watch?v=X7p9S_dDsPg, natomiast w jego opisie rozwijanym po kliknięciu tekstu POKAŻ WIĘCEJ pod filmem można znaleźć linki do filmów surowych, z 11.04.2019 r., czyli z daty zdarzenia – jest to, że wspomniany filmy prezentują z pewnością, choć nie zostało to w tym akurat przypadku z braku czasu dokładnie przebadane, wszechobecność tortury szeptanej, w tym także w Trybunale Konstytucyjnym. Oczywiście jej wykazanie wymagałoby dalszej analizy tych plików, wsłuchiwania się w momenty, gdy nic nie powinno grać, a w których zamiast ciszy są niestety szepty, nawet wielogłosowe (podobnie też wokół wypowiedzi mówionych, w tym także tych mówionych przez autora nagrania). Tym niemniej materiał jest już do tego przygotowany. W analogiczny sposób można dowodzić kolejnych takich przypadków, w kolejnych miejscach. Toteż twierdzenia, że "nic w ogóle się nie rozlegało", należy włożyć między bajki, a osoby tak twierdzące lub reagujące na dźwięk, jak gdyby nic nadzwyczajnego się nie działo, nie szukając sprawców – za po prostu pouczone o istnieniu tego problemu kryminalnego, z którym "trzeba się pogodzić".

Istnieje też inny sposób utrwalenia nagrań wideo, mianowicie z udziałem dziennikarzy innych mediów: można wykonać nagranie wideo dwoma telefonami jednocześnie, np. jeden z redakcji xp.pl, drugi z redakcji innego portalu, po czym ta druga redakcja natychmiast (co objęte jest także naszym nagraniem) kopiuje plik z telefonu komórkowego na swój laptop i także na nasz pendrive, jednocześnie prezentując – przy pomocy specjalnego programu – tzw. hash tego pliku (po polsku: "funkcję skrótu", patrz Wikipedia), czyli swoiste komputerowo zakodowane streszczenie jego zawartości zajmujące kilkanaście znaków (litery i cyfry). Istnieje mnóstwo darmowych małych programików wyliczających hash dowolnie wskazanego im pliku; technikę tę stosuje też Policja, zamieszczając treść hasha w aktach, by była później pewność, że nikt nie podmienił płyty kompaktowej z danymi. Tego typu krótkie literowo-cyfrowe "skróty" (mające np. 64 znaki czy 128 znaków) w przypadku sensownych plików, zawierających należycie zakodowane dane (np. film w formacie MP4), są niemalże nie do podrobienia – w tym sensie, że nie sposób zmieniając plik i nie wprowadzając przy tym do niego oczywistych błędów uzyskać taki sam hash (skrót). Skoro więc hash jest przyjęty jako dany w założeniu, udowodniony, to już każdy może się upewnić, że plik się nie zmienił, bo rzeczywiście hash ten ma, a przy tym wygląda na nieuszkodzony. Rezultat funkcji skrótu dla danego pliku jest poniekąd losowy, nieprzewidywalny – w najsłabszych przypadkach jest to wynik jeden na biliardy biliardów możliwych. Każda drobna zmiana danych, nawet pojedynczego bajta, powoduje, że plik ma już zupełnie inną funkcję skrótu (przypomina to definicję chaotyczności w matematyce). W efekcie, gdyby nagrano, jak jedna redakcja robi film, po czym kopiuje plik rozdając go drugiej i od razu prezentuje, jaki jest hash tego pliku, plik taki można by opublikować w Internecie i każdy mógłby się przekonać, że jest to rzeczywiście to nagranie, które, jak widać na filmie, zrobiono i zaraz później skopiowano i ujawniono jego hash, i w niezmienionej postaci opublikowano w Internecie. Umożliwia to wspólne ustalenie prawdy w sposób bezsprzeczny (np. tej oto prawdy, że w budynku wszędzie rozlegał się dźwięk).

Krótko mówiąc – to, że dźwięk jest, przez żadną sensowną osobę nie powinno być zaprzeczane, ponieważ daje się udowodnić w sposób pewny i niezbity (kwestią może być co najwyżej to, dlaczego są te dźwięki, w którym momencie się pojawiają, od czego zależy ich obecność, choć przecież też da się to udowodnić nagraniami). Przeczenie samemu istnieniu dźwięku jest tylko co najwyżej zawracaniem głowy naszym czytelnikom, by sami weryfikowali sprawę i przekonywali się, że dany polityk kłamał. Z tego też względu raczej nikt poważny, na szczycie władzy, nie lubi wypowiedzi negujących obecność dźwięku tortury szeptanej – zamiast tego natomiast raczy się nas zupelnym lekceważeniem tego problemu. I brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi.

W szczególności, zamieszany jest także świat mediów: na razie najprawdopodobniej żadna redakcja nie zdecyduje się na współpracę z nami w tym trybie, co wyżej wspomniany (nagrywanie dwoma telefonami, przy czym jedno z nagrań jest dłuższe i obejmuje też widok na zapisywanie pliku z telefonu drugiej osoby, np. z konkurencyjnej redakcji, i obliczanie jego funkcji skrótu). A jest to współpraca dająca wielkie możliwości: np. dziennikarz z redakcji Onet.pl mógłby filmować, pod chwilową tylko nieobecność redaktora xp.pl, zupełnie odległe pokoje jakiegoś przykładowego odwiedzonego przez nas domu oferowanego przez kogoś na wynajem. Dziwnym trafem okazałoby się, że we wszystkich pomieszczeniach coś szepcze, nawet wtedy, gdy Piotr Niżyński w ogóle nie jest w domu, a tylko stoi od zewnątrz i tuż przy drzwiach. Sprawa jest więc w każdym razie bardzo prosta do udowodnienia, ale w tzw. establishmencie każdy woli o niej milczeć. Dla wielu po prostu każde ujawnianie czy też naświetlanie tematu telewizji, prawdy o "telewizyjnym" barbarzyństwie (tym, którego sprawcami są operatorzy podsłuchu), to jak samobójstwo rynkowe – przybliża do śledztwa i, tym samym, jak już łatwo zgadnąć, do ujawnienia "potrzebnego jak krew" i powszechnie stosowanego krycia spraw w mediach.

Jeden z przykładów występowania tortury dźwiękowej (dającego się zresztą non stop we znaki w obecności tej osoby), a mianowicie przykład w postaci nagrania audiowizualnego ze znanego warszawskiego hotelu Metropol, został przez Niżyńskiego zaprezentowany już dawno temu, bo 28 lutego 2014 r., na jego blogu – wraz z wyraźnym opisem pod nagraniem, w którym wskazano, w których na przykład sekundach można dosłyszeć szepty "spikerów" telewizyjnych. Odnośny wpis znajduje się pod adresem www.bandycituska.pl/2014.php#20140228 z tym, że obecnie z powodu jak się zdaje szykan rejestratora (NameCheap.com), podobno wprawdzie tylko tymczasowych, domena nie działa poprawnie (występuje dosyć prosty problem techniczny, w Polsce analogiczny problem naprawiono w ciągu 1 dnia). Rejestrator nie chce podać orientacyjnego terminu naprawienia tej sytuacji – prawdopodobnie jest naciskany z przyczyn politycznych, np. przez amerykański urząd skarbowy (IRS), gdyż kilkakrotnie kompletnie zlekceważono też e-maile z pytaniem na temat tego terminu. Blog jest jednakże dostępny również przez końcówkę .PL (bandycituska.pl zamiast .com), toteż problem z otwarciem podstawowego adresu strony łatwo ominąć.

Komentarz co do zaprezentowanej postawy polityka

Trzaskowski, jako polityk znany z rządu Platformy Obywatelskiej, raczej się w tej sprawie dosyć wyraźnie skompromitował.

Uniemożliwianie debaty w temacie niszczenia wolności myśli – w zasadzie samej nawet wolności jakiegokolwiek własnego myślenia – przez państwo, a ściślej: w tym wypadku przez miasto stołeczne Warszawa, podobnie jak uniemożliwianie debaty w sprawie likwidacji sytuacji, że miasto torturuje swego mieszkańca czy nawet wielu mieszkańców jednocześnie, niewątpliwie kojarzy się z jakimiś standardami obcymi każdemu demokracie. Pozwala to przypuszczać, że Trzaskowskiego w istocie nie interesuje zdanie narodu w takich sprawach; chce się on jedynie wspinać jak najwyżej w karierze polityka, co ma może zapewnić mu osobiście jak najwięcej pieniędzy i bezpieczeństwa prawnego, natomiast takie rzeczy, jak prawda, uczciwość, dobrobyt warszawiaków (w tym brak naruszeń kryminalnych prawa budowlanego), wreszcie też: możliwość wychylenia się poza tematy znane już i tak w mediach, z jakimś tematem zupełnie nowym i zaskakującym dla mediów – tutaj go jakoś nie zainteresowały, mimo zacytowanej interwencji ze strony zgromadzonej publiczności. Widocznie co innego wychodzi na pierwszy plan, np. ww. "własne bezpieczeństwo".

Szczególne zaniepokojenie powinien u prezydenta wzbudzić przytoczony powyżej fakt odtwarzania się tego samego radia podsłuchowego także w wozie Straży Miejskiej, mianowicie powstający jak się zdaje skokowo (skokowe przejście głośności odtwarzania się dźwięku w środku, od zera do pewnego określonego poziomu) w warunkach przebywania odpowiednio blisko obiektu. Tymczasem jednak nic nie wskazuje na to, by prezydent Warszawy był w ogóle chętny poruszyć ten bulwersujący temat.

(n/n, zmieniony: 26 lip 2020 21:29)

×

Dodawanie komentarza

TytułOdp. na:
Treść:
Podpis:
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1.© 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów.RSS  |  Reklama  |  O nas  |  Zgłoś skandal