USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Trybunał Konstytucyjny znowu osobliwie zlekceważył prawo12 lip 2019 12:31 Trybunał Konstytucyjny w odpowiedzi na skargę Piotra Niżyńskiego (ofiary podsłuchu radarowego i tortury dźwiękowej) na rozbrzmiewające w jego budynku dźwięki tortury szeptanej i na to, że ochroniarze nie pozwalają mu wejść do środka, zwrócił pismo - odesłał je do nadawcy (co na tle całego państwa jest niesłychane, żaden organ w ten sposób nie działa) - powołując się przy tym na przepis ustawy o postępowaniach przed Trybunałem, np. obsłudze skarg konstytucyjnych czy pytań prawnych.
Swe działanie Trybunał uzasadnił przepisem art. 57 ust. 1 Ustawy z dnia 30 listopada 2016 r. o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym. Do przepisów tego typu ustawy odsyła wprawdzie art. 197 Konstytucji, ale z uwagi na tzw. wykładnię systemową i funkcjonalną (czyli opartą o analizę usytuowania przepisu na tle całokształtu Konstytucji: są pod przepisami o sporach o ustawy i widać, że są rozwinięciem tego tematu), jak również wykładnię celowościową tych i zwłaszcza innych przepisów konstytucyjnych (z których wynika obowiązek np. zapewnienia prasie komunikacji z Trybunałem, w celu np. uzyskania legitymacji dziennikarskiej, wstępu na rozprawy itd., co odbywa się też w drodze jakichś pism, wniosków), odesłanie to każdy normalny człowiek, w tym człowiek wykształcony, uzna za dotyczące tylko dziedziny omawianej w ogóle przy tej okazji przez Konstytucję, czyli tej podanej w art. 188 Konstytucji. Innymi słowy: pojedyncza ustawa, ta o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym, dotyczy tylko postępowań prawnych, o których mowa w art. 188 Konstytucji, czyli sporów o ustawy i ich konstytucyjność. Natomiast prawo do składania skarg, wniosków i petycji (zaliczają się tu przecież też wnioski o udostępnienie informacji publicznej, np. dokumentów księgowych, informacji o wpłaconym podatku PIT itp.) jest zapisane w art. 63 Konstytucji RP i dotyczy wszelkich organów władzy publicznej. Czyli także Trybunału Konstytucyjnego. Prawo to ma każdy, nie tylko podmiot uprawniony do wszczynania jakichś szczególnych spraw przed Trybunałem. Jak podaje art. 63 Konstytucji, tryb rozpatrywania skarg i wniosków wprawdzie też jest określony przez ustawę, ale w tym przypadku jest to dział VIII Kodeksu postępowania administracyjnego. Przepisy działu VIII Kodeksu postępowania administracyjnego dotyczące skarg i wniosków, tj. tutaj w szczególności art. 227-240 k.p.a., nie przewidują możliwości zwrócenia takiego dokumentu, lecz wymagają albo przekazania go wg właściwości do innego organu, który jest odpowiedzialny za nadzór nad skarżonym w danym zakresie, albo udzielenia odpowiedzi merytorycznej (w terminie miesiąca). Jest to oczywiste w świetle wykładni celowościowej np. art. 63 Konstytucji o prawie do skargi; nie po to prawo to istnieje, by nic nie zrobiono, nic nie sprawdzono ani nie zweryfikowano pod kątem legalności, a jedynie powoływano się na "problemy formalnoprawne" jakoby to uniemożliwiające. Przeciwnie, skargi mają zmierzać do poprawy praworządności (art. 227 k.p.a.). Tak też twierdzi się w podręcznikach wyspecjalizowanych w analizie Konstytucji (patrz np. nasz artykuł o nielegalnej odmowie przyjęcia przez Sejm do rozpoznania petycji w sprawie prokuratury z przykładami takiej literatury; nota bene nie odpisał też na tą petycję rzeczowo Minister Sprawiedliwości, choć dostał drugi egzemplarz, do niego adresowany, a rozszerzona postać skargi wniesiona kilka dni po tej odpowiedzi z Sejmu do dziś nie doczekała się odpowiedzi ani nawet, obowiązkowego w takich przypadkach, opublikowania na stronie internetowej Sejmu). Nic też nie wskazuje na to, by ustawodawca konstytucyjny zamierzał wykluczyć Trybunał Konstytucyjny z zakresu stosowalności powszechnie przysługującego prawa do wniosku do organu władzy publicznej. Przeciwnie, przyjął on stanowisko, że prasa i organizacje społeczne, a nawet jednostki działające we własnym imieniu, mają prawo do kontroli i informacji (które jest przecież gwarantem demokracji) – przykładowo, prawo do informacji zapisane jest w art. 213 Konstytucji i art. 61 Konstytucji; co ciekawe, prawo to jest dla ustawodawcy konstytucyjnego tak ważne, że aż spowodowało, wśród kilku zaledwie innych rzeczy, stanowiących głównie swoiste zabezpieczenia socjalne, wyodrębnienie w tytule rozdziału Konstytucji, poświęconego prawom ludności, dodatkowego rodzaju praw: prawa przysługujące tylko obywatelom, "prawa obywatela"; ich przysługiwanie wywodzi się wprost z godności ludzkiej – art. 30 Konstytucji). W oczywisty zaś sposób realizowanie tego prawa do kontroli i informacji odbywa się przez "wnioski" (np. o udostępnienie informacji publicznej), jest to ta ścieżka, którą wskazują też ustawy. Podobnie – kontakt prasy z Trybunałem Konstytucyjnym (to, że wniosek nazwie się "prośbą" itp., nie zmienia istoty rzeczy). Można by zatem w ramach słowa komentarza zauważyć, że Trybunał zamykając tę drogę stawia się w roli swoistej oblężonej twierdzy – jako ten niedostępny i kryjący się przed dziennikarzami, a za to zasłaniający się (z bardzo wątpliwą słusznością) oficjalnymi formułkami. Dźwięki tortury w Trybunale. Kolejny ośrodek prześladowania jednostkiPiotr Niżyński uskarżał się w piśmie, mającym charakter skargi na działalność Trybunału nie będącą orzekaniem, czyli mającą charakter publicznoadministracyjny, tj. w szczególności na sprawy ochrony obiektu oraz wypełniania przepisów Prawa budowlanego (art. 61 pkt 1 w zw. z art. 5 ust. 2 tej ustawy zobowiązuje właścicieli budynków do utrzymywania ich w należytym stanie technicznym, określonym przez przepisy, w tym przepisy europejskie, te zaś nie pozwalają, by budynek torturował dźwiękowo osoby w nim przebywające). Fakt składania skargi oraz warunków dźwiękowych, jakie wtedy panowały, podobnie jak problemów z samym wejściem do obiektu, wpuszczeniem tej osoby do środka, został uwieczniony na nagraniach wideo. Z uwagi na sposób pracy programu w telefonie komórkowym (Background Video Recorder), który wykonuje nagranie wideo aż osiągnie ono rozmiar 2 GB lub czas 10 minut, po czym natychmiast rozpoczyna nagrywanie kolejnego nagrania wideo, dającego się połączyć z poprzednim, w chwili dotarcia do domu Niżyński miał już kilka plików nagrań. Cała ścieżka powrotna do domu oraz umieszczanie tych plików w Internecie na dysku Google są zaprezentowane na tej samej serii plików wideo (które w postaci połączonej można oglądać na YouTube: https://www.youtube.com/watch?v=X7p9S_dDsPg), zaś czas, w którym je umieszczono w Internecie (jest on zgodny z datą i czasem podanym w Kancelarii Premiera powiększonym o łączną długość nagrań), został utrwalony przez Google jako czas modyfikacji pliku na dysku Google. W związku z tym nagrania stanowią nie budzący wątpliwości dowód, jakie to warunki dźwiękowe panowały w Kancelarii Premiera i Trybunale Konstytucyjnym: nie doszło w tym zakresie do żadnego mataczenia, tj. przerabiania nagrania. Pozostaje co najwyżej ściągnąć te pliki, wyłączyć z nich ścieżkę dźwiękową i mocno podgłośnić, i powsłuchiwać się w określone momenty, gdy wykrycie szeptów jest szczególnie proste. Nota bene, "dziwnym trafem", numer przepisu Konstytucji o prawie do informacji (art. 61 Konstytucji) jest ten sam, co przepisu Prawa budowlanego o obowiązkach właścicieli nieruchomości. Tutaj to, jak można się domyślać, przewidywano w kręgach ustawodawczych, czyli związanych z partiami politycznymi, ministrami i ich legislatorami, zupełny brak informowania ludności co do istnienia tego typu instalacji umożliwiających centralne selektywne stosowanie przekazu podprogowego w wybranych miejscach i przeciwko wybranym osobom. Istnienie problemu dźwięków włączających się automatycznie w obecności Piotra Niżyńskiego (co można zidentyfikować jako przejaw inwigilacji i obserwowania tej osoby) potwierdzała m. in. kierowniczka pocztowa przy pl. Szembeka (nienagrane), dyrektorka Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa (patrz dawne nagranie z forum bloga: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=7&t=5500), recepcjonistka hotelu JM Apart Hotel (patrz dawne nagranie z bloga: https://www.youtube.com/watch?v=gVnicHYRqgo oraz stenogram, gdzie wyjaśnia się, że to przez "niewchodzenie pewnych rzeczy [= nielegalnych czynności finansowych] w księgowość": http://old.bandycituska.com/index/inne-dowody/PLIKI-NOWE/201401211819-1.txt), recepcjonistka hotelu Ibis (patrz dawne nagrania z bloga), recepcjonistka hotelu Julianów (patrz dawne nagranie z bloga Niżyńskiego: http://old.bandycituska.com/index/inne-dowody/PLIKI-NOWE/hotele%202015%20i%20inne%20nieciekawe/201505061934.txt – momenty 2:01, 2:37, 3:58 na tym stenogramie, a samo nagranie można znaleźć klikając link o tym hotelu Julianów napisany szarą czcionką pod kreską pod wpisem na blogu z 1. lipca 2015 r.), recepcjonistka hotelu Polskiej Akademii Nauk (ostatecznie wynikło to w rozmowie, co przytacza wpis na prywatnej stronie internetowej Niżyńskiego, działającego wtedy w charakterze sygnalisty) oraz inne jeszcze osoby, których wypowiedzi nie zawsze przecież były utrwalane (np. koniec końców przyznał to jeden z księży na nagraniu wideo z parafii opublikowanym na blogu www.bandycituska.com słowami "Tak, jest sprawa", choć wcześniej drugi udawał, że problemu nie ma i jedynie jakimś budzącym wątpliwości sposobem wiedział o tym, że dźwięk zaburza równowagę psychiczną), mówiła tak też przypadkowa osoba (prawdopodobnie szpieg-przestępca) z hostelu Moon ("Ale Nam Wstyd, jest w hotelu tylko blondyn, bo tu nikt normalny nie wejdzie do niego, Ale Mi Wstyd" – patrz stenogram pod dużą ramką z wideo we wpisie z 28 stycznia 2015 r.) czy recepcjonistka z hotelu BW Western Portos ("do nich się nie da wchodzić" w kontekście tortury, "tak samo jest w każdym pokoju": patrz wpis z 15 czerwca 2016 r., punkt pod datą 2014/12/25), o specjalnej podsłuchowej instalacji do takich rzeczy mówiła też recepcjonistka państwowego hotelu Mazowiecki przy ul. Mazowieckiej w Warszawie (własność Wojskowej Agencji Mieszkaniowej), toteż fakt istnienia tego typu dźwięków nie budzi żadnych poważnych wątpliwości i nie może być rozpoznawany jako samodzielne powodowanie problemu przez pokrzywdzonego poprzez np. włączanie jakiegoś programu w jego własnym telefonie komórkowym. Jest to natomiast proceder ciągłego dręczenia osoby będącej niejako "pod opieką" operatorów podsłuchu, czyli przestępstwo znęcania się (art. 207 Kodeksu karnego), jak również przestępstwo o charakterze stalkingu (uporczywe nękanie – art. 190a Kodeksu karnego), jak również zbrodnia przeciwko ludzkości z art. 118a 2 Kodeksu karnego (zbrodnia zamachu na ludność Warszawy polegającego na torturze i/lub nieludzkim traktowaniu; można przy tej okazji zwrócić uwagę na pewne zmiany w słowniku internetowym języka polskiego, względem wersji dotychczas istniejącej w PRL-owskich słownikach, np. tym 3-tomowym z lat 80-tych, w kwestii znaczenia słowa "nieludzkie": obecnie już tylko w komentarzu wspomina się, że może ono też oznaczać "nie taki, jaki powinien cechować człowieka i stosunki między ludźmi", zaś podstawowym i jedynym oficjalnie wymienionym znaczeniem jest "okrutny, bezlitosny", czyli zaczęto lansować, czyżby z przyczyn politycznych, wymaganie, by była istotna i dosyć brutalnie okazywana wrogość wobec innej osoby... tego nigdy nie było w poprawnych interpretacjach słowa "nieludzki", jak np. w sformułowaniu "syrenka ma też pewne cechy nieludzkie"), a przy tym istnieje w końcu też uzasadnione podejrzenie, że poszczególne firmy i instytucje świadomie dopuszczają, by naruszone było Prawo budowlane i by nie było w tym przedmiocie zmian, remontów na lepsze, mimo najgorszego rodzaju pogwałceń praw człowieka, co z kolei jest przestępstwem budowlanym zagrożonym, w przypadkach najpoważniejszych, karą do 1 roku więzienia (art. 91a Prawa budowlanego). Gdyż to niewątpliwie same nieruchomości, nawet te puste, gdzie pokrzywdzony wchodzący do nich jest jedyną osobą (jak np. przy okazji prezentowania domów na wynajem przez pośrednika i realizowania tego typu eksperymentu; Piotr Niżyński ma też swoją nieruchomość w stanie niewykończonym, obecnie własność xp.pl sp. z o. o., o której nabyciu informuje blog www.bandycituska.com), są źródłem dźwięków, a ściślej: wprowadzona w nich nielegalnie instalacja. Nie sposób też nie dostrzec, że tego rodzaju przestępczość remontowo-budowlana zorganizowana w całym kraju, a nawet za granicą, popełniana jest w związku z udziałem w mającej to na celu grupie przestępczej, a nie samodzielnie: wykracza ona też poza ramy jednego przestępstwa. Najpierw trzeba wprowadzić instalację, następnie jeszcze podtrzymywać jej istnienie, a w związku z taką działalnością bodajże nie jest wpłacany w pełni podatek dochodowy za pracowników (czy także inwestorów danej firmy), lecz jest chowany przez takie osoby do kieszeni. W każdym razie istnieją poszlaki pozwalające domyślać się takiego źródła problemu. Można tu jeszcze dodać, że w urodziny Piotra Niżyńskiego związek zawodowy pracowników budowlanych obchodzi tzw. Dzień Budowlańca. To jak gdyby na cześć dodatkowej koniunktury związanej z remontami oraz dla odnotowania, że te remonty to fakt, a nie jedynie fałszywa pogłoska. Ponadto zeznania na temat tortury dźwiękowej są eksponowane na blogu www.bandycituska.com: np. we wpisie "Zeznania i dowody" (15.06.2016) przytacza je z odnośnikiem do skanu punkt o dacie 2016/04/25, a także 2016/05/19 i 2016/04/20. Można ten wpis na blogu znaleźć za pomocą fioletowego paska na dole ww. strony internetowej. Można też podnieść, że to zapewne nie przypadek, że spośród tylu różnych krajów to akurat w Polsce – kraju z Piotrem Niżyńskim – zdarzyło się tak, że istnieje związek frazeologiczny "wszystko gra" na określenie stanu, że "wszystko jest w porządku". Brzmi to oczywiście jak szyderstwo z ludzkiej tragedii. Liczne próby zawiadamiania Prezydenta RP o tej sprawie problemu z dręczącymi człowieka nieruchomościami, w tym także na piśmie (najczęściej zaś poprzez przebywanie w okolicach Pałacu Prezydenckiego), nie doprowadziły jednak do żadnej interwencji ani do nagłośnienia problemu w formie orędzia do narodu. Oczywiście też, jak to często bywa w przypadku spraw politycznych, nie doszło jak dotąd do żadnego śledztwa w tej sprawie, zresztą być może w świetle orzecznictwa TK z 2018 roku będzie się przyznawać prezydentowi prawo do umarzania śledztw, podobnie jak komisji śledczych (na razie Trybunał Konstytucyjny lansuje ogólne "prawo" prezydenta do umarzania postępowań karnych, ale przecież postępowania takie współdzielą część zadań, z powodu których istnieją, z komisjami śledczymi i do pewnego stopnia jest to to samo, dlatego też tak czy inaczej należałoby się obawiać gigantycznie rozrośniętych kompetencji Prezydenta w takiej sprawie). Są wprawdzie i tacy, co udają, że nie słyszą. Do tych zaliczają się przede wszystkim księża (na aż 2 takie osoby trafił Piotr Niżyński), jak również m. in. wspólniczka kancelarii Drzewiecki, Tomaszek & Wspólnicy, do której sprawę swej spółki Niżyński zgłosił w 2013 r., potem w 2016 r. sędzia Magdalena Skorek-Jaroń z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli w Warszawie (z uprawnieniami adwokata, co zapewne też spowodowało udział własny w przestępczości remontowej), a niedawno też (w 2019 r.) pewien emerytowany sędzia z Ministerstwa Sprawiedliwości, który zajmuje się tam zmianowo obsługiwaniem ludzi przychodzących zgłosić skargę. KomentarzSprawę zaprezentowanego na skanach na górze artykułu zachowania Trybunału, czyli zlekceważenia i zwrócenia wniosku o tematyce ogólnej (sprzecznie z art. 63 Konstytucji RP), można uznać za kolejny przypadek sytuacji, gdy raz już zdobyte i istniejące prawo, rzeczywiście wedle ustaw i Konstytucji przysługujące, próbuje się wycofywać i przekreślać. Innymi przykładami takiego złego orzecznictwa jest np.
Wygląda na to, że upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości i lansowanie niereprezentatywnych teorii prawnych (bo co do samego tekstu prawa nie ma sporów, "trzeba więc jakoś inaczej to prawo rozumieć" – ot zapewne zapatrywania różnych takich Kaczyńskich) stało się w Polsce poważnym i szeroko zakrojonym problemem. Szczególnie niepokoi fakt czynienia z Trybunału Konstytucyjnego kogoś postawionego zupełnie ponad całym systemem prawnym i wydającego niemalże polecenia poszczególnym organom państwowym, i mającego jakoby monopol na interpretowanie Konstytucji i w oparciu o to o wydawanie poleceń prawnych (w wyniku czego innym władzom grozi np. Trybunał Stanu za niesłuchanie ich), co jest w jaskrawej sprzeczności do zasady równowagi 3 gałęzi władzy (art. 10 Konstytucji RP, kojarzący się nota bene z informatykami za pośrednictwem koncepcji systemu binarnego opartego na cyfrach 1 i 0, a więc i z niniejszym nowo powstałym portalem internetowym oraz jego prezesem Piotrem Niżyńskim, z zawodu informatykiem; co ciekawe, jest nawet więcej takich przypadków ukrywania w liczbach, w numerach przepisów prawnych Konstytucji, określonych treści co do zamysłów ustawodawcy konstytucyjnego i jego poparcia lub braku poparcia dla pewnych teorii). Kreuje się teraz w istocie system monarchistyczny (co można porównać z ogłoszoną w 2016 r. przez Kościół intronizacją Chrystusa Króla w Polsce, na której to uroczystości były czołowe postaci w państwie, choć w istocie system ten jest zbrodniczy i przestępczy), a takiego w naszej Konstytucji nie ma. Dobrze było, gdy Trybunałowi przyznawano jedynie prawo do modyfikowania tekstu prawa, natomiast uznawanie jego swoistych glos (czyli komentarzy pochodzących od specjalisty w dziedzinie prawa) za wiążące grozi niszczeniem samych podstaw praworządności w kraju – w sytuacji, gdy wszystko wskazuje na to, że, jak mówił sędzia TK Lech Morawski, "sędziowie są skorumpowani", przy czym wypowiedź ta zdawała się dotyczyć tej właśnie hipotetycznej sprawy dodawania podatku do pensji w zamian za przychylne premierowi ("i Kościołowi", wg lansowanej wersji) orzekanie (uzasadnienie takiego objaśnienia wypowiedzi prof. Morawskiego znajduje się w naszym artykule Irracjonalne, prodyskryminacyjne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w przedostatnim akapicie przed nagłówkiem "Argumenty pokazujące błędność wyroku TK. Sprawa dziwnej zbieżności dat"). Szkoda, że zdaje się to popierać (może za nakazem urzędnika skarbowego) serwis LexLege.pl, nieraz przez nas wykorzystywany przy odnośnikach do tekstu prawa. Można zresztą spodziewać się negatywnego ogólnego zjawiska polegającego na postępującym przenoszeniu ciężaru odpowiedzialności za politykę państwa w sferze publicznej, w dziedzinie tych skandali, które omawia portal xp.pl, na (jakoby najzupełniej poza podejrzeniem i kontrolą stojące) sądownictwo, na różne (w istocie przepojone fałszerstwami naukowymi i niewiernością prawu) rzekome "postępowania prawne", podczas gdy politycy pozostają bezczynni, umywają ręce w kwestii debaty publicznej (patrz np. brutalne, naruszające nietykalność traktowanie Piotra Niżyńskiego w Radzie Mediów Narodowych i analogicznie w warszawskim biurze poselskim PiS-u, mianowicie u posłanki Gosiewskiej), a nawet uznają, że "nie mają prawa" zajmować się sprawami kraju (np. zorganizować śledztwa). Tymczasem w istocie sprawy publiczne, w odróżnieniu od spraw indywidualnych, są właśnie tą domeną, w której polityka i partie polityczne powinna być dużo ważniejsza od różnych sądów i trybunałów. Tu idzie o demokrację, bo w Polsce to naród sprawuje władzę zwierzchnią. Powinna tu być więc zapewniona rozsądna swoboda, w tym aż nawet posunięta do możliwości usunięcia z urzędu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, jeśli taka byłaby demokratyczna wola ludności i można by to wywieść z określonych podstaw prawnych. Sądy i trybunały są zaś przede wszystkim od stosowania prawa w sprawach indywidualnych (w dziedzinach kluczowych, a nie tych, w których robią to inne organy, np. prokuratura). Pewien wyłom z tej zasady, jaki stwarza istnienie Trybunału Konstytucyjnego, nie powinien przecież odwracać uwagi od tego, że jest ona ogólnie słuszna; Trybunał istnieje nie po to, by kluczową politykę na skalę całego kraju, decydującą o losach tysięcy, teraz to już realizowały jakieś organy "judykacyjne", kojarzące się nieco, proszę wybaczyć, z Izraelem, a nawet chciwością i gromadzeniem majątków, tylko po to istnieje, by zapewnić jakieś prawa mniejszości (np. parlamentarnych: wystarczy wedle Konstytucji "50 posłów") i rozstrzygać spory specjalistyczne, dotyczące ustaw. Nie jest na przykład domeną Trybunału wydawanie wiążących poleceń wszystkim organom państwa, "raz na zawsze", co do tego, jak należy postępować (jak karać, jak i czy w ogóle prowadzić śledztwa itp.). To jest znaczne wykroczenie poza jego rolę i sprzeniewierzenie się demokracji; organ sądowniczy może wewnętrznie stosować swoje uzasadnienia i wywody prawne, a nawet się nimi dzieli z politykami, w celu ułatwienia im pracy, gdyż typowo chcą oni uniknąć uchylenia ustaw przez Trybunał (a na pewno mają obowiązek, by ustawy te obiektywnie rzecz biorąc były zgodne z Konstytucją – w razie czego za naruszenie tego obowiązku mogą odpowiadać nawet kryminalnie), tym niemniej nie jest to organ od wydawania demokratycznie przecież wybieranym politykom poleceń, jedynych słusznych interpretacji Konstytucji wiążących cały kraj itd. Ten przerost, jak również widoczne upolitycznienie i przejawy machinacji przy orzekaniu, rażą i stanowią fakt zagrażający ustrojowi naszego kraju. (n/n, zmieniony: 22 kwi 2020 14:33)
KOMENTARZE (2)Skomentuj |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |