USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Podobne | |||||||
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Sąd Okręgowy dalej walczy w obronie złodziejstwa. Na ćwierć miliona zł18 lip 2019 00:02 Ściśle przeciwko nam się zwracając, jako tej spółce, która straciła prawie 215 tys. zł na widmie trwającej nielegalnej egzekucji komorniczej z działki przeniesionej na spółkę, cywilny wydział Sądu Okręgowego w Warszawie po raz kolejny odmówił Piotrowi Niżyńskiemu prawa do jakiegokolwiek zaskarżenia hiperwygórowanego nakazu zapłaty, którym za stan uprzednio wynajmowanego domu i związaną z nim potrzebę drobnych remontów został skazany w sierpniu 2014 r. W sprawie do dziś nie było żadnej rozprawy ani nawet po dziś dzień nie wysłano poprawnie Piotrowi Niżyńskiemu tego nakazu zapłaty wraz z odpisem pozwu, jak to nakazują przepisy.
Jest to jedna z najbardziej skandalicznych i kompromitujących polskie sądy spraw, jakie mają związek z inwestorem xp.pl Piotrem Niżyńskim (znaną ofiarą podsłuchu "telewizyjnego" nadawanego radiem internetowym), obok też licznych odmów wszczęcia jakiegokolwiek śledztwa czy dochodzenia, które przez sądy także były brane w obronę. O niesłuszności decyzji sądu można przekonać się powyżej czytając jego orzeczenie (istotny tutaj jest pkt 2 postanowienia, podczas gdy tzw. wniosek o przywrócenie terminu złożono nieco na wyrost z obawy przed niereprezentatywnymi teoriami prawnymi). Wielokrotnie podtrzymywany upór sądów w niedopuszczeniu tej sprawy do rozliczenia jej na rozprawie, upór w traktowaniu jej jak już załatwionej i zamkniętej, i gotowej – mimo niepoinformowania Piotra Niżyńskiego w żaden sposób o trwającym wystąpieniu powoda przed sądem (nakaz zapłaty wysłano na adres fałszywy, sprzeczny z adresem zameldowania oraz, jak z samych dokumentów złożonych przez powoda wynikało, najprawdopodobniej nieaktualny) – jest spowodowany prawdopodobnie po prostu strachem przed wzbogaceniem się twórcy portalu xp.pl, przed każdym odzyskaniem cząstki kapitału, który może posłużyć do rozwijania mass mediów. Sprawa najprawdopodobniej ma więc zaplecze polityczne (urzędy skarbowe, podległe Ministrowi Finansów, premier, telewizja publiczna i jej domniemana komórka w studio przy ul. Jasnej w Warszawie zajmująca się, jak się uważa, nielegalnie i po kryjomu sprawami Niżyńskiego, w tym podsłuchiwaniem go i obserwowaniem radarowym, a także torturowaniem). Istota problemuZgodnie ze stałą i ugruntowaną linią orzeczniczą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu sytuacja, że jedna ze stron nie została nawet powiadomiona o wszczęciu postępowania, a następnie wydano przeciwko niej tytuł uprawniający do egzekucji mienia, stanowi naruszenie prawa do sądu (zdefiniowanego w art. 6 ust. 1 Konwencji oraz powtórzonego w art. 45 ust. 1 Konstytucji; prawo to znane też było już wcześniej za sprawą ONZ-u). Jest to mianowicie naruszenie tzw. równości broni, będącej jedną z cech sprawiedliwego postępowania sądowego (a do takiego każdy ma prawo). Jak głosi Trybunał, 222. Zasada "równości broni" jest nierozerwalnie związana z szerszym pojęciem rzetelnego procesu sądowego. Wymóg "równości broni", w sensie "sprawiedliwej równowagi" pomiędzy stronami, co do zasady ma zastosowanie zarówno w sprawach cywilnych, jak i karnych (Feldbrugge p-ko Holandii, § 44). (za: https://www.echr.coe.int/Documents/Guide_Art_6_POL.pdf, s. 52). Charakterystyczne są tutaj personalia przytoczonego przykładu: w wolnym tłumaczeniu z języka podobnego do angielskiego "Dombo Beheer" oznaczać może bowiem "głupoto, bądź słyszalna" (albo: "głupcze, niech będzie rozprawa" – przy czym to pierwsze słowo, z uwagi na końcówkę -o, pasuje też na rzeczownik włoski). Nawiązuje to więc świetnie do zauważalnego niepokojąco niskiego poziomu orzeczeń sądowych, uparcie wzbraniających się przed naprawieniem tej sytuacji, doskonale przecież znanej przez prawo dotyczące nakazów zapłaty i jak najbardziej odwracalnej. U nas ten skandal dotyczący w istocie wolności prasy jest najzupełniej jawny. Piotr Niżyński w 2014 r. przestał mieszkać w domu wynajmowanym uprzednio od pewnych dwóch osób i zwrócił im klucze. Stan, w jakim pozostawiono dom, istotnie był niezadowalający, tym niemniej niemożliwe było wówczas pełne naprawienie go, np. zabranie tzw. klatki Faradaya (duży mebel sześcienny o boku długości 2 metry) przechowywanej jak dotąd w tym domu z uwagi na brak miejsca składowania. Umowę Piotr Niżyński wypowiedział bez zachowania okresu wypowiedzenia powołując się na tragiczny, szkodliwy dla zdrowia stan tego domu polegający na tym, że dobywają się z jego zakamarków dźwięki zaburzające równowagę psychiczną, utrudniające sen i zawierające dręczące umysł non stop ścieżki dźwiękowe przekazu podprogowego (szeptów), najwyraźniej na żywo nadawane radiowo przez jakichś operatorów podsłuchu (prawdopodobnie "telewizyjnych", jak to się popularnie uważa). Do zerwania umowy najmu w trybie natychmiastowym w przypadku, gdy warunki w nieruchomości zagrażają zdrowiu, najemcę uprawnia art. 682 Kodeksu cywilnego. Komunikacja z właścicielami się w końcu urwała, po iluś miesiącach zgłosili oni sprawę do sądu podając jako adres pozwanego adres wpisany na umowie najmu (nie był to żaden najem okazjonalny). Tymczasem zaś w oczywisty sposób zdezaktualizował się on wraz z jej zawarciem, gdyż była to umowa stwierdzająca najem na cel mieszkalny bez możliwości podnajęcia lub użyczenia domu komu innemu i zawierała takie oświadczenia. Ponadto w aktach sprawy, w dokumentach przysłanych przez samego powoda jako załączniki pozwu były dowody na to, że pozwany Niżyński posługiwał się innym adresem jako swym adresem zamieszkania niż tym pierwotnie wpisanym na umowie, mianowicie adresem tej wynajętej nieruchomości, co dodatkowo potwierdzało, że tamten się zdezaktualizował. Sąd Rejonowy Lublin-Zachód w Lublinie będący centralnym polskim sądem obsługującym elektroniczne postępowania upominawcze nakazu zapłaty nie wydał, z uwagi na to, że okoliczności podane przez powoda budzą wątpliwość. Można domyślać się, że chodziło tu nie tylko o adres, ale i o to, że wskazał bardzo wysokie ceny i bardzo wysoką szkodę, wspierany przez rzeczoznawcę o inicjałach MM (Maria Mogiłko) – co ciekawe, są to też inicjały obecnego premiera, potencjalnie od dłuższego czasu planowane, podobnie jak jego oszałamiająca kariera, kojarzą się bowiem też ze sprawą zagrożonej morderstwem matki Piotra Niżyńskiego oraz ze sprawą zamordowania Mieczysława Motasa powiązaną ze zdarzeniami z życia prywatnego Piotra Niżyńskiego obserwowanymi (a nawet kreowanymi) przez operatorów podsłuchu (podobno mieszkał w sąsiedztwie Piotra Niżyńskiego, zginął w szpitalu równo 1 rok i 1 miesiąc po napisaniu czegoś przez Piotra Niżyńskiego na swym blogu na temat niejakiej referendarz Natalii Motas z sądu). Decyzja jest zrozumiała. Co do zasady przecież sądy nie stosują kosztorysów prywatnych, zwłaszcza, jeśli jest spór między stronami o tego typu fakty, co w nich stwierdzane, tylko konieczna jest opinia biegłego, ponieważ kosztorys zamówiony prywatnie stanowi dowód jedynie tego, że jego autor złożył oświadczenie w nim zawarte (tak wg art. 245 k.p.c.), ale nie stanowi dowodu prawdziwości tego, co tam się stwierdza. W Sądzie Okręgowym w Warszawie, do którego akta przekazano, sprawa dostała najwyraźniej specjalnie ustawioną sygnaturę (numer teczki), czyli została wyłowiona spośród tłumu, jak pokazuje blog Niżyńskiego na www.bandycituska.com (wpis o sądach z 2017 r., punkt o sprawie XXV Nc 262/14), po czym natychmiast bez sprawdzania adresu zameldowania sędzia Danuta Kowalik podpisała nakaz zapłaty (w postępowaniu upominawczym). Jedyny dokument, który dzieli dopełnienie formalności przez powoda, czyli złożenie załączników, od tego nakazu zapłaty, jaki można znaleźć w aktach, to jakaś weryfikacja zgodności nru PESEL z imieniem i nazwiskiem, czyli dziwaczna selektywnie wykonana czynność, która omija meritum problemu przecież równie łatwo dostępne w komputerach sądowych (posiadających przecież tzw. system PESEL-SAD): mianowicie jest dokument stwierdzający "zgodność numeru PESEL z imieniem i nazwiskiem". Równie dobrze zaś zamiast tego można było sprawdzić adres zameldowania osoby o podanych personaliach i wydaje się to naturalne i zgodne z orzecznictwem Sądu Najwyższego na temat przeprowadzania dowodów z urzędu oraz z zasadą, że nie wydaje się nakazu zapłaty, gdy adres zamieszkania pozwanego budzi wątpliwości. Zupełnie na marginesie zostawmy tu to, że kosztorys przedłożony przez (notabene biegłą sądową) Marię Mogiłko i oparty na uprzednio opublikowanym cenniku SEKOCENBUD stwierdzał, jak się zdaje, gigantycznie zawyżone ceny. Przykładowo, tynkowanie każdego dodatkowego metra kwadratowego zwiększa wg tego kosztorysu cenę remontu o prawie 70 zł. Inne pozycje kosztorysu też zasługują na krytykę. Łączna wartość tak policzonych szkód wyniosła 162.653 zł 87 gr, do czego jeszcze doliczono czynsz za najem tego domu jednorodzinnego za 3 miesiące, czyli uznano za nie budzące wątpliwości, że Piotr Niżyński jest kłamcą pisząc, że zachodziła okoliczność szkodliwa dla zdrowia. Osobliwe, że uznano tak bez przeprowadzenia ani jednego dowodu na ten temat (w sytuacji, gdy znana tradycyjna rzymska zasada wykładni prawa in dubio pro reo – wyryta też na gmachu Sądu Najwyższego w Warszawie i objaśniona słowami "w razie wątpliwości [należy rozstrzygać] na korzyść pozwanego" – wymaga, by bez udowodnienia czegoś w sposób nie budzący wątpliwości nie skazywać pozwanego). Doliczono także koszt prawnika oraz odsetki. Nakaz zapłaty wysłano na adres od dzieciństwa nieaktualny, który tylko jeszcze dwukrotnie od 1995-1996 r. Piotr Niżyński zajmował każdorazowo przez nie więcej niż 2 tygodnie. Dokumentację tej sprawy można przeglądać na http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=11&t=3246 (widać też akta sfilmowane w sądowej czytelni). Liczne próby naprawienia problemu istnienia tytułu uprawniającego do egzekucji, gdy już go wykryto, podjęte przez Piotra Niżyńskiego spełzły na niczym, a orzeczenia (lekceważące adres zameldowania, nową umowę najmu z czasów doręczania nakazu zapłaty oraz rozliczne dokumenty, np. kopie z akt innych spraw sądowych zawierające oświadczenia adresowe) nawet zupełny laik może rozpoznać jako skrajnie chybione i nieuczciwe dzięki temu, że dokumenty opublikowane są w Internecie:
Również i Sąd Najwyższy nie znalazł się najwyraźniej poza nawiasem skandalu. Można o tym poczytać na http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=11&t=3340. Spore straty, a odsetki za zwłokę rosną6 maja 2016 r. w związku z trwającą egzekucją z nieruchomości Piotra Niżyńskiego przekazanej później xp.pl sp. z o. o. nasza spółka spłaciła "wierzytelność" przelewem na kwotę prawie 215 tys. zł. Ponadto Piotr Niżyński poniósł koszty skargi o wznowienie (ok. 8 tys. zł) i zażalenia od postanowienia odrzucającego ją (kolejne ok. 8 tys. zł), a także ponad 17 tys. zł kosztów komorniczych, w tym nienależnie dodany do komorniczej opłaty stosunkowej (tj. obliczanej jako procent od kwoty egzekwowanej) podatek VAT, jako że w międzyczasie wykreowano rzekomy poważny spór, z udziałem m. in. rejonowego sądu krakowskiego, czy aby mimo zapisania w ustawie opłaty stosunkowej w konkretnej wysokości nie należy jeszcze pobierać od dłużnika, bez żadnego ściśle to stwierdzającego zapisu prawa, podatku VAT. Co ciekawe, na kilka dni przed wydaniem przez sąd legionowski orzeczenia co do umorzenia tej egzekucji spikerzy tortury dźwiękowej oraz powiązane z nimi osoby wiedziały już i okazywały, i mówiono to wprost, że "opłata nie będzie ta najniższa" (ale też nie ta najwyższa, bo komornik proponował 15%, a przyjęto 5%+VAT), co jest przykładem zakulisowych kontaktów sądowych z grupą kryminalną. W rzeczywistości bowiem poglądy takie, jak te z krakowskiego sądu rejonowego, były dosyć odosobnione, a bronione przede wszystkim przez niektórych komorników i ich samorząd zawodowy. PodsumowanieJak widać z cytowanej długiej listy prób podważenia nielegalnie wydanego i nielegalnie egzekwowanego, a w końcu też spłaconego, nakazu zapłaty, upór Sądu Okręgowego w Warszawie i Sądu Apelacyjnego w Warszawie, by nie dopuścić do urzeczywistnienia się prawa Piotra Niżyńskiego do rzetelnego postępowania sądowego (i z rozprawami) w tej sprawie, jest wyjątkowo zajadły i nie zmienia się mimo lat i mimo zmiany podejść i wypróbowywanych metod. Najczęstszą metodą uzasadniania przegranej sprawy jest kłamstwo co do sytuacji dowodowej – wbrew m. in. dokumentom urzędowym Policji – że Piotr Niżyński w czasie doręczania nakazu rzeczywiście zamieszkiwał przy ul. Blatona 6/74 w Warszawie i że stosował ten adres zamieszkania lub że nie ma podstaw, by twierdzić inaczej (co w obliczu ogromnej ilości dokumentów jest ewidentnym fałszowaniem obrazu, samym tylko PR-em, który natychmiast pryska, gdy spojrzy się w akta, np. setkę skopiowanych z akt stron zawierających informacje adresowe z różnych dni odpowiedniego roku czy na 3 notatki urzędowe, na nową umowę najmu albo na urzędowy wykaz adresów zameldowania). Kolejną, drugą metodą jest opieranie się na doręczeniu kserówek z akt na odpłatne żądanie strony jako na fundamentalnym doręczeniu procesowym, od którego biegną terminy. Jest to niepoprawne z przyczyn pokazanych w zażaleniu (patrz góra artykułu, strzałka w prawo obok skanu). Wreszcie trzecią, najbardziej zuchwałą, bo najmniej podobną do prawa, a nawet rażąco błędną (np. z uwagi na art. 77 ust. 2 Konstytucji RP czy na stałą linię orzeczniczą SN co do znaczenia tzw. powagi rzeczy osądzonej) metodą obrony złodziejstwa, bezprawnego przejmowania mienia, jest pozorowanie sytuacji, że sąd to jakoś tak z natury rzeczy, a może z przyczyn prawnych, jest bardzo związany dotychczasowymi rozstrzygnięciami i po prostu musi pisać to, co już wcześniej ktoś stwierdził, choćby nawet następnie wyszły na jaw nowe dowody (a por. art. 366 k.p.c.: jedyne związanie powagą rzeczy osądzonej, jakie dopuszcza prawo, przy okazji analizowania przez sąd spraw sądowych to związanie zawartym w sentencji orzeczenia rozstrzygnięciem co do meritum sporu między stronami, tj. np. co do tego, ile odszkodowania należeć się powinno panu K. i pani W. za stan ich domu; i oczywiście pisma w rodzaju skarg czy zażaleń wnoszone w tej sprawie w celu jej ożywienia sądowi to na każdym kroku uzmysławiają, że nie ma tak szerokiej powagi osądzonej, z wykorzystaniem orzecznictwa SN, po czym i tak bez komentarza sąd dalej udaje, że jest w błędzie). Stwierdza się więc np. wprawdzie, że adres był inny, ale nie potrafi się wyciągnąć z tego żadnego wniosku. Może nawet doręczenie trzeba by uznać za bezskuteczne, ale... i tak się go nie ponawia. Nie było skutecznego doręczenia, to już nie będzie, nic się nie da zrobić. Zamiast tego pada w uzasadnieniu powoływanie się na starsze orzeczenia, wydane na gruncie mniejszego materiału dowodowego. Klauzuli wykonalności zapewne też się nie uchyli, mimo obsługiwanego właśnie zażalenia na jej nadanie, które w dodatku uznano za wniesione w terminie z uwagi na to, że zawiadomienie o wszczęciu egzekucji autentycznie wysłano zdaniem sądu na zły adres. Tymczasem zgodnie z prawem sąd uchyla nakaz zapłaty, nawet już wydany, a nawet po nadaniu mu klauzuli wykonalności – zupełnie bez różnicy – jeśli stwierdzi, że nie może być poprawnie doręczony (art. 502(1) §1 k.p.c.). Nawet samo wydanie nakazu zapłaty nie jest dozwolone, jeśli adres pozwanego budzi wątpliwości (art. 499 pkt 4 k.p.c.). Ponadto sądy rutynowo stosują powtórne doręczenia w przypadku, gdy okaże się, że dotychczasowe były na zły adres (czyli były tzw. nieskuteczne prawnie, jak to się mówi w orzecznictwie Sądu Najwyższego). Nawet całe lata po wydaniu nakazu zapłaty, nadaniu mu klauzuli wykonalności, a nawet przeprowadzeniu egzekucji może okazać się, że nakaz pozostaje nieprawomocny, gdyż nie był skutecznie doręczony i dlatego nie zaczął biec termin do zaskarżenia go – i takie sytuacje sądy doskonale znają i są one prozą ich życia. Nieraz dopiero po latach od wydania nakazu przychodzi np. skarga na postanowienie o nadaniu klauzuli wykonalności, skutkując koniec końców uchyleniem nakazu zapłaty i dalszym prowadzeniem sprawy od dawna uważanej za rzekomo zamkniętą (przykładowo, w sprawie IV CNP 25/13 Sąd Najwyższy 4 lata po nakazie zapłaty stwierdził, że jednak jest on nieprawomocny). Z przyczyn niezrozumiałych inaczej, jak tylko na tle kryminalnym (sprawy personalne samych sędziów), czyli w świetle spodziewanego spisku sędziów z państwem (zapewne także co do orzekania), w tym przypadku tak nie jest, tylko sądy usilnie wzbraniają się od poszanowania prawa do sądu pozwanego Piotra Niżyńskiego i poddania sprawy pod rozpatrywanie na rozprawach. Nic więc nie przesądza to, że swego czasu doręczenie uznano za skuteczne: sąd pozostaje otwarty i zawsze jeszcze później może okazać się, że jednak skazany nakazem zapłaty nie zaskarżył go nie z powodu zgodzenia się z nim, tylko z powodu zastosowanie złego adresu. Nic nie ma tu do rzeczy stan świadomości pozwanego itd., gdyż liczy się tylko to, czy prawidłowo (tj. w szczególności na właściwy adres) przysłano mu odpis danego nakazu wraz z odpisem pozwu. Nadmienić tu można, że w przypadku twórcy xp.pl atak nakazem zapłaty był czymś, co wpisywało się w dłuższą stałą linię okradania go, która trwała od sierpnia 2011 r., była międzynarodowo skoordynowana – zapewne poprzez kontakty internetowe na najwyższym szczeblu – i obejmowała liczne drobne kradzieże, nie mogące wprawdzie inwestorowi zaszkodzić istotnie, ale dotkliwe, np. kradzież równowartości 5500$ (11.000 dolarów Belize) przez Policję gwatemalską połączoną z kradzieżą notebooka (o 3 nad ranem, patrz zawiadomienie do prokuratury), rozbój przy pomocy ostrego noża przyłożonego w środku klatki piersiowej na czas wyrywania notebooka w Meksyku, przywłaszczające zapisy na kontach wprowadzane przez polskie banki (np. nienależne naliczanie opłat czy transakcji kartowych w sytuacji, gdy kontrahent widział na terminalu tylko odmowę i transakcji nie realizowano: działo się tak za granicą stale przy transakcjach począwszy od pewnej kwoty, czyli tych droższych, w Alior Banku, patrz wyniki reklamacji) czy, jeszcze w 2011, kradzież telefonu komórkowego w autobusie do Tarnopola i inne omówione na, chwilowo teraz niedostępnej, stronie http://old.bandycituska.com/index/KRADZIEZE/ (są tam też nagrania wideo z przykładowego oddziału Alior Banku – na których można dostrzec nieco szczególne traktowanie – oraz wyniki wspomnianej reklamacji, jak również ww. zawiadomienie do prokuratury nt. zamachu Policji gwatemalskiej na tle inwigilacyjnym; charakterystyczne jest, że nie doszło do żadnego wylegitymowania osoby, a tylko do wywiezienia do lasu i zmuszania bronią palną do wysiadki i pozostawienia swych rzeczy, w tym pieniędzy i komputera przenośnego). Najpoważniejszym elementem fali ataków na kilkumilionowe pierwotnie mienie Piotra Niżyńskiego była gigantyczna ogólnopolska spekulacja (połączona jeszcze z, pozornie "uzasadniającym" spadek cen akcji, w ramach PR-u, atakiem separatyzmu ukraińskiego) skierowana przeciwko notowanej na warszawskiej GPW spółce KERNEL. Zaczęła się ona już we wczesnym 2013 r., podczas gdy problemy separatyzmu ukraińskiego i (sporo później dopiero) otwartego konfliktu ukraińsko-rosyjskiego pojawiły się w początkach 2014. Z uwagi na to, że wartość akcji, w których akurat ulokowane były wszystkie akcje posiadane przez spółkę Niżyńskiego, spadła ponad 3-krotnie, tj. z 67 zł w I poł. 2013 r. do 22 zł w roku 2015, i spadała konsekwentnie już od 2013 r., można przypuszczać, że uczestniczył w tym, obok czynnika politycznego, także wielki kapitał w postaci licznych największych polskich inwestorów (miliarderów i multimilionerów zamieszanych zapewne w skandal z nieruchomościami: skandal ten polega zarówno na tym, że one mogą grać radio podsłuchowe, np. dźwięki tortury dźwiękowej albo przekaz podprogowy wpływający na myślenie, jak i na tym, że w takich nieruchomościach zwykle są pomieszczenia dla personelu zajmującego się podsłuchiwaniem i śledzeniem Piotra Niżyńskiego na monitoringu oraz pomaganiem przez Internet nielegalnemu centrum śledzenia i podsłuchiwania tej osoby, przy czym zwykle za sprawą polityki właścicieli budynków z jednej strony nie jest wymontowywana nielegalna instalacja, choćby nawet bardzo dręczyła i przeszkadzała, a z drugiej: nowo przyjmowany do pracy personel jest podżegany do udziału w przestępczości podsłuchowej i w stalkingu przeciwko Piotrowi Niżyńskiemu). Obecnie negatywna rola wielkich inwestorów staje się szczególnie jaskrawa, jak też ich możliwości manipulowania giełdą, znacznie przewyższające wcześniejsze oczekiwania Niżyńskiego, tym niemniej spekulacje tego typu przyniosły największe chyba straty, również będąc przy tym częścią ogólniejszego procederu rozkradania. Inne "postępowania prawne" przeciwko Niżyńskiemu bijące rekordy Guinessa pod względem uporczywości i rażącego charakteru naruszeń prawa popełnianych przez państwoDodatkowe przykłady złego orzekania prokuratur i sądów można oglądać na forach odpowiednio http://forum.bandycituska.com/viewforum.php?f=12 i http://forum.bandycituska.com/viewforum.php?f=11. Na szczególną uwagę zasługuje skandaliczna sprawa o zakaz prowadzenia pojazdów dla "niepoczytalnego" (nie ma dowodu – jest sprawstwo), w której 4 kolejne organy (jak jakaś grupa przestępcza), tj. Policja, prokuratura, sąd rejonowy, sąd okręgowy przypisały Piotrowi Niżyńskiemu spowodowanie wypadku, w którym, jak podano i co rzekomo pozostało poza sporem, Ewelina P. dostąpiła złamania obu kończyn dolnych, choć nie zgromadzono na ten temat żadnego dowodu, w tym także żadnego jasnego dowodu co do tego, kto kierował. Przy tym, wbrew wielokrotnie podnoszonym w aktach naleganiom, nie przesłuchano w sądowej fazie postępowania ani jednego świadka oskarżenia (gdyż nie było w ogóle rozprawy – sądy obu instancji upierały się, by orzec na tzw. posiedzeniu, czyli prymitywnej formie orzekania sądowego, która nie daje stronom żadnej albo prawie żadnej swobody i nie są albo prawie nie są przeprowadzane żadne dowody, zamiast tego np. tylko ogłasza się werdykt lub pyta jeszcze, czy strona nie wycofuje swego stanowiska) – takie uniemożliwianie przesłuchania świadków oskarżenia stanowi zaś złamanie art. 6 ust. 3 pkt d Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Szeroko łamano też zasadę bezpośredniości (albo inaczej: zasadę samodzielności sądu w rozstrzyganiu kwestii faktycznych, podaną w art. 8 k.p.k.), niepodzielnie popieraną jako zawsze obowiązująca przez wszystkie podręczniki prawa karnego już od co najmniej lat 50-tych oraz przez Sąd Najwyższy: tak, iż tutaj sąd zredukował się do tego, kto kopiuje wierzenia policjanta bez żadnego badania ich pochodzenia i poprawności. Narusza to zresztą art. 92 k.p.k., skoro nie widać podstawy, na jakiej policjant wytwarza swe przekonania (raz nawet podał, że to domysły), nie widać, by były zweryfikowane, a przyjmuje się, że są prawdziwe. Nie ustosunkowano się też ani słowem do przedstawianych wyczerpujących dowodów statystycznych czy dowodów z artykułów prasowych (na tle szerokiego kontekstu prześladowania w ten sposób nawet całej rodziny) pokazujących, że sprawę ustawiono i że jest niewiarygodna, tj., że z góry był spisek co do takiego biegu rzeczy znany dziennikarzom już dzień wcześniej. Można tu dodać, że w ww. sprawie prokuratura i sądy nie są zdolne do żadnej samonaprawy, jak pokazuje strona http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=12&t=7634. Informowany był też resort Zbigniewa Ziobry, póki co apele o kasację pozostają bez odpowiedzi lub może jest tą odpowiedzią pożyczenie akt w celu wizytacyjnym przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Inny przykład sytuacji, gdy 4 organy pod rząd podpisywały się pod czymś zupełnie błędnym i niegodziwym, to sprawa wybrakowanego aktu oskarżenia przeciwko Niżyńskiemu o zniszczenie czyjegoś mienia. Omawialiśmy ją kilkakrotnie, ostatnio np. w artykule "Trybunał Konstytucyjny znowu osobliwie zlekceważył prawo" pod nagłówkiem "Komentarz" w punkcie zaczynającym się słowami "Mimo stabilnej i długiej linii orzeczniczej Sądu Najwyższego", a wcześniej i szerzej np. w artykule "Irracjonalne, wewnętrznie sprzeczne orzeczenie SO w Warszawie. Przegrał ten, co zwykle" (na stronie http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=11&t=7638 widać pozew w tej sprawie). Dodatkowy komentarz. Dlaczego sądy orzekają źleNajprawdopodobniejszym wyjaśnieniem wydaje się to, co już nieraz proponowaliśmy w serii artykułów:
i co znajduje nawet pewne odzwierciedlenie w wypowiedziach wpływowych ludzi polskiego sądownictwa (patrz prof. Morawski). Ostatecznie rozstrzygnąć tę kwestię mogłoby tylko rzetelne śledztwo, ale typowo "gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze". Wszak nie było żadnych na szeroką skalę zakrojonych protestów sądownictwa w sprawie jego upolityczniania. Najwyraźniej sędziowie się boją, ale prędzej niż o swe własne losy – zapewne o losy swych pieniędzy (ponieważ występujące w postanowieniach radykalne sprzeciwianie się nawet tym bardzo fundamentalnym prawom Niżyńskiego wydaje się zupełnie irracjonalne i podyktowane z góry, podobnie jak ta sygnatura sprawy XXV Nc 262/14, o czym była już mowa; gdyby to sami sędziowie mieli walczyć o swe interesy z obawy przed czymś, co im grozi, mogliby przecież wybierać delikatniejsze, trudniejsze do dostrzeżenia przekręty, np. nieprzychylne decyzje co do szczegółów sprawy, a nie naruszanie elementarnych standardów i radykalne odrzucanie wszelkich polemik z przyczyn jakoby formalnych). (n/n, zmieniony: 17 lis 2021 17:04)
KOMENTARZE (3)Skomentuj |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |