USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Podobne | |||||||
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Co jest nie w porządku z nowym postanowieniem Sądu Najwyższego31 lip 2021 20:20 Sąd Najwyższy ogłoszonym przez nas postanowieniem II KK 456/19 wydanym 15 czerwca br. uchylił zakaz prowadzenia pojazdów przez Piotra Niżyńskiego - Prezesa xp.pl sp. z o. o. (znanego też jako ofiara nagonki podsłuchowej) i zadecydował o zwrocie sprawy sądowi I instancji. Zgodnie z obietnicą w niniejszym artykule pochylamy się nad dosyć kompromitującymi mankamentami tej decyzji.
Poważne wątpliwości co do rzetelności i niesprzedajności podatkowej sędziów oraz ogólnie niezawisłości funkcjonowania Sądu Najwyższego może mianowicie budzić kwestia poboczna względem uchylenia, a związana z jego ograniczonym zakresem (przyznano rację tylko pierwszej podstawie kasacyjnej spośród 2 sformułowanych przez prawnika zgodnie z prośbą Niżyńskiego). Po pierwsze chodzi tu o charakterystyczne (sprawiające wrażenie przeinaczania prawa) nieprzekonujące uzasadnienie stosowania art. 337 k.p.k. (przepis o aktach oskarżenia) do wniosków z art. 324 k.p.k. (wnioski przeciwko niepoczytalnym sprawcom o środek zabezpieczający; tego rodzaju wniosek miał tutaj zastosowanie w sprawie, bo zdarzenie miało miejsce zaledwie 3,5 miesiąca po opuszczeniu szpitala psychiatrycznego, co zresztą dziwnym trafem odpowiada różnicy wieku między Piotrem Niżyńskim a jego bezproblemowo żyjącym bratem). Owe wnioski ustawa od aktów oskarżenia najwyraźniej dokładnie rozróżnia pojęciowo, skoro nazywa je odrębnie "wnioskami o umorzenie postępowania i zastosowanie środków zabezpieczających" (poza samym art. 324, patrz jeszcze art. 354 k.p.k., art. 359 k.p.k. i art. 380 k.p.k.; niedawna nowelizacja dodaje jeszcze kilka takich przepisów stosujących tę nazwę, które wejdą w życie po latach) i przy tym skoro wskazane jest explicite dozwolone pole do analogii (mianowicie, określają je 2 przepisy: art. 324 § 1a oraz art. 354 tekst wprowadzający). Po drugie chodzi tu o dziwne okoliczności z tymi rzeczami i tą decyzją związane, a świadczące o politycznym/papistowskim – a wręcz starożytnym najprawdopodobniej – spisku przeciwko Niżyńskiemu, który łączy sfery religii i polityki (chodzi tu teraz ściśle o ten wypadek samochodowy) i który także i na etapie kasacji miał być, jak widać, jak się zdaje, ściśle realizowany. Jest to teoria, jak się czytelnik przekona, wyraźnie najprawdopodobniejsza; świadomość, że Biblia zna jeszcze więcej takich spraw związanych z charakterystyczną i od dawna planowaną postacią XXI w. jest tu pomocna, gdy się ocenia prawdopodobieństwa, choć czytelnik pewnie niezbyt się z tym spotkał (polecamy w tym zakresie np. artykuł "Przecieki biblijne potwierdzają spisek co do fałszowania wyborów w Polsce. I w sprawie Smoleńska"). Co ciekawe, zgodnie z tym nieoficjalnym (ale prześwitującym m. in. w Biblii) planem, chyba dla niepoznaki, takie właśnie miały być 2 zarzuty w odwołaniu/kasacji do Sądu Najwyższego i tylko 1 z nich miał być uwzględniony, co wszak koniec końców daje wynik chociaż elementarnie przychylny Niżyńskiemu. A zatem wbrew pozorom, wbrew wydawałoby się oczywistej chłodnej kalkulacji rządu – który w popularnym rozumieniu spraw politycznych koniecznie chce skazać jak najszybciej, jak najskuteczniej we wszystkim i w jak najbardziej mrożącym krew w żyłach stylu, a jeśli ktoś staje mu w tej dziedzinie na drodze, to jest mu wrogiem – tutaj najwyraźniej już od samego początku planowano pewne uchylenie, pewną pomoc ze strony Sądu Najwyższego dla Piotra Niżyńskiego w imię poszanowania elementarnych standardów, ale też częściowo (w głównej najważniejszej sprawie, która mogłaby wręcz decydować o losie tej sprawy i przyspieszyć odzyskanie prawa jazdy) nieprzyznanie mu racji (jako zresztą osobie kojarzonej w źródle sybillińskim bodajże z Antychrystem / nowym mesjaszem, tj. wysłannikiem religijnym, mającym czy to nawet nauczać o fałszywości i najgłębszych korzeniach różnych doktryn oraz ujawniać drugie dno pism świętych, czy, co najmniej, wybawiać ludzkość od braku dobrych mediów, od wszechobecności instalacji grających i od backdoorów w elektronice, tj. elektronice cyfrowej jako wynalazku już przez Sumerów bodajże planowanej). Owo wyrażenie jedynie elementarnego poparcia przy jednoczesnym nieprzyznaniu racji w drugiej zgłoszonej sprawie, takiej, na którą na pewno "bardzo była ochota i »ślinka ciekła«, ale jednak nie", zrobiono jak gdyby dla ostentacyjnego pokazania, że "nie będzie tak, że się zawsze z nim we wszystkim zgodzimy, bo na tym polega sprawiedliwość i bycie sędzią sprawiedliwym, że sąd się zgadza tylko w części przypadków: na tym polega jego niezależność i niezwykła, budząca respekt sprawiedliwość Temidy z opaską na oczach, a przede wszystkim rygoryzm w stosowaniu wszelkich, nawet najdrobniejszych, przepisów", a zatem dla tego typu ostentacyjnej demonstracji i szukania tym sposobem uznania, jako prawdziwy "najwyższej klasy fachowiec i autorytet". Sprawa możliwego spisku z politykami i dawnymi królami będzie niżej dokładnie na przykładach pokazana, póki co zademonstrujmy przede wszystkim odrażającą logikę tego orzeczenia, które skazało ofiarę nagonki politycznej na kolejne ciosy od aparatu. W każdym razie sytuacji tej towarzyszyła charakterystyczna ostentacja rządowa i medialna sugerująca tego rodzaju zmowę, także w sprawie kasacji, bo odwołująca się do typowych dla takich przekrętów i przestępstw metod ("samobójcze" niejako pozostawianie poszlak wskazujących na istnienie jakiegoś problemu z kasacją i wiedzę o nim). Treść rozstrzygnięciaSąd Najwyższy zgodził się z tezą obrońcy Piotra Niżyńskiego, iż sąd rozpoznał sprawę w formie posiedzenia sądu, tj. bez rozprawy, a tymczasem takie posiedzenie zgodnie z ustawą musi się odbyć w obecności osoby, przeciwko której toczy się sprawa (w przeciwnym razie, jeśli zostanie to zlekceważone i rozstrzygnie się sprawę na posiedzeniu, zachodzi tzw. bezwzględna przyczyna odwoławcza z art. 439 pkt 11 k.p.k., co w razie wniesienia zażalenia zmusi sąd II instancji, bez względu na treść tego zażalenia, do uchylenia postanowienia, w tym przypadku: postanowienia nakładającego zakaz prowadzenia pojazdów). Sąd Najwyższy nie zgodził się natomiast z tezą obrońcy z wyboru, iż ponieważ sąd I instancji w wykorzystaniu możliwości stworzonej przez art. 120 k.p.k. wezwał prokuraturę do uzupełnienia jej wniosku w terminie 7 dni, ta zaś tego nie uczyniła w tym terminie, to zgodnie z dalszą częścią ww. przepisu jej wniosek jako bezskuteczny nie może być rozpatrywany (bezskuteczność pisma wszczynającego postępowanie) i że sprawę należy dlatego umorzyć z braku tzw. skargi uprawnionego oskarżyciela (tj. braku pisma wszczynającego postępowanie) – vide art. 17 § 1 pkt 9 k.p.k. Zauważyć tu można na marginesie, że charakterystyczną liczbą opatrzony art. 120 k.p.k. (jak 123 z wstawionym zerem na trzeciej pozycji, co symbolizuje może odgórne wyłączenie tej opcji w Sądzie Najwyższym, w każdym razie wyłączenie w ramach pewnego spisku) nie daje żadnej swobody w dziedzinie umorzenia lub nieumorzenia sprawy, jeżeli autor pisma, czyli w tym przypadku prokuratura, nie dochowa terminu: w odróżnieniu od znanej w piśmiennictwie i orzecznictwie sytuacji aktów oskarżenia, pisma podpadające pod art. 120 k.p.k. nie tylko mogą, ale wręcz muszą stać się bezskuteczne w takim przypadku. Co za tym idzie przewidziana w art. 120 § 3 k.p.k. czynność wydania zarządzenia o uznaniu pisma za bezskuteczne (a przyjęło się uważać, że nie tylko przy wystosowywaniu wezwania do uzupełnienia, ale też przy uznawaniu bezskuteczności pisma sąd wydaje zarządzenie, aczkolwiek ustawa nie narzuca tego w sposób wyraźny) ma służyć celom informacyjnym oraz umożliwieniu odwołania się, natomiast można by argumentować, że tak czy inaczej i bez żadnego zarządzenia w którymkolwiek kierunku idącego w takiej sytuacji na mocy samego prawa (art. 120 § 2 k.p.k.), gdy braku nie uzupełniono, zachodzi bezskuteczność pisma. Rzecz tylko w tym, czy ma to uznanie sądu czy też sądu odpowiednio wysokiej instancji. Przykładowo, można podnosić, że sam Sąd Najwyższy mógłby zastosować art. 120 § 2 k.p.k., jako że również i ten sąd ingeruje w podstawowe postępowanie (np. może je umorzyć) oraz stosuje przepisy Kodeksu postępowania karnego, tak jak i czyni to sąd przy rozpoznawaniu apelacji. Wszak na podstawie art. 518 k.p.k. w postępowaniu kasacyjnym stosuje się odpowiednio przepisy właściwe dla apelacji, tj. te pod nagłówkiem Dział IX. Analogicznie też można by podnieść, że z uwagi na to, że cel w postaci poinformowania i umożliwienia odwołania się nie istnieje w przypadku postępowania przed Sądem Najwyższym, jako że jego wyrok ma być z natury rzeczy ostateczny, czyli akurat w tym przypadku wydawanie zarządzeń o uznaniu pisma za bezskuteczne jest zbędne. Nie wiadomo, dla kogo miałyby być takie pisma przeznaczone i czemu służyć lub komu rozkazywać (najczęstszą rolą zarządzeń w sądach jest właśnie zlecanie czegoś podwładnym, tj. sekretariatom; stąd też w ogóle art. 120 § 3 k.p.k. można by rozczytać tak, że chodzi w nim przede wszystkim o zarządzenia dla sekretariatu, by wystawić dokument wezwania do uzupełnienia pisma pod rygorem jego bezskuteczności i by wysłać go wraz z tym pismem do tego, kto je złożył – gdyż oczywiście żaden sędzia nigdy takich technicznych czynności, jak te, sam nie wykonuje, a jedynie je zleca krótkim podpisanym tekstem, czyli właśnie tzw. zarządzeniem dla sekretariatu). Krótko mówiąc, jeśli by Sąd Najwyższy zupełnie bezpośrednio z art. 120 § 2 k.p.k. wywiódł bezskuteczność prokuratorskiego wniosku albo nawet, co może mniej trafne, sam wystawił zarządzenie, z pewnością nikt nie miałby pretensji, bo Sąd Najwyższy jest od tego, by oceniać zarówno tendencje sądów, jak i książek prawniczych. To, czy orzekał w taki ww. sposób dotychczas (zresztą spraw takich było w nim na pewno jak na lekarstwo i być może typowy sędzia karny Sądu Najwyższego za czasów swego orzekania w tym sądzie nie trafił na ani jedną taką), a zatem dotychczasowe być może jakieś istniejące orzecznictwo w tego typu sprawach, nie ma dużego znaczenia. Mowa tu bowiem (w dalszej części tekstu) o spisku niewątpliwie, wedle tej hipotezy, bardzo bardzo starym. Miał zatem z pewnością wystarczająco dużo czasu, by wpłynąć na funkcjonowanie sądów i wykreować odpowiednie przychylne mu praktyki orzecznicze, właśnie z myślą o tym złym rezultacie. Brak formalny nieuzupełniony w terminie przez prokuraturęO sprawie nieuzupełnionego w ustawowym terminie 7-dniowym braku formalnego w oskarżycielskim wniosku prokuratury z art. 324 k.p.k. można poczytać w zaprezentowanym na górze artykułu uzasadnieniu postanowienia Sądu Najwyższego (przełączanie stron dostępne przy pomocy strzałek po lewej i prawej stronie od skanu). Zgodnie z tezą sądu I instancji, który stosował art. 120 k.p.k., wystąpił brak formalny prokuratorskiego wniosku w postaci niedołączenia (w załączonych do wniosku aktach) dokumentu, który należało pozyskać w postępowaniu (a którego sąd sam z siebie pozyskać nie może, bo odpowiednia baza danych jest w dyspozycji Policji). Można zatem dyskutować w kierunku tego, że jest to brak formalny, ponieważ z jednej strony odnośny dokument z pewnością musi się znaleźć w aktach, jako że "pozyskanie informacji", o którym mowa w art. 213 § 1b k.p.k. jest w tym celu, by sąd miał dostęp do treści dokumentu, a z drugiej właściwą fazą dla pozyskania go jest faza policyjna, w przeciwnym bowiem razie sąd i tak musi zwracać sprawę, sam zaś uzupełnić braku nie może. Czyli postępowanie nie powinno być rozstrzygnięte bez odpowiedniej współpracy i wyświadczenia pomocy w czasie, gdy sprawa jest w Policji. Rozprawa czy co gorsza posiedzenie rozstrzygające sprawę to niewątpliwie termin za późny. Odnośny przepis przewidujący konieczność zebrania takiego dokumentu jest przy tym dosyć nowy (patrz ustawa nowelizacyjna – w Dzienniku Ustaw pod poz. 966, jak rok chrztu Polski – cóż za wyjątkowa ważność tematu!), ma ona zaledwie kilka lat, a w chwili orzekania przez sąd I instancji w 2018 r. był to przepis niemalże świeżo dodany. Z drugiej zaś strony zgodnie z tradycyjnym orzecznictwem Sądu Najwyższego tego rodzaju braki, tj. braki w dziedzinie badania osoby oskarżonego i wywiadu środowiskowego, uzupełnia się w trybie zwrócenia akt w celu usunięcia istotnych braków dowodowych postępowania przygotowawczego, nie traktuje ich się natomiast jako braków formalnych. Jak proponuje w tej sprawie Niżyński istotą braku formalnego jest to, że przy ocenie istnienia lub nieistnienia braku nie bada się dowodów pod kątem ich wiarygodności, wystarczalności co do udowodnienia czegoś itd., czyli po prostu nie dochodzi w tej fazie jeszcze do swobodnej oceny dowodów. Z uwagi na to ewentualnie można by klasyfikować ww. brak dokumentu z centralnego rejestru kierowców naruszających przepisy jako brak formalny. Niezależnie od tego, jak wskazał sam Piotr Niżyński w jednym z pism przedkasacyjnych już po rozstrzygnięciu sprawy w II instancji, w postępowaniu kasacyjnym Sąd Najwyższy rozpoznaje sprawę w granicach kasacji, co implikuje 2 rzeczy: nakaz rozpoznania sprawy pod kątem zarzutów naruszenia konkretnych przepisów oraz zakaz rozpoznania sprawy pod kątem ewentualnego naruszenia wszelkich innych przepisów. W związku z tym bezdyskusyjnie przyjęto tezę o braku formalnym, analizując jedynie to, czy zasługuje on na umorzenie w warunkach przyjęcia art. 337 k.p.k. zamiast postulowanego przez adwokata art. 120 k.p.k. jako podstawy prawnej sądowego wytykania braków formalnych. Dziwne uzasadnienie w sprawie braku umorzenia sprawy z braku skargi uprawnionego oskarżyciela. Dlaczego można uważać, że jest to przekręt prawnySwoją dezaprobatę dla konkluzji proponowanych przez prawnika w ww. II podstawie kasacyjnej Sąd Najwyższy uzasadnił tak, że jego zdaniem nie art. 120 k.p.k. powinien być stosowany, tylko art. 337 k.p.k. (nota bene ma on taki numer nadany przez ustawodawcę, że kojarzy się, zwłaszcza w kręgach informatycznych, z elitą i zakamuflowanym elitaryzmem, czyli tutaj: ukrytym niedemokratyzmem opinii, a to za sprawą ciągu cyfr 31337 rozczytywanego jako zakamuflowane "ElEET"; przez wzgląd na podobieństwo znaków jedno uznaje się za symbol drugiego, toteż także i skrócona liczba: 1337 czy wręcz 337 budzi skojarzenia ze "spiskiem elit"). Drugi z tych przepisów, jak tu nie negujemy i jak bezspornie się uznaje w nauce prawa, nie wprowadza tzw. terminu zawitego, czyli nie wprowadza koncepcji bezskuteczności pisma (aktu oskarżenia) po upływie pewnego terminu, i dlatego brak skargi w razie przekroczenia go jest jedynie opcjonalny i zależy od stanu aktu oskarżenia: na ile poważnie jest on wybrakowany. Teoria ta, o stosowalności art. 337 w sprawach nie toczących się z aktu oskarżenia, budzi jednak zasadnicze wątpliwości. Ustawodawca w Kodeksie postępowania karnego co do zasady rozróżnia akty oskarżenia od wniosków innego rodzaju, tak samo, jak rozróżnia np. "oskarżonego" od "osoby, której prokurator zarzuca popełnienie czynu zabronionego w stanie niepoczytalności". Są to tam osobne i osobno stosowane pojęcia, w oparciu o co dodatkowo wprowadzone zostały przepisy, które nakazują stosować pewne analogie (w stosunku do pojęcia i tematu A, bazując na przepisach o temacie B). Na tej więc zasadzie np. art. 380 k.p.k. stwierdza, że "Przepisy dotyczące oskarżonego stosuje się odpowiednio do osoby, której prokurator zarzuca popełnienie czynu zabronionego w stanie niepoczytalności i wnosi o umorzenie postępowania oraz o zastosowanie wobec niej środków zabezpieczających". Podobnie też art. 354 k.p.k. narzuca, że w sprawach przeciwko niepoczytalnemu o środek zabezpieczający "stosuje się odpowiednio przepisy niniejszego rozdziału z następującymi zmianami", tj. stosuje się co do zasady analogicznie cały rozdział 41 ("Przygotowanie do rozprawy głównej"), w którym znajduje się ten przepis, zaś wyliczenie niniejsze kończy art. 324 k.p.k., który wymienia, jakie przepisy o aktach oskarżenia należy analogicznie stosować odnośnie do wniosków o środki zabezpieczające orzekane przeciwko osobie uważanej za niepoczytalną w chwili popełnienia czynu. Ten ostatni przepis podaje (obok wzmiankowania o tym, że dochodzi do jakiegoś "zamknięcia śledztwa", czyli: że stosuje się art. 321 k.p.k.), iż analogicznemu stosowaniu podlegają art. 331 § 1 i 4 (sporządzanie lub zatwierdzanie przez prokuratora), 332 (wymagane elementy), 333 § 1-3 (kolejne elementy), 334 § 1 k.p.k. (obowiązek załączenia akt sprawy) – zaś przepisy te co do zasady mówią tylko o aktach oskarżenia (z tego więc względu trzeba dopiero wprowadzić odpowiednim przepisem analogiczne stosowanie ich także i do innych pism wszczynających postępowanie). Natomiast Sąd Najwyższy wskazał na art. 354 k.p.k., ten jednak (chodzi o tekst wprowadzający, przed dwukropkiem) podaje numer rozdziału (do analogicznego stosowania), w którym art. 337 wcale nie ma, bo mówi o "niniejszym" rozdziale, tj. tym o nrze 41 ("Przygotowanie do rozprawy głównej"), który zaczyna się od art. 348, czyli – znowu – ustawodawca precyzyjnie wytyczając zakres (dodatkowych) analogii wcale nie przewiduje analogicznego stosowania art. 337 k.p.k. Poprzestaje jedynie na innych przepisach do analogicznego stosowania, tego zaś nie wymienia – zgodnie z tzw. rozumowaniem a contrario (do przeciwieństwa; przepis przewiduje jakiś zbiór przeciwny przypadków) i z założeniem racjonalnego ustawodawcy wskazuje to na to, że wyliczenie jest kompletne i nie należy stosować analogicznie przepisów z innego rozdziału, tu: rozdz. 40 ("Wstępna kontrola oskarżenia"), który zawiera art. 337 k.p.k. Ustawodawca nie podaje też, że stosuje się analogicznie cały w ogóle Dział VIII ("Postępowanie przed sądem pierwszej instancji"), który rozpoczyna się rozdziałem 40 ("Wstępna kontrola oskarżenia") i wspomnianym artykułem 337, a kończy rozdziałem 47 ("Wyrokowanie") i art. 424, nawet tam, gdzie z uwagi na inne pojęcia (np. wyrok zamiast postanowienia) przepis wyraźnie nie nadaje się do zastosowania. Wynika stąd krótko mówiąc, że ustawodawca nie zdecydował, że stosowaniu w takich sprawach, jak ww. (tzw. sprawy z art. 324 k.p.k.), podlega (mutatis mutandis, tj. z zastrzeżeniem różnic wynikających z innego tematu i innego normalnie zakresu stosowalności) art. 337 k.p.k. o postępowaniu z wybrakowanymi aktami oskarżenia. Takiej regulacji (o stosowaniu art. 337 w sprawach z wniosku o środek zabezpieczający dla niepoczytalnego) nie ma; są za to regulacje, z których w naturalny sposób typowym rozumowaniem prawniczym wynika coś dokładnie przeciwnego. Co za tym idzie, wg litery prawa (tj. jego dosłownego brzmienia) jedyną legalną podstawą wezwania do uzupełnienia braków formalnych mógł być tutaj – w sprawie z wniosku prokuratorskiego z art. 324 k.p.k. o środek zabezpieczający – art. 120 k.p.k., wczesny przepis kodeksowy dotyczący wszelkiego rodzaju pism procesowych, który jest niejako prawem podstawowym i najbardziej ogólnym, względem którego (jak podał SN w prezentowanym uzasadnieniu) art. 337 stanowi lex specialis. Art. 120 k.p.k. przewiduje termin zawity i bezskuteczność pisma procesowego w razie niedochowania go. Sąd Najwyższy w wyroku III CZP 37/04 podał, w jakich przypadkach dopuszczalne jest odejście od literalnej (czyli dosłownej) wykładni prawa (np. na rzecz celowościowej czy także, jak to tutaj wykryto i nazwano w relacjonowanym postanowieniu, wykładni nomen omen "systemowej" – także i to słowo budzi skojarzenia ze swoistym "systemem" mediów i polityków, a nawet papiestwa). Oparł się on przy tym wtedy na orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, czyli nie byłoby właściwe wskazywać, że wyrok wydała Izba Cywilna i co za tym idzie jest on zupełnie nie nadający się do zastosowania. W każdym razie, podsumowując ten temat w oparciu o uzasadnienie ww. wyroku, wolno tylko czasami odejść od tego, co wynika z dosłownego rozumienia tekstu prawa i jego rozbioru logicznego (wspartego standardami rozumowania prawniczego, jak np. popularne rozumowanie a contrario: jeżeli np. jakiś przepis wyznacza, kiedy czy w odniesieniu do czego coś robić można czy też trzeba, to w braku innych szeroko rozumianych przepisów szczególnych, mogących to uchylać – w tym nawet ogólnych uregulowań ustanawiających jakąś wolność – wynika stąd także, że w pozostałych sytuacjach się tego nie robi i prawo na to nie pozwala; wnioskowanie wg takiego schematu jest dosyć popularne i powszechnie przyjęte jako poprawne, co można też uzasadniać założeniem racjonalnego ustawodawcy: przepis ma najwyraźniej, jak z takiego sposobu sformułowania wynika, wyznaczać w sposób dokładny-kompletny zbiór przypadków, w których coś robić można czy też trzeba – to, powtórzmy, wynika z założenia, że nie ma żadnych przepisów szczególnych, jakichś ogólnych unormowań wolnościowych itd.). Sytuacja, że dopuszczalne jest zlekceważenie jednoznacznych wniosków, do jakich prowadzi wykładnia dosłowna prawa, zachodzi ponoć zdaniem całych zastępów rzetelnie pracujących prawników państwowych wtedy, gdy "wykładnia językowa pozostaje w oczywistej sprzeczności z treścią innych norm, prowadzi do absurdalnych z punktu widzenia społecznego lub ekonomicznego konsekwencji, rażąco niesprawiedliwych rozstrzygnięć lub pozostaje w oczywistej sprzeczności z powszechnie akceptowanymi normami moralnymi (por. np. wyrok Trybunału Konstytucyjnego dnia 28 czerwca 2000 r. K 25/99, OTK Zb.Urz. 2000, nr 5, poz. 141 oraz wyroki Sądu Najwyższego z dnia 8 stycznia 1993 r., III ARN 84/92, OSNC 1993, nr 10, poz. 183, z dnia 8 maja 1998 r., I CKN 664/97, OSNC 1999, nr 1, poz. 7, uchwały z dnia 3 listopada 1997 r., III ZP 38/97, OSNAPUS 1998, nr 8, poz. 234, z dnia 8 lutego 2000 r., I KZP 50/99, OSNKW 2000, nr 3-4, poz. 24 i uchwała składu siedmiu sędziów z dnia 25 kwietnia 2003 r., III CZP 8/03, OSNC 2004, nr 1, poz. 1)". W niniejszej sprawie z całą pewnością "treść innych przepisów", a zatem to, co w nich napisano i co z nich dosłownie rzecz biorąc wynika, nie przekreśla tezy, że do wniosków z art. 324 k.p.k. stosuje się analogicznie przepisy o aktach oskarżenia tylko te, które wymieniono w art. 324 i art. 354 k.p.k. (zwróćmy uwagę na to "+3" na środkowej cyfrze, jak jakiś komentarz "plus [to, co doda] Sąd Najwyższy" [który będzie orzekać w sprawie wypadku Niżyńskiego, który później się zdarzy] – "trzecia" niejako instancja to, z uwagi na dwuinstancyjność postępowania, po prostu Sąd Najwyższy; analogiczne podejście jest też w numeracji w art. 120 k.p.k. oraz jest ono ponoć zakorzenione w tajnikach sybillińskich, patrz blog Piotra Niżyńskiego). Nie ma więc w każdym razie, powtórzmy, takiego zaprzeczania poprzestaniu na tych 2 analogiach ani też nie jest zaprzeczane nigdzie to, że art. 337 k.p.k. dotyczy po prostu aktów oskarżenia (a ustawodawca, jak widać z przepisów, co do zasady rozróżnia to pojęcie od pojęcia wniosku prokuratora o umorzenie sprawy i zastosowanie środków zabezpieczających, toteż wynika stąd, z tych innych norm, które oddzielają oba pojęcia i pokazują zakres dopuszczalnego współdzielenia przepisów, że akt oskarżenia należy co do zasady, w braku przepisów szczególnych, rozumieć jako akt oskarżenia i tylko akt oskarżenia). Pozostałe opcje, tj. "absurdalne z punktu widzenia społeczeństwa albo ekonomii" konsekwencje, "naruszanie powszechnie akceptowanych norm moralnych" czy "powodowanie rażąco niesprawiedliwych rozstrzygnięć", z całą pewnością też nie zachodzą. W szczególności należy wskazać na to, że prokurator nie wypełniając w terminie żądania sądu (a co do zasady jak podnosił Niżyński w piśmie ma on obowiązek realizować każde żądanie sądu bez względu na swoje zdanie, a to z uwagi na art. 15 k.p.k.) nie jest "skazany" na przegraną: na kompromitujące fiasko z przyczyn formalnych, może wręcz nieodwołalne (tj. umorzenie postępowania karnego przez sąd bez orzekania środków zabezpieczających), które czyniłoby go functus officio względem danej sprawy. Prokurator odsyłając ze spóźnieniem swój wniosek / wniosek z załączonymi do niego aktami ma możliwość złożyć wraz z nim wniosek o przywrócenie terminu, który pozwala anulować negatywne konsekwencje tego poślizgu czasowego, o ile tylko wykaże się, że był on niezawiniony, że więc powstał niechcący i przez siłę wyższą, a nie przez lekceważenie obowiązków (co do których nota bene nikt nie przeczy, że są obowiązkami – termin jest terminem, choćby nie był zawity). W razie drobnego tylko opóźnienia nie powinno być żadnym problemem uzyskanie takiego "przywrócenia terminu", nawet posługując się jedynie jakimś lichym uprawdopodobnieniem. Co za tym idzie poprawna-dosłowna interpretacja prawa nie prowadziłaby do "rażąco niesprawiedliwych rozstrzygnięć" itp. Dziwne zlekceważenie wskazań moralnych do umorzenia sprawy z braku skargi uprawnionego oskarżycielaAbstrahując od największych subtelności nauk prawnych (w tym: książek różnych doktorów i profesorów) w dziedzinie prawa karnego procesowego, które zresztą może tutaj nie w każdym najdrobniejszym detalu są doskonale jednolite i sprecyzowane, z całą pewnością nikt by nie zarzucał Sądowi Najwyższemu ani jakiegoś nielegalnego rozstrzygnięcia, ani też działania w sposób niemoralny, gdyby pozwolił sobie w ten sposób zakończyć szkodliwe dla standardów praworządności postępowanie (a Piotr Niżyński złożył w tej sprawie naprawdę dużo dowodów pokazujących spiskowe pochodzenie sprawy; sytuację można przeglądać w aktach na forum jego bloga, dział o prokuraturach i sądach). Tym bardziej zastanawia to, że z opcji tej szacowny Sąd nie skorzystał, w świetle faktu, iż sprawa ta była ogólnie bardzo haniebna pod względem dowodowym i formalnoprawnym / dotyczącym gwarancji procesowych, co z punktu widzenia moralnego można by wziąć pod uwagę:
Otóż co najmniej niektóre z tych faktów miały szansę łatwo rzucić się w oczy i normalnego sędziego mogłyby one zszokować. Nie tylko zszokować, ale i doprowadzić do stosownych z uwagi na obronę praworządności kroków, dosyć radykalnych. Przykładowo, orzecznictwo Sądu Najwyższego w postaci sprawy II KK 73/14 można było tu tak wykorzystać, że wskazać, iż z uwagi na zgromadzone w aktach dokumenty od organów ścigania (nie licząc orzeczeń) mające być jakimiś dowodami, z których żaden nie zawiera nawet żadnej wzmianki o złamaniu obu nóg, prokurator składając wniosek z pewnością miał na myśli co innego, tj. złamanie kości śródstopia jednej z nóg, na który to temat coś w aktach raz po raz było, już od samego początku (od pierwszego dnia), mianowicie zawsze w formie gołosłownej tezy policjanta (raz doprawionej słowami "prawdopodobnie"), toteż w związku z tym sąd orzekając popełnienie czynu spowodowania wypadkiem złamania obu nóg orzekał o tym bez skargi uprawnionego oskarżyciela (tj.: orzekał o czynie niezawartym w istocie w akcie oskarżenia lub wniosku, wg idei oskarżyciela). Gdyż wniosek prokuratora był najwyraźniej w sprawie złamania kości śródstopia nogi prawej, zaś co innego na piśmie to jedynie rezultat jakiegoś oczywistego błędu redakcyjnego. Sąd Najwyższy mógłby tak przyjąć i nic go w tym nie krępowało, chyba że przekonanie, że "przecież sprawa jest polityczna i chcieli bez żadnego dowodu czy choćby poszlaki wygrać temat" (ale takie przekonanie, w połączeniu z brakiem umorzenia z braku skargi, kompromituje morale sędziego). Obie opcje przemawiają za takim umorzeniem. Zgodnie z orzecznictwem sytuacja, że orzeczono o czynie nie ściganym przez obecny w aktach akt oskarżenia (czy nawet inne oświadczenie tego typu), powoduje konieczność umorzenia sprawy z braku skargi uprawnionego oskarżyciela (a zatem bez środków zabezpieczających) i jest bezwzględną przyczyną odwoławczą, czyli braną pod uwagę nawet bez jej zgłoszenia. Z drugiej zaś strony, jeśli by faktycznie oskarżycielowi chodziło o czyn spowodowania danej szkody na zdrowiu, na który nie zebrano żadnego dowodu, a 4 organy państwowe (jak jakaś grupa przestępcza) się pod tym podpisały, tj. Policja, prokuratura, sąd I instancji i sąd II instancji, to sprawa jest polityczna i również oskarżyciela działającego w taki sposób nie można uznać za uprawnionego do tej czynności (wniesienia do sądu wniosku przeciwko podejrzanemu). Analizując więc zarzut z kasacji, że "braku skargi" sąd II instancji dobrze nie przeanalizował, Sąd Najwyższy mógłby też z kolei dostrzec inny problem – jeden z tych właśnie, co wyżej zaprezentowane (nawet nie wnikając w to, który). To drugi sposób, w jaki mógłby pomóc dobrej sprawie, tj. temu, by nie było pomówień i niezasłużonej plamy na honorze, a zły rząd miał się czego wstydzić, nie zaś jedynie drobiazgu (uchylenie postanowienia II instancji na I podstawy kasacyjnej popierała wszak także Prokuratura Okręgowa... można z tego próbować robić zwykłą dopuszczalną wpadkę przy pracy). Takie rozwiązanie byłoby eleganckie, bo oparte na wcześniejszym orzecznictwie (oraz bezpośrednio na prawie: przecież prokurator musi mieć podstawy, by twierdzić, że dany czyn popełniono i oskarżać o to – jakiekolwiek dowody choćby uprawdopodabniające temat), i nikt zapewne by nie podnosił zastrzeżeń ani tym bardziej nie twierdził, że doszło do jakiegoś przekroczenia uprawnień, bo w obecnych czasach tego rodzaju atakowanie sędziów jest najzupełniej niemodne (ma też przeciwko sobie "samorząd" sędziowski, który jest decyzyjny w sprawie immunitetów), a wszystkie media i polityka europejska idą w dokładnie przeciwnym kierunku. Wszak zresztą demokratyczny autorytet Sądu Najwyższego bije na głowę marne w społeczeństwie poparcie dla, dajmy na to, Sejmu czy nawet jego głównych liderów, tj. jakiegoś Kaczyńskiego czy Tuska. Dla przykładu, swoisty wręcz aktywizm sędziowski w Sądzie Najwyższym w dziedzinie zwalczania spraw politycznych widać bardzo wyraźnie w dziedzinie uznawania sędziów powołanych przez neo-KRS za nieuprawnionych do orzekania. Wróćmy tu jeszcze na chwilę do tematu teorii wyrażonej w sprawie II K 73/14 (s. 4, końcowe 2 zdania), gdzie do absurdalnych może wręcz wymiarów poszerzono znaczenie "braku skargi uprawnionego oskarżyciela", co łatwo prowadzi do niepożądanych rezultatów, mogących paraliżować egzekwowanie prawa karnego i stwarzających do tego pole; zauważmy przewrotność: jak bardzo chętnie wykracza tu się poza pewne granice, gdy tylko nie przynosi to korzyści Piotrowi Niżyńskiemu najwyraźniej politycznie oskarżanemu. Można te efekty owego orzecznictwa streścić słowami z forum bloga Niżyńskiego, dział o sądach: "Jeśli sąd popełnia pomyłkę, to nie pozostaje już nic innego, jak tylko umorzyć postępowanie. Nie ma apelacji/kasacji" (patrz odpowiedni wątek). Jeśli więc np. sąd I instancji źle orzeknie, nie o tym czynie, którego żądał oskarżyciel, to sprawa już dłużej nie pożyje i oskarżyciel, choćby domagał się skorygowania orzeczenia, jest na przegranej pozycji, bo "przecież" zachodzi bezwzględna przyczyna odwoławcza (tak to tutaj ujęto w uzasadnieniu orzeczenia: "zachodzi wtedy brak skargi uprawnionego oskarżyciela") i postępowanie idzie do umorzenia. Na ww. forum związanym z Niżyńskim można zresztą znaleźć też inne, groźnie wyglądające, przykłady przypominające mataczenie przez SN przy obsłudze spraw karnych takie, które szkodzi prawu do obrony (to zapewne po to, by budzić trwogę przed wchodzeniem przez ludzi w ramach swobodnych rozmów i swobodnych kontaktów z mediami, w tym xp.pl, na tematy o haniebne degrengoladzie państwa prawa, które typowo przedstawia się jako "tajemnicę państwową" czy np. jako informacje tajne; bać się rzekomo należy, bo "procesy polityczne nadchodzą" i są mile widziane, co oczywiście jest tylko propagandziarstwem, a rzekome klauzule tajności nie istnieją). Nie bez znaczenia może tu być także fakt, jak dramatyczne konsekwencje niesie widmo dalszego prowadzenia tej sprawy przez sądy obu instancji dla Niżyńskiego (założyciela tego portalu) – oskarżonego tutaj w sposób bardzo nikczemny, mianowicie zarzutem spowodowania złamania obu nóg nie popartym żadnym, ale to zupełnie żadnym, dowodem wskazującym na (czy nawet choćby tylko uprawdopodabniającym) taki rozstrój zdrowia; luk i błędów dowodowych jest w tej sprawie nawet jeszcze sporo więcej, naruszano fundamentalną w sprawach sądowych zasadę bezpośredniości, prawo człowieka do przesłuchiwania świadków oskarżenia, a także ostentacyjnie jak się zdaje dawano znać w mediach, że temat jest "przygotowany" już zawczasu – w takiej sytuacji sprawa aż się prosiła, by położyć kres bezprawiu. Od m. in. tego właśnie jest Sąd Najwyższy, by czasem być głosem rozsądku sprzeciwiającym się złym tendencjom establishmentu, w tym także rządowego/prokuratorskiego. Tym niemniej nie bez powodu pewnie przepis o trybie wnoszenia kasacji ma nr 525 (art. 525 k.p.k.), co jest symbolem księgi sybillińskiej (patrz w szczególności nasz wcześniejszy artykuł w części o Smoleńsku). Można tu dodatkowo przytoczyć, że wcześniej w tym samym 2012 roku, w którym kolizja samochodu Niżyńskiego ze słupkiem miała miejsce, Urząd Kontroli Skarbowej zaczął wprowadzać się do budynku położonego przy przystanku PIMOT (skojarzenie: Piotr-motoryzacja), przy Jagiellońskiej 55b, co przecież wyraźnie przypomina jakieś potwierdzanie komuś pogróżki "bo jak nie, to was rozliczymy za niepłacenie podatku!" – już i odrębnie pewnie wpierw wyrażonej w jakiejś rozmowie, a "wymagającej" jedynie (wobec niedowierzania) jakiegoś mocnego gestu ze strony rządu – zaś śladów spisku politycznego jest jeszcze sporo więcej, o czym za chwilę. Sąd Najwyższy w tej sprawie tylko o tyle pomógł, że nakazał pozyskać nową opinię psychologiczną i psychiatryczną, co oznacza m. in. potrzebę, by Piotr Niżyński najpierw stawił się w określonych miejscach (nieodzowne) i co prowadzi do dalszego odwleczenia końcowego rozstrzygnięcia. Na wyciągnięcie ręki było zaś przecież zakończenie tego kompromitującego prokuraturę i sądownictwo spektaklu, zakończenie bardzo haniebne. Na obronę postawy Sądu Najwyższego można podnieść jedynie to, że opóźnił trochę bieg sprawy odwołując pierwotnie zaplanowany termin posiedzenia (6.4.2021 – 10-lecie pewnego istotnego wyroku przesądzającego o dopuszczalności jednego z zarzutów, a z drugiej strony data niedoszłego "zabicia matki" Niżyńskiego, której swego czasu jak podawał jego blog obawiał się z uwagi na ukryte w danych osobowych w rodzinie wskazówki w tym kierunku, w tym już nawet pewną tradycję kończenia życia w ten od strony matematycznej sposób, a to za sprawą służby zdrowia). Już pewnie na tym pierwszym posiedzeniu, specjalnie najwyraźniej opóźnionym, by wskazać, że jest nadzieja w drugiej podstawie kasacyjnej, zapewne wynik byłby taki, jak z góry znany, a mimo to sprawę opóźniono jeszcze o ponad 2 miesiące. Ślady spisku politycznego i starożytnegoWzmiankowano tu wyżej o znamiennym art. 525 k.p.k. o kasacjach (jeśli ktoś nie dowierza, że to przez Sybillę, to niech się może jeszcze zainteresuje znamiennym doborem treści przepisu o tym samym numerze w Kodeksie postępowania cywilnego: jakoś tak dziwnie pasuje do bardzo ważnego problemu, mianowicie pasuje na nawiązanie do współpracy papiestwa z monarchami), ponadto na blogu www.bandycituska.com można poczytać o memie liczby 110 jako symbolu "człowieka bez dostępu do Sądu Najwyższego" (w ramach wyjątku tutaj przy sprawie, jak zaraz zobaczymy, od dawna planowanej tym razem jakoś nie było problemu ze znalezieniem prawnika, ale zazwyczaj te problemy są, jak pokazuje np. ten oto wpis na forum), przyjrzyjmy się więc dokładniej szczegółom wskazującym na takie knowania: na zakonspirowane interesowanie się, przez polityczno-religijną elitę, potyczkami Niżyńskiego w Sądzie Najwyższym już w czasach starożytnych. Po pierwsze, widać ślady ogólnego spisku politycznego. Tematy związane z tą sprawą nacechowane są wyraźnym oznaczaniem tego, że "tutaj zakulisowo są jakieś przekręty",, gdyż władze jak gdyby chętnie (przy zachowaniu anonimowości/niejasności procederu) czy też w każdym razie nieoficjalnie i z zastrzeżeniem możliwości oficjalnego wykręcania się od tego kiwają pokornie głową, "jak na katolika przystało" ( – takie to pewnie inspiracje, z tego źródła): że coś tu jest "naprzekręcane", przy czymś majstrowano, co do czegoś była wyraźna determinacja polityczna. O specjalnym numerze art. 337 była już mowa. Kolejną wskazówką jest bardzo duża zmiana redakcyjna rozszerzająca sam art. 120 k.p.k. (powtórzmy: ten o postępowaniu z wybrakowanymi ogólnymi pismami, nie aktami oskarżenia) – właśnie niedawno uchwalona, dopisano całe paragrafy, które wejdą w życie dopiero za wiele lat. Można tę sytuację oglądać po pobraniu aktualnego tekstu jednolitego Kodeksu ze strony Sejmu: https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19970890555/U/D19970555Lj.pdf. Przy okazji zwróćmy uwagę na to, że obecnie tekst ten ma stron dokładnie... 337. Wskazówka co do "kluczowego tematu zakulisowych rozmówek w ministerstwie". Kolejne wreszcie ślady to te związane z numerem ustawy wprowadzającej odnośny brak formalny: poz. 966 w Dzienniku Ustaw (patrz http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU20170000966) oraz nr druku sejmowego, który otrzymał projekt tej ustawy, wynoszący 1231 ("jeden, dwa, trzy... jeden") – jak przebieg sprawy: trzy kolejne sądy, po czym powrót do pierwszej instancji. Gdyby Sąd Najwyższy umorzył sprawę z braku skargi uprawnionego oskarżyciela, przez wzgląd na kwestie związane z nowo wprowadzanym wymogiem ustawowym, to sprawa zapewne skończyłaby się w trzecim sądzie i nie wróciła już do I instancji, tj. orzeczono by uchylenie postanowienia Sądu Okręgowego oraz umorzenie sprawy. Bo przecież nie ma zasady, że sąd stosujący art. 17 k.p.k., czyli umarzający postępowanie (do czego zobligowany jest każdy sąd, który stwierdzi negatywną przesłankę procesową), musi następnie coś jeszcze wykonać, np. zwrócić sprawę do I instancji. Umorzenie ma to do siebie, że kończy czynności wykonywane w sprawie, czyli taki zwrot byłby nieuzasadniony jakąkolwiek potrzebą, tym bardziej, że orzeczenia Sądu Najwyższego są niezaskarżalne. Krótko mówiąc, 1231 już z góry sugeruje zamysł, że podstawa kasacyjna dotycząca braku formalnego przegra. Być może tak to trzeba zinterpretować; tak czy inaczej nasuwa to na myśl tematy kasacyjne (por. też skojarzenie z pojęciem "skasowany samochód"). To taki kolejny ślad obok kilku już tu wcześniej przytoczonych. Zauważmy, że znany z Biblii fragment J 12:31 oparty na tych samych cyfrach głosi: "Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony". To w dodatku nie koniec. Aby uniknąć zarzutu, że powyższy numerek to w sumie przypadkowo się trafił, a następnie w euforii spowodowanej zdarzeniem się takiego przypadku specjalnie wylansowano przeciwko Niżyńskiemu odpowiednią sprawę tak, by mógł się tym numerkiem ucieszyć, istnieje jeszcze jeden taki politycznie najwyraźniej ustawiony numerek 1231 w oficjalnych zapisach i księgach kojarzących się z tą sprawą. Dotyczy wykorzystywania Żandarmerii Wojskowej do celów cywilnych. To numer, pod którym w Monitorze Polskim (rządowym dzienniku) opublikowano zarządzenie premier Beaty Szydło z 2016 r.: patrz http://monitorpolski.gov.pl/mp/2016/1231/1. Znowu jakieś 3 kolejne "instancje" na początku, po czym sprawę uchylono – wskazówka, jaka kompromitacja już się szykuje, o czym wszyscy dziwnym trafem już wiedzą. Otóż kto się wczyta w akta i w szczegóły tej konkretnej sprawy karnej, którą przeciwko Niżyńskiemu wytoczono, a mianowicie jego pismo z wyjaśnieniami wysłanymi do prokuratury JESZCZE W FAZIE POSTĘPOWANIA PRZYGOTOWAWCZEGO (pismo z wyjaśnieniami, sporządzone w punktach, nie zaś jakieś krótkie zawiadomienie np. o adresie czy jakiś protokół policyjny), to zauważy, że on jeszcze przed wydaniem tego zarządzenia od początku konsekwentnie utrzymywał, że pierwszym, kto go zatrzymał, nie była wcale Policja, tylko radiowóz Żandarmerii Wojskowej, czyli zatrzymywał go żołnierz. Tymczasem zaś nie było żadnego zarządzenia Prezesa Rady Ministrów, które na to by pozwalało, a z ustawy wynika, że jest ono konieczne, inaczej taka operacja nosi znamiona jaskrawego przekroczenia uprawnień (chyba że jest dokonywana spontanicznie i bez przygotowania, tzn. np. jeśli by "przypadkiem" przejeżdżał sobie obok taki radiowóz i "przypadkiem" uznał za potrzebne przyczepić się do kogoś stojącego trochę rozbitym samochodem pod bramą wjazdową na teren Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej przy ul. Nowowiejskiej; wydaje się to jednak absurdalne). Najpierw Niżyński coś takiego zgłaszał (ba, nawet pewnie było coś takiego, tyle że Policji nie chciało się dokładnie przesłuchiwać świadków, nie zbadała, co ci wszyscy spisani jako świadkowie ludzie robią, gdzie pracują, przesłuchała zaledwie jednego, a żołnierzy może nawet w ogóle nie spisała), po czym – hokus pokus – w rządzie jest ślad po tym oryginalnym incydencie, tj. ściśle w dziedzinie zezwoleń dla Żandarmerii Wojskowej i w rządowym dzienniku. W takiej sytuacji tylko głupi nie zauważy, że sprawa ma coś wspólnego z polityką. Tyle co do ogólnych śladów planów kasacyjnych w ściśle tej konkretnej, bo przecież jakże rzadkiej, sprawie sądowej (na tyle nietypowej, że zapewne jako jedyna podpadała pod poruszone wyżej kwestie). Po drugie, dobrano sygnatury spraw, czyli numery, jakie umieszczono na teczkach przy ich otwieraniu. Jest to czynność administracyjna sekretariatu wykonywana jeszcze przed przydzieleniem sędziego, wskazuje ona na udział przewodniczącego wydziału. Ustawiona sygnatura była zarówno w sądzie I instancji (Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia), sądzie II instancji (Sąd Okręgowy w Warszawie), jak i w Sądzie Najwyższym. Omówienie sygnatur:
Jak widać, sygnatury trafiają w gotowe tematy, które w Biblii są rozdystrybuowane nawet po różnych jej księgach jako spójne ze sobą i które mają tę cechę, że nic nie zaprzecza podstawowemu skojarzeniu i wrażeniu, że "to wszystko pasuje do tej sprawy". Prawdopodobnie matrycą wytyczającą aluzje, jakimi należy nasączyć tworzony tekst, były tajne części przepowiedni królowej Saby (tym razem pisane dla królów i kapłanów, a nie dla ludu), w tym może jakaś kompletna lista symboli. Dla porównania, informacje z artykułu "Przecieki biblijne potwierdzają spisek co do fałszowania wyborów w Polsce. I w sprawie Smoleńska" wskazują, że matrycą w Nowym Testamencie (np. w Apokalipsie) była rzymska księga Sybilli, ok. 400 lat młodsza od ww. źródła. Nie jest ten portal w tej chwili i przy obecnym zasobie sił roboczych miejscem dla dokładnego pochylania się nad tą kwestią, wystarczy więc tu jedynie stanowczo podkreślić, że tego rodzaju ukrywanych podtekstów jest w Piśmie Świętym i w Koranie jeszcze dużo więcej. Po trzecie, sprawa jest zapewne stara, a w każdym razie inspirowana tradycją nomen omen. Nie przypadkiem pewnie to taki właśnie temat jest tej ezoterycznie osławionej (jak zaraz zobaczymy) sprawy, skoro z drugiej strony angielskie słowo "samochód" wymawia się "kar", co idealnie pasuje do polskich słów "kara", "karny". O sprawie wypadku wspominaliśmy już w artykule o przeciekach biblijnych w sprawie polskiej polityki, temat ten padał tam chyba nawet kilkakrotnie. Wydaje się, że był w świadomości autorów Pisma Świętego, czyli starożytnych kapłanów, którzy starali się pod odpowiednimi numerami zawrzeć odpowiednie aluzje. Biblia kolejno wchodziła na temat win prototypowego Tuska, "dróg", wrabiania itd., jak pokazano w szczególności w ww. specjalnym artykule pod nagłówkiem "Symbol Donalda Tuska: 22.4" przy punkcie Dz 22:4 (proszę porównać padający tam, w kontekście "PRZEŚLADOWANIA »tej DROGI«" i stosowania radykalnych rozwiązań, temat "wtrącania do więzienia mężczyzn i kobiet" – co można by przetłumaczyć na taki oto sens podany wprost, a nie aluzją: "zarówno winnych, jak i niewinnych" – z tematem wspomnianego losu sprawy II K 514/18 w kontekście kasacji: "żył potem 830 lat i miał synów i córki"; zaczyna się to wszystko wyjaśniać i układać w jedną całość, jako że autorzy jak widać posługują się stereotypem kryminalisty-mężczyzny: cytat dotyczący losu po kasacji pasuje mianowicie do czekających Piotra Niżyńskiego przesłuchań świadków na rozprawie, z których część może powie prawdę, a część nakłamie, czyli część może być winna, a część niewinna, przy czym pasowałoby to też do ewentualnego, choć wątpliwego, oddalenia-zwrócenia prokuratorskiego wniosku z powodu za starej opinii psychologicznej/psychiatrycznej i za starych danych pokazujących brak wpisu w centralnej ewidencji kierowców naruszających przepisy, na którą to starość danych i konieczność zebrania nowych zwracał w tej sprawie uwagę Sąd Najwyższy w ostatnich zdaniach uzasadnienia). Zresztą nazwisko pokrzywdzonej wyznaczono najprawdopodobniej właśnie za pomocą sprawdzenia Biblii, mianowicie opierając się na temacie postaci o imieniu Balak padającym w Księdze Liczb odnośnie do symbolu 5533 (tj. Lb 25:23), czyli symbolu wspólnoty 2 partii prawicowych (prototypowe PO-PiS), oraz na temacie z Sdz 4:22 (urodziny i symbol Donalda Tuska) – patrz ww. artykuł; może też nazwisko (o którym tu mowa dalej w części "Po czwarte") było już z góry podane w tajnych tekstach źródłowych tego spisku, gdyż losowy zbieg okoliczności (ze słowem "palik" trafiającym się też w Sdz 4:22) jest wyjątkowo mało prawdopodobny, zaś dorobienie dopiero w przyszłości np. słowa "pal" tak, żeby występowała ta zbieżność i podwójne zdarzenie się rdzenia słowotwórczego, wymagałoby nie tylko niemalże nadludzkich (rzadkich) zdolności przetwarzania informacji (to coś jak dorabianie klucza do gotowego zamka), ale też dostępności odpowiedniego słowa i odpowiedniej sylaby, bo mogłaby być już używana powszechnie na określenie czegoś zupełnie innego i z inną dziedziną się kojarzącego (niż z tematem "Polak przez A", co sugeruje "reprezentatywny przykład niewierzącego Polaka"), np. mogłoby być słowo w rodzaju "jest", "grać" itd. (i w takim układzie trudno byłoby też je równie elegancko przerabiać na to znaczenie i te ukryte konotacje, które mają wyrazy w rodzaju "Palak", "pal" albo "palić"); a ponadto koordynowanie spisku, może nawet przez całe dziesięciolecia czy stulecia, żeby ugruntować pewne nowe słowa w języku (pod Biblię i jej przyszłe-planowane tłumaczenia), bez jednakże oparcia już z góry w źródle sybillińskim, wymagałoby (optymalnie rzecz biorąc) istnienia jakiegoś innego źródła, innego dokumentu, np. papieskiego, przez wieki temu przyświecającego, a tymczasem można przypuszczać, że tego typu koordynatorskie i rozkazodawcze dokumenty np. od jakiegoś pojedynczego papieża, dotyczące spisków politycznych, niezbyt istnieją. Po prostu łatwo mogłyby się nie spotkać z poszanowaniem. Sybilla raczej w tych tematach jest samodzielnym kierunkowskazem i niezbyt ma konkurencję. Zauważmy też, że Sdz to symbol Księgi Sędziów, czyli tej, która najprędzej kojarzy się z tematem wspomnianej współczesnej polskiej "ustawy o pracownikach sądów i prokuratur"; szukając więc śladu po tym spisku, sięganie akurat do tej księgi wydaje się rozsądną metodą – i rzeczywiście, tutaj się temat potwierdza. Dodatkowa wskazówka biblijna tkwi w związkach wewnętrznych w Starym Testamencie, tj. między poszczególnymi księgami i powiązanymi symbolami politycznymi kojarzącymi się z Polską. Skoro powyżej padł temat "dróg" w zastępstwie tematu samochodu, a to przy okazji memu Donalda Tuska, to interesująco i nieprzypadkowo wygląda też w tym kontekście wystąpienie tematu drogi przy "omawianiu" sprawy Papały, mianowicie w Księdze Ozeasza pod numerami 9:8 ("zastawiono na niego sidła na jego drogach") – zauważmy, że Papałę zastrzelono pod mieszkaniem, gdy wysiadał z samochodu. (W ww. artykule jest to na liście wypunktowanej pod nagłówkiem "Symbol TVN-u: 97 [...]".) Znowu więc ten sam trop skojarzeniowy: gdzie jest droga, tam i samochody, a nawet konkretny samochód, który tu ma się na myśli. "Wynajdą jakieś pojazdy, a nawet będą one wykorzystywać elektronikę" – już zapewne to planowano. Kolejna jeszcze wskazówka z Biblii, po raz trzeci potwierdzająca słuszność tropu "drogi-samochody-wypadek Niżyńskiego", jest we fragmencie Syr 9:7, wymienionym na liście wypunktowanej pod tym samym nagłówkiem. Mamy tam mianowicie tekst taki oto: "przez piękność kobiety wielu zeszło na złe drogi, przez nią bowiem miłość namiętna ROZPALA się JAK OGIEŃ". Po czwarte, można też wskazać na ślady typowe dla papiestwa i "grupy watykańskiej". Przykładowo, "pokrzywdzona" przejechaniem ulicznego kosza na śmieci po stopie (co można porównać do wejścia małego dziecka rodzicowi na stopy – nie powoduje to złamania) ma nazwisko zaczynające się od liter PALA – co do imienia to dwie różne koncepcje są rozsiane po aktach, tak, iż nie jest pewne, które z imion na literę E rzeczywiście miałaby nosić – a tymczasem dzień wcześniej główny artykuł Radia Watykańskiego był o tym, jak to papież właśnie spotyka się z szefem Autonomii Palestyńskiej. Miało to widocznie odpowiednim kręgom, w tym policyjnym, dodać animuszu, by ten, kto zapewne nakłamał, wiedział, że jest pod najlepszą możliwą ochroną i osłanianiem – "z samej góry idzie" to osłanianie (skojarzenia z koronawirusem wydają się jak najbardziej na miejscu). To zresztą taki typowy w ww. grupie nawyk, pozostawić ślad, przytaknąć cicho "po katolicku", dla zainteresowanych historyków przyszłości, póki co zaś zgnębić człowieka, bo odważnego i rzetelnego, który spisek nagłośni, nigdzie w świecie wielkiego kapitału nie ma. (Zapewne sami zamieszani.) Pozostałe dane osobowe tej dziewczyny kojarzącej się z Pal...ą i Palestyną również sprawiają wrażenie ustawionych czy wręcz niewiarygodnych, zmyślonych może przez policjanta: miejscowość, w której podobno mieszka, to Białystok (jak staczanie się "bardzo jawne", "jasne", "niewątpliwe" – może to o tym końcowym runięciu i trafieniu w coś, które charakteryzuje wszelkie staczanie się, a może po prostu o toczącym się słupku), również nazwa ulicy jak się okazuje wygląda na w ten sposób dobraną (jej brzmienie kojarzy się ze "stokiem" i "staczaniem się"), korespondencję z prokuratury na ten jakże wydumany adres poczta zwróciła, zaś data urodzin to data urodzin Piotra Niżyńskiego poddana bardzo prostej, estetycznej, a zatem psychologicznie trafnej (z punktu widzenia takiego pozostawiania śladów) poprawce +6 lat -6 miesięcy (tj. data Niżyńskiego to 25.9.1986 r., jak udowodniono na forum przy pomocy akt organów ścigania, a data tej dziewczyny-modelki od teatralnego ponoć gestu upadania – 25.3.1992 r.). Potwierdza to więc przypuszczenie, wstępnie wykreowane przez ww. sytuację w prasie Watykanu, że jej obecność na miejscu zdarzenia nie była przypadkowa, tylko zaplanowana – ona albo tam specjalnie przyszła i wyczekiwała w odpowiedniej odległości od słupka samochodu, który się z nim zderzy, albo po prostu policjant zmyślił jej dane, wymyślił sobie pokrzywdzoną (i zapewne też w takim razie nakłamał co do słów Niżyńskiego rzekomo przyznających się do jakiegoś "wszystkiego"), by było widać, że jest to ustawiona sprawa. Dla porównania, jedyny świadek, jakiego przesłuchano, nosił nazwisko Komorowski, co również budzi skojarzenia z prezydentem jako urzędnikiem zapewniającym łaskę oraz z "podkomorzymi", tutaj żartobliwie pojętymi jako ci, co to łaski dostępują. Bardzo dużo śladów prasowych zostało złożonych do akt, można je przeglądać w Internecie na forum.bandycituska.com w dziale o prokuraturach i sądach, tutaj nie ma miejsca na relacjonowanie czy analizowanie tych poszlak. Odnotujmy tu w każdym razie, że mają one typowy dla "grupy watykańskiej" charakter aluzji, bodajże celowego grania na skojarzeniach poprzez odpowiedni dobór tematów, nagłówków, pierwszych zdań artykułów, by co rusz prześwitywał ślad po temacie innym niż ściśle ten, który w artykule jest omawiany, ale za to ciągle po tym samym temacie zakulisowym i co rusz od innej strony (albo np. po kilka razy od tej samej strony) aluzyjnie jedynie rozpatrywanym. Akurat dzień przed tym wypadkiem sprawa ta sprowokowała wyjątkowo dużo aluzji prasowych. Porównywać to można jedynie z niektórymi zabójstwami szpitalnymi członków rodziny Piotra Niżyńskiego; po prostu spora część artykułów, między jedną czwartą a połową, naznaczona była wyraźnym przesunięciem tematycznym w porównaniu z codzienną statystyką, w której czegoś takiego akurat nie ma, przy tym z tą dodatkową cechą, że główne cechy artykułu trafiają w główne cechy nadchodzącego przestępstwa (tj. tutaj: przestępstwa wrabiania człowieka). Można jeszcze wskazać, że już po I instancji i w czasie, gdy przygotowywane było pismo zażaleniowe do sądu II instancji, właśnie akurat jakoś dziwnym trafem na VaticanNews aktualny był temat tego, jak to Franciszek naucza, że Kościół, który jest matką (nota bene kojarzącą się z papieskim szpiegowaniem matkę Niżyńskiego przez lata trzymano w tzw. wariatkowie, następnie zaś nawet po wypuszczeniu jej do Domu Pomocy Społecznej cały czas uważa się ją za chorą psychicznie i szprycuje lekami psychotropowymi), "obecnie bardzo potrzebuje pomocy". "To dla nas wszystkich trudny czas, bo wielki oskarżyciel atakuje matkę, a matki się nie rusza" – taki oto tekst, kojarzący się ze skargą uprawnionego oskarżyciela, padał właśnie wtedy z ust papieża. Wspominaliśmy o tym już w artykule o Covid-19 pod nagłówkiem "Szykany w rytm czytań niedzielnych. Prawdopodobnie od papieża" (a to dlatego, że później nawiązano jeszcze do tego zdarzenia przy wprowadzaniu lockdown'u), można o tym też – oczywiście bez komentarza dekonspiratorskiego, broń Boże – poczytać w relacjach prasowych wielu mediów innych niż xp.pl. Oto przykładowy artykuł: https://wiadomosci.onet.pl/religia/aktualnosci/papiez-franciszek-trudny-moment-dla-kosciola/d7g8327. Wypadek miał miejsce w dacie 18.12. Jest to zwiększona o 1 data urodzin Franciszka (17.12 znana tym i owym z tajnej księgi Sybilli, patrz nasz artykuł o Covid-19 pod nagłówkiem o papieżach), przy czym zapewne już niedługo po początku jego rządów kościelno-państwowych, które zaczęły się w marcu 2013 r. (wypadek był w grudniu 2012 r., po drodze była jeszcze abdykacja Benedykta XVI zapewne inspirowana tym, by wypełnić plany sybillińskie dotyczące Covid-19 i memu kolejnych liczb nieparzystych), nagłośniono coś takiego, jak "efekt Franciszka", mianowicie "w zakonach" (ros. закон "zakon" oznacza "prawo", "prawodawcą" w Kościele jest przede wszystkim Pismo Św., więc pasuje to do tematu "efekt Franciszka w Piśmie Św."). Oto przykładowe doniesienia w tej sprawie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Franciszka. Rzeczywiście, idea numeru zwiększonego o 1 ma typowo (w tej całej tajnej symbolice) konotację "następstwo z czegoś", "konsekwencja czegoś", a zatem wypadek tutaj wg planu prezentowano (słusznie, bo jego osądzenie przypadło na czasy Franciszka) jako "efekt papieża Franciszka" ("on będzie miał nad tym pieczę"). To zapewne było mu nawet w smak, nie znieważało go, gdyż 5 lat później, tj. w dacie 18.12.2017, Franciszek ogłosił dekret o heroiczności cnót postaci nazwiskiem Wyszyński (polski prymas). Tymczasem zaś rosyjskie выше "wysze" i ниже "niże", z rdzeniami słowotwórczymi "wysz" i "niż" tworzącymi też nazwiska odpowiednio Wyszyński i Niżyński, oznacza po prostu "wyżej" i "niżej": ktoś tu jest wyżej, jako dominator, jest u góry i krzywdzi słabego, a ktoś tu jest niżej, u dołu, dostaje kopniaka. Wyszyńskiego, co dodaje sprawie pikanterii, aresztowano zresztą za PRL-u w przyszłe urodziny Piotra Niżyńskiego (sławetny dzień 25.9; w sprawie szczegółów patrz m. in. wspomniany blog internetowy). To także nazwisko niesławnego radzieckiego Prokuratora Generalnego, a potem Ministra Spraw Zagranicznych – ulubieńca Stalina już z czasów, gdy był on osadzony w więzieniu. Porównanie do "procesu stalinowskiego" tutaj więc wręcz samo przez się się rozumie: tego chciano, to osiągnięto. Ów Wyszyński został, nota bene, co odzwierciedla sybilliński symbol prymitywnego podsłuchu (i telefonu): 112, Ministrem Spraw Zagranicznych ZSRR równo 112 dni po tym, jak w Polsce Wyszyński został prymasem, co wyraźnie wskazuje na kręgi kościelne jako związane z tym tematem (nie dziwota to, a ZSRR już u progu swego istnienia co nieco szła na kompromis z wymaganiami niby to osłabionego bardzo papiestwa, Kościoła i Zachodu o tyle, że wspierała wiarę w pandemię grypy Hiszpanki, 1918-1920, z centralnym rokiem równiutko 100 lat przed planowanym rokiem Covid-19). Kolejna ciekawostka – potwierdzająca długą, wielu papieży obejmującą, tradycję w sprawie planu tego wypadku, mającą więc zapewne korzenie w Sybilli, bo papieże pewnie niezbyt jakoś tak sami z siebie długofalowo spiskują co do polityki – jest taka, że 18.12 to też data ustawy o pracownikach sądów i prokuratur. Co w związku z tak skandaliczną sprawą polityczną, za to obdarzaną pełnym zaufaniem i w najzupełniejszym lekceważeniu prawa do obrony, można o tych pracownikach powiedzieć? Może, że są przestępcami? Wydaje się to bardzo możliwe, jest to nawet najracjonalniejsze wytłumaczenie zła (w myśl wspomnianego słynnego polskiego powiedzenia "gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze"), zwłaszcza w świetle wspomnianej już jakże niestety prawdziwej opowiastki o kontroli skarbowej czającej się przy "PI-MOT", co w 2012 r. zorganizowano za rządów Tuska (specjalna przebudowa budynku i wprowadzenie się Urzędu Kontroli Skarbowej do nowej siedziby). Zobaczmy, co Pismo Św. ma do powiedzenia w temacie 18.12, czyli "konsekwencji Franciszka" – parę pierwszych z brzegu przykładów:
Kolejne poszlaki to czytania niedzielne. Zwróćmy uwagę, czyżby już wszystko było z góry zaplanowane, co do toku pracy wymiaru sprawiedliwości?! W takim razie to niebywałe, z punktu widzenia standardów europejskich, tego, jak niezależnie i bez oglądania się na politykę powinny działać sądy. Popatrzmy:
Argument ten, co do punktu pierwszego, był zresztą skrótowo wzmiankowany (obok paru innych powyższych oraz poniższego) w pismach obronnych w omawianej tu sprawie karnej. W tym przypadku chodzi o główne pismo obronne, to, które złożono w ślad po zażaleniu (bardzo zalążkowym) i które je uzupełniało i miało wieledziesiąt stron. Dodajmy tu wreszcie, że – jak wspomniano na www.bandycituska.com/ponazwisku.html – w ramach przygotowań do tematu wybrakowanych aktów oskarżenia przeciwko Niżyńskiemu (wspomniana tu sprawa to nie jedyny taki przypadek, oto kolejny w innej sprawie) w Kościele już od dziesięcioleci dziwnym trafem wielką karierę robił powoli ksiądz o charakterystycznym nazwisku, czyt. "komastri" (Comastri) – kojarzy się trochę z czymś skomasowanym ("rozumiecie, taka wielka sprawa kryminalna"), a z drugiej (za pośrednictwem skojarzenia też ze słowem "masturbacja", które to ma swój odpowiednik slangowy w odniesieniu do mężczyzn: walić konia): z "konwalidowaniem", który to termin poprawnie ukuto (można go też inaczej, bardzo zwyczajnie objaśnić) już dziesiątki lat temu w światku prawniczym i który ma oznaczać "naprawianie braków aktu oskarżenia już w postępowaniu sądowym, przy okazji, a nie na zasadzie odsyłania aktu i wyznaczania terminu na natychmiastową poprawkę". Czyli, krótko mówiąc, wylansowany kardynał może symbolizować szczególny, przy papieżu wykreowany, "luz w sprawie wybrakowanych aktów oskarżenia". "Można spać spokojnie – od przynajmniej 3000 lat wiadomo, że ten temat z kasacji przegra". W takiej sytuacji Sąd Najwyższy mógł z łatwością zakończyć prześladowania osoby Niżyńskiego takimi widowiskowymi specjalnie dla niego przygotowanymi sprawami (związane, jak z tego wynika, najprawdopodobniej ze złym stanem elektroniki pojazdu, tj. ściślej: jej podatnością na włamania falowe – gdyż inaczej trudno by wyjaśnić dokładne trafienie w konkretne miejsce z wypadkiem i, zarazem, z przygotowaną obecną tam dziewczyną oraz z, bodajże, aluzjami medialnymi w przededniu). Przykładowo, mógł napisać tak:
Dalej zaś można by było ewentualnie jeszcze, w kolejnym akapicie, wydać polecenia co do dalszego toku sprawy, w szczególności, że zwalnia to prokuratora z dalszej pracy nad tą sprawą oraz że jej akta powinny pozostać w sądzie. Godne odnotowania, że takie umorzenie tej sprawy byłoby dosyć zgodne z wcześniejszymi teoriami tego Sądu, gdyż np. w sprawie cywilnej IV CSK 290/10 w wyroku z 17.02.2011 r. oraz wcześniej w wyroku z 16.01.1978 r. o sygn. I CR 428/7710 (cytowane także w sądach apelacyjnych) tak napisano o bezprawności oskarżania:
Jest to oczywiście dosyć uznaniowa teza, wyrażona dosyć dowolnie w czasach, gdy pisano ten wyrok, tj. w 1978 r. na podstawie ówczesnych refleksji – niewielkie odstępstwa "o kilkadziesiąt procent" w tę czy tamtą stronę pod względem pułapu bezprawności (tego, jakie warunki muszą być spełnione) wydają się jak najbardziej dopuszczalne (bo powyższa teoria nie jest skodyfikowana prawnie), zwłaszcza dla Sądu Najwyższego, który to koniec końców właśnie od tego jest, by decydować i rozstrzygać o tego rodzaju kwestiach, jak ww. pułap. (Zauważmy przy tym, że analizując powyższy cytat – w szczególności relację opcji "istnienie dowodów winy, które jednakże są fałszywe" do wymienionej tam innej przesłanki "oczywisty brak dowodów winy" – dochodzi się do wniosku, że wymienione i oddzielone przecinkami 3 przesłanki są alternatywami. Innymi słowy, można wywnioskować, że wystarczy którakolwiek z nich, by wszczęcie i prowadzenie postępowania karnego było bezprawne. Przykładowo, gdy w sprawie w ogóle nie ma żadnych dowodów winy, nikt nie oczekuje, by te nieistniejące dowody były sfabrykowane. Druga przesłanka może zatem nie wystąpić, gdy zamiast niej występuje pierwsza. Z kolei "brak zachowania podstawowych przepisów procedury" można sobie wyobrazić w ten sposób, że w sytuacji, gdy np. Kodeks postępowania karnego narzuca wykonanie pewnych istotnych czynności przed wniesieniem zarzutu, przykładowo, jeśli by wymagał, by w pewnych okolicznościach zawsze zapewniono, że przed oskarżeniem podejrzanego przesłuchano, a zatem uniemożliwiał procesy zaoczne, to oskarżenie kogoś przed sądem z pominięciem tych reguł byłoby bezprawne.) Wolno postawić pytanie, czy osoby, które pisały omawiane postanowienie, zdawały sobie w ogóle sprawę, ile teraz lat męczenia się, jeżdżenia autobusami czy chodzenia na piechotę z ciężkimi torbami (by uniknąć kradzieży rzeczy z domu) czeka pokrzywdzonego tą sprawą Piotra Niżyńskiego w związku z jej dalszym trwaniem oraz ewentualnym ponownym orzeczeniem środków zabezpieczających w kolejnym podejściu. Alternatywnie, można było zamiast tego rodzaju wywodu, co powyższy, po prostu zgodzić się z tezą obrońcy (aczkolwiek byłoby to zapewne dużo mniej brzemienne w konsekwencje i efektywne, jeśli chodzi o rozwiązanie problemu). Nie wymagałoby to nawet jakiejś istotnej krytyki sił rządowych, co jak widać bardzo trudno przychodzi. Niestety, do żadnej z tych opcji się nie posunięto, a tymczasem ww. sprawa ma szansę w przyszłości trafić do kronik i książek historycznych jako przykład jednego z najbardziej nierzetelnych procesów politycznych. Utwierdza to w przekonaniu, że zaprezentowane orzeczenie zostało ustawione. Skandalem jest też to, jak (typowo politycznie) potraktowano zawiadomienie i złożone wraz z nim zeznanie Niżyńskiego o tym, że fałszywie zeznał przeciwko niemu policjant (co sugeruje spisek odgórny, jakąś odpowiedzialność kierowników itd.); co zrobiła prokuratura? Kompletnie nic – odmówiła wszczęcia śledztwa. Podpisał się pod tym następnie też, wobec złożenia przez pokrzywdzonego zażalenia, sędzia. Informowaliśmy o tej sprawie w artykule "Kolejna odmowa śledztwa utrzymana przez sąd przeciwko Niżyńskiemu", gdzie można też poczytać dodatkowe szczegóły na temat wspomnianej skandalicznej sprawy sądowej – wraz z niemalże dowodem, iż policjant zmyślał sobie czy raczej powtarzał z głowy teorie polityczne o złamanej kostce, zupełnie bez pokrycia we własnych doświadczeniach na miejscu zdarzenia. Klasyczny wykręt: "z profesorstwa nam to jakoś tak wynikło"W związku z pokazaną wyżej prawdopodobnie długą tradycją planu co do sposobu rozstrzygnięcia tej sprawy przeciwko Piotrowi Niżyńskiemu (więcej na temat jego osoby można poczytać na wspomnianym specjalnym internetowym blogu przez niego prowadzonym) nie ma raczej już znaczenia fakt, że do niektórych podręczników przenikła (zapewne za sprawą alma mater ich poszczególnych autorów) teoria o stosowalności art. 337 k.p.k. także do pism wszczynających postępowania ("skarg zasadniczych"), a nie będących aktami oskarżenia w rozumieniu Kodesu postępowania karnego. Nie nadaje się to w świetle powyższego na samodzielnie satysfakcjonujące uzasadnienie. Trzeba wszak mieć przede wszystkim na względzie to, że autorzy mogą pisać to lub tamto, mieć nawet w tej mierze różne zdania, co nie zawsze jest dostatecznie wydatnie uwypuklone, natomiast Sąd Najwyższy jest od tego, by rozstrzygać pomiędzy różnymi możliwymi stanowiskami. Sytuuje go to z natury rzeczy w roli arbitra, czyli właściwy jest tu (z natury rzeczy) cały ów dobrze znany etos związany z koncepcją Temidy z opaską na oczach: to, co jest istotne, to sprawiedliwość oraz zasady wykładni prawa; natomiast autorytet, przykładowo, podobnie jak wykształcenie, nie powinien mieć znaczenia. Nie można wszak tracić z oczu faktu, że uczelnie – zarówno państwowe, czyli główna kuźnia kadry naukowej, jak i prywatne – od prawdopodobnie nawet dawien dawna, czyli np. od czasów PRL-u, są w jakiś sposób (a zapewne po prostu podatkowy) pod wpływem władzy politycznej. Pewne dosyć stare ślady zdają się na to wskazywać i potwierdzać, że uczelnie dosyć wcześnie były wciągane w prorządowość na tle podatkowym. Można też przytoczyć przykład matki Piotra Niżyńskiego, którą w r. 1995 (czy 1994) zwolniono z pracy na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie (ówcześnie Akademia Muzyczna im. F. Chopina) nagłą i zaskakującą decyzją, którą obwieszczono poprzez wręczenie dokumentu wypowiedzenia umowy. Nie wynikało to w żaden logiczny sposób z jakichś wcześniejszych sporów, zaś samą zainteresowaną zwykle uznawano za zdolną pianistkę-akompaniatorkę, czego dowodziły np. sukcesy odnoszone uprzednio na konkursach. Prasa, przy okazji tematów poruszanych w przeddzień zabójstw członków rodziny Niżyńskiego (takich, jak np. babcia – mama ww. osoby), zdawała się nawiązywać do tej sprawy potwierdzając jej polityczny charakter. Inne przykłady polityki na uczelniach to m. in. powszechność instalacji podprogowych, jako że nie ma chyba ani jednej, która nie została wyremontowana w taki sposób, że gra dźwięki, nadto zupełny brak zaskoczenia ze strony kadry naukowej co do takiego funkcjonowania tych instalacji, że zakłócają porządek wszechobecnymi szeptami, wreszcie: najprawdopodobniej podsłuchowa kryminalizacja personelu (związana z dodatkową pracą kadry naukowej przy monitoringu), co zresztą zalicza się do standardowych spraw związanych z "wszechstronną kryminalną obsługą budynków" u wszelkiego rodzaju skorumpowanych firm i instytucji. Nie dziwi więc, że książki prawnicze – traktowane jako jakieś "objawienie prawdziwego znaczenia prawa" dla reszty narodu – mogą i będą często pisać właśnie osoby w różny sposób uwikłane, czy to poprzez znajomości, czy własne lub uczelniane układy podatkowe, czy po prostu przez to, że są zatrudnieni w państwowej uczelni i nie chcą w związku z tym być antysystemowi. Na pewno zaś ci, co są ulegli względem systemu, mogą mieć łatwiejszą drogę w różnych firmach – wystarczy, że okaże się, że dane wydawnictwo nie płaciło podatku. Być może jest to nawet dosyć powszechna sprawa wśród tych wydawnictw, które zajmują się dziedziną prawa. Sąd Najwyższy powołał się w tym konkretnym orzeczeniu na książkę profesora o nazwisku Rogoziński (s. 6 postanowienia: "wniosek ... o umorzenie ... z uwagi na niepoczytalność sprawcy i zastosowanie środków zabezpieczających winien być kontrolowany pod kątem zgodności z art. 332 k.p.k., art. 333 § 1-3 k.p.k. i art. 334 § 1 k.p.k. ... [zob. P. Rogoziński (w:) S. Steinborn (red.), Kodeks postępowania karnego. Komentarz do art. 337 k.p.k., Lex/el. 2016, teza 3]"). A zatem np. dr Piotr Rogoziński, sędzia Sądu Rejonowego w Wejherowie i wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego, podnosi stosowalność art. 337 k.p.k. także do innych pism niż tylko akty oskarżenia w rozumieniu ustawy, przy czym skądinąd wiadomo, że "grupa watykańska" lubi pozostawiać poszlaki po tym, że dokonała jakiegoś przekrętu czy przestępstwa, zwłaszcza np. dobierając ludzi do złej sprawy po odpowiednio kojarzącym się nazwisku (patrz www.bandycituska.com/ponazwisku.html). Już to wskazuje na politycznie ustawioną sprawę odnośnej książki, ponieważ nazwisko to istotnie sprawia wrażenie wytypowanego wg kryterium nomen omen. Mianowicie, w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu, czyli obok dawnej siedziby króla, znajduje się kościół św. Krzyża, w którym można znaleźć tablice pamiątkowe z tym samym nazwiskiem. Dotyczą jakiegoś XIX-wiecznego Rogozińskiego, "tajnego radcy" (stopień w administracji kierowanej przez cara). Przy tym – z uwagi na charakterystyczne, nieporządne, złośliwe wręcz (bo sprzyjające zwłaszcza rządowi i jego staraniom, a szkodzące w ten czy inny sposób ludności) orzecznictwo – już od lat, mianowicie od r. 2016, "Telewizja", czyli szepczący "spikerzy" tortury dźwiękowej dręczącej Piotra Niżyńskiego non stop całodobowo we wszystkich miejscach już od początku 2013 r. (konsekwencja masowego remontowania nieruchomości i wstawiania tam specjalnych drągów żelbetowych), co jest charakterystycznym dodatkiem do procederu ciągłego podsłuchiwania, posługują się nazwą Kraków jako symbolem niereprezentatywnych teorii prawnych ("przeciwieństwo Warszawy"). To za sprawą decyzji orzeczniczych dotyczących możliwości oskarżania policjantów z prywatnego aktu oskarżenia (Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy i Sąd Okręgowy w Krakowie), doliczania VAT-u do komorniczej opłaty stosunkowej (Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy) czy prawa do lekceważenia dyrektyw znanych jako zasada bezpośredniości (Sąd Apelacyjny w Krakowie; nota bene jego prezesa aresztowano, wprawdzie, rzecz jasna, z innego powodu niż korzystny dla rządu wpływ na orzecznictwo... ot tak jedynie dla "zabawnego spektaklu" najwyraźniej to zorganizowano) – zresztą sprawa takich konotacji "sądownictwa krakowskiego" wygląda na szeroko zakrojony i od dawna szykowany plan (jako że krakowskie sądy mieszczą się przy ul. Przy Rondzie, a tymczasem w Warszawie przy rondzie ONZ zorganizowano odpowiednią numerację autobusów i tramwajów, wg tajnej symboliki, oraz zorganizowano m. in., w kooperacji najwyraźniej z Telewizją Polską, jak można wnioskować wg rachunku prawdopodobieństwa, odpowiednich właścicieli nieruchomości, którzy następnie wiele lat później zapewnili tam właśnie najem mieszkania dla Piotra Niżyńskiego – przykładową umowę najmu pokazuje blog ww. osoby za pomocą odnośnika obrazkowego – wszystko zaś z myślą o tym, że swego czasu w tę okolicę, jako bliskie centralnym punktom: Poczcie Głównej całodobowej i Sądowi Okręgowemu, ww. osoba się wprowadzi; widać tu zatem po prostu paralelę pomiędzy Krakowem a Warszawą, ewidentny zamiar nawiązania jednym do drugiego i zapewnienia skojarzeń między jednym a drugim, tj. między ideą sądów krakowskich a ideą stolicy jako tego miejsca, które jest siedzibą autentycznie reprezentatywnych instytucji). Krótko mówiąc, już od lat było wiadomo, a w każdym razie wszystko na to wskazuje (jest to prawdopodobne, że było wiadomo), że "Rogoziński tutaj będzie ważnym naukowcem dla rządu, kamieniem węgielnym zaprezentowanej (wrogiej Piotrowi Niżyńskiemu) nieprzekonującej i na siłę forsowanej teorii prawnej". "Przedmieścia" krakowskie już się najwyraźniej z góry szykowały, jak to pokazuje znajomość miasta. Co za tym idzie, trudno dostrzec w takiej treści książki Rogozińskiego jakikolwiek przypadek (podobnie też zapewne wylansowano analogiczne zdanie może i u innych autorów – nie przeczy to bronionym tutaj tezom o spisku politycznym co do osądzenia tej sprawy). Wygląda to po prostu na realizację zakulisowych niedemokratycznych dyrektyw politycznych. Nie wynikają one zaś w każdym razie, jak już tutaj pokazano, z zasad wykładni prawa uczonych na uczelniach ani tym bardziej z tych ogólnych zasad, które są poświadczone w dorobku polskiego orzecznictwa. Tymczasem zaś praktycznie całe uzasadnienie postanowienia Sądu Najwyższego opiera się na tezie z ww. książki o odpowiednim stosowaniu art. 337 do wniosków z art. 324 k.p.k. Gdyby ww. przepis nie był stosowany, a zamiast tego miał zastosowanie ogólny przepis: art. 120 k.p.k. przewidujący tzw. termin zawity, nie byłoby możliwe przejście nad brakiem do porządku dziennego na takiej zasadzie, jak to zaprezentowano w uzasadnieniu postanowienia. Problem prorządowej adwokaturyCiekawostką pokazującą stan adwokatury jest to, że adwokat z urzędu ustanowiony w sprawie (już po wniesieniu kasacji, kiedy to jej pierwotny autor wypowiedział pełnomocnictwo z powodu nieuiszczenia przez klienta dodatkowej umówionej opłaty) nie poparł zarzutu braku skargi uprawnionego oskarżyciela, mimo ewidentnie żenującego stanu dowodowego sprawy (brak jakiegokolwiek dowodu na kluczowy jej temat) i równie żenującego stanu poszanowania gwarancji procesowych, np. tych odnośnie prawa człowieka do sądu (prawo do przesłuchiwania świadków oskarżenia, a także równe traktowanie stron – tutaj ewidentnie brakujące w warunkach sytuacji "słowo przeciwko słowu", przy jednoczesnym złośliwym odmawianiu śledztwa w Policji co do sytuacji wewnętrznej związanej ze zgłoszonym fałszywym oskarżeniem przez policjanta). Ten stan rzeczy, czyli wrogość państwowo ustanowionego (przez Okręgową Radę Adwokacką) adwokata względem dobra klienta, jest zaświadczony na górze s. 5 postanowienia. Należy jednak brać pod uwagę, że opinia nowego adwokata nie miała znaczenia, gdyż zgodnie z art. 86 k.p.k. obrońca może przedsiębrać czynności procesowe jedynie na korzyść oskarżonego (odpowiednio też, wg art. 380 k.p.k., podejrzanego, którego prokurator ściga wnioskiem z art. 324 k.p.k.). (n/n, zmieniony: 6 paź 2021 19:22)
KOMENTARZE (0)Skomentuj Brak komentarzy do tego artykułu. Możesz napisać pierwszy. |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |