USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Podobne | ||||||||||||||||
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Sprawa Jolanty Brzeskiej dowodem na "ustawienie" kasacji ws. Niżyńskiego23 cze 2019 12:34 Wszystko wskazuje na to, że zamordowanie Jolanty Brzeskiej w 2011 r. było jeszcze jednym (spośród bardzo wielu) wyczynem tej samej mafii powiązanej, jak wynika z danych, najprawdopodobniej z papiestwem, telewizją publiczną i jej domniemanym centrum krycia z siedzibą na Jasnej oraz z mass mediami prywatnymi, a przy tym milcząco bronionej przez polityków i prokuraturę. Co więcej, morderstwo to było zorganizowane jako zapowiedź sposobu, w jaki Niżyński przegra ("z przyczyn formalnoprawnych") kasację ws. rzekomego spowodowania wypadku.Tych sensacyjnych informacji – pokazujących, że Sąd Najwyższy (w osobie przewodniczącego wydziału Waldemara Płóciennika) prawdopodobnie uzgodnił ze swymi kryminalnymi zleceniodawcami skrajnie niesprawiedliwą porażkę Niżyńskiego (a to w sprawie pozbawionej jakichkolwiek dowodów popełnienia czynu, którego mimo to Niżyńskiemu przypisały 4 kolejne organy państwowe jak jakaś grupa przestępcza): o której to haniebnej w istocie dla SN porażce informowaliśmy w odpowiednim artykule – dostarcza dokładna analiza treści przejawiających się w artykułach prasowych, sygnalizujących potencjalnie podtekst: zarówno w przeddzień ostatniego dobrze znanego co do daty zdarzenia związanego z Jolantą Brzeską, jak i w innych przededniach, a mianowicie tych związanych z zabijaniem rodziny Niżyńskiego w szpitalach/karetkach. Ponadto dodatkowych jeszcze informacji dostarczają znane treści popkulturowe z reklam piwa Żywiec, gdyż – jak głoszą (wśród wielu innych problemów) donosy Niżyńskiego o stalkingu z 2011 r. (patrz forum) – nieraz wykorzystywano nośniki reklamowe wielkich firm czy nagłośnionych przedsięwzięć biznesowych i kulturowych do propagowania, pod płaszczykiem czego innego, także treści związanych z aktualnymi sprawami z życia tego pokrzywdzonego. Brzeska, czyli kto?Gdy mówi się o sprawie Brzeskiej, wówczas na myśl przychodzą 2 różne rzeczy. Po pierwsze: znany z historii proces brzeski, czyli proces, jaki swym przeciwnikom politycznym (z Centrolewu) wytoczyła ekipa sanacji po przewrocie majowym. Proces ten po dziś dzień jest podważany jako niesprawiedliwy, raz po raz wraca temat skierowania wyroków do kasacji, mimo że skazani już nie żyją: po prostu w imię ich honoru. I regularnie Ministerstwo odpowiada: "nie ma podstaw do wznowienia sprawy procesu brzeskiego". Inaczej mówiąc, "jest zakończona i niech tak będzie; my tutaj kasacji nie wniesiemy". Po czym, po jakimś czasie, temat znowu powraca. Proces brzeski stał się dlatego swoistym synonimem bezlitosnego rozliczenia się z przeciwnikami politycznymi przy pomocy marionetkowych, przychylnych władzy sądów. Nakaz aresztowania podpisał minister, a akcję przeprowadzono na wyraźne żądanie Piłsudskiego. Aresztowanych bito, szykanowano i pozorowano ich egzekucje, nie pozwolono też na kontakt z rodzinami. Nie przetrwały jednak akta samego postępowania, dlatego też trudno orzec, czy rzeczywiście dochodziło do rażących naruszeń procedury karnej. Już choćby więc z tych względów temat procesu brzeskiego (symbolizującego ostateczne rozprawienie się z "opozycją") – i ministrów, np. Ziobry, głoszących, że nie ma podstaw, by się tym zajmować, a wyroki skierować do kasacji – budzi skojarzenia z sytuacją Piotra Niżyńskiego (prezesa xp.pl) jako osoby politycznie represjonowanej (ofiara podsłuchu kojarzonego z telewizją publiczną; możliwość kryminalnej współpracy przy tym podsłuchu, w ramach obsługi monitoringu bloku czy biurowca, jest oferowana w zakładach pracy, ponadto na ten temat trafia się też przy okazji obracania nieruchomościami). Do dziś jest on od wielu lat dręczony przekazem podprogowym oraz dźwiękami tortury szeptanej, wszechobecnymi z uwagi na powszechne pomontowanie-zabudowanie ukrytych smartfonów w nieruchomościach publicznych (państwowych, komercyjnych itp.) oraz takich, którymi się publicznie i bezpośrednio obraca. Ani na parę sekund nie udało się uciec od zglobalizowano dźwięku podsłuchowego radia, na który składa się straszliwe męcząca i blokująca samodzielne myślenie tortura szeptana. Opowiada o tym blog tej ofiary nagonki, www.bandycituska.com. Z kolei Jolanta Brzeska, kojarząca się z wspomnianym procesem brzeskim z lat 30-tych XX w., to pewna znana aktywistka lokalnego ruchu obrony praw lokatorów. Sprzeciwiała się ciągłym podwyżkom czynszu i eksmisjom (informacje na jej temat podaje Wikipedia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jolanta_Brzeska). Została następnie zamordowana, gdy 1 marca 2011 r. opuściła swe mieszkanie. Jakkolwiek nie ma bezpośrednich tego świadków, to kilka dni później zgłoszono znalezienie w lesie jej częściowo spalonego ciała (jak wykazała sekcja, było podpalone naftą). Do dziś nie rozliczono sprawców, choć minister Ziobro prezentował wobec publiczności pewne działania w tym temacie, w tym nawet działania przeciwko prokuratorom. Jak zaraz zobaczymy, odgórne pochodzenie tej zbrodni – w połączeniu z potrzebą jej skutecznego, tj. nie ryzykującego porażką i dekonspiracją, przeprowadzenia – uprawdopodabnia, że za morderstwo odpowiedzialny jest patrol Policji: radiowóz i 2 policjantów. Inicjały ww. osoby: JB pasują do mało znanej ofiary z wczesnej (XIX-wiecznej) fazy istnienia "grupy watykańskiej" – ofiary, którą łatwo przeoczyć i w ogóle nie wpaść na pomysł, że mogłaby taka być, a mianowicie Jakoba Burckhardta. Był poniekąd kolegą Nietzschego, z którym prowadził korespondencję (być może to za jego sprawą ten ostatni trafił do szpitala psychiatrycznego?... wiadomo, że doniósł któryś z tych korespondentów; byłby to w takim razie istotny potencjalny świadek spisku państwowo-kościelnego). Dokładniejsze uzasadnienie tezy, że został zamordowany (oparta jest ona na rachunku prawdopodobieństwa, czyli bardzo pewna i bardziej przekonująca niż np. pojedynczy świadek), można znaleźć na stronie www.bandycituska.com/ofiary.html, tu wystarczy wskazać, że w pierwszej encyklice Benedykta XVI, która zresztą (jak potem też w przypadku Franciszka) dziwnym trafem Nietzschego wzmiankowała i zawierała polemikę z jego słowami, przedstawiony przez papieża temat nadawał się też na aluzję do biografii Nietzschego i do sprawy zamordowania Burckhardta. Była to polemika z "zarzutem", że chrześcijaństwo podało Erosowi truciznę do wypicia (z kolei w pierwszej encyklice Franciszka polemika była już wprost i wyraźnie z nie tyle książkami, co z biografią i prywatnym listem Nietzschego, co dodatkowo potwierdza istotność tropu biograficznego). Zważywszy na to, że po polsku litery JB kojarzą się z wulgarnym wyrazem "jebanie" jako określeniem m. in. na seks, można powyższe uznać za czy to potwierdzenie, czy to co najmniej dostrzeżenie wysokiego prawdopodobieństwa, że doszło do takiego zabójstwa. Nawiązywanie do własnych kryminalnych dokonań z przeszłości to dosyć typowe zagranie w ramach historii różnych morderstw popełnianych w stylu ww. grupy wpływów i interesów politycznych. Specyfika "grupy watykańskiej"Co godne odnotowania, między datą urodzenia Brzeskiej (25.01.1947) a datą, gdy była ostatnio widziana, czyli dniem 1.03.2011, są równo 3344 tygodnie i 3 dni (3344,3), jak nam to wylicza serwis timeanddate.com. Powstająca z tego wyniku liczba, oparta tylko o cyfry 3 i 4 (i nigdy nie zmieniające się bez uprzedniego wystąpienia w parze), sprawia dosyć okrągłe wrażenie. Sprawia wrażenie dobranej. Otóż dobieranie ludzi po nazwisku, a także dat narodzin, śmierci (tutaj jakoś "dziwnym trafem" kluczowe wydarzenie kończące dotychczasowe życie i zaczynające agonię przypada na pierwszy dzień miesiąca...), dobieranie ludziom długości życia i tego rodzaju pozostawianie po sobie poszlak wskazujących na to, że doszło nie tylko do morderstwa, ale nawet do morderstwa odgórnie inspirowanego, jest typowe w grupie zakulisowych wpływów telewizji publicznej, a wcześniej też po prostu "grupy watykańskiej" (tj. związanej z ciemnymi i nieujawnianymi interesami papiestwa), której to wytworem jest właśnie słynna komórka podsłuchowa Telewizji Polskiej. Zresztą dziwnym trafem watykańska telewizja CTV (Centro Televisivo Vaticano) po przetłumaczeniu na polski nazywa się WOT (Watykański Ośrodek Telewizyjny), jak znany kanał uznawany właśnie za centrum podsłuchu w dawniejszych czasach, zaś na studio TVP przy ul. Jasnej w Warszawie umieszczony jest wielki napis, którego skrót to TAI (jak forma czasownika "taić": "tutaj się sprawy TAI") – Telewizyjna Agencja Informacyjna, nowy wytwór finezji ludzi TVP i potencjalnie Watykanu, budzący skojarzenia z wiele lat starszą Katolicką Agencją Informacyjną (http://www.ekai.pl) zarządzaną przez kościelną, nadzorowaną przez arcybiskupów, fundację (Fundacja na rzecz Wymiany Informacji Katolickiej). Wg obiegowych – m. in. rzucanych przez spikerów tortury dźwiękowej dręczącej Niżyńskiego – teorii (potwierdza ją spora liczba głosów, które raz się odezwały, aż 4), w odpowiednim kryminalnym studio telewizji poświęconym nielegalnym podsłuchom równolegle funkcjonuje zarówno podsłuch permanentny przeciwko Niżyńskiemu, nie odstępujący go na krok przez lata (niemal od urodzenia) i powiązany z ciągłym torturowaniem dźwiękiem, i zawsze z tą samą osobą, jak i zmieniający swą ofiarę drugi podsłuch, który zmierza do tego, by ludzi mordować. Jego ofiary się zmieniają. Są brane na podsłuch, by lepiej rozpoznać ich sytuację, po czym koniec końców umierają, na zasadzie śmierci powszechnie uzgodnionych. Świadkowie prawdopodobnie przez nawet dziesięciolecia nie mają szans na dostanie się do prasy ze swym przesłaniem. W każdym razie podawaliśmy już wielokrotnie, co charakteryzuje tego typu zbrodnie. Można o tym poczytać we wszystkich naszych kolejnych artykułach z działu Kryminalne, a listę zabójstw, kolekcjonowanych w jeden ciąg przez Piotra Niżyńskiego, można przeglądać jako podstronę jego bloga na www.bandycituska.com/ofiary.html (patrz też lista innego typu interwencji tej grupy: www.bandycituska.com/ponazwisku.html – bardzo charakterystyczne jest lansowanie ludzi wg kryterium trafnego nazwiska, sprawa ma 200-letnią tradycję, podobnie jak pewne triki numerologiczne ustawicznie powracające i co rusz stosowane). Zbrodnie te są domeną nie tylko polską; nie są niczym nowym, przeciwnie, pierwsze czyny tego typu sięgają XIX w.; zdawał się do nich nawiązywać słynny brytyjski serial o agencie z licencją na zabijanie (agent Bond, 007, przy czym siódemka to przecież symbol boskości; dziwnym trafem właśnie w Polsce również był podobny serial, choć dużo mniejszego kalibru: mianowicie "07 zgłoś się" o Policji...), a jeszcze wyraźniej: amerykański serial "Z archiwum X", którego obsada oraz personalia czołowych postaci jednoznacznie wskazują na jakiegoś słynnego faryzeusza jako sprawcę "wiecznie niewyjaśnionych" – bo krytych przez mass media – zbrodni. Mianowicie, skoro się zważy, że imię David jest jednym z najbardziej z Izraelem kojarzących się imion (jedno z najbardziej znanych imion pochodzenia żydowskiego), to słowa "David Duchovny" (aktor grający głównego bohatera o personaliach Fox Mulder) nabierają już bardzo specyficznego podtekstu: żydowski duchowny. Łatwo to więc skojarzyć z faryzeuszem. Zapewne zaś chodzi o kogoś ważnego, jeśli jest on aż gwiazdą całego cyklu stale pozostających niewyjaśnionymi zbrodni. Szeregowy ksiądz by tak nie mógł. Postać grana przez Duchovnego: Fox Mulder również ma trafne personalia, gdyż brzmią, po przetłumaczeniu na polski, jak "lisie morderstwo" (ang. fox = lis, murder = morderstwo). Morderstwo chytrymi metodami; nie poprzez brutalną siłę, lecz przez nadużycie zaufania – oto, jak się zdaje, podstawowa metoda (por. cytat z Machiavellego nagłośniony przez Mickiewicza jako motto Konrada Wallenroda: "Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walczenia; trzeba być lisem i lwem"). Finalnie, także postać filmowa o personaliach D(i)ana Scully, jako jeden z przykładów w ramach tego cyklu, jest bardzo specyficzna, gdyż kojarzy się z czaszką (ang. skull) niejakiej Diany, czyli zapewne po prostu księżnej Diany (do dziś nie do końca wyjaśniona sprawa, wyjaśnia ją dopiero to, co stwierdza się w naszym artykule o procesorach – w połączeniu z i tak już nagłośnionymi faktami o jej przypadku, tj., że, jak podał np. dziennikarz Mariusz Maks Kolonko, była ofiarą tzw. Echelonu i była śledzona przez radiolokacyjne – tj. namierzające ludzi – radary podsłuchowe). W tle więc jest tu też sprawa podsłuchów. Bardzo charakterystyczne jest przede wszystkim to, że prasa zawsze nic nie mówi o nadchodzącej zbrodni, choć sprawia wrażenie, że już z góry o niej wie. Dzień wcześniej, dzień przed przestępstwem (niekoniecznie zresztą zbrodnią: może to być też innego rodzaju atak), jej artykuły sprawiają wrażenie aluzji, czyli mniej lub bardziej subtelnych nawiązań do tematu, wystrzegających się jednak mówienia o nim wprost. Chodzi tylko o naprowadzenie na dane skojarzenia. Temat artykułu jest jedynie zbliżony, budzi skojarzenia z tym właściwym podtekstem, ale na ten właściwy temat jednak wprost nie wchodzi. Czyli: pozwala zabić, bo nie ostrzega. Takich artykułów napisano tysiące, a właściwie to zapewne dziesiątki tysięcy (w jednym numerze może ich być kilkanaście, zaś zbrodni tego typu pewnie już zdążyła być ponad setka); stało się to rutyną; zdają się w tym uczestniczyć – poprzez swych pracowników-dziennikarzy – wszelkie dzienniki ogólnopolskie, portale internetowe, a nawet media innego rodzaju. Jak to możliwe i że opiera się to o układ kryminalny, próbowaliśmy tłumaczyć w artykule "". Nie ma cudów: istotne odbieganie od statystyki, powtarzające się standardowo przed każdą tego typu zbrodnią (potencjalnie polityczną, np. dotyczącą kogoś ważnego), czyli nawet dosyć często, nie jest jako ogólne zjawisko dziełem przypadku. Poszlaki zapewne pozostawia się właśnie po to, by pomóc organom ścigania zidentyfikować sprawy polityczne bez potrzeby wydawania im krępujących, wstydliwych poleceń (co w dzisiejszych realiach musiałoby w dodatku następować na piśmie, wedle Prawa o prokuraturze). Ponadto na takich poszlakach może też oprzeć się każdy, np. jakiś mniej znany tygodnik sprzedawany w kioskach, by rozeznać, że dana sprawa jest kryta państwowo i jest w nią zamieszana ich kryminalna "grupa-matka", a zatem nie należy się na niej przesadnie skupiać, aby nie wypaść z łask rządu i by, co gorsza, widmo Kodeksu karnego skarbowego nie zaczęło zaglądać w oczy. Jak się zdaje tego rodzaju umiarkowana jawność, połączona też z uprzedzaniem mass mediów o planowanych zbrodniach, jest konieczna w przypadku przestępstw organizowanych odgórnie, politycznie i za zgodą Watykanu, bo inaczej mogliby znaleźć się świadkowie, a prasa, zgodnie ze swą misją, mogłaby podchwycić i nagłośnić ich temat. Jest wręcz w najwyższym stopniu prawdopodobne, zwłaszcza przy długim przecież łańcuchu przełożonych i podwładnych, sięgającym od państwowych stanowisk kierowniczych do konkretnych wykonawców, że typowo osoba, do której się pójdzie ze zleceniem zbrodni, nie tylko nie zechce go wykonać, ale nawet będzie się bronić przed takim szefem, będzie próbować donieść i robić z tego skandal; mogłaby też próbować jakoś utrwalić dowód na taki skandal, np. zrobić fotografie ekranu czy nagrać szefa na dyktafonie. W konsekwencji, aby uniknąć totalnej kompromitacji i potencjalnie bardzo długich wyroków więzienia, koordynowanie branży mass mediów jest standardową metodologią omawianej tutaj mafii. Na stronie www.bandycituska.com/ofiary.html, powtórzmy, Piotr Niżyński zbiera listę ofiar tego typu zbrodni, wskazując w zakresie lat 2008-2016 (docelowo 2019 i dalej, bo problem trwa) także przykłady z mass mediów Watykanu, czyli oficjalnej prasy Stolicy Apostolskiej, że tam też są te sprawy najwyraźniej autoryzowane. Za każdym razem udaje się znaleźć na to poszlaki, a nawet silne poszlaki. Kluczowa sprawa: SKOŃCZYŁA SPALONYMPoparzone i częściowo spalone ciało Brzeskiej budzi skojarzenia z ogólnym pojęciem "spalonego". W piłce nożnej, jak wiadomo, jest to sytuacja, gdy ktoś strzela gola przeciwnikowi nie pokonawszy najpierw jego obrońców. Tych, których wpierw powinien ograć, po drodze do bramki. Kopie piłkę tak, że ich przeskakuje. To jest zakazane. Sędzia piłkarski na to ma nie pozwolić. Tyle tylko, że życie to nie rozgrywki, a sprawy sądowe to nie wyzute ze znaczenia moralnego walki o to, by kogoś ograć i mu dokopać. Tymczasem gdy ktoś spojrzy na to, dlaczego oficjalnie Sąd Najwyższy uznał (niesłusznie, jak się zdaje) kasację Niżyńskiego za "niedopuszczalną z przyczyn formalnych" (co jest oczywiście na rękę papieżowi czy telewizji: pozwala zawsze jeszcze na kasację Ministra Sprawiedliwości lub nawet Rzecznika Praw Obywatelskich, jeśli by był łaskaw ją wnieść i rząd mu na to pozwolił, co obecnie wątpliwe: gdyż nie rozpoznano wcale żadnych merytorycznych zarzutów prawników Niżyńskiego co do orzeczenia Sądu Okręgowego w Warszawie, nie zaprzeczono im, nie powiedziano, że są niesłuszne, lecz jedynie z przyczyn formalnych nie pozwolono Niżyńskiemu na kasację wniesioną bez udziału tego typu politycznego podmiotu uprzywilejowanego; jest to zatem taki sposob załatwienia porażki, który pozostawia najwięcej wolnej ręki tym, którzy władają losem spraw sądowych Niżyńskiego, czyli podsłuchowym "bandytom telewizyjnym"), gdy więc ktoś spojrzy na nasz artykuł na temat losu tej kasacji oraz dziwaczności i błędności orzeczenia SN wydanego w jej następstwie, to przeczytawszy go ze zrozumieniem zaraz zauważy, że chodziło w nim też o swego rodzaju "spalonego". Sąd Najwyższy mianowicie zarzucił, że wniesiono kasację, choć nie było wcześniej żadnego wniosku o doręczenie uzasadnionego postanowienia. Doręczył je wprawdzie sam sąd z urzędu, co by, jak się wydawało, zwalniało z obowiązku złożenia wniosku na ten temat, bo i po co – tak też zapewne orzekłby każdy sędzia, któremu leży na sercu, by być po prostu fair, bo przepisy są dla ludzi, a nie odwrotnie, tak też pewnie orzekłby każdy uczciwy profesor – tym niemniej Sąd Najwyższy uznał, że tak czy inaczej musiał być wniosek o doręczenie. Jest orzeczenie, sąd sam z siebie zaraz ma jego uzasadnienie i zaraz na drugi dzień je wysyła do Piotra Niżyńskiego, a i tak niezależnie od tego jeszccze, jakoby, powinien być wniosek o doręczenie. Strzelać do bramki bez tego to strzelać spalonego, zdaniem Sądu Najwyższego. Budzi to też skojarzenia z podobnym nieco pojęciem "falstart" (przedwczesne rozpoczęcie gry). Jak się okazuje, owo podobieństwo sprawy spalonej pani Brzeskiej i sprawy dziwacznie obsłużonej kasacji Niżyńskiego nie jest niczym przypadkowym (przy czym na tym tle trzeba aż wytknąć specyficzną rolę, jakiej wobec sądownictwa i Sądu Najwyższego zaczyna nabierać niejaki pan Dariusz Świecki, profesor i sędzia SN, który raz po raz lansuje dosyć dziwne i, wydawałoby się, jak dotąd niereprezentatywne czy na nietrafne wyglądające nowe teorie prawne...). To, że sprawę kasacji z 2019 r. zaplanowano już w roku 2011, potwierdzają artykuły prasowe z przedednia zaginięcia Brzeskiej. Na marginesie można tu dodać, że podrzucona Niżyńskiemu przez serwis ogłoszeniowy Gumtree fikcyjna niemal kancelaria prawna "Lega Artis" (o dziwnej i niegramatycznej nazwie, jako że właściwa forma to "Lege artis" i pierwsze ze słów nie powinno się kończyć literą -a, kojarzącą się raczej z brakiem czegoś...), która do ostatniej niemalże chwili, czyli prawie do upływu terminu, ukrywała nazwisko adwokata, który podpisze kasację ("bo my współpracujemy z wieloma; nie wiadomo, kto to będzie w chwili, gdy już wszystko będzie gotowe, to jest tylko jeden moment podpisanie kasacji i ponieważ w naszym biurze są różne osoby i są różnie obciążone pracą, to w tej chwili tego jeszcze nie wiemy"), po czym okazał się nim adwokat o dziwnym nazwisku Ginko (jak wulgaryzm Giń k...o!) z miejscowości Zielona Góra (zieleń kojarzy się nieco z prawem do czegoś, a więc i legalnością, góra zaś – z wyższymi sferami, z politykami, stąd też Zielona Góra brzmi ironicznie jak "praworządni politycy"), była aż przedmiotem zawiadomienia do prokuratury, gdyż adwokat okazał się nieuprawniony do tego, by wnosić kasacje, gdyż przestał prowadzić kancelarię. Przeszedł na emeryturę. Informowaliśmy o tym w artykule "Prokuratura bez podstawy prawnej odmawia Niżyńskiemu statusu pokrzywdzonego przez kancelarię prawną"; prokuratura, rzecz jasna, nic w tej sprawie nie zrobiła, z absurdalnych przyczyn odmówiła wszczęcia dochodzenia (tj. odesłała tylko pisemko i na tym się wszystko skończyło, bez żadnych przesłuchań), potwierdzając tylko tym samym, że sprawa jest polityczna (podobnie jak liczne zabójstwa: też się ich nie ściga, jak pokazuje forum bloga Piotra Niżyńskiego: http://forum.bandycituska.com/viewforum.php?f=12). Otóż tymczasem data posiedzenia, jakie zorganizowanio Niżyńskiemu – w sprawie tego rzekomego spowodowania przezeń karalnego wypadku – w II instancji, czyli w Sądzie Okręgowym, to data 9.01.2019 r. równo o 1 rok, co do dnia, późniejsza od daty ostatecznego wykreślenia adw. Ginko z ewidencji działalności gospodarczej. Informację o tym adwokacie można znaleźć na www.ceidg.gov.pl po zakreśleniu opcji, by szukać też wykreślonych, zaś informację o dacie posiedzenia Sądu Okręgowego w Warszawie – w naszym artykule o orzeczeniu kasacyjnym Sądu Najwyższego ws. Niżyńskiego. Tu 9.01.2019 r., tam, w ewidencji, 9.01.2018 r., a tymczasem przecież adw. Ginko stał się adwokatem Niżyńskiego dopiero w późniejszej części stycznia 2019 r. I to też tylko za pośrednictwem kancelarii Lega Artis, zapewne przez urząd skarbowy mu podrzuconej. Tak to działa administracja rządowa, administracja skarbowa, chciałoby się skomentować. Musi wypaść na tego, musi sobie znaleźć akurat tego, bo nie ma już uprawnień do obrony (stosownie do art. 82 k.p.k. w zw. z art. 4a Prawa o adwokaturze) i będzie z tego problem: kasacji nie przyjmą do rozpoznania w Sądzie Okręgowym, po czym Sąd Najwyższy dorzuci swoje 3 grosze, że jest jeszcze gorzej dla Niżyńskiego niż stwierdził SO. Taką to myśl widać wyraźnie w tych zakulisowych zabiegach, przejawiających się w specyficznie dobranej dacie posiedzenia i jednocześnie, dziwnym trafem, w równie trafnym nazwisku adwokata. Widać po prostu spisek sięgający samego sądu. Mnóstwo tego typu zakulisowych machinacji, co do numerów teczek itp., prezentuje zresztą strona www.bandycituska.com będąca blogiem Niżyńskiego, a mianowicie we wpisie z maja 2017 r. o sądach. Prasa w przeddzień śmierci Brzeskiej najprawdopodobniej wiedziała, co się święci. Również w sprawie Sądu NajwyższegoPozostaje jeszcze, dla zupełności tego cząstkowego wywodu (a zaraz przyjdą jeszcze kolejne dowody na to, że orzeczenie Sądu Najwyższego ustawiono wedle z góry powziętego planu), przyjrzeć się temu, co wiedziała prasa w przeddzień ostatniej daty, w której jeszcze widziano Brzeską żywą, tj. w przeddzień 1 marca 2011 r., a więc dnia 28.02.2011 r. Może przecież dnia 1.03.2011 r. już nie żyła; jest to nawet najprawdopodobniejsza hipoteza, bo kto i po co zapewniłby jej inaczej nocleg? Skoro chodzi koniec końców o zabójstwo, na tym zależało bandytom, wedle jakiegoś najwyraźniej zlecenia, to wygodniej było przecież od razu zabić. Tak więc też zapewne uczyniono i kobieta zmarła najpewniej już 1.03.2011 r. Spójrzmy zatem na artykuły z dnia 28.02.2011 r., najpierw w archiwum.gazeta.pl (jest to strona z archiwalnymi artykułami Gazety Wyborczej i jej wszystkich wkładek i dodatków regionalnych). Już czwarty artykuł chronologicznie przecież uporządkowanego archiwum.gazeta.pl dziwnym trafem był, odmiennie niż jego sąsiednie artykuły, o sporcie, a nawet o piłce nożnej, i miał tytuł Zagraniczna rewolucja na ścianie wschodniej oraz pierwsze zdanie "Prezesi zaczęli sprowadzać z zagranicy okazy dotąd u nas niewidywane - piłkarzy, którzy gdzieś już strzelali gole". Trafia to dobrze w temat prezesa xp.pl Piotra Niżyńskiego, który po przegranym zażaleniu do Sądu Najwyższego na odmowę przyjęcia kasacji do rozpoznania wniósł wkrótce, korzystając z jego legalnego nowego prawnika, od nowa napisaną kasację wraz z wnioskiem o przywrócenie terminu (czyli: darowanie przekroczenia tzw. terminu zawitego) oraz wnioskiem o przywrócenie terminu do złożenia wspomnianego wniosku o doręczenie uzasadnionego orzeczenia, a także sam ów wniosek o doręczenie. Można tu na marginesie zauważyć, że nieprzypadkowo używa się w stosunku do takich na sztywno ustalonych w ustawie terminów prawa procesowego, jak np. termin do wniesienia kasacji czy termin do złożenia wspomnianego wniosku o doręczenie, pojęcia "zawity". Etymologicznie rzecz biorąc pochodzi ono od słowa "wici" i nawiązuje do czasów Rzeczpospolitej Szlacheckiej (tj. I Rzeczpospolitej Polskiej), w której wici były to rodzaje sznurków rozsyłanych do rycerzy w celu zwołania ich na pospolite ruszenie. A zatem wici były to zwyczajowe zawiadomienia; stąd też później utarło się sformułowanie "termin zawity" – jest to, tradycyjnie rzecz biorąc, termin, o którym zawiadomiono, dając tym samym stronie możliwość podjęcia decyzji, czy korzysta z danego środka prawnego, czy nie. Tymczasem w przypadku sprawy Niżyńskiego, jak wspominaliśmy w artykule "Kolejny skandal w SN. 2 błędy prawne ws. Niżyńskiego", w aktach nie ma śladu po pouczeniu go o terminach i o samej możliwości wniesienia kasacji, a także o sposobie jej wnoszenia. Tymczasem zaś obowiązek taki jest wyraźnie ustanowiony w prawie karnym artykułem 16 k.p.k. (można tu kliknąć, by go przeczytać). Bez tego samo pojęcie "terminu zawitego" (co obecnie oznacza tyle, co termin procesowy, którego nie można przekroczyć, bo po jego upływie próby podjęcia danej czynności są już nieskuteczne) traci swój właściwy sens. Zgodnie z art. 16 k.p.k. przekroczenie go będzie w takim przypadku bez znaczenia, bo nie wolno wyciągać względem strony negatywnych konsekwencji, jeśli nie była ona pouczona o tym, co się robi, by skorzystać ze swych praw, i jeśli (jak można zakładać zgodnie z zasadą in dubio pro reo) to wskutek tego zaszkodziła sobie. Toteż wnioski wydają się rokować jak najlepiej, a stara kasacja nie ma znaczenia, bo została wniesiona przez osobę, która z perspektywy prawa nie była żadnym obrońcą Piotra Niżyńskiego. Przychylił się do tego nawet Sąd Okręgowy, bo choć nie zgadza się na darowanie przekroczenia terminu, a według art. 126 k.p.k. powinien, to przynajmniej nie uznał kasacji za niedopuszczalną "drugą". Tym niemniej już można zgadnąć, w jakim kierunku pójdzie orzeczenie Sądu Najwyższego. Zapowiadały to przecież złośliwe reklamy, zapewne obmyślone przez dobrze zorientowanych w sprawach przyszłości ludzi: "MASZ TYLKO JEDNO Ż" (a tymczasem nieraz, jak się okazuje po lekturze jego długiego pozostawionego bez żadnego śledztwa zawiadomienia z 2011 r., sprawy dotyczące Niżyńskiego trafiały na aluzyjnie brzmiące plakaty reklamowe)... Owo, będące rzekomo truizmem, "jedno jedyne życie" (zakaz wnoszenia nowej kasacji, bo ktoś nieuprawniony już to za nas zrobił) jest to, jak zaprezentujemy, zdecydowanie i niewątpliwie błąd prawny, co aż dwoma sposobami dowodzenia i argumentowania prawnego można wykazać, poczas gdy za poglądem przeciwnym nic właściwie w prawie nie przemawia, tym niemniej tak też zapewne powie SN. Zgodnie też poniekąd z jego znaną rolą jako tego, który zawsze powtarza "truizmy powszechnie akceptowane jako oczywiste, dobrze znane cytaty z prawa" i tym samym zapewnia ludziom bezpieczeństwo i pewność istnienia solidnych podstaw obrotu prawnego, w czasie, gdy na dole jakieś sądy raz po raz prezentują dziwaczne spory między sobą i próbowały lansować niereprezentatywne i niemądre teorie prawne (np. o doliczaniu VAT-u do komorniczej opłaty stosunkowej liczonej jako 5% lub 15% od egzekwowanej sumy i obciążaniu tak powiększoną kwotą dłużnika, choć ustawa wcale tego nie przewiduje). Jest to, jak się zdaje, po prostu kolejny epizod gry na specyficzny PR, oprócz tego, że metoda pogrążenia wroga politycznego i medialnego w osobie Niżyńskiego. Tuż za ww. artykułem był kolejny, którego tytuł był pisany wielkimi literami (typowe zaś jest to, że takie artykuły Gazety częściej niż inne dają się odebrać jako aluzyjne): "ZAPOWIEDZI". Pierwsze jego słowo – zgodnie z istotą aluzji, nie można bowiem wyjawić niemalże wprost prawdy, natomiast można na nią naprowadzić przez skojarzenie z czymś przeciwnym – brzmi "Zimowy". Ostatnie zaś słowa 2-linijkowego początku artykułu, który wyświetla się w bezpłatnym archiwum, to, żeby nie było wątpliwości, "Zimny ogień". A zatem jak gdyby z góry wiadomo, co tu się szykuje – podpalenie ciała człowieka. Jeden z kolejnych artykułów na tej samej jeszcze 1-ej stronie archiwum miał tytuł "100 lat, 100 lat!" i zaczynał się słowami o "Zielonogórzance" (powtórzmy, jest to miasto adwokata Jana Ginko, którego szykowano dla Piotra Niżyńskiego jako adwokata nieuprawnionego do wnoszenia kasacji...) o personaliach "J-a ...ska" (pasuje to do Jolanta Brzeska, tylko oczywiście w miejscu kreski czy kropek były jakieś inne litery). Jako autora artykułu podano same tylko inicjały PN (jak Piotr Niżyński), czyli w archiwum wyświetla się w linijce poniżej tytułu "Zielona Góra PN 28-02-2011". Tuż za tym artykułem był kolejny o znamiennym tytule, kojarzącym się też z religią: Szukajcie, a znajdziecie. (...). Dalsza część tytułu jest o rozgrywkach, zaś w pierwszych linijkach treści jest o... "nietraceniu kontaktu ze ścisłą czołówką pierwszej ligi". Porównajmy to z sytuacją Piotra Niżyńskiego, któremu zażalenie do Sądu Najwyższego na odmowę przyjęcia kasacji do rozpoznania rozpatrzył... Przewodniczący (szef) właściwego tutaj II Wydziału Karnego Sądu Najwyższego. Tymczasem zaś zgodnie z zasadami (regulaminem SN) powinien to być sędzia z losowania, bodajże wśród tych najmniej obciążonych przeprowadzanego. Tak, by nie było nadużyć. To przecież nie prezes dobiera, jakiego charakteru człowiek będzie rozpatrywał czyjąś sprawę; to by było niewłaściwe, to by była manipulacja sprawami. Kierownik zaś by się przecież najprawdopodobniej nie wylosował przypadkowo. W dodatku w sekretariatach sądowych nieraz przydzielenie sprawy do konkretnego sędziego odbywa się na zasadzie polecającego to zrobić dokumentu (zarządzenia) właśnie od samego przewodniczącego wydziału. Również kolejny artykuł z rzędu, tuż po tym, miał znamienny tytuł "Lidera ugryźć się nie dało". "Ugryźć", mówiąc przenośnie, to się mianowicie nie udało kasacji składanej za pieniądze Niżyńskiego, może kiedyś jeszcze lidera i wroga politycznego kryminalizacji w SN. Tak czy inaczej znowu jest tutaj jak gdyby kwestia tej kasacji w tytule, bo znowu coś o kierowniku, co pasuje do wspomnianego wcześniej przewodniczącego wydziału (będącego tu, przenośnie rzecz biorąc, "ścisłą czołówką pierwszej ligi"). Dwie pozycje dalej, za ostatnim ww. artykułem, zgodnie teraz z mającą rzędu 200 lat tradycją zakulisowych watykańskich transformacji dat (a także godzin czy pozycji w pewnej sekwencji) na zasadzie dodawania dwójki, kończył tę pierwszą stronę archiwum jakże trafny tutaj artykuł pod tytułem pisanym wielkimi literami... Jaki to tytuł? "PLUSY FALSTARTU URSZULI PAŃKI". O jakiejś nikomu praktycznie nieznanej kobiecie, wymienianej wszakże z imienia i nazwiska. Autorka artykułu ma na imię, wg archiwum, Jolanta (tak samo, jak umierająca następnego dnia Brzeska). Nieco dalej, bo na drugiej stronie archiwum, był artykuł pt "W SKRÓCIE" objaśniający poniekąd w skrócie, co ma nadejść: "Staranował latarnie przy Krańcowej i uciekał" (o wypadku auta Niżyńskiego z 18.12.2012 r.?... cóż za jasnowidzenie... to nie jedyny przypadek takiego jasnowidzenia: w artykule o elektronice wspominaliśmy, przy okazji samochodów, jak to w przeddzień śmierci znanego polityka Bronisława Geremka prasa katolicka ogłosiła śmierć księdza Bronisława G.). Jeśli zajrzeć w akta sprawy wypadku, a pokazuje je strona http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=12&t=7406 (patrz notatka policyjna na początku akt: widać ją na wideo), to trafny jest też artykuł WYPADKI, gdyż głosi już w swych pierwszych słowach "Nietrzeźwy najechał pieszego". Tymczasem początkowo Niżyńskiemu Policja zarzucała, że prowadził pod wpływem narkotyków, bo tak policjant odczytał wskazania narkotestera. Natomiast przeprowadzone w następstwie tego badania krwi nic konkretnego nie wykazały. Oczywiście teoria o najechaniu pieszego też jest na wyrost, lepiej to opisuje poprzedni z wspomnianych tu artykułów, choć też jest bardzo nieprzychylny. Z powodu odłączenia hamulca, a to najwyraźniej wskutek rozkazu falowego przeznaczonego dla tego konkretnego samochodu, samochodu nie udało się zatrzymać przed przejściem dla pieszych, a jednocześnie na ulicę pchała się rzekoma pokrzywdzona o z góry znanych personaliach. Samochód wobec tego wjechał w uliczny słupek, ten zaś wywracając się pociągnął za sobą i wywrócił kosz na śmieci lub nawet wywrócił się on sam pod wpływem zjeżdżającego poza przestrzeń jezdni samochodu. Następnie ten kosz na śmieci przeturlał się po małym kawałku chodnika, w tym m. in. po stopie tej pokrzywdzonej. Jego ciężar przypadający na tę stopę wynosił wtedy zapewne nie więcej niż rzędu 40 kG. Kilka pozycji dalej był artykuł "Stracona szansa. Finał nie dla nas". Jakże trafne to w odniesieniu do sprawy Niżyńskiego. Strona 3 archiwum Gazeta.pl zaczyna się od artykułu pod tytułem... "Porzucony gad przy drodze krajowej nr 3". To jak o spalonym częściowo ciele Jolanty Brzeskiej porzuconym w lesie. Las i droga to poniekąd bardzo podobne miejsca: jedno i drugie jest nieprzystosowane do tego, by mieszkali tam ludzie, w takich miejscach mało kto chodzi i jest się tam tylko chwilowo i przejazdem. Może to pewna sugestia co do "odkrywcy" ciała: był kimś zamieszanym. Na s. 4 ponownie jest, na drugim miejscu, ten sam artykuł "Zagraniczna rewolucja na ścianie wschodniej" o prezesie sprowadzającym (z zagranicy) kogoś, kto kiedyś już strzelał gole. Może to też nawiązanie do sprawy adw. Ginko, bo jest on już, jako emeryt, kimś spoza adwokatury czynnej zawodowo. Na tejże samej stronie jest też artykuł "Żmijan: Nie było kolesiostwa" (cóż za eufemizm! w odniesieniu do sprawy przecież kryminalnej...) zaczynający się mylącymi i eufemistycznymi słowami "Szef Platformy Obywatelskiej w regionie dostał wyjaśnienia...". W istocie bowiem w uzgodnieniach z Sądem Najwyższym chodziło najwyraźniej o opracowanie metody, dzięki której Piotr Niżyński przegra. 2 pozycje dalej był artykuł "Solidny region" z treścią "10 przedsiębiorstw z województwa otrzymało certyfikaty programu 'Solidna Firma'. Są one potwierdzeniem wiarygodności firmy". Ponownie, pasuje to też do sprawy SN. Omawiana tu s. 4 archiwum kończy się zaś artykułem "Odprawili Nysę z kwitkiem" ("nyski", "Niżyński" – bardzo podobne słowa... podobnie jak "Niza" i "Nysa"). A przecież nawet jeszcze nie wszczęto tej sprawy kryminalnej, o którą tu będzie chodzić – pozostało do niej przecież jeszcze ponad półtora roku. Zaplanowano dla niej bowiem dzień rocznicy uchwalenia ustawy o pracownikach sądów i prokuratur (18 grudnia, rok: 2012). W środku s. 5 archiwum, kojarzącej się z 5-tym przykazaniem, był natomiast artykuł "Odpowie za spalenie żywcem psów". Cóż to, czyżby Brzeską zamordowało, a potem spaliło, 2 policjantów?! "Pies" to oczywiście przecież slangowe określenie na policjanta. Bezpośrednio za tym artykułem jest kolejny, którego pierwsze słowo to "PiS". Pyta w tytule: "Czy zmienimy koncepcję?". To chyba o wyborach. Można tu dodać, że w sprawie o wypadek Niżyńskiego pomówił właściwie tylko sam 1 policjant. Reszta to pomówienia w oficjalnych dokumentach organów ochrony prawnej, takich, jak postanowienie o przedstawieniu zarzutów, wniosek do sądu czy postanowienie o zastosowaniu środka zabezpieczającego (kończące postępowanie). Wszystkie one pomawiają Piotra Niżyńskiego, stwierdzając, że doprowadził do złamania obu nóg dziewczyny, choć w aktach nie ma żadnego, ani jednego na to dowodu, natomiast materiałem źródłowym sprawy, z którego wywodzono, że to Piotr Niżyński kierował pojazdem oraz że ("prawdopodobnie") doszło do jakiegoś urazu jednej z nóg, były wyrażone w notatce i w zeznaniu przekonania autorstwa pojedynczego policjanta. On sam już sobie wszystko sprawdził, mniejsza z tym, jak, tego się nie ujawnia, natomiast ważny jest ostateczny wynik, a sąd jest tylko od tego, by po policjancie powtarzać. To oczywiście karykatura postępowania karnego (przekreślenie fundamentalnej jego zasady: tzw. zasady bezpośredniości – i ogólniej tzw. zasady samodzielności sądu, wyrażonej w pierwszej części zdania w art. 8 k.p.k.), tym niemniej tutaj istotna jest, znowu, ta złowieszcza rola policjanta. Policjanci też nieraz pomawiali Piotra Niżyńskiego o nieistniejące przestępstwa, czasem nawet kierując to na drogę postępowania karnego, co koniec końców nie prowadziło do żadnych sukcesów w sądzie, przykładu na taką wyraźnie budzącą wątpliwości akcję Policji (już nawet bez analizowania prasy z przedednia czy kazań niedzielnych, czy innych jeszcze okoliczności czynu wskazujących na spisek, czy także jeszcze danych z bloga Niżyńskiego www.bandycituska.com na temat jego osoby, podanych w pierwszym wpisie po jego rozwinięciu, bo biorąc to wszystko razem dostaje się już zupełnie kompromitujący tę sprawę karną obraz) dostarcza np. ten oto wątek na forum: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=7&t=7381. Ponadto, jak się okazuje, Policja co rusz jeździ za Piotrem Niżyńskim nawet oficjalnymi radiowozami, chyba tylko po to, by się wyżywać na tej osobie w ramach stalkingu. A zatem pełna kompromitacja wielu funkcjonariuszy to już nie tylko fakt groźny dla Niżyńskiego. Może być też groźny dla innych, Bogu ducha winnych osób. Tuż za wspomnianym artykułem jak gdyby do wyborów nawiązującym ("Czy zmienimy koncepcję?") był artykuł "Siarka wciąż przegrywa". Na s. 6 archiwum kolejny bardzo znamienny, oryginalny i złośliwy tytuł artykułu: "Sąd jest bezduszny". Złośliwość tkwi tu oczywiście w tym, że tworzy się wizerunek SN jak jakiejś instytucji realizującej paradygmat dura lex sed lex, gdy tymczasem z autentycznym prawem orzeczenie wydane w sprawie Niżyńskiego miało niewiele wspólnego, dużo więcej ze spiskiem. Kojarzy się też to z traktowaniem sądowych spraw karnych jak piłki nożnej, czyli czysto formułkowo i obojętnie na wyższą prawdę, jakiej ujawnieniu i utwierdzeniu proces ma pomagać. Na s. 7 archiwum był artykuł nawiązujący przez swój tytuł do dziedziny, którą zajmowała się zabita Jolanta Brzeska, tj. ochrony lokatorów, no i znowu podkreślający rolę Policji jako jakiegoś ośrodka śmierci: "Bezdomny zmarł w komisariacie". Do sprawy złych funkcjonariuszy nawiązano też na s. 10: jest tam artykuł "Policyjny skandal". Kilka pozycji dalej był artykuł o spalaniu ciała ludzkiego, znamiennie też miał pisany wielkimi literami tytuł: "KREMACJA ZWŁOK NAJTAŃSZA" (parę miejsc dalej zaś o jakiejś drużynie sportowej, która jest "bez szans"). Na s. 13 archiwum były artykuły: (1) o Grobelnym – nazwisko budzi skojarzenia z jakimś "grobem", (2) o paleniu, (3) tuż za nim: o ul. Dymka ("a potem bezpieczniej dla pieszych", dodaje tytuł artykułu). Równo 2 pozycje dalej, zgodnie ze standardową metodą transformacji pozycji w pewnej sekwencji, był zaś artykuł "KRONIKA POLICYJNA". Na s. 17 był znowuż jakiś aluzyjnie brzmiący, bo trafiający w temat braku pouczenia strony o sposobie wnoszenia środka zaskarżenia i o terminie zawitym, artykuł zaczynający się słowami "Nie znamy się na interpretacji przepisów, w ogóle nie znamy prawa. Zbyt późno dostarczamy potrzebne dokumenty". Następnym zaś był, dziwnym trafem, jakiś o "liderze", sądząc po tytule. Na s. 18 jak gdyby dwa artykuły pod rząd, jeden jak gdyby o Kościele, a drugi – o prawie: najpierw "Kultura do piachu", po czym "Byli lepsi, ale przegrali". Do nadchodzącej "śmierci w nowym stylu" zdaje się nawiązywać zgon poetki i dziennikarki o znamiennym nazwisku Marina Trumić-Kisić (artykuł "MARINA TRUMIĆ", s. 20). Trumna i kiszenie się w niej to już przeżytek?... Rząd ma może inne rozwiązania... Z kolei na s. 21 archiwum był artykuł "SEKS I NIEWIEDZA", który początkiem swej treści zdawał się nawiązywać ściśle do kluczowych tematów sprawy zażalenia Niżyńskiego, którą rozpatrywał Sąd Najwyższy. Chodzi tu mianowicie o to, że brak pouczenia wyklucza odpowiedzialność za błędy formalne przy stosowaniu prawa procesowego, w tym zwłaszcza co do przekroczenia terminu zawitego. Może to jakieś "kontrowersyjne" twierdzenie?... Artykuł zaczyna się mianowicie (pełnymi wazeliniarstwa względem niereprezentatywnej teorii zaprezentowanej w Sądzie Najwyższym) słowami nawiązującymi do istoty rzekomego "sporu prawnego": "(...) Wedle Artura Sporniaka przekaz wiedzy o (...) nie musi kłócić się z (...) nauką o odpowiedzialn...". Kilka miejsc dalej artykuł z Kaczyńskim w roli głównej, jak gdyby o szykowaniu haka na kogoś, czyli kompromitujących go tajemnic: "Kto i czego szuka na Kaczyńskiego" (początek: "- Przygotowania do działań w postaci szukania czegoś na kogoś, m. in. na mnie, trwają - mówił w sobotę Jarosław Kaczyński"). Z kolei na s. 23 archiwum można znaleźć artykuł pod "pół-jasnowidzącym" tytułem ZAPOWIEDZI NA DZIŚ I JUTRO informujący o nadchodzącym spotkaniu pod hasłem "Pieskie poniedziałki". Znowu więc jak gdyby Policja w tle – oraz początek pewnej wielodniowej jednostki czasu (tu: tygodnia, natomiast w przypadku Brzeskiej charakterystyczny jest ten początek nowego miesiąca jako data końca życia). Odnośnie wspomnianych planów co do odrzucenia przez SN próby wniesienia nowej kasacji przez nowego adwokata Niżyńskiego, jako pierwszej legalnie od niego pochodzącej, i wspomnianych zapowiedzi w postaci reklamy Żywca ("MASZ TYLKO JEDNO Ż") można tu jeszcze wskazać, że temat ten przejawia się w artykule na s. 24 archiwum: Ciasno na Żywieckiej. "Ciasno" sugeruje może, co nawet się zgadza, że jest nawet pewne gotowe orzecznictwo. Istnieje zresztą takie przychylne dla Niżyńskiego (że podstawą współpracy prawnika-reprezentanta w sądzie z jego klientem jest m. in. stosunek prawny przedstawicielstwa – w tym przypadku nieistniejący, bo prawo na takiego obrońcę nie pozwala – będący podstawą prawną działania w czyimś imieniu: patrz uchwała SN o sygn. III CZP 102/14, s. 3, przy czym np. art. 88 k.p.k. odsyła do postępowań cywilnych w sprawie zasad dotyczących pełnomocników w procesie karnym, nie ma powodu, by było tu jakoś fundamentalnie inaczej; jak wiadomo, każdy uprawniony, a w tym przypadku uprawnionymi są wedle ustawy strony, czyli np. sam oskarżony, ma prawo wnieść kasację tylko raz, choć w praktyce musi to oczywiście i tak zrobić jakiś prawnik – podsumowując więc: niepouczona o terminach, zasadach itd. strona oskarżona, w której imieniu ktoś jak się okazuje nieuprawniony wniósł kasację, powinna niewątpliwie mieć prawo do kolejnego podejścia, ponieważ ona sama kasacji jak dotąd nie wniosła). Do nadchodzącej śmierci Brzeskiej zdawał się tamże nawiązywać artykuł "Czad zabił ludzi" (bo jest to jedna z przyczyn jej śmierci wykazanych na sekcji, może ta główna), zaś s. 27 archiwum zaczyna się artykułem "Płonące banany". Również artykuły Faktu z przedednia śmierci Brzeskiej były... znamienne (patrz www.fakt.pl/archiwum/2011-02-28). Drugi od góry już tak jakoś z góry, jeszcze przed faktem, nawiązywał do wypadku, jakiego półtora roku później doznał samochód Niżyńskiego. Człowiek przygnieciony przez przydrożny element. Tytuł artykułu? "Szok! Przygniótł go słup i przeżył!". Jego pierwsze słowo to, znowu jakże trafnie, Piotr. Tuż pod nim jest artykuł o słynnym polskim czołowym polityku, Wałęsie. Nieco niżej po prawej stronie – artykuł "Zatłukł i spalił dwa psy!". Wywracanie kota ogonem (kat mylący się z ofiarą)?... To już drugi czołowy polski dziennik, który wyeksponował wtedy ten temat. Jeśli chodzi o Radio Watykańskie, to w jego codziennym biuletynie do sprawy ochrony praw lokatorów, kojarzonej z Jolantą Brzeską, oraz do sporego wstydu i potrzeby krycia się (Panama jako światowy ośrodek anonimowości i spółek o anonimowym akcjonariacie, podobnie też fundacji) wyraźnie nawiązywał w przeddzień morderstwa temat artykułu "Panamscy biskupi apelują o dialog rządu z tubylcami". Zauważmy, że wstydu aż takiego nie ma w przypadku artykułów zapowiadających śmierć w szpitalu, bo wówczas można spekulować, że doszło tylko do samobójstwa, eutanazji albo po prostu wyciekły informacje o złym stanie zdrowia. Głoszenie takich teorii jest to oczywiście wierutna bzdura, a metody grupy przestępczej pozostają niezmienne od ok. 130-200 lat, tak samo np. kryje się tematy w prasie czy celowo pozostawia ślady po sobie w postaci wydarzeń budzących skojarzenia z tym, co dzieje się zakulisowo (poza tym przy zabójstwach szpitalnych bardzo często też daty lub długości życia są dobrane, co nie pozwala przyjąć hipotezy śmierci naturalnej), tym niemniej niektórzy w swej naiwności mogliby próbować uciekać się do takich tłumaczeń. Natomiast tym razem było to niemożliwe, stąd też pewne krępowanie się dziennikarzy watykańskich w tym nadchodzącym temacie i bardzo skąpe wypowiadanie się. Wydanie można oglądać na http://www.radiovaticana.va/proxy/pol_RG/2011/Febbraio/11_02_28.html lub poprzez serwis Internet Archive. Można tu wspomnieć, że cytowany na pierwszym miejscu Buzek to zapewne ten premier, za którego rządów papieża skontaktowano z Telewizją Polską za pomocą ICQ (zważywszy na samą datę powstania, spopularyzowania i wdrożenia komunikatora, przypadającą na sam koniec rządów SLD-PSL z lat 1993-1997, co być może otwarło drogę do dyplomatycznej misji, ale to dopiero chrześcijanina-niekatolika Buzka, związanego z ewangelicyzmem; można przypuszczać, że z racji swej roli znajduje się on na liście zagrożonych zamordowaniem w aferze pawulonowej). Co ciekawe, artykuł o dialogu rządu z tubylcami dwa razy stosował słowo zawierające litery PAL (jak można wyszukać kombinacją klawiszy Ctrl-F na stronie Radio Vaticana) i są to jedyne wystąpienia takiego ciągu liter tamtego dnia. Występują mianowicie w słowie "kopalnictwo" nadającym w ogóle artykułowi jego temat. Zważywszy na to, że przedrostek "ko-" bodajże po łacinie oznacza "współ-", "kopalnictwo" kojarzy się z "wspólnym spaleniem" kobiety. PALAK to też nazwisko dziewczyny uznanej za "pokrzywdzoną wypadkiem Niżyńskiego". Jeśli wierzyć notatce policyjnej, jest różnica równo 6 lat, 6 miesięcy między jej i jego urodzinami (6-6) – taka się "przytrafiła" (patrz http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=12&t=7406). Można też dodać, że dekret o "heroiczności cnót Wyszyńskiego" papież podpisał jakoś dziwnym trafem w 5-lecie tego sfingowano wypadku (ros. "wysze" i "niże" to przysłówki oznaczające wyżej-niżej, czyli niejako Übermenscha i jego Untermenscha wedle nazistowskiej ideologii), zaś sama data 18 grudnia to data ustawy o pracownikach sądów i prokuratury. Do tych tematów nawiązuje też artykuł portalu Onet.pl z przedednia (wygląd zapisany o godz. 11:08 dn. 28.02.2011 r., patrz http://web.archive.org/web/20110228110857/http://www.onet.pl/) oraz z 14:57 z dnia zbrodni (patrz http://web.archive.org/web/20110301145742/http://www.onet.pl/ – strona zarchiwizowana przez słynny Internet Archive pod adresem web.archive.org). Mianowicie w przeddzień zabójstwa Onet.pl aż na drugim miejscu listy czołowych nagłówków miał, jak gdyby nawiązujący do tematów piekła (jak jakiś prorok), a także dyskwalifikacji przez Sąd Najwyższy, złowieszczy artykuł "Ostrzegałem Jarosława Kaczyńskiego przed kompromitacją" (po czym, zgodnie ze standardową w tej mafii metodą transformacji numerologicznej, 2 pozycje dalej był artykuł kojarzący się z tytułu ze... smołą i tuż za nim artykuł o tym, "jak to było, gdy nas mordowano"). Z kolei w dniu zaginięcia Brzeskiej, tj. 1.03.2011, pierwszy artykuł był o porwaniu i, jak gdyby, o słynnym think tanku: Brutalny gang "Mózga" stoi za porwaniem Olewnika? (patrz wspomniane adresy strony zarchiwizowanej), było też coś o reorganizacji TVP kilka pozycji niżej, zaś w głównym miejscu na lewo od tych czołowych nagłówków było wielkie zdjęcie kobiety leżącej na trawie na żebrach łóżka, skulonej, jak gdyby porzuconej. Oczywiście to także budzi skojarzenia z tym, jak pozbyto się Brzeskiej. Widać to wszystko w ww. stronie zarchiwizowanej. Portal Wirtualna Polska (wp.pl) w przededniu zbrodni miał jako drugi z czołowych nagłówków artykuł o odwieszeniu prezesa TVP, który od północy jednak znów kieruje telewizją, natomiast pierwszy był o PiS-ie. Czyli jak gdyby doradzanie zmiany opcji politycznej (rządził wówczas Tusk) i reorganizacji telewizji. Tylko że, rzecz jasna, nic to w tych tematach nie zmienia, a problem państwowo i odgórnie zlecanego zabijania trwa w najlepsze i nawet się wzmógł za rządów PiS-u, wedle strony www.bandycituska.com/ofiary.html. Mniej więcej w środku listy głównych nagłówków był zaś dziwnie zredagowany nagłówek o... porzuceniu kogoś (kojarzący się też, z brzmienia słowa "gorycz", "gor...z", z kimś "gorzejącym"): "Dyktator rozgoryczony: Zachód porzucił, w kraju kochają". Być może to zapowiedź pewnych innych jeszcze, a powiązanych z Brzeską, procesów Niżyńskiego (którym próbuje się "ukręcić łeb"), o czym za chwilę (sprawa nowo utworzonej prokuratury ursynowskiej oraz pozwu przeciwko Skarbowi Państwa). Dwie pozycje dalej, zgodnie ze standardową w tej mafii metodą transformacji daty czy pozycji, był, dla potwierdzenia, artykuł "Prezydent zdecydował - oni zastąpią tych, co odeszli". Nieco niżej w części centralnej strony, jako fotoreportaż pod nagłówkiem SPOŁECZNOŚĆ, był też artykuł "Oddam swoje ciało" ("...naukowcom. Ale dopiero po śmierci!"). Na lewo od niego jakiś z tytułem kojarzącym się też, z racji brzmienia czasownika, ze spalaniem: "Spać razem czy osobno?". Kolejne wskazówki na związek sprawy Brzeskiej z NiżyńskimBrzeska była lokalnie znana z uwagi na jej zaangażowanie na rzecz obrony praw lokatorów, tymczasem zaś sprawa, z której Niżyński miałby być (czy chciałby być) znany szerzej i nagłośniony w prasie to, dziwnym trafem, także sprawa tego dotycząca. Od 2016 r. w Sądzie Okręgowym w Warszawie pod sygnaturą XXIV C 1068/16 jest jego pozew przeciwko Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez (wedle prawa) kierowników Komisariatu Policji Warszawa-Ursynów, Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów oraz Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa w Warszawie. Toczy się równolegle z obecnie recenzowanymi przez xp.pl sprawami kasacyjnymi Niżyńskiego. Sprawę tę zapoczątkowało to, że w listopadzie 2015 r. Niżyńskiemu właściciel domu, w którym on mieszkał na zasadzie najmu, skradł klucze z kieszeni. Następnie przy próbie dostania się tam siłowo w najbliższych dniach ok. 3:15 nad ranem, zorganizowano wspólnie z taksówkarzem znanej sieci taxi, który Niżyńskiego i jego pracownika dowiózł na miejsce, zasadzkę policyjną. Niżyński wraz z jego 2 robotnikami był zmuszony do przeleżenia godziny na zimnym betonie twarzą do dołu. W tym czasie – wedle doniesienia do prokuratury – skradziono zresztą z jego portfela kilkaset zł, policjanci zlekceważyli umowę najmu oraz dowód zameldowania się w tym domu, zlekceważyli też klucz do kłódki z tyułu działki, która zamykała magazyn garażowy (klucz ten pozostał Niżyńskiemu w ramach drugiego pęka kluczy, takiego do innych rzeczy na działce). Ściśle w czasie, gdy wyszło na jaw posiadanie klucza, Policja wręcz nakazała wyłączenie telefonu. Zatrzymanie – o którym można też poczytać na blogu Niżyńskiego www.bandycituska.com pod datą 23/12/2014 – się nagrało telefonem komórkowym (trochę nawet widać obraz) i jest też sporządzony jego stenogram: można to oglądać na stronach internetowych www.bandycituska.com/2014.php#20141223, https://www.youtube.com/watch?v=lY6BO0Yw-Ks (stenogram: http://old.bandycituska.com/index/akta/zatrzymanie/201411280348-stenogram.txt) – pierwsza część nagrań z nocy 28.11.2014 r., trwa do rozkazu wyłączenia telefonu wydanego pod wpływem znalezienia kluczy, https://www.youtube.com/watch?v=dfCf4wn1p5M (stenogram: http://old.bandycituska.com/index/akta/zatrzymanie/201411280356-stenogram.txt) – druga część nagrań. Dodatkowe pliki na ten temat są pod adresem http://old.bandycituska.com/index/akta/zatrzymanie/ (m. in. rozmowa z komisariatem: dnia 20141213*). Następnie też 11.12.2014 r. policja ursynowska uniemożliwiła wchodzenie przez Niżyńskiego do domu z pomocą licencjonowanego ślusarza: policjanci zabronili lokatorowi wchodzenia do środka, uznając go za już nieuprawnionego, a ślusarz został odesłany do domu (charakterystyczne jest to, że wierzono w natychmiastowe rozwiązanie umowy najmu decyzją samego właściciela, w oparciu o domniemane "powodowanie szkód przez lokatora", a tymczasem takie zerwanie umowy jest sprzeczne z każdą wizją konstytucyjnie utwierdzonej ochrony lokatorów). W akcji uczestniczyła też niejaka Paulina Ziobro, dziwnym trafem z "okrągłym" numerem identyfikacyjnym policjanta, podzielnym przez 100 (dowód: skan dokumentu policyjnego na temat tej akcji). Wszczęta zatrzymaniem Niżyńskiego i jego robotników z 28.11.2014 r. sprawa o rzekomą kradzież z włamaniem (w formie usiłowania) ciągnęła się haniebnie, z uwagi na przedłużające ją polecenia prokuratora, aż do stycznia 2018 r., krótko po utworzeniu nowej "Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ursynów". Wcześniej zaś za sprawę odpowiedzialna była Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ursynów kierowana wtedy przez prok. Pawła Wierzchołowskiego jako szefa całej prokuratury (tj. prokuratora rejonowego), a potem przez ponad rok przez znaną dr Małgorzatę Szeroczyńską, znaną z brania w obronę błędów grupy watykańskiej (np. informacji o rzekomej "uporczywej terapii Jana Pawła II", podczas gdy doszło wtedy wyraźnie do od dawna planowanego samobójstwa), a potem przez Pawła Zielińskiego. Sprawą Niżyńskiego kierowała zaś niemal niezmiennie prokurator Sylwia Salach. Przedłużała tę sprawę, kazała go poszukiwać, podtrzymywała zarzut i nie umorzyła postępowania, mimo że w aktach były dowody na najem: nie tylko umowa najmu zawarta przy pośredniku i zawierająca nr księgi wieczystej oraz wszystkie dane stron, ale także protokoły przesłuchań tych stron, a nawet notatki urzędowe Policji i protokoły uczestniczących w czynnościach policjantów sprzed kilku dni względem daty zatrzymania, dowodzące, że już wtedy uznawali Piotra Niżyńskiego za lokatora, a osobę figurującą w umowie – za jego właściciela. Jak można spostrzec na nagraniach z zatrzymania, policjanci w odpowiedzi na zarzut, że właściciel próbuje Niżyńskiemu eksmisję na bruk robić, odpowiedzieli tylko "Robię to właśnie, tak, jak chciał" (stenogram pierwszy, moment 6:01, patrz też nagranie wideo). Z kolei na nagraniu późniejszej rozmowy z oficerem dyżurującym na recepcji komisariatu (który to komisariat zresztą, dziwnym trafem, przyozdobił się już wcześniej i mniej więcej wtedy pewnie w wywieszkę "Pozory mylą, dowód nie", oficjalnie było to coś o byciu pijanym: http://old.bandycituska.com/index/akta/zatrzymanie/201412151347-%5bPOLICJA%5d%20kolejna%20wywieszka,%20tym%20razem%20na%20dyzurce.jpg, a od zewnątrz miał na wejściu plakat o pomocy bezdomnym, jak widać nieco na nagraniu: patrz np. http://old.bandycituska.com/index/akta/zatrzymanie/201412121014-%5bPOLICJA%5d%20wchodze%20na%20komisariat%20i%20pojawia%20sie%20Grzegorz%20Smagiel.mp4, sekunda 10) policjant tłumaczył, że wszystko to dzieło naczelnika i że odpowiedzialnym jest tu premier. To tam należy kierować skargi. Przedstawiał też niereprezentatywne teorie prawne: że gdy właściciel uniemożliwia człowiekowi wejście do swego domu, to pozostaje już tylko procesować się cywilnie. Nic nie można samemu, siłowo zrobić (jest to nieprawda; mienie w postaci zamka stanowi wtedy zagrożenie dla dobra osobistego w postaci wolności wchodzenia do swego miejsca zamieszkania, co uprawnia do zniszczenia go – właściciel, w ramach swego prawa własności, zgodnie z art. 142 §1 k.c. nie może tego zabronić). Chciałoby się rzec: tylko jak ma się procesować cywilnie, skoro się nie ma adresu zamieszkania i nie ma gdzie nawet wysyłać poczty, a mieszka się w zmieniających się hotelach? Pisać adres fałszywy? Przecież nie wolno... Policjant był też w toku rozmowy w sprzeczności z samym sobą, bo szedł w kierunku tezy, że gdyby jemu samemu tak zrobiono, to wchodziłby po prostu siłowo, bo, jak raz krótko wspomniał, "na umowie zatrzyma się kilka misji" Policji (chodzi tu pewnie o to, że jak pokaże się umowę, to koniec z przeszkadzaniem we wchodzeniu). Ale nie dał się przekonać, by pozwolić Niżyńskiemu wchodzić samodzielnie. Rozmowa z komisariatem z dnia 13.12.2014 r. została nagrana na wideo (https://www.youtube.com/watch?v=8FMunyVbuzA) i można też czytać jej stenogram: http://old.bandycituska.com/index/akta/zatrzymanie/201412131356-stenogram.txt. W takich warunkach pokrzywdzony, którym tu był Piotr Niżyński (znana ofiara globalnego radarowego tzw. podsłuchu w telewizji), zmuszony był zostawić w domu swe rzeczy, których właściciel nie chciał mu za darmo oddać (żądał odszkodowań: najpierw ok. 8000 zł, potem nawet 20 tys. zł), co wszystko jest utrwalone w zeznaniach również samego tego właściciela (podobnie jak fakt, że ukradł klucze). Na nagraniach wideo jest też utrwalone, jak właściciel ten naruszał mir domowy wchodząc samowolnie do miejsca najmu w czasie, gdy lokatorem był tam przecież Piotr Niżyński. Sprawy tej jednak nawet nie otwarto, na zawiadomienie i zeznanie złożone ustnie (na temat pomawiania Niżyńskiego przed Policją oraz naruszenia miru domowego) przyszła tylko krótka odpowiedź w postaci postanowienia odmawiającego wszczęcia dochodzenia. Sprawę wzmiankowano na forum Niżyńskiego: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=12&t=7580. Nijak to się ma do wzniosłych reguł prawnych od dawna głoszonych w Sądzie Najwyższym, przewidujących przecież takie przestępstwo, jak naruszanie miru domowego najemcy przez właściciela. A zatem w każdym razie w sprawie tej toczy się pozew o zadośćuczynienie przez Skarb Państwa poprzez zapłatę 20 tys. zł oraz opublikowanie w tygodniku Angora oświadczeń zawierających przeprosiny przez poszczególne 3 organy (komisariat, prokuraturę i sąd). Złośliwy rzekłby (ponieważ jest to drobniejszy problem w porównaniu z tym głównym, jaki ma Niżyński, czyli z ogólnym prześladowaniem go przez ośrodek podsłuchowy), że "Niżyński to taki pokrzywdzony na punkcie ochrony praw lokatorów", "tyle o nim [powinno być] wiadomo" (tyle można by, być może, wyczytać w prasie, skoro taki pozew). Tymczasem zaś, co można tu jeszcze na marginesie dodać, kluczowa w tej sprawie prokuratura mokotowska, która odpowiadała za przewlekle prowadzoną przeciwko Niżyńskiemu sprawę o rzekomą kradzież z włamaniem w formie usiłowania (mimo braku jakiegokolwiek dowodu na zamiar kradzieży), przekształciła się decyzją Ziobry i wyodrębniła z siebie Prokuraturę Rejonową Warszawa-Ursynów pod koniec trwania śledztwa o rzekomą kradzież z włamaniem w formie usiłowania popełnioną rzekomo przez Niżyńskiego i robotników (które to śledztwo wszczęto w następstwie wspomnianego zatrzymania przez policjantów o 3:00 w nocy podczas próby odbicia budynku). Oznacza to, że powstaje swoisty dylemat co do tego, kto powinien być pozwanym, i jest to kolejne pole do "ukręcenia łba sprawie". Jeśli pozwany jest oznaczany jako Skarb Państwa reprezentowany w prokuraturze mokotowskiej, to może powstać zarzut, że sprawa nadaje się do kosza, bo nie ma on legitymacji procesowej biernej w tej sprawie (jest to oczywiście błąd prawny, w grę wchodzi co najwyżej tzw. nieważność postępowania, czyli konieczność powtórzenia procesu, ale kto tam się zna na takich detalach...). Zależy to od przyjętej interpretacji prawa (prawdopodobnie i tak powinna być pozwana prokuratura mokotowska, mimo zmiany, gdyż to ona za większość problemu odpowiadała i odnośne postępowanie karne mogłoby się zakończyć nawet jeszcze przed wyodrębnieniem nowej, ale można próbować przysłowiowo "wywracać kota ogonem" i obciążać za to jej "spadkobiercę prawnego"). Jeśli natomiast jest to Skarb Państwa reprezentowany w prokuraturze ursynowskiej i pozew potraktuje się w ten sposób, to sąd mógłby uznać, że dotyczy tylko ostatnich 3 miesięcy śledztwa, kiedy to faktycznie sama prokuratura ursynowska zajmowała się śledztwem, ale wkrótce je umorzyła (po ponad 3 latach, mimo że w aktach nie zmieniło się nic, odkryto ostatecznie brak znamion czynu zabronionego w czynie pierwotnie zarzucanym). Te 3 miesiące to niezbyt długi czas trwania, jak na postępowanie prokuratorskie, i trudno skonstruować w oparciu o nie jakikolwiek zarzut; było postępowanie (przejęte skądiąd), umorzono je, więc wszystko w porządku. Wprawdzie sąd sam może skorygować osobę, która reprezentuje Skarb Państwa, i wezwać właściwą na proces, zaś w pozwie i uzupełniających go pismach wyraźnie określono, jakich działań i zaniechań prokuratury on dotyczy, tym niemniej można spodziewać się złośliwości ze strony sądów: bez względu na to, która opcja zostaje wybrana, pozew uznaje się w tym kluczowym punkcie, czyli dotyczącym prokuratury, za przegrany. Cios zaś w kluczowy punkt sprawy ułatwia już zupełne zrobienie z niej sprawy przegranej. Jak się zdaje problem ten zapowiadał niejako, o czym raz jeszcze wspomnijmy, znamienny tragicznie brzmiący artykuł wp.pl z przedednia zbrodni (o 2 opcjach, z których o jednej rzekomo "już z góry wiadomo, że jest właściwa", tyle, że to dopiero będzie decydowane przez sądy...): "Dyktator rozgoryczony: Zachód porzucił, w kraju kochają". "Któraś z opcji była prawdziwa; przez głupotę i niewiedzą, i brak specjalizacji prawniczej wybrano źle, ale można było dobrze, po czym ten teraz jest rozżalony i rozgoryczony". Pasuje to więc na krótki przytyk do sprawy tarć pomiędzy Niżyńskim a ursynowską Policją. W każdym więc razie wydaje się, że – zważywszy na to, iż Brzeską zamordowano na terenie podległym Komisariatowi Policji Warszawa-Ursynów, bo znaleziono jej zwłoki w Lesie Kabackim – Niżyńskiemu w dziedzinie ochrony praw lokatorów "oberwało się za dzielnicę". Ponadto w jeszcze jeden sposób sprawa Brzeskiej, będącej tu swego rodzaju ikoną ochrony praw lokatorów, wiązała się z Piotrem Niżyńskim, ofiarą prześladowań na tle podsłuchowym. Mianowicie ok. 3,5 - 4 miesiące po zbrodni, czyli pod koniec czerwca, Piotr Niżyński miał pewien problem z właścicielką swego ówczesnego mieszkania przy ul. Zgoda (patrz, po kliknięciu, film na YouTube pokazujący umowę), Bogumiłą Niedziałek (swoją drogą niejaki Niedziałek to też redaktor archiwalnego Biuletynu Informacji Publicznej Urzędu Kontroli Skarbowej; słowa te, Bogu-miła Niedziałek i Zgoda, w kontekście kontroli skarbowej, nabierają pikanterii, bo wskazują na spodziewane tło kryminalnego biegu spraw w naszym kraju: niepłacenie podatku dochodowego od licznych osób fizycznych). Mieszkanie z chętną na wynajem właścicielką prawdopodobnie Niżyńskiemu podrzucono wśród ofert bezpośrednich, ale mniejsza z tym. Istotne jest to, że pod koniec najmu próbowała ona siłowo usunąć lokatora z mieszkania i przyjechała wymieniać zamek. W międzyczasie zaś, "dziwnym trafem" i jak gdyby w nawiązaniu do aktualnego wtedy testu z Inżynierii Oprogramowania, który Niżyński miał wtedy na studiach, numer 112 nie działał "z powodu przeciążenia". Awaria, za dużo połączeń. Bardzo to oryginalne, na co dzień nigdy się tego nie spotyka, tymczasem w tamtych właśnie chwilach – owszem. Dopiero zadzwonienie na numer stacjonarny Policji zaczynający się od kierunkowego 22 (znaleziony w Internecie) pomogło. Ostatecznie więc – i tylko dzięki temu – udało się powstrzymać nieokrzesaną właścicielkę przed radykalnym działaniem, gdyż Policja kazała obu stronom w swoim zakresie respektować umowę. Kolejne wskazówki na to, że sprawę kasacji Niżyńskiego w Sądzie Najwyższym ustawiono już sporo wcześniej, na zasadzie uzgodnień kryminalnychSprawę kasacji Niżyńskiego, a właściwie tylko: jej formalnej dopuszczalności (wniesiono bowiem zażalenie na zarządzenie o odmowie przyjęcia jej do rozpoznania), rozpatrywał dziwnym trafem, jak tu już wspomniano, Przewodniczący II Wydziału Karnego. Czyli kierownik odpowiedniej sekcji sądu. Dlaczego akurat ten się wylosował – to pytanie retoryczne. Można przypuszczać, że wcale tu żadnego losowania ani "równoważenia obciążenia" nie było, tylko po prostu odejście od normalnych standardów w stronę brutalnej siły kierowników. Tymczasem nazwisko owego Przewodniczącego, tj. Waldemara Płóciennika, zapowiadał jeden z licznych aluzyjnie brzmiących artykułów Gazety Wyborczej opublikowanych w dniu śmierci-zamordowania babci Niżyńskiego (i przededniu zamordowania byłej jego ordynatorki Ewy Bizoń ze szpitala tworkowskiego, do którego później trafiła matka Niżyńskiego Ewa). Zważywszy na to, że w kioskach był on od rana (od ok. 8:00) w dniu śmierci, a gazety jeszcze trzeba rozwieźć, można spodziewać się, że napisano go w przeddzień stwierdzenia tego zgonu. Artykuł ten – wśród, powtórzmy, bardzo licznych artykułów aluzyjnych, które demaskuje ten oto tekst: http://forum.bandycituska.com/viewtopic.php?f=12&t=7422#p8871 (patrz jego Strona 59 z 78, punkt "tematyka rodzinna Piotra Niżyńskiego" w sprawie tego konkretnego artykułu) – miał tytuł "Henryk Płuciennik". Po pierwsze jest to nazwisko Płóciennik, tyle że z kompromitującym błędem ortograficznym (ufajmy w tym dziennikarzom...) – i to podniesione jako temat w dacie wyraźnie się kojarzącej z rodziną Niżyńskiego, bo dacie ważnej zbrodni, planowanej chyba już pod koniec XIX w., jak przekonuje się na forum bloga (patrz odnośnik "Trwanie tej afery od XIX w." pod tekstem nagłówkowym bloga www.bandycituska.com) – a po drugie jest tu imię męża zmarłej (czy raczej mającej umrzeć) babci, Henryk, oraz coś, co kojarzy się z jego zawodem (był bowiem z wykształcenia doktorem włókiennictwa, stąd też zawód "włókiennik": wszystkie te litery U ... I, E, N, N, I, K w tytułowych personaliach artykułu "Henryk Płuciennik" dziwnym trafem pasują). A zatem czyżby wszystko było już z góry ustawione? Najwyraźniej tak. Zarówno sprawca, jak i sposób popełnienia przestępstwa. Tylko oczywiście jeszcze długo gotowi będą wychylać się jego obrońcy, popierający teorią prawną, którą mocno skrytykowaliśmy w artykule "Kolejny skandal w SN. 2 błędy prawne ws. Niżyńskiego". Na odnotowanie zasługuje tu fakt, że ów artykuł ukazał się zaledwie nieco ponad miesiąc po zamordowaniu Brzeskiej (mianowicie, jego data to rok 2011 i czwarty dzień czwartego miesiąca: jak czwarty dzień, w którym zawiadomiono Policję o zaginięciu Brzeskiej... miał w tym pewnie swój udział podsłuch z przekazem podprogowym wymierzony zapewne przez TV w rodzinę Brzeskiej). A zatem wciąż aktualny pozostawał szokujący temat "kobiety, która skończyła spalona" i odnośnych skojarzeń związanych z piłką nożną. Kolejny argument dotyczy tego, w jaki sposób i za sprawą którego adwokata przegrała pierwotna wersja kasacji Niżyńskiego. Adwokat, którego w to wmieszano, został wykreślony z rejestru CEIDG (Centralna Ewidencja i Informacja o Działalności Gospodarczej) dnia 9.01.2018 r. (już wcześniej zaś w rejestrze adwokatury oznaczył się on jako niewykonujący zawodu), po czym dziwnym trafem równo rok później (sic), czyli 9.01.2019 r., sąd II instancji wydał orzeczenie w sprawie prawa jazdy Niżyńskiego, bardzo krzywdząco i niesprawiedliwie popierające sąd I instancji (później nawet prokuratura się zgodziła z wadliwością tego rozstrzygnięcia), co otwarło drogę do kasacji. Niżyński rozpoczął poszukiwania adwokata, w efekcie "dziwnym trafem" znalazł na Gumtree.pl ogłoszenia Kancelarii "Lega Artis", która zgodziła się na sporządzenie kasacji wg projektu klienta i załatwienie podpisania jej przez profesjonalnego adwokata. Następnie, znowu "dziwnym trafem", okazał się to właśnie adwokat ww., ten właśnie z Zielonej Góry (o bardzo trafnie też dobranym nazwisku i młodym wieku, o rok zaledwie starszy od Niżyńskiego), który czynny zawodowo już wtedy nie był, przez co kasację uznano za niedopuszczalną. A zatem spisek istniał już z góry, skoro nawet sąd (który teoretycznie nie powinien się tym wcale interesować ani nic o tym wiedzieć) trafił z datą w temat adwokata, który może się Niżyńskiemu przytrafić – taki wybór prawnika uznano za prawdopodobny, a zwłaszcza zważywszy na (co jest, znowu, zaledwie tajemnicą poliszynela, a nie faktem powszechnie znanym) powszechność problemu dyskryminacyjnego w adwokaturze i skłonność do nieudzielania pomocy w różnych sprawach. "Sprawiedliwy" sąd to wszystko jak gdyby przewidział: czyż nie przez związki tej afery z rządem? Dodatkowym kolejnym potwierdzeniem, na zasadzie dziwnej zbieżności dat ze wspomnianą pierwotną datą 9.1.2018, jest to, że w sprawie z poważnie wybrakowanego aktu oskarżenia (brak sposobu popełnienia czynu), zarzucającej Niżyńskiemu zniszczenia mienia w wynajętym domu, skazujący Niżyńskiego wyrok nakazowy pod sygnaturą XIV K 43/18 (który zresztą zaraz stracił moc z chwilą wniesienia sprzeciwu, później zaś sprawę w ogóle zwrócono prokuraturze), ów kolejny krzywdzący i niesprawiedliwy wyrok zapadł... równo miesiąc po ww. fakcie skreślenia adwokata z ewidencji działalności gospodarczej, tj. wydano go dn. 9.2.2018 r. – dzięki przymknięciu oka na ten brzemienny w konsekwencje problem przez prezesa sądu Joannę Pąsik. Objęła ona funkcję prezesa pod koniec 2017 r. w wyniku... rezygnacji poprzedniego prezesa (czyż to nie rzadkie i znamienne zjawisko?... cóż za brak zamiłowania do pieniędzy...). Zauważmy, że jest to sąd, o którym jego własna dyrektorka (czyli kierowniczka co do spraw finansów i mienia oraz pracowników administracyjnych) mówiła, że z przyczyn politycznych musi on baczyć na to, czego chce rząd, gdyż "nie wzięli się za nas, to bój się sprawy!". Nagranie audiowizualne prezentujące, jak mówi te bardzo istotne z punktu widzenia polityki w kraju słowa, można oglądać pod adresem podanym na forum bloga Piotra Niżyńskiego, natomiast ogólnie o sprawie ówczesnego masowego obsadzania usłużnych prezesów w sądach przez Zbigniewa Ziobro pisała np. Gazeta Wyborcza w artykule pod adresem https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,23016005,ziobro-z-pasja-wycinal-prezesow-w-16-sadach-w-warszawie-powolal.html. O innych jeszcze sprawach związanych z politycznego pochodzenia korumpowaniem sądów można przeczytać w artykule xp.pl, który ukazał się już po publikacji niniejszego, zatytułowanym "Przegrało zażalenie Niżyńskiego w sprawie nakazu zapłaty. Przez łapówkę?".
Ziobro udaje, że walczyJakkolwiek w sprawie Niżyńskiego na razie ministerstwo wzdraga się przed jakąkolwiek interwencją, próbując przekonywać czytelnika(-ów) odpowiedzi, że ono to w ogóle kasacjami nikomu nie pomaga, to w sprawie Brzeskiej już bardzo wyraźnie przemawiał sam prokurator generalny i minister sprawiedliwości Ziobro, prezes stowarzyszonej z PiS "Solidarnej Polski". Mówił m. in. tak oto: – Śledztwo w sprawie śmierci 64-letniej Jolanty Brzeskiej, której zwłoki znaleziono w 2011 r. w Lesie Kabackim w Warszawie zostanie podjęte na nowo. To postępowanie jest po to, aby nie było następnych, aby ci, którzy dopuścili się tej zbrodni, teraz czuli na sobie oddech wymiaru sprawiedliwości i rzetelne śledztwo, które będzie w tej sprawie, czynności procesowe i operacyjne, którą będą w tej sprawie podejmowane. Wedle informacji TVP Info Ziobro miał też stwierdzić, że cyt. "wielu zaniedbań śledztwa nie da się już nadrobić". "Nie może" on więc zagwarantować, że sprawa zostanie wyjaśniona, choć "ma nadzieję", że tak się stanie. Ziobro miał też poinformować opinię publiczną, że prowadzone jest śledztwo w sprawie samych prokuratorów: za to, że dopuścili się "rażących braków i zaniechań na pierwszym etapie śledztwa" związanego z wyjaśnieniem okoliczności tragicznej śmierci Jolanty Brzeskiej. O nastawionych na poklask i przepełnionych sprawiedliwościowymi sloganami słowach Ziobry można poczytać na https://www.tvp.info/26612278/ziobro-sledztwo-ws-smierci-jolanty-brzeskiej-zostanie-podjete-na-nowo. Tymczasem zaś nasi Czytelnicy doskonale widzą, że w tuszowanie i umożliwienie zorganizowania tej sprawy zamieszane były najprawdopodobniej mass media. Współuczestniczyła w niej zapewne Policja, co najmniej podrzucając kojarzące się tematy, do wykorzystania jako aluzje dziennikarskie, a może też po prostu w roli wykonawców. Przecież niektóre artykuły z przedednia, np. bodajże Onetu czy wp.pl, o tym, jak to "do ostatniej chwili próbowano zachować stosunki dyplomatyczne", czy Gazety.pl i Faktu o biednych spalonych psach (po czym jeszcze następne uderzające w te same tematy), wraz z oczywistą w przypadkach zbrodni krytych prawdą, że sprawę zorganizowano "na górze", zdają się sugerować, że sprawczy udział Policji był jak najbardziej możliwy. Przede wszystkim zaś potrzebne jest śledztwo w mass mediach i w TVP, a na to u Ziobry najpewniej nie można liczyć. Mimo wszystkich naszych licznych artykułów z działu Kryminalne i jeszcze liczniejszych zbrodni wyliczonych w swoistym raporcie Niżyńskiego o zbrodniach tej mafii dostępnym na stronie www.bandycituska.com/ofiary.html. Okazane przez polityka Zbigniewa Ziobro zainteresowanie sprawą praktycznie nieznanej szerzej kobiety, mimo że nie jest to jedyna sprawa o politycznych korzeniach i że prokuratura przecież nie tylko tym razem postępowała nierzetelnie, jego zbulwersowanie, udawane czy rzeczywiste (a na pewno pogróżkowe względem żyjących sobie teraz w najlepsze sprawców, niewątpliwie bojących się rozliczenia), wydaje się potwierdzać, że w sprawę byli zaangażowani policjanci jako wykonawcy zabójstwa. Skąd by inaczej się wzięło takie zbulwersowanie, takie szczególne zajmowanie się akurat tym konkretnym morderstwem politycznym? Członek rządu po prostu może ma tę, "jakże niejawną", informację o organizatorach zbrodni... Dodatkowo teorię o sprawstwie policjantów wspiera też, oprócz jeszcze mass mediów, po pierwsze to, że zatrzymywać Piotra Niżyńskiego i jego 2 robotników w nocy 28.11.2014 r. przyjechało nie mniej niż ok. 8 ursynowskich policjantów (część tego zbiegowiska widać na nagraniu i słychać różne głosy), w tym większość z drogówki (porównaj: cytowany powyżej artykuł "...a potem bezpieczniej dla pieszych"), i po drugie to, że był wśród nich bardzo specyficzny policjant z wydziału kryminalnego, który następnie prowadził przeciwko niemu sprawę i go oskarżył (wybrakowanym formalnie aktem oskarżenia: urąga, według kolejnego wytoczonego w tej sprawie pozwu, art. 332 §1 pkt 2 k.p.k. co do obowiązku określenia sposobu popełnienia czynu) – mimo rażącego już na pierwszy rzut oka braku dowodów: istnienia w zasadzie tylko 1 dowodu pomówieniowego i pogłoskowego (poszlaka, tj. jakoby "zapowiedź popełnienia czynu"), któremu wyraźnie zaprzeczył Piotr Niżyński składając jeszcze doniesienie m. in. w tej sprawie – mianowicie nazwisko tego policjanta (zatrzymującego i oskarżyciela w jednym) to, dziwnym trafem, Smagieł. Grzegorz Smagieł. Z brzmienia kojarzy się więc z jednej strony ze smaganiem, a z drugiej: ze smołą. I spalaniem czegoś (gdyż smołę uzyskuje się tylko w bardzo wysokich temperaturach; ponadto, co ważniejsze, już od czasów średniowiecza i propagowanych wtedy malowideł postać diabła i piekło, a więc poniekąd też "spalanie człowieka", kojarzono z kotłami na smołę i z demonami wyposażonymi w widły). Zważywszy na dowody podsuwane w tym artykule, czytelnicy mogą (choć nie ma obowiązku) pisać do Zbigniewa Ziobry poprzez jego sejmowy adres e-mail: Zbigniew.Ziobro@sejm.pl lub, w roli dziennikarzy obywatelskich, do rzecznika prasowego Prokuratury Krajowej rzecznik@pk.gov.pl lub też na adres ministerstwa: kontakt@ms.gov.pl. Pisma zapewne pozostaną bez odpowiedzi lub też może, dla upozorowania jakiegoś "postępowania prawnego" i "konieczności prowadzenia działań wedle prawa", przyśle się odpowiedź, że przekazano je zgodnie z jakimś tam ustępem Kodeksu postępowania administracyjnego stopniowo na sam dół hierarchii prokuratury. Jeśli chodzi o śledztwa – powodzenia w sprawie mass mediów i kryminalnej komórki w TVP. Nie pierwsza sprawa w Sądzie Najwyższym ustawiona z przyczyn niemerytorycznych lub wręcz kryminalnychTo, jak się zdaje, nie pierwsza sprawa, gdy w Sądzie Najwyższym antyludzki kryminalny ośrodek (ten kojarzony z podsłuchem w TV, podsłuchem przeciw Niżyńskiemu) dyktuje lub uzgadnia, jak ma wypaść dane orzeczenie i jak komuś zaszkodzić. O poprzedniej informowaliśmy w artykule Kapłan dyktował orzeczenie Sądowi Najwyższemu. Są pokrzywdzeni. Ponadto polecamy też artykuł Gersdorf została Pierwszym Prezesem SN, żeby orzecznictwem godzono w portal xp.pl?, aczkolwiek jego zrozumienie wymaga pewnego wniknięcia w sprawę prześladowania rodziny Niżyńskiego i wyznaczania dla jej członków dat zgonu. Na to zaś, że niezależność sądów pozostaje fikcją i mydleniem oczu nieprzerwania aż od czasów PRL-u i chyba nawet lat 60-tych, podawaliśmy dowody czy raczej dowody poszlakowe (bardzo mocno uprawdopodabniające tę tezę) w artykule "Kolejny raz sąd przyklasnął zabijaniu rodziny Niżyńskiego" w akapicie 3 pod nagłówkiem "To bardzo stara korupcja". Odsyła on mianowicie do artykułu Poczta Polska fałszuje datę awizowania listu procesowego. "To praktycznie na pewno pomoc mordercom": do akapitu 3 pod nagłówkiem "Kluczowa szkoda dla sprawy, a praktycznie nie da się jej ścigać przed sądem" oraz do przedostatniego akapitu poprzedzającego nagłówek "Fikcyjna schizofrenia". Dodatkowe dowody na temat ustawiania teczek sądowych (właśnie m. in. w sprawach Niżyńskiego) są na blogu www.bandycituska.com we wpisie z maja 2017 r. o sądach. Są tam też punkty wzmiankujące Sąd Najwyższy i pokazujące, że też jest objęty tą samą najwyraźniej korupcją. (n/n, zmieniony: 18 lip 2020 15:54)
KOMENTARZE (3)Skomentuj
|
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |