USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Jak otoczenie prezydenta Warszawy kneblowało debatę w sprawie torturowania dźwiękiem przez miasto24 lip 2020 21:20 W niedawnych artykułach powiadomiliśmy czytelników, że podczas meetingu prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego z mieszkańcami Ursynowa tłumiona była wolność wypowiedzi w ważnym i naglącym temacie związanym z naruszeniami prawa budowlanego (tj.: z istnieniem nielegalnych grających instalacji budowlanych) i naruszeniami przepisów prawa karnego na tym tle. Szczegółowe informacje na ten temat prezentujemy poniżej.
Mowa tu o artykułach "Międzynarodowe konfabulacje w sprawie koronawirusa" (serwis Komentarze, chodzi tu o część artykułu pod nagłówkiem "Spodziewany motyw: Sejm chce uniemożliwić Niżyńskiemu wejście do budynku, politycy unikają demokratycznej debaty") oraz "Ośrodek podsłuchowy telewizji znów naniósł poprawkę na wyniki wyborów?" (serwis Wiadomości, chodzi tu o część artykułu pod nagłówkiem "Zarzuty »telewizji« względem Trzaskowskiego wygłaszane bezpośrednio przed I i II turą oraz w dniach wyborów") w ich fragmentach dotyczących przedsięwzięcia pod nazwą "Spotkajmy się na Ursynowie" z 2020 r. Recenzję z jego przebiegu przygotowaną przez Urząd Miasta można przeczytać na stronie http://www.um.warszawa.pl/aktualnosci/spotkali-my-si-w-ursynowie. Poniżej relacja naocznego świadka, Piotra Niżyńskiego z redakcji xp.pl, na temat tej sprawy:
Co potwierdza relację NiżyńskiegoIstotne tezy na temat sposobu zorganizowania ww. spotkania znajdują swe dodatkowe potwierdzenie w:
O problemie grających nieruchomości, zdolnych do dręczenia człowieka na tle podsłuchowym, informowaliśmy w licznych już artykułach wiadomości.xp.pl. Na szczególną może uwagę zasługują te w dziale Nieruchomości, tj.:
Kompletna bezsprzeczność i pewność wersji o tym, że budynki grają dźwięki ze źródeł ukrytych i zamurowanychW tym drugim artykule zaprezentowaliśmy też pewną interesującą i nowatorską metodę dowodzenia. Mianowicie artykuł odsyła pod adres https://www.youtube.com/watch?v=X7p9S_dDsPg, gdzie znajduje się wykonane przez Piotra Niżyńskiego nowoczesnym telefonem komórkowym nagranie audiowizualne pokazujące całą sytuację od momentu wchodzenia z ulicy do Trybunału Konstytucyjnego przy al. Szucha, przez dalsze czynności na mieście, w tym w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (gdzie pracownik m. in. potwierdził bieżącą datę i godzinę), oraz powrót do jego budynku, aż po powrót do mieszkania tramwajami oraz, co najlepsze, załadowanie tych właśnie nagrań bezpośrednio z telefonu na dysk Google. Innymi słowy, nagranie pokazuje w czasie rzeczywistym dokonywaną, w godzinie i dacie podanej przez pracownika Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, interwencję w Trybunale Konstytucyjnym oraz dalsze czynności, w tym także ładowanie tego właśnie nagrania do Internetu na dysk Google. Ten zaś serwis – Google i w szczególności jego usługa "Dysk Google" – oczywiście przechowuje do dziś te pliki i są one oznaczone datą i godziną utworzenia (można zaprezentować te dane przechowywane przez Google po zalogowaniu się na konto, co zresztą można utrwalić w formie protokołu notarialnego), która to godzina utworzenia rzeczywiście zgadza się z godziną wynikającą z filmu (godzina i data podana przez pracownicę plus odstęp czasowy na filmie między tym momentem a momentem rozpoczęcia przesyłania pliku do Google). Powyższy trik był możliwy dzięki temu, że nagrania wykonywano programem Background Video Recorder czy też Secret Video Recorder automatycznie dzielącym je na pliki o rozmiarze 2 GB. Po przekroczeniu rozmiaru 2 GB lub odpowiedniej długości filmu, bodajże 20 minut, program kończy dotychczasowy plik i natychmiast rozpoczyna nagrywanie do kolejnego. W efekcie, nie było żadnego problemu, by pokazać ładowanie pierwszych, najstarszych, już dawno zakończonych plików pokazujących przebieg wizyty w TK. Nie było np. tego problemu, że one nadal są "otwarte", nadal się uzupełniają nowymi danymi. Ponieważ zaś przesyłanie gigabajtów danych do Internetu sporo trwa, w międzyczasie zdążyły zakończyć się jeszcze kolejne pliki itd., tak, iż koniec końców doskonale widać, jak powstawała interesująca część plików: te zawierające meritum nagrania. Ten sposób dowodzenia pozwala najzupełniej wykluczyć posądzenia o jakiekolwiek fałszerstwo i daje oglądającemu pewność, że nagrania nie zostały zmanipulowane po umieszczeniu w Internecie. W razie czego bowiem zawsze można pokazać ich parametry przy pomocy serwisu http://drive.google.com (opcja "Zarządzaj wersjami" po kliknięciu pliku z Dysku prawym przyciskiem myszy pozwala zobaczyć, kiedy jego zawartość została przesłana). Sednem ww. dowodu – skompilowany po 3 dniach jeden łączny film (po prostu łączący ze sobą te liczne gigantyczne pliki wideo) można oglądać na https://www.youtube.com/watch?v=X7p9S_dDsPg, natomiast w jego opisie rozwijanym po kliknięciu tekstu POKAŻ WIĘCEJ pod filmem można znaleźć linki do filmów surowych, z 11.04.2019 r., czyli z daty zdarzenia – jest to, że wspomniany filmy prezentują z pewnością, choć nie zostało to w tym akurat przypadku z braku czasu dokładnie przebadane, wszechobecność tortury szeptanej, w tym także w Trybunale Konstytucyjnym. Oczywiście jej wykazanie wymagałoby dalszej analizy tych plików, wsłuchiwania się w momenty, gdy nic nie powinno grać, a w których zamiast ciszy są niestety szepty, nawet wielogłosowe (podobnie też wokół wypowiedzi mówionych, w tym także tych mówionych przez autora nagrania). Tym niemniej materiał jest już do tego przygotowany. W analogiczny sposób można dowodzić kolejnych takich przypadków, w kolejnych miejscach. Toteż twierdzenia, że "nic w ogóle się nie rozlegało", należy włożyć między bajki, a osoby tak twierdzące lub reagujące na dźwięk, jak gdyby nic nadzwyczajnego się nie działo, nie szukając sprawców – za po prostu pouczone o istnieniu tego problemu kryminalnego, z którym "trzeba się pogodzić". Istnieje też inny sposób utrwalenia nagrań wideo, mianowicie z udziałem dziennikarzy innych mediów: można wykonać nagranie wideo dwoma telefonami jednocześnie, np. jeden z redakcji xp.pl, drugi z redakcji innego portalu, po czym ta druga redakcja natychmiast (co objęte jest także naszym nagraniem) kopiuje plik z telefonu komórkowego na swój laptop i także na nasz pendrive, jednocześnie prezentując – przy pomocy specjalnego programu – tzw. hash tego pliku (po polsku: "funkcję skrótu", patrz Wikipedia), czyli swoiste komputerowo zakodowane streszczenie jego zawartości zajmujące kilkanaście znaków (litery i cyfry). Istnieje mnóstwo darmowych małych programików wyliczających hash dowolnie wskazanego im pliku; technikę tę stosuje też Policja, zamieszczając treść hasha w aktach, by była później pewność, że nikt nie podmienił płyty kompaktowej z danymi. Tego typu krótkie literowo-cyfrowe "skróty" (mające np. 64 znaki czy 128 znaków) w przypadku sensownych plików, zawierających należycie zakodowane dane (np. film w formacie MP4), są niemalże nie do podrobienia – w tym sensie, że nie sposób zmieniając plik i nie wprowadzając przy tym do niego oczywistych błędów uzyskać taki sam hash (skrót). Skoro więc hash jest przyjęty jako dany w założeniu, udowodniony, to już każdy może się upewnić, że plik się nie zmienił, bo rzeczywiście hash ten ma, a przy tym wygląda na nieuszkodzony. Rezultat funkcji skrótu dla danego pliku jest poniekąd losowy, nieprzewidywalny – w najsłabszych przypadkach jest to wynik jeden na biliardy biliardów możliwych. Każda drobna zmiana danych, nawet pojedynczego bajta, powoduje, że plik ma już zupełnie inną funkcję skrótu (przypomina to definicję chaotyczności w matematyce). W efekcie, gdyby nagrano, jak jedna redakcja robi film, po czym kopiuje plik rozdając go drugiej i od razu prezentuje, jaki jest hash tego pliku, plik taki można by opublikować w Internecie i każdy mógłby się przekonać, że jest to rzeczywiście to nagranie, które, jak widać na filmie, zrobiono i zaraz później skopiowano i ujawniono jego hash, i w niezmienionej postaci opublikowano w Internecie. Umożliwia to wspólne ustalenie prawdy w sposób bezsprzeczny (np. tej oto prawdy, że w budynku wszędzie rozlegał się dźwięk). Krótko mówiąc – to, że dźwięk jest, przez żadną sensowną osobę nie powinno być zaprzeczane, ponieważ daje się udowodnić w sposób pewny i niezbity (kwestią może być co najwyżej to, dlaczego są te dźwięki, w którym momencie się pojawiają, od czego zależy ich obecność, choć przecież też da się to udowodnić nagraniami). Przeczenie samemu istnieniu dźwięku jest tylko co najwyżej zawracaniem głowy naszym czytelnikom, by sami weryfikowali sprawę i przekonywali się, że dany polityk kłamał. Z tego też względu raczej nikt poważny, na szczycie władzy, nie lubi wypowiedzi negujących obecność dźwięku tortury szeptanej – zamiast tego natomiast raczy się nas zupelnym lekceważeniem tego problemu. I brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi. W szczególności, zamieszany jest także świat mediów: na razie najprawdopodobniej żadna redakcja nie zdecyduje się na współpracę z nami w tym trybie, co wyżej wspomniany (nagrywanie dwoma telefonami, przy czym jedno z nagrań jest dłuższe i obejmuje też widok na zapisywanie pliku z telefonu drugiej osoby, np. z konkurencyjnej redakcji, i obliczanie jego funkcji skrótu). A jest to współpraca dająca wielkie możliwości: np. dziennikarz z redakcji Onet.pl mógłby filmować, pod chwilową tylko nieobecność redaktora xp.pl, zupełnie odległe pokoje jakiegoś przykładowego odwiedzonego przez nas domu oferowanego przez kogoś na wynajem. Dziwnym trafem okazałoby się, że we wszystkich pomieszczeniach coś szepcze, nawet wtedy, gdy Piotr Niżyński w ogóle nie jest w domu, a tylko stoi od zewnątrz i tuż przy drzwiach. Sprawa jest więc w każdym razie bardzo prosta do udowodnienia, ale w tzw. establishmencie każdy woli o niej milczeć. Dla wielu po prostu każde ujawnianie czy też naświetlanie tematu telewizji, prawdy o "telewizyjnym" barbarzyństwie (tym, którego sprawcami są operatorzy podsłuchu), to jak samobójstwo rynkowe – przybliża do śledztwa i, tym samym, jak już łatwo zgadnąć, do ujawnienia "potrzebnego jak krew" i powszechnie stosowanego krycia spraw w mediach. Jeden z przykładów występowania tortury dźwiękowej (dającego się zresztą non stop we znaki w obecności tej osoby), a mianowicie przykład w postaci nagrania audiowizualnego ze znanego warszawskiego hotelu Metropol, został przez Niżyńskiego zaprezentowany już dawno temu, bo 28 lutego 2014 r., na jego blogu – wraz z wyraźnym opisem pod nagraniem, w którym wskazano, w których na przykład sekundach można dosłyszeć szepty "spikerów" telewizyjnych. Odnośny wpis znajduje się pod adresem www.bandycituska.com/2014.php#20140228 z tym, że obecnie z powodu jak się zdaje szykan rejestratora (NameCheap.com), podobno wprawdzie tylko tymczasowych, domena nie działa poprawnie (występuje dosyć prosty problem techniczny, w Polsce analogiczny problem naprawiono w ciągu 1 dnia). Rejestrator nie chce podać orientacyjnego terminu naprawienia tej sytuacji – prawdopodobnie jest naciskany z przyczyn politycznych, np. przez amerykański urząd skarbowy (IRS), gdyż kilkakrotnie kompletnie zlekceważono też e-maile z pytaniem na temat tego terminu. Blog jest jednakże dostępny również przez końcówkę .PL (bandycituska.com zamiast .com), toteż problem z otwarciem podstawowego adresu strony łatwo ominąć. Komentarz co do zaprezentowanej postawy politykaTrzaskowski, jako polityk znany z rządu Platformy Obywatelskiej, raczej się w tej sprawie dosyć wyraźnie skompromitował. Uniemożliwianie debaty w temacie niszczenia wolności myśli – w zasadzie samej nawet wolności jakiegokolwiek własnego myślenia – przez państwo, a ściślej: w tym wypadku przez miasto stołeczne Warszawa, podobnie jak uniemożliwianie debaty w sprawie likwidacji sytuacji, że miasto torturuje swego mieszkańca czy nawet wielu mieszkańców jednocześnie, niewątpliwie kojarzy się z jakimiś standardami obcymi każdemu demokracie. Pozwala to przypuszczać, że Trzaskowskiego w istocie nie interesuje zdanie narodu w takich sprawach; chce się on jedynie wspinać jak najwyżej w karierze polityka, co ma może zapewnić mu osobiście jak najwięcej pieniędzy i bezpieczeństwa prawnego, natomiast takie rzeczy, jak prawda, uczciwość, dobrobyt warszawiaków (w tym brak naruszeń kryminalnych prawa budowlanego), wreszcie też: możliwość wychylenia się poza tematy znane już i tak w mediach, z jakimś tematem zupełnie nowym i zaskakującym dla mediów – tutaj go jakoś nie zainteresowały, mimo zacytowanej interwencji ze strony zgromadzonej publiczności. Widocznie co innego wychodzi na pierwszy plan, np. ww. "własne bezpieczeństwo". Szczególne zaniepokojenie powinien u prezydenta wzbudzić przytoczony powyżej fakt odtwarzania się tego samego radia podsłuchowego także w wozie Straży Miejskiej, mianowicie powstający jak się zdaje skokowo (skokowe przejście głośności odtwarzania się dźwięku w środku, od zera do pewnego określonego poziomu) w warunkach przebywania odpowiednio blisko obiektu. Tymczasem jednak nic nie wskazuje na to, by prezydent Warszawy był w ogóle chętny poruszyć ten bulwersujący temat. (n/n, zmieniony: 26 lip 2020 21:29)
KOMENTARZE (4)Skomentuj |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 0. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |