USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości "Fiskus i mafia wywołały wyroki TK w sprawie łaski"17 sie 2019 11:29 Już nie zdumienie i podejrzenia, ale praktycznie pewność, że wymuszali je politycy - do takich wniosków prowadzi przegląd faktów związanych z 2 orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego w sprawie prezydenckiego prawa łaski w ogólności i przypadku z ułaskawieniem nieprawomocnie skazanego Kamińskiego w szczególności.Chodzi o wyroki K 9/17 i K 8/17 dotyczące odpowiednio rzekomej konieczności pouczenia organów procesowych przez ustawodawcę o "obowiązku" umorzenia postępowania karnego w przypadku, gdy nastąpił akt łaski, oraz (K 8/17, pkt 1) rzekomej niezaskarżalności kasacją (pochodzącą od podmiotu uprzywilejowanego, np. Prokuratora Generalnego czy RPO, bo zwykły prawnik i tak takiego prawa nie ma) postanowienia o takim umorzeniu. Obie te wciskane (w legalnym czy nielegalnym trybie) do obrotu prawnego teorie wychodzą z założenia, że już sama Konstytucja, która to przecież jest wzorcem, z którym bada się zgodność ustaw, narzuca określoną wizję łaski. Fałszywości tej teorii poświęcamy nagłówek "Błąd merytoryczny pierwszy", który można znaleźć poniżej. Trybunał ponadto przede wszystkim prezentuje stanowisko, iż zastosowanie prawa łaski po pierwsze jest możliwe przed osiągnięciem prawomocnego rozstrzygnięcia sądowego, czyli określenia istnienia odpowiedzialności karnej (tj. tego, czy ktoś podlega karze), po drugie zmusza każdy organ procesowy (organ prowadzący postępowanie, w szczególności sąd) do umorzenia sprawy karnej, w jakiejkolwiek fazie by ona nie była (z najnowszego orzecznictwa wynika, że nie jest tu rzekomo przeszkodą nawet fakt bycia postępowania dopiero w fazie śledztwa czy dochodzenia – co nasuwa na myśl, że może także i komisje śledcze, przecież mające niektóre cele jako wspólne ze śledztwami policyjnymi, zwracające się przeciwko konkretnemu politykowi prezydent mógłby umorzyć: wydaje się, że zmierza to do tego rodzaju absurdu; podobnie też zapewne, zdaniem Trybunału Konstytucyjnego, jak najbardziej legalne byłoby uciszanie mass mediów, tj. likwidowanie pewnego skandalu i dziennikarskiego śledztwa, publicznego omawiania i "maglowania" określonych tematów, np. przez sądy działające pod wpływem bezlitosnego nacisku m. in. z udziałem administracji skarbowej zagrażającej sądowi sprawą karną a podległej premierowi, który z kolei byłby osłaniany przez Prezydenta i dlatego odporny na policyjne śledztwo i na Trybunał Stanu). Co gorsza, wydaje się, że Trybunał Konstytucyjny – z uwagi na najprawdopodobniej kryminalne podłoże jego obecnego orzecznictwa – jest w zupełności niezdolny do samonaprawy, mimo nagłaśniania przez nas skandalu. Gdyby nawet ręka w rękę z xp.pl dużo bardziej dziś znane mass media zaczęły go krytykować (co wydaje się niemożliwe chyba właśnie z przyczyn kryminalnych), i tak praktycznie na pewno obecni sędziowie Trybunału (zwłaszcza w obliczu zagrożenia ze strony zdeterminowanej zakulisowo kryminalnie-pseudoprawnie bronić "megałaskę" władzy wykonawczej, np. używając ataków fiskusa) dalej głosiliby te same błędne-obrażające prawo i słowniki polszczyzny teorie, zupełnie bezwstydnie, wbrew narodowi (przy czym należy spodziewać się, że nawet na uczelniach obecnie jest zbyt mało wolności, by ludzie bez strachu mogli otwarcie mówić o tym, że od strony intelektualnej i z punktu widzenia prawdy w naukach prawniczych gardzą takimi wyrokami). W ramach komentarza do tego faktu można dodać, iż pokazuje to, jak niewłaściwym miejscem do rozstrzygania takich sporów jest w ogólności sądownictwo, a w szczególności Trybunał Konstytucyjny. Zdaniem autora tego artykułu sądy są w ogólności (bez względu na to, że zła jest obecnie realizacja samej tej idei sądownictwa) dobrym rozwiązaniem zadań stojących przed państwem w przypadku spraw indywidualnych, prywatnych; podczas gdy w ogólności sprawy publiczne powinny być pod kontrolą polityków i one są raczej pod kontrolą polityków, i nic w tym złego, dopóki nie depcze się prawa. W sprawach indywidualnych przeważa więc sąd, a w sprawach publicznych – zwykła demokratyczna polityka, w tym po prostu zwykłe koalicje partyjne sejmowe. Odmienne stanowisko jest też nie do pogodzenia z demokratyzmem, ponieważ z jednej strony trudno o głosowanie narodowe w każdej pojedynczej drobnej sprawie jakiegoś sporu Kowalskiego z Nowakiem, tym niemniej trzeba zapewnić niezawisłość orzekania i zagrożeniem jest tu przede wszystkim ingerencja jakiejś potencjalnie niedemokratycznej władzy, podczas gdy z drugiej strony w sprawach publicznych to właśnie głosowanie narodowe jest najlepszym sposobem osiągnięcia demokratycznego rezultatu, politycy na stanowiskach pochodzą przecież z takiego głosowania, zaś (gdyby chcieć innego źródła rozwiązań) poważnym uchybieniem byłaby przecież sytuacja, gdyby o tym rezultacie (tj. rozstrzygnięciu jakiejś kwestii publicznej) miał decydować przypadek (oby tylko przypadek) w postaci wyznaczenia do sprawy tego a nie innego sędziego. Takiego, który ma akurat taki a nie inny pogląd (podczas gdy w społeczeństwie istotnie prezentowane bywają poglądy różne). Z tego też względu wydaje się, że kiedyś w przyszłości, pod rządami innych lub może nawet tych samych, ale zreformowanych, polityków, możliwe będzie naprawienie Trybunału Konstytucyjnego – czy to z większością 2/3 Sejmu, czy nawet bez niej, a za to w oparciu o inne podstawy prawne, np. nielegalność (niezgodność z art. 2 Konstytucji) wyboru konkretnych sędziów (gdyby się np. okazało, że znane było ich zaangażowanie w przestępczość zorganizowaną związaną też z kryminalnym układem z urzędami skarbowymi co do np. nierozliczania podatku i płacenia go zamiast tego ludziom do kieszeni itp.), co oznacza istnienie wedle prawa wakatu. Niewątpliwie bowiem art. 2 Konstytucji RP nakłada na państwo, tj. na (zależnie od sytuacji) konkretne jego organy, w tym Sejm, określone obowiązki. Rozliczne publicznie dostępne poszlaki na to, że Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie z przyczyn mafijnychJuż od dawien dawna istnieją poszlaki wskazujące na to, że prawo łaski będzie próbować się reinterpretować po to, by jakoś wybawiać polityków i, w miarę możliwości, także inne osoby od odpowiedzialności za przestępstwa, najchętniej także te związane z prześladowaniem Piotra Niżyńskiego (ofiary popularnie oferowanego tzw. "podsłuchu w telewizji" czy raczej pomagania w tym podsłuchu i prześladowaniach). Mafijne korzenie tej sprawy oraz łatwa do udowodnienia starość planu co do prześladowania Piotra Niżyńskiego – w połączeniu jeszcze z tym, że (jak pokazaliśmy np. w artykule "Gersdorf została Pierwszym Prezesem SN, żeby orzecznictwem godzono w portal xp.pl?" i jak można przeczytać w wątku na forum bloga Niżyńskiego, do którego artykuł ten się odwołuje; chodzi tu generalnie o zastosowanie strony numer 69 do specyficznego tematu) profesura najwyraźniej potrafi działać pod dyktando określonych celów politycznych, doskonale ich świadoma – pozwalają przyjąć, że to nie z czystego profesorstwa i poszukiwania prawdy w naukach prawnych wzięły się u autorów książek "dwa stanowiska" na temat łaski (jakże obce obecnemu prawu! zastosowanie go naprawdę może prowadzić tylko do jednego rezultatu, jak zaraz pokażemy), lecz że, przeciwnie, pewne faktycznie istniejące różnice między różnymi książkami na te tematy (jakkolwiek zdecydowanie, niemal miażdżąco, przeważa teoria, że ułaskawić można tylko człowieka prawomocnie skazanego) biorą się właśnie z wpływu "grupy watykańskiej" na polityków i, za ich pośrednictwem, na państwowe uczelnie (a być może też biorą się te "alternatywne poglądy" z nacisku urzędów skarbowych na autorów książek, którzy przecież zarabiają na ich sprzedaży, a tymczasem taki zarobek mógłby być, za przestępczym przyzwoleniem urzędu skarbowego, nierozliczany podatkowo, lecz brany w całości "do kieszeni"). Sprawa idzie po prostu "z góry na dół", od zleceniodawcy do wykonawców w postaci wydających (za aprobatą bogatych biznesmenów z branży wydawniczej) swe książki profesorów. Oto te poszlaki:
Podsumowując, niewątpliwie wśród najbardziej szokujących spraw, wyraźnie wskazujących na korupcyjno-mafijne intrygi jako prastare źródło problemu (starsze niż sam TK), można tu wymienić: (1) sprawę systemu prezydenckiego rządu RP na uchodźstwie z Niżyńskim w tle, Poniżej nasz komentarz co do błędów w orzeczeniu Trybunału. Nie wystarczy bowiem rzecz jasna pokazywać, że sprawę "uzgodniono", tylko trzeba jeszcze pokazać, że podeptano przy tym prawo. Wystarcza to do zainteresowania się tematem, czy to aby nie przez sprawy fiskalne Trybunału i rozliczanie podatku jego pracowników (albo: rozliczanie przelewów przychodzących z Ministerstwa Finansów) takie orzecznictwo. Błąd merytoryczny pierwszy: "Konstytucja i Trybunał Konstytucyjny jako spece od łaski, to na tym szczeblu sprawa się rozstrzyga"Pierwszy błąd to przyjęcie, że prezydenckie prawo łaski zawiera w sobie prawo Prezydenta do wznoszenia się ponad ustawy i lekceważenia tego, jak jest ono w nich doprecyzowane. I że, podobnie, prawo takie ma też Trybunał Konstytucyjny (bo tak w ogóle rzekomo jest samo prawo skonstruowane). Błąd ten leży w ogóle u zarania obecnych problemów (wszyscy uczestnicy ewentualnego sporu, w tym Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i niektóre podręczniki, prześcigają się w definiowaniu, czym to w ogóle jest "łaska" w tym autentycznym, najprawdziwszym, najwewnętrzniejszym tego słowa znaczeniu, czysto autonomicznie z punktu widzenia Konstytucji na problem patrząc, czyli zamykając oczy na ustawy). Cała "śmietanka" (oprócz prof. Morawskiego, który wspomniał o niewyraźności Konstytucji i o skorumpowanych sędziach, lecz to pierwsze jest jedynie aluzją), wliczając tu mass media i ich ekspertów (nawet tych, którzy starają się jakoś skrytykować stanowisko TK, tylko że na zasadzie najlżejszego możliwego ataku, np. zarzucając, że "jak można darować karę niewinnemu"), a nawet prof. Kieresa, w jednym jest zgodna i jednego nie ośmiela się krytykować: tego, że to odgórnie, na Konstytucję po prostu patrząc (i nic więcej), dyktuje się, co może prezydent, a ustawy to ewentualnie się uchyla, jeśli są z tym niezgodne. Czyli: że prezydent nie jest żadnym ich sługą, lecz (wręcz przeciwnie) może być zagrożeniem dla stanu ustaw – że przez jego prerogatywy i w szczególności tę jego prerogatywę (prawo łaski) to ustawom może się oberwać. W rzeczywistości jest to postawienie sprawy na głowie; jak się okazuje, zupełnie mija się to z samymi fundamentami ustrojowymi zapisanymi w polskiej Konstytucji odnośnie roli Prezydenta. Prezydent jest urzędnikiem (czy inaczej: funkcjonariuszem państwowym), stąd też zresztą potocznie mówi się o nim, że piastuje najwyższy urząd, reprezentuje on tym samym władzę wykonawczą – jest od wykonywania prawa, wszelkiego prawa, które jest ogłoszone. Nie tylko Konstytucji. Powinien zatem dobrze znane i od dawna stosowane prawo respektować – wszelkie prawo. Prezydent nie może naruszać żadnych praw, w tym także tych z ustaw, z rozporządzeń, które by się do niego odnosiły, czy praw człowieka; choćby np. wszystko było tak poza tym dobrze, to jeśli by prezydent naruszył np. prawa człowieka, oznaczałoby to przekraczanie swych uprawnień (co z kolei, jeśli czynione jest świadomie lub wyrządza istotną szkodę interesowi publicznemu lub prywatnemu, jest przestępstwem z art. 231 Kodeksu karnego). Jest to konsekwencja ogólnej zasady legalizmu zapisanej w art. 7 Konstytucji RP, zaś w szczególności w przypadku Prezydenta ustawodawca konstytucyjny uznał za jego kluczowy pierwszy obowiązek niejako stanie na straży przestrzegania Konstytucji. Nie jest w tej roli oczywiście trybunałem, czyli organem od postępowań prawnych (organem sądowniczym), lecz jego rola jest wykonawcza: jest politykiem (może np. wykorzystywać swą prerogatywę orędzia do narodu), tym niemniej to właśnie przestrzeganie Konstytucji (wszelkich jej przepisów jednocześnie, nie tylko tego o prawie łaski) to pierwszy obowiązek Prezydenta, jak podaje art. 126 ust. 2 Konstytucji. Zaraz za tym drugim w Konstytucji zdaniem definiującym rolę i zadania Prezydenta następuje trzecie, tj. art. 126 ust. 3 – przepis kluczowy tutaj, który stwierdza, że: "Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach." Konsekwencje tego przepisu dla prawa łaski są bardzo poważne. Nie może wobec tego być uznane za ostateczne przesądzenie sprawy to, iż w art. 139 Konstytucji podane jest, że prezydent "stosuje prawo łaski" i że "nie stosuje się go do osób skazanych przez Trybunał Stanu". To przecież tylko takie zagajenie tematu. Nota bene z tego drugiego cytatu można domyślić się, że dla ustawodawcy konstytucyjnego oczywiste jest, że prawo łaski stosowane jest tylko wobec osób skazanych. Nie może być tak, że ktoś w ogóle jeszcze nie został skazany, a zostaje ułaskawiony (np. w fazie śledztwa, po uczynieniu go podejrzanym): jest to jak gdyby przyjmowane w założeniu jako oczywiste, że tutaj wybiera się spośród skazanych, którzy są chętni na ułaskawienie. Gdyby było inaczej, gdyby można było ułaskawić osobę w ogóle nijak nie skazaną, to byłoby to sprzeczne z wykładnią celowościową tego zastrzeżenia, że po skazaniu przez Trybunał Stanu nie ma już łaski; celem tego przepisu jest ochrona praworządności w państwie przed osłanianiem kolegów-polityków, jednakże nic nie pomoże, nawet zakaz ułaskawiania, jeśli zawsze ułaskawić wolno jeszcze przed skazaniem, a sprawa w Policji czy, podobnie (bo śledztwo i komisja śledcza współdzielą te same funkcje rozpoznawcze), w komisji śledczej podlega wtedy umorzeniu. Należałoby więc przyjąć za oczywiste, że ułaskawia się tylko skazanych (na razie zostawmy tu temat prawomocności, ale na pewno już skazanych) i przy tym nie tych, których skazał Trybunał Stanu. Tymczasem zaraz zobaczymy, że Trybunał próbuje przepchnąć wersję, że to w zasadzie nie ma znaczenia, bo w każdej fazie postępowania karnego, w tym także już w fazie policyjnej (zaraz też okaże się, że może dotyczy to też komisji śledczej w sprawie jakiegoś polityka, np. premiera), przysługuje rzekomo instytucja wymyślona w Kodeksie postępowania karnego: "umorzenie". Ustawy przewidują konkretny tryb ułaskawienia; następuje ono albo z inicjatywy "skazanego" (Kodeks postępowania karnego stosuje tutaj pojęcie znane z Kodeksu karnego wykonawczego oznaczające osobę skazaną prawomocnie), albo z inicjatywy prezydenta, w konkretnej dosyć dobrze sprecyzowanej formule. Na analogicznej zasadzie np. Konstytucja stwierdza (art. 137), że prezydent nadaje obywatelstwo polskie – też nie wymienia tam żadnych warunków, żadnych ograniczeń, a zatem ktoś mógłby uważać, że to już przesądza, że "prezydent jest w tej dziedzinie niczym nie ograniczony" (analogicznie jak niektórzy wnioskują na temat prawa łaski) – a tymczasem przecież, stosownie do ww. art. 126 ust. 3 Konstytucji, ustawa zamyka to w pewnych ryzach, wprowadza ograniczenie (nie naruszające istoty tego prawa; nie można powiedzieć, że "przez to to już prezydent w ogóle byłby pozbawiony trzonu swego prawa do nadawania obywatelstwa"), bowiem stwierdza, że prezydent robi to na wniosek osoby zainteresowanej (art. 19 Ustawy z dnia 2 kwietnia 2009 r. o obywatelstwie polskim; nota bene data tej ustawy to 5-ta rocznica śmierci Jana Pawła II, symbolizuje więc "śmierć papieża", "śmierć papistycznych teorii" – oczywiście to nie casus tej prerogatywy o nadawaniu obywatelstwa przesądza sprawę, bo ktoś mógłby twierdzić, że i tutaj prezydent jest niczym nie ograniczony, per analogiam do łaski, i że do ustawy stosować się może, ale nie musi, bo może też działać z własnej inicjatywy poza trybem ustawowym – naszym zdaniem byłoby to poważnie błędne, ignorujące art. 126 ust. 3 Konstytucji, rozumienie prawa – natomiast chodzi tu w tym "zabiciu złych teorii" zapewne o nawiązanie do ww. art. 126 ust. 3 Konstytucji RP, który jest właściwym zamknięciem tematu prawa łaski i pokonaniem błędnych teorii i o który opiera się to ograniczenie prezydenckiej prerogatywy). Jeszcze innym przykładem doprecyzowania i ograniczenia (tym razem co do formy, a nie co istoty sprawy) prezydenckiej czynności przewidzianej w Konstytucji jest art. 194 § 2 Kodeksu wyborczego, gdzie stwierdza się, co prezydent musi zawrzeć w zarządzeniu o rozpisaniu wyborów. Tym niemniej wydaje się, że kwestia prawa łaski jest głównym, najważniejszym przypadkiem zastosowania ww. generalnego przepisu (art. 126 ust. 3 Konstytucji) w zakresie, w jakim przyznaje ustawom prawo do doprecyzowania zakresu i sposobu korzystania przez prezydenta ze swych uprawnień. To właśnie zwłaszcza o prawo łaski najpewniej tu chodziło. Wracając jednak do rzeczy, skoro art. 139 (regulujący temat prezydenckiej łaski) stwierdza jedynie, że prezydent stosuje jakieś prawo "łaski" (najwyraźniej: względem osób skazanych), zaś "łaska" wg słownika języka polskiego to darowanie kary, to szczegóły tego, w jakim zakresie i na jakich zasadach prezydent daruje kary osobom skazanym mogą być podane co najwyżej na niższym szczeblu, tj. w zwykłych ustawach. Samo pojęcie "łaski" jest bowiem ogólnikowe i Konstytucja pozostawia tu jedynie mglisty ogólnikowy obraz (trzeba by co najwyżej z innych jej przepisów wywodzić stosowne ograniczenia, np. z zasady niezawisłości sądów czy z zasady trójpodziału i równowagi władz, a także z zasady równości względem prawa; Sąd Najwyższy w swej głośnej uchwale I KZP 4/17 dowiódł, że z samej Konstytucji jak najbardziej można czy wręcz trzeba wywieść wnioski przeciwne do tych, które przyjął Trybunał Konstytucyjny). Nie byłoby słusznym twierdzenie, że jeśli nie ma tzw. abolicji indywidualnej (wyłączenia ścigania, w tym ścigania przed sądem, w odniesieniu do konkretnej osoby), to już w danym państwie (w tym np. w Polsce wg Konstytucji 3 maja, konstytucji Księstwa Warszawskiego, konstytucji Królestwa Polskiego, które wszystkie mówią o skazaniu i darowaniu kary, a nie np. umarzaniu spraw przed sądem) właściwie to w ogóle nie istnieje "prawo łaski". Że kraje, które to utrzymują w określonych ryzach, nie pozwalają na takie umorzenia, to nie mają prawa łaski. To umorzenie nie jest wpisane w istotę tego pojęcia, podobnie jak nie jest konieczne, by państwo, w którym istnieje prawo łaski, pozwalało na ułaskawienie jeszcze przed prawomocnym wyrokiem. A zatem, zważywszy na to, że (powtórzmy) na mocy świętego art. 126 ust. 3 Konstytucji "Prezydent ... wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w ... ustawach", doprecyzowania tematu należy szukać w ustawach. Prezydent jest nimi związany. Jest ich sługą i wykonawcą. W takiej sytuacji zupełnym postawieniem sprawy na głowie jest dokonywanie przez Trybunał jakichkolwiek uchyleń tych ustaw z uwagi na to, że jakoby zbyt restrykcyjnie pozwalają na prezydenckie ingerencje w ściganie przestępstw i wymierzanie sprawiedliwości. Konstytucja pozostawia ustawodawcy dowolność i nakazuje, by Prezydent jego idee realizował. Błąd formalny pierwszy. "Od łaski muszą być umorzenia!" – bezsilny Trybunał tupie nogami i uprawia aktywizm, choć władzy uzupełniania zaniechań legislacyjnych nie maWcześniej od sprawy omawianej w akapitach poprzednich, jako w ogóle pierwsza z tego cyklu wynurzeń TK, ujawniła się sprawa nieco poboczna względem tej fundamentalnej kwestii, ale równie kompromitująca: Trybunał chce umarzania postępowań karnych na każde skinienie prezydenta, jeśli tylko toczą się one przeciwko konkretnej osobie – nieodwołalnie, raz na zawsze, wskutek "aktu łaski" (zastępczo tu nazwanego "abolicją indywidualną"). W związku z tym doszło też do skandalu w kwestii czysto formalnej, a to odnośnie niejako "techniki" wydawania i formułowania orzeczeń przez Trybunał, i granic jego uprawnień. Wiadomo bowiem, że Trybunał może coś z przepisu usunąć (tj. wykreślić z dziedziny jego stosowalności czy wręcz spośród składających się nań jednostek redakcyjnych, np. punktów), natomiast nie może nic od siebie dodać. Tymczasem Trybunał jak widać sili się na to, by dopisać do ustawy własny tekst, do czego nie ma prawa. Aby tego dopiąć, w wyroku K 9/17 "uchylił pewien przepis w zakresie", który to zakres jest jednakże (jeśli chcieć być idealnie pod względem prawniczym i logicznym korrekt) zerowy (albo też: tożsamy z całym zawartym w tym przepisie tzw. katalogiem otwartym). Spójrzmy mianowicie na przepis, który częściowo rzekomo "uchylono" – art. 17 §1 Kodeksu postępowania karnego regulujący sprawę tego, w jaki sposób kończy się sprawy, które nie dają perspektyw na wyrok skazujący (mianowicie: odmową wszczęcia albo, jeśli na to za późno, umorzeniem), i jakie to między innymi sprawy tak na pewno potraktować trzeba: Nie wszczyna się postępowania, a wszczęte umarza, gdy: W języku prawniczym wyliczenie to nazywa się negatywnymi przesłankami procesowymi, zaś zastosowana przez ustawodawcę technika ich wymieniania nazywa się katalogiem otwartym: otwartym, ponieważ pozostawia się tu mniejszą czy większą swobodę do uzupełniania go (przez w tym przypadku sędziego), a ustawodawca przytacza jedynie przykłady. W tym np. przypadku stwierdzono, że jeśli z innych jeszcze ustaw (w tym np. ustawy konstytucyjnej) wynika, że ściganie jest niedopuszczalne, to też nie wszczyna się postępowania, a wszczęte umarza (pkt 11). Przepis się im poddaje, pozostając zarazem względem tematu agnostyczny. A zatem, jeśli by nawet chcieć zgodzić się z Trybunałem, że rzekomo ("na mocy samej Konstytucji") "nie wolno prowadzić" postępowania po akcie łaski prezydenta – czyli gdyby nawet uznać zaprezentowaną teorię za merytorycznie w ogóle zasługującą na docenienie (tj. na rozważanie, czy aby jej nie stosować w praktyce), a nie będącą oczywistym bublem – to przecież nie sposób zarzucić temu przepisowi, że on rozstrzyga, iż akt łaski nie jest podstawą do umorzenia. On ani nie narzuca tego, że jest to podstawa do umorzenia sprawy, ani też nie narzuca, że nie jest. Nie jest ani tak, że ów art. 17 k.p.k. "przewiduje prawo łaski jako podstawę umorzenia", ani też tak, że on "prawa łaski podstawą umorzenia nie czyni", ponieważ on w ogóle nie wnika w te sprawy; ani czyni, ani nie czyni; te sprawy, w które wnika, są podane w punktach 1-10, pozostałych zaś on nie reguluje, a jedynie podaje sposób, w jaki sprawa się ewentualnie kończy. A zatem, konsekwentnie, "zakres", w jakim przepis ten "nie czyni" jakiegoś aktu podstawą do umorzenia, jest zerowy, ponieważ on sam z siebie tej kwestii nie rozstrzyga. Dostarcza jedynie katalog otwarty. Jeśli z Konstytucji lub innej ustawy wynika potrzeba nieprowadzenia sprawy karnej, to dobrze, niech będzie umorzona, a jeśli taka sytuacja nie zachodzi, to nie – tylko tyle się tu stwierdza. A zatem nie jest tu nawet w ogóle rozważane, jakie jest znaczenie aktu łaski prezydenta lub czy aby nie kryją się za nim szersze prerogatywy niż zawsze myślano. Można tu na marginesie dodać, że analogiczny był sposób sformułowania tego przepisu w Kodeksie postępowania karnego z 1969 r., nic się w tym zakresie praktycznie nie zmieniło (patrz dawny art. 11), a przecież wtedy była zupełnie inna Konstytucja, ułaskawiał nie prezydent, tylko Rada Państwa, itd. Ten przepis jednakże się takimi sprawami zupełnie nie interesuje, ponieważ dopuszcza interwencję czynników (przesłanek prawnych) pochodzących z zewnątrz, ustanowionych na zewnątrz (tj. określonych w innych ustawach, w tym: w samej Konstytucji). A zatem nie można powiedzieć, będąc Polakiem i prawidłowo posługując się językiem polskim, że przepis ten z uwagi na swą postać "nie ustanawia prawa łaski przyczyną umorzenia" (tj.: że wedle tego przepisu akt łaski nie jest podstawą do umorzenia sprawy). Nie; dopiero analiza jeszcze innych przepisów, czyli tego jednego na tle jeszcze innych dodatkowych, może odpowiedzieć na to pytanie, w tym zaś przypadku po prostu o tym, czy ustanawia on ułaskawienie przyczyną umorzenia czy też nie decyduje wykładnia samej Konstytucji. Tej zaś, oczywiście, Trybunał uchylić nie może ani nawet narzucić jej jedynej słusznej interpretacji, choć, jak widać, poprzez nadużycia bardzo się o to stara. W każdym więc razie art. 17 k.p.k. nie jest rozstrzygający, jeśli chodzi o to, co prowadzi do umorzenia, z wyjątkiem kilku przypadków, gdy ono na pewno przysługuje, natomiast to, co w nim istotne i najważniejsze, to to, że w ogóle stosuje się pojęcie umorzenia (z pozostałej części kodeksu wynika, że umorzenia orzeka się w formie postanowienia i że przysługują zażalenia). Nie zawiera on w sobie decyzji merytorycznych ustawodawcy co do tego, czym skutkuje łaska. Tymczasem zaś Trybunał Konstytucyjny orzekł, a serwis LexLege.pl niestety bezmyślnie powtarza, jak gdyby dostał swój upragniony kąsek, że ten i 2 inne podobne przepisy (mianowicie np. jeszcze analogiczny dotyczący wykroczeń, w Kodeksie postępowania w sprawach o wykroczenia) są niezgodne z Konstytucją RP "w zakresie, w jakim nie czynią aktu abolicji indywidualnej negatywną przesłanką prowadzenia postępowania karnego, postępowania w sprawach o wykroczenia albo [...]" W tej sytuacji osoba przychylna Trybunałowi i jego poglądom na temat Konstytucji powiedziałaby, że przecież przepis ten właśnie jak najbardziej czyni "akt abolicji indywidualnej" negatywną przesłanką prowadzenia postępowania karnego (przykład: umorzenie sprawy Kamińskiemu przez Sąd Okręgowy w Warszawie – na podst. art. 17 §1 pkt 11 k.p.k.), zaś osoba o przeciwnych poglądach na temat prawa łaski i tak nawet nie mogłaby się z tym nie zgodzić, na płaszczyźnie sporu o sam Kodeks postępowania karnego, ponieważ ten przepis nie rozstrzyga też tego w sposób przeciwny. Sam Kodeks postępowania karnego to za mało, by odpowiedzieć na to pytanie. A zatem po włączeniu choćby minimalnego zastanowienia, zakres podlegający uchyleniu wskutek wydania wyroku przez TK wydaje się już na pierwszy rzut oka zerowy (a to dzięki zastosowaniu przez ustawodawcę katalogu otwartego). Uchyla się coś, czego nie ma, ale musi być widok i reklama, że "coś uchylono" i "jakoś nie wolno". I "prosimy teraz to na stronach z tekstami ustaw (np. LexLege.pl) publikować". Sam tylko czysty PR, sama tylko forma, przy pomocy której się coś reklamuje (jako rzekomo "ostateczne" i "powszechnie wiążące, bez komentarza"), natomiast treść i konsekwencje – zerowe, bo koniec końców jednak nic się tu nie uchyla, a poza tym Trybunał chciałby tu rządzić Konstytucją, np. coś z niej zabrać albo narzucić na skalę całego państwa, jak się ją rozumie, a do tego nie ma prawa (patrz: zasada trójpodziału i równowagi władz z art. 10 Konstytucji). Ewentualnie zaś – gdyby "zakres" pojmować gramatycznie i językowo, jako fragment tekstu przepisu (jak np. przy uchylaniu poszczególnych punktów) – można by za ten zakres, o którym mówi TK, przyjąć właśnie ów cały katalog z punktami wymienionymi przez ustawodawcę (to w tym wyliczeniu jest problem, reszta zdania, tj. to wprowadzenie na początku, nie stwarza jeszcze problemu), tyle, że wtedy przepis przybiera postać nonsensowną, do jakiej go właśnie doprowadził Trybunał Konstytucyjny. Jeśli bowiem wykreślić tę listę punktów (a to o niej można by ewentualnie mówić, że "nie uczyniła aktu łaski podstawą do umorzenia"), to pozostaje coś takiego: Nie wszczyna się postępowania, a wszczęte umarza [, gdy: (uchylony)]. Oczywiście zamieszczenie w Kodeksie postępowania karnego przepisu stwierdzającego tylko tyle, że "nie wszczyna się postępowania, a wszczęte umarza", to prawdziwy absurd. Do takiego absurdu doprowadził polski stan prawny Trybunał Konstytucyjny. Mamy w efekcie w kodeksie przepis, który bezwarunkowo zakazuje prowadzenia spraw kryminalnych. Zawsze nie wszczynaj lub umarzaj. Mają być same tylko niewiniątka. Może Trybunał się czegoś boi i dlatego precz ze sprawami w Policji?... Jakiś humorystyczny premier, który by kiedyś przyszedł posprzątać państwo po rządach mafii podsłuchowej i "grupy watykańskiej", mógłby w ramach ukłonu w stronę TK właśnie na taką treść zmienić z pomocą Sejmu ten przepis (tj. z końcówką "uchylony", w drodze jakiejś ustawy nowelizacyjnej wykreślającej ten katalog), komentując to jeszcze w ramach uzasadnienia do ustawy, że jest to po prostu zaaplikowanie orzecznictwa TK – utwierdzenie stanu "od dawna powszechnie obowiązującego". Wracając jednak na ziemię do obecnych realiów powtórzenia chyba najwidoczniej wymaga, politykom i wszystkim, którzy polityką się też interesują, że Trybunał Konstytucyjny nic do żadnego przepisu dodać nie może. W związku z tym żadna erystyka "uchylony w zakresie, w jakim czegoś w nim nie ma" (tj. w całości? w zerowym zakresie?) nie pomoże, a tego typu wskazówki, co zapisywać w paragrafie, można co najwyżej pisać w uzasadnieniu wyroku, bo tak czy inaczej nikogo nie wiąże taka teoria. Trybunał nic nie dodał i nie ma prawa narzucać, by ułaskawienie uznawać za powód do umorzenia postępowania karnego (toczącego się przed prokuraturą czy sądem). Zgodnie z zasadą ustrojową z art. 10 ust. 1 Konstytucji "Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej". Równowaga ta i trójpodział osiągnięte będą tylko wtedy, gdy nie będzie żadnego boga ustrojowego, wedle prawa wydającego wszystkim innym wiążące ich polecenia (mniejsza już z tym, kto musi wpierw wykazać inicjatywę, by ów bóg przemówił; rzecz w tym, że takiego boga ma nie być). Konsekwencją tego jest to, że Trybunał Konstytucyjny nie ma monopolu na interpretowanie Konstytucji; inaczej czyniłby on go takim właśnie bożkiem, bo mógłby np. wyfilozofować sobie, że ten ma do czegoś prawo, tamten ma do czegoś obowiązek (tu prezydent, tam premier itd.), krótko mówiąc, mógłby rozkazywać najważniejszym centralnym organom państwowym zupełnie dowolnie. Konstytucję odrębnie stosują i po swojemu rozumują władza ustawodawcza, sądownicza i wykonawcza i nie ma żadnego obowiązku, by słuchać akurat tych poglądów, które reklamuje Trybunał Konstytucyjny (zwłaszcza, gdy wydają się poważnie nietrafione). Tak, jak władza ustawodawcza może modyfikować tekst prawa, tak i Trybunał Konstytucyjny może modyfikować treść ustaw, w ograniczonym zakresie, tj. może coś zabrać z ich stosowalności lub tekstu, natomiast gdyby rozszerzyć jego władzę na samą Konstytucję, czyli nadać mu rangę organu, który na skalę całego państwa daje wiążące interpretacje i wytyczne co do rozumienia i stosowania Konstytucji, upadłaby zupełnie – i to przez władzę sądowniczą! – równowaga 3 gałęzi władzy. Dla porównania, zdanie odrębne słynnego prawnika prof. Leona Kieresa z Instytutu Pamięci Narodowej wyrażone w wyroku K 9/17, które można przeczytać za tekstem wyroku na stronie internetowej https://ipo.trybunal.gov.pl/ipo/view/sprawa.xhtml?&pokaz=dokumenty&sygnatura=K%209/17#zdanieodrebne_17179_1, wyraźnie stwierdza, że (oprócz tego, iż prawo łaski obejmuje tylko uchylenie lub zmniejszenie prawomocnie orzeczonej kary) samo wydanie wyroku przez Trybunał było tu niedopuszczalne, a postępowanie przed Trybunałem podlegało dlatego umorzeniu. Nie zgadzając się z istnieniem prerogatywy "abolicji indywidualnej" (i wskazując też na wspomniany i przez nas kluczowy art. 126 ust. 3, który – jeśli się wszystkiemu dokładniej przyjrzeć – dotyczy zwłaszcza, choć nie tylko, właśnie prawa łaski), samą nielegalność jakiegokolwiek wyrokowania w tej sprawie prof. Kieres uzasadnił następująco: Przede wszystkim brak aktu abolicji indywidualnej wśród negatywnych przesłanek prowadzenia postępowania karnego, wykroczeniowego i wykonawczego nie jest (jak twierdzi wnioskodawca) pominięciem prawotwórczym, lecz zaniechaniem legislacyjnym, które nie podlega kontroli Trybunału Konstytucyjnego. Można tu na marginesie dodać, że na powyższym przeglądzie literatury widać osoby dobrane po nazwisku (co jest stałą typową metodą doboru człowieka do złej sprawy stosowaną w grupie zakulisowych wpływów Watykanu: patrz www.bandycituska.com/ponazwisku.html). Rogoziński to z jednej strony człowiek z tablicy wewnątrzkościelnej w parafii przy Krakowskim Przedmieściu (swego czasu sąsiedniej względem Niżyńskiego), z drugiej – były pracownik gastronomii sąsiadujący z Niżyńskim, wreszcie z trzeciej – patron ulicy, przy której znajduje się podstawowa placówka (a nie jej filia) odpowiedzialna za prowadzenie skrytki pocztowej xp.pl sp. z o. o. i Piotra Niżyńskiego (UP Warszawa 130 o kodzie pocztowym 02-775 ma siedzibę przy Szolc-Rogozińskiego, choć skrytki są obsługiwane przy Alternatywy 6, tj. obok Żabki na Alternatywy 4). Z kolei Baran to nazwisko sędziny, która w 2012 roku, czyli krótko po wydaniu tej książki, podtrzymała prokuratorską odmowę wszczęcia śledztwa o wyjątkowo zintensyfikowany masowy stalking, którego ofiarą był (i pozostaje) Piotr Niżyński. Wprawdzie jej imię to Magdalena, tym niemniej bardzo możliwe, że książkę wydała osoba z rodziny, gdyż nieraz tak bywa, że w rodzinie jest nawet kilku (szeroko rozumianych) prawników (tj. wliczają się tu też ludzie uczelni, a ponadto sędziowie, prokuratorzy czy komornicy). Tymczasem jest to, po przedsiębiorcach i recepcjonistkach hotelowych, jeden z najbardziej skryminalizowanych obecnie zawodów. Spikerzy tortury dźwiękowej dręczącej Niżyńskiego od dawna sugerowali, nawet wtedy, gdy było to jeszcze dosyć enigmatyczne, bo nie było jasne, co się szykuje (tj.: sprawa z ułaskawieniem), że to rząd "bardzo lansuje dwa stanowiska". Narzędziem do tego mógłby być oczywiście, od góry patrząc, aparat urzędniczy związany z administracją podatkową, zaś patrząc od strony konkretnych autorów mogliby im to proponować wydawcy, kierownicy z uczelni czy z innego zakładu pracy, np. sądu. Jak widać, uzasadnienie to w swej wstępnej fazie – jakkolwiek być może nie pochodzi od osoby zupełnie niezależnej i nieuwikłanej w żadne skandale, trudno to w tej chwili w pełni ocenić – jest zbliżone do naszych powyższych uwag o tym, że zastosowanie przez ustawodawcę w art. 17 k.p.k. katalogu otwartego przesłanek sprawia, iż nie można powiedzieć, że wyłączył on przez to cokolwiek z dziedziny stosowalności art. 17 k.p.k. (a przecież samo pojęcie "zakresu" – i, co za tym idzie, uchylenia "w zakresie" – zastosowane tutaj przez Trybunał dotyczy właśnie wyłączenia stosowalności przepisu w pewnej klasie przypadków, będącej podzbiorem dziedziny jego stosowalności; sąd, Prezydent czy inny organ sięga po przepis, gdy zachodzą ku temu określone w nim warunki, tj. te z tzw. hipotezy tego przepisu, i wyciąga wtedy z niego określone konsekwencje, zaś po uchyleniu przepisu w danym zakresie określone przypadki zastosowania go zostają przekreślone). Pominięcie w art. 17 k.p.k. jakiegoś przypadku nie wpływa na skutki prawne: nie kreuje sytuacji, że przepis zakazuje umorzenia lub że taka niemożliwość umorzenia staje się następstwem określonej sytuacji zawartej w dziedzinie jego stosowalności (tj. że, mając akt łaski, którego istnienie musiałoby w takim razie być sytuacją ze zbioru "dziedzina stosowalności art. 17 k.p.k.", sąd to właśnie jakoby w oparciu o zastosowanie – mającego tu rolę prawotwórczą, czyli kreującego regułę prawną – art. 17 k.p.k., a więc opierając się na jakiejś jego części, wyciąga wniosek, iż postanowienie zatytułowane umorzenie jest niemożliwe i że to ten przepis tutaj kreuje ten problem). Zauważmy zresztą, iż z punktu widzenia konstytucyjnego zwyczaj, że wydaje się postanowienia ogłaszające tzw. "umorzenie" nie jest istotny, gdyż konstytucyjnie ważne jest co najwyżej tylko to, że nie ma już ścigania czynu: zaprzestano tego (co przynosi uspokojenie uczestnikowi postępowania). Sposób, w jaki wtedy postępowanie się kończy, mógłby być też inny niż ten podany w art. 17 k.p.k., np. mogłoby to być ogólne zawiadomienie o zaprzestaniu prowadzenia sprawy, nie używające pojęć "postanowienie" ani "umorzenie", w związku z czym ingerencja Trybunału w art. 17 k.p.k. jest tym bardziej absurdalna – cała sprawa w oczywisty sposób dotyczy raczej nie jego, nie tego art. 17 k.p.k., tylko tych "innych przepisów", o których mowa w art. 17 §1 pkt 11 k.p.k., a mianowicie – w tym przypadku, zgodnie z poglądami Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro i Trybunału Konstytucyjnego – przepisów Konstytucji, na mocy których rzekomo ściganie miałoby być wykluczone. Słowa Trybunału "uchylenie w zakresie, w jakim nie czyni" (który to zakres, zgodnie z logiką, musiałby być zerowy, jeśli uznać orzeczenie za oparte na legalnych podstawach, albo ewentualnie stuprocentowy) są więc jedynie trikiem erystycznym (nieuczciwym sofizmatem, czyli błędem logicznym, mającym niejako podprogowo wykreować w odbiorcach pewne wrażenie) zmierzającym w tym przypadku do narzucenia nie tylko całemu państwu, ale wręcz całemu środowisku prawników polskich, nowych zasad konstytucyjnych i rzekomo jedynej słusznej interpretacji Konstytucji – w rzeczywistości stanowiącej bubel, dziecko lekceważenia art. 126 Konstytucji. I związanego z tym stawiania sprawy na głowie: stawiania to przepisów pod pręgierzem, a nie Prezydenta. Streszczenie błędu formalnego pierwszego. Co to znaczy "uchylić w zakresie"?Pamiętajmy, że "zakres", w jakim przepis jest uchylany częściowo, to określenie, które spośród konsekwencji przepisu zostają zlikwidowane (przy zachowaniu pozostałych). Nie jest to natomiast odwołanie się do jednostek redakcyjnych (np. fragmentów zdania), które się wykreśla, bo w taki sposób Trybunał nie działa; wykreślenie kilku słów ze zdania może kompletnie zmieniać jego sens, a gdyby Trybunał miał takie prawo, mógłby w istocie kreować nowe przepisy ustawowe, co właśnie mu nie przysługuje. Istnieje wprawdzie sprawa podobna, a mianowicie można wykreślić np. punkt z paragrafu czy ustępu, jeśli jest w nim lista wypunktowana, tym niemniej nie stosuje się wtedy pojęcia zakresu, tylko po prostu określa, co się uchyla: np. art. 1 ust. 2 pkt 3 lit. d jakiejś ustawy. A zatem, podsumowując, "zakres", w jakim przepis jest uchylany częściowo, to określenie, które spośród konsekwencji przepisu zostają zlikwidowane (przy zachowaniu pozostałych). (Bez uszczerbku dla powyższych uwag pozostawałby zresztą fakt ewentualnego wprowadzenia do obiegu już wcześniej kilku wadliwych orzeczeń przez Trybunał, co zresztą póki co nie zostało przez nikogo udowodnione. Kilka przykładów błędnego orzecznictwa nie może przecież podważać samego rozumu w wykonywaniu funkcji związanych z zarządzaniem systemem prawnym.) Zważywszy więc na to, że art. 17 k.p.k. nie miał nigdy konsekwencji dla rozumienia prawa łaski, to nowy wyrok K 9/17 stwierdza w istocie utratę mocy przez ten przepis w zakresie zerowym. Informacja o tej utracie mocy jest zatem najzupełniej zbyteczna i nie przydaje się jej publikowanie. Służy ono tylko celom PR-owskim, jako reklamowanie (niemądrych zresztą) zapatrywań nagłaśnianych przez Trybunał, bynajmniej nie będących wiążącymi dla pozostałych organów władzy publicznej. Chcąc coś narzucić w sposób sensowny, a nie nielogiczny, Trybunał Konstytucyjny musiałby chyba uchylić fragment samej Konstytucji z dopiskiem "utracił moc, rozumiany tak, że [...]", do czego oczywiście nie ma żadnego prawa; nie jest on też jedynym uprawnionym do czytania, rozumienia i stosowania, a więc też interpretowania, Konstytucji, bo w naszym ustroju w ramach trójpodziału władzy (art. 10 Konstytucji) nie ma żadnego króla, uprawnionego do wiążącego rozkazywania wszystkim innym bez oglądania się na ich zdanie. Z ww. powodów brak jest (w obecnym stanie prawnym, skoro nie występują rażące nadużycia w ustawach, jak np. rażący rozrost władzy prezydenta) możliwości, by Trybunał miał jakiekolwiek istotne znaczenie w dziedzinie ewentualnych dyskusji na temat natury prawa łaski, jego zakresu, konsekwencji i zasad jego stosowania. Błąd merytoryczny drugi. "Prezydent może przerywać postępowanie karne w zasadzie w dowolnej fazie, a prokuraturze lub sądom pozostaje je wtedy umorzyć"Zgodnie z Kodeksem postępowania karnego, który ma na ten temat swój specjalny nagłówek "Ułaskawienie" (tj. rozdział 59, na który składają się art. 560-568), ułaskawienie dotyczy tylko osób skazanych. Tylko takie przypadki są w ustawach rozważane, z czego wynika, że inne nie przysługują, gdyż Konstytucja wymaga doprecyzowywania w ustawach, ilekroć przedstawia jedynie zarys problemu, a nie gotowe reguły postępowania. Prawo łaski, czyli ułaskawienie, nie jest więc natomiast w obecnym stanie prawnym prawem do umorzenia postępowania w fazie śledztwa lub dochodzenia (i dobrze, z punktu widzenia wartości konstytucyjnych). Tymczasem zaś Trybunał Konstytucyjny, forsując bezpodstawnie umieszczenie w art. 17 k.p.k. dodatkowych treści, domaga się w istocie, by bez względu na fazę postępowania akt ułaskawienia powodował umorzenie sprawy (gdyż art. 17 stosuje się zarówno w fazie tzw. postępowania przygotowawczego, typowo kojarzonej z Policją i prokuraturą, jak i w sądowej fazie spraw karnych; jest on sformułowany niemal agnostycznie względem podziału postępowania na te fazy, cezurą czasową jest tu raczej w ogóle wszczęcie dochodzenia lub śledztwa, nie zaś wniesienie sprawy do sądu). Co do zasady wszystkie przypadki wymienione w art. 17 k.p.k. mają zastosowanie zarówno w fazie śledztwa, jak i w sądzie, do wyjątków zalicza się ze swej istoty art. 17 §1 pkt 9, czyli tzw. brak skargi uprawnionego oskarżyciela. Natomiast z treści omawianego u nas wadliwego wyroku TK nie wynika wcale, by ułaskawienie miało być możliwe tylko w fazie sądowej, toteż jest to poważny błąd merytoryczny tego orzeczenia. Tworzenie zasad, których jak dotąd nie było w prawie, tj. w ustawach niższego szczebla niż Konstytucja, w sytuacji, gdy powinny być one dla Prezydenta święte i gdy inicjatywa leży wobec tego, wedle prawa, koniecznie po stronie ustawodawcy. Ponadto zgodnie z Kodeksem postępowania karnego zastosowanie prawa łaski nie jest przeszkodą we wniesieniu kasacji na korzyść oskarżonego. Jest to zresztą konsekwencja jednolitego stanowiska ustawodawcy, które wyraża się w tym, że postępowanie karne, jak i kasacja, nie służy tylko wymierzeniu kary w imię celów kary (ani nawet zapewnieniu prawa do sądu pokrzywdzonemu), lecz służy także ustaleniu prawdy (może to mieć cel zarówno publiczny, jak i bardziej prywatny, np. związany z troską o dobre imię, w tym także wobec instytucji państwowych). Z identycznych więc powodów można np. wnieść kasację, choć karę skazany już odbył – nie ma to nic do rzeczy, a nawet znane są takie przypadki. Tymczasem bardzo charakterystyczny jest fakt, że jedynym przypadkiem, gdy ustawodawca tak stwierdza (że akt łaski, mianowicie taki na korzyść oskarżonego, pozostaje bezskuteczny dla dalszego toczenia się postępowania, w każdym razie odnośnie prawa oskarżonego do obrony), jest sprawa kasacji. Natomiast przy apelacjach i zażaleniach w ogóle się tej kwestii nie rozważa, co jest bardzo znamienne. Można stąd wysnuć wniosek, że dla ustawodawcy oczywiste było, iż przed osiągnięciem prawomocności nie ma też aktu łaski. Gdyby był możliwy akt łaski przed uprawomocnieniem się wyroku (co następuje po pierwszej lub drugiej instancji; na etapie kasacji wyrok jest już prawomocny, gdyż prawomocność oznacza to, że nie przysługuje zwykły środek odwoławczy, podczas gdy kasacja jest środkiem tzw. nadzwyczajnym), to niewątpliwie ustawodawca, kierując się tym samym prawem do obrony, jakie przyświeca obecnemu art. 529 k.p.k., zawarłby analogiczny przepis w dziale IX k.p.k. dotyczącym ogólnie postępowania odwoławczego, tj. zwykłych środków odwoławczych, tak, iż w dziale XI o kasacjach nawet nie trzeba by go wymieniać, skoro (wedle art. 518 k.p.k.) przy kasacjach i tak na zasadzie analogii stosuje się przepisy działu IX. Tak głosi wykładnia celowościowa prawa i pierwsze, najprostsze wnioski z niej płynące. A tymczasem przecież gdy przy pojmowaniu (interpretowaniu) ustaw wyłaniają się pewne trudności (skoro się widzi tylko to, co jest napisane, zgodnie z dosłownym brzmieniem słów i rozbiorem logicznym zdań), jak podpowie każdy prawnik słuszne jest sięganie po inne słynne metody wykładni, takie jak właśnie np. wykładnia celowościowa. Toteż niewątpliwie uzasadniony jest wniosek, że ułaskawia się tylko osoby skazane prawomocnie. Przemawia za tym po prostu prawo do obrony (art. 42 ust. 2 Konstytucji), jako ostateczny temat leżący u podstaw takiego uregulowania. Obrony nie tylko przed karą, ale także przed insynuacją, obrony idącej najdalej, jak to tylko możliwe bez naruszania prawa. Oznacza to także możliwość wykazania, wręcz przeciwnie do aktu oskarżenia, że właśnie nie ma podstaw do przypisywania winy, a nawet, że się jest niewinnym. Powyższe jest to na gruncie kodeksowym argument najmocniejszy, a tymczasem są w Kodeksie jeszcze inne wskazówki na to, że dla ustawodawcy oczywiste jest to, że skazany już podlega karze. Przykładowo, gdy do sądu trafia wniosek o ułaskawienie, zadaniem sądu jest m. in. uwzględnianie "rozmiaru szkody wyrządzonej przestępstwem". Czyni to którykolwiek sędzia, często losowo wybrany i z innego wydziału niż orzekający, przy czym oczywiście zgodnie z art. 42 ust. 3 Konstytucji (powtórzonym też z większymi nawet jeszcze gwarancjami w art. 5 §1 k.p.k.) każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu. A zatem narzucanie, iż sąd ocenia rozmiar szkody wyrządzonej przestępstwem, sygnalizuje, że hipotezą jest tu popełnienie przestępstwa, co oznacza, że hipoteza jest istnienie winy, czyli istnienie prawomocnego wyroku sądu. Taki jest w każdym razie standard dotyczący ułaskawień na wniosek od skazanego, tym niemniej z uwagi na to, o czym była mowa 2 akapity wyżej, standard ten zasadnie jest też uznać za powszechny i za założenie przyjmowane w Kodeksie przez cały czas, bez względu na postawę prezydenta w konkretnym przypadku. Niezależnie od powyższego wytyczne bardzo silnie przemawiające przeciwko możliwości ułaskawienia osoby, na której nie ciąży jeszcze prawomocny wyrok sądu, można znaleźć w samej Konstytucji jako pokłosie jej przepisów. Przede wszystkim więc można tu wskazać prawo do sądu niezawisłego, będące prawem człowieka. Niezawisłość polega na tym, że nie istnieje (przede wszystkim, w ramach rdzenia znaczeniowego tego pojęcia) zależność o charakterze służbowym czy innym podobnym, zobowiązująca do wykonywania czyichś poleceń, dyrektyw, aktów władczych, pomiędzy organem niezawisłym a jakimś innym. Muszę tu wyraźnie podkreślić, że ta niezawisłość jest czym innym niż faktyczny przymus wyrażający się w technicznej niemożliwości zrobienia czegoś czy nawet w naciskach o charakterze kryminalnym (np. zachęty ze strony grupy przestępczej – to bowiem nawet sam TK uznawał za coś właściwie innego, tj. za tzw. stronniczość); niezawisłość dotyczy w pierwszej kolejności i przede wszystkim właśnie zależności o charakterze prawnym czy pseudo-prawnym, a więc istnienia wszelkiego rodzaju "obowiązku" i "nakazu" czynienia czegoś, w majestacie prawa. Naruszeniem niezawisłości byłoby więc na przykład, gdyby sędziowie mieli swych szefów, jak prokuratorzy Prokuratora Generalnego, którzy im każdorazowo mieliby prawo narzucać określone trendy na zasadzie polecenia (np. dla zapewnienia lepszej jednolitości, "wyższej jakości" orzekania itp.). Innym rażącym przykładem naruszania niezawisłości byłoby wydawanie sądom instrukcji co do konkretnych toczących się spraw przez np. jakiegoś księcia czy króla w sytuacji, gdy konstytucja danego kraju przewiduje "wydawanie wyroków w imieniu księcia" (tak np. w art. 95 Konstytucji Liechteinsteinu i art. 49 Konstytucji Luksemburga). Oczywiste jest przy tym, że sąd z racji swej funkcji polegającej na egzekwowaniu prawa pozostaje zależnym od dawnych uczynków prawodawcy (natomiast za generalnie niepożądane, także w orzecznictwie ze Strasburga, uznaje się ingerowanie przez ustawodawcę w tok postępowań już wszczętych, wobec czego stosuje się przepisy przejściowe ograniczające wpływ nowelizacji ustaw tak, by nie wpływały one na sprawy już założone). Ponadto sąd pozostaje częściowo uzależniony od stron postępowania w ramach realizowania przezeń zasad postępowania, gdyż to jest jego misją (sąd dlatego może jawić się jako swoisty stolik do brydża dla rozgrywek w dziedzinie prawa odbywających się, co pożądane, wedle ściśle określonych zasad, wiążących ze sobą strony postępowania wraz jeszcze z kierującym nim sędzią), jakkolwiek ostateczna decyzja to do sędziów należy i bardzo często jest uwikłana także w kwestię oceny dowodów, ta zaś od życzeń stron jest już dużo mniej zależna. Te dwie więc rzeczy, uzależnienie od prawodawcy i uzależnienie od stron postępowania, są czymś oczywistym i z samego rozumu dającym się wywieść, natomiast – zważywszy na to, że prawo do sądu jest prawem człowieka, a zatem czymś międzynarodowo usankcjonowanym i znanym w każdym systemie prawnym, nawet takim, który by nie przewidywał istnienia prawa łaski (owo prawo do niezawisłego sądu jest od istnienia prawa łaski niezależne i niejako zwierzchnie dla ustrojodawcy, zawsze więc musi oznaczać to samo) – nie sposób za legalne uznawać obowiązku realizowania zamysłów prezydenta w postępowaniu sądowym, a to z przyczyn prawnych. Byłaby to wręcz zupełna obraza samej istoty idei niezawisłego sądu. Z tego też względu, jako naruszenie prawa człowieka (określonego w art. 45 ust. 1 Konstytucji i w art. 6 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, i w art. 14 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych), umorzenie postępowania przed jego naturalnym zakończeniem przez sądownictwo, rozumiane jako władza odrębna i niezależna od innych władz (patrz art. 173 Konstytucji i art. 10 Konstytucji), musi jawić się jako niedopuszczalne. Należy w szczególności zauważyć, że stroną postępowania karnego praktycznie zawsze jest nie tylko oskarżony, ale i pokrzywdzony, w związku z czym już chociażby konieczność bronienia przez państwo jego prawa człowieka (prawa do sądu) wyklucza załatwianie sprawy umorzeniem z przyczyn politycznych. Byłoby to także wbrew tendencji prawnej (i wykładni celowościowej) płynącej z art. 44 Konstytucji, gdzie wyraźnie obiera się wręcz przeciwny kierunek. Nie może być przecież tak, że podobnie, jak "dawniej", "wśród ludów i polityków pierwotnych", to Prokurator Generalny był od zamykania śledztw, gdy trzeba było kryć politycznie kolegę, ale miało to "niestety" wciąż jeszcze swoje pewne wady, bo później przychodził nowy minister i zgodnie z jego wolą następowało rozliczenie, i koniec końców winni nadużyć szli do więzienia, podobnie teraz istnieje lepsze rozwiązanie na miarę większych potrzeb, a jest nim umarzanie sprawy przez Prezydenta, co już jakoby ma być pozbawione tej ostatniej wady, czyli możliwości "nawrócenia się" w przyszłości (akt łaski jest obecnie czymś nieodwracalnym). Byłby to istotny krok wstecz pod względem państwa prawa. Jeżeli zaś uznać, że prawo łaski stwierdzone w art. 139 Konstytucji obejmuje też prawo do umarzania śledztw i dochodzeń (czy w takim razie komisji śledczych też? mają one przecież tę samą funkcję, co i śledztwo, funkcję wykrywania i ujawniania nieznanych dotąd nadużyć...), to koliduje to i jest niezgodne z prawem pokrzywdzonego do efektywnego śledztwa, które to prawo nieraz już stwierdzano w dotychczasowym orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Generalnie zawsze wtedy, gdy przestępstwo jest podeptaniem jakiegoś prawa człowieka (a najczęściej jest; nawet proste uderzenie kogoś w twarz interpretuje się jako poniżające traktowanie, natomiast dla przykładu przestępstwa w rodzaju zabójstw są naruszeniem prawa do życia), brak skutecznego śledztwa (co jest nieodłącznie wpisane w umorzenie sprawy przed jego naturalnym zamknięciem) w sytuacji, gdy byłoby ono z uwagi na realia sprawy możliwe, uznaje się za niewywiązanie się państwa z obowiązku zapewnienia praw człowieka (obowiązek ten zapisano w art. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz w art. 5 Konstytucji RP), co jest tożsame z kolaborowaniem w ich łamaniu. Było już mnóstwo takich spraw, Polskę wielokrotnie skazywano, jak pokazuje strona internetowa Prokuratury Krajowej: https://pk.gov.pl/dzialalnosc/europejski-trybunal-praw-czlowieka/orzecznictwo-etpcz/orzecznictwo-europejskiego-trybunalu-praw-czlowieka/. W związku z powyższym równie niedopuszczalne, co umarzanie za decyzją prezydenta spraw sądowych, jest robienie tego samego w stosunku do śledztw, a przyczyną są już choćby, arcyważne w polskim ustroju, prawa człowieka. "Dla jednych naczelne przy interpretowaniu Konstytucji są wolności i prawa człowieka [...], dla innych – jakiś człowiek, który chodzi po scenie i raz po raz narusza zasady sprawiedliwości społecznej..." Kolejną przyczyną niedopuszczalności już nie tylko umorzenia, ale samego nawet ułaskawiania osób jeszcze nieosądzonych w sposób ostateczny, czyli taki, który nie pozostawia im już żadnych zwykłych środków zaskarżenia (typowo dających jedynie tydzień-dwa od momentu wydania wyroku na zadziałanie), jest to, że godzi to w skuteczność (sprawność) realizowania przez państwo zasad sprawiedliwości społecznej, a mianowicie tych zasad, które wyrażają się w prawie karnym materialnym (tj. w, popularnie mówiąc, "paragrafach karnych": tych, które definiują poszczególne przestępstwa) i prawie cywilnym materialnym, a także tych innych przepisach, które nakładają np. na niektóre zawody szczególnie wysokie poprzeczki co do poziomu osobistego prezentowanego przez kandydatów (np. sędziowie, ale też prokuratorzy, politycy itp.). Domniemanie niewinności jest bowiem czymś dobrym, ale jeżeli ktoś jest autentycznie winny, powinno w końcu ustąpić miejsca uznaniu winy, gdyż nie ma sprawiedliwości bez prawdy. Nie można wywodzić słusznych wniosków z fałszywie ustalonego stanu faktycznego, jak również nie osiągnie się sprawiedliwości stosując zabiegi tożsame z niszczeniem dowodów (np. nieprzeprowadzenie kompletnego śledztwa, zaniechanie zbierania dodatkowych niezbędnych dowodów przez sąd, choć byłaby taka możliwość). Z pełnym szacunkiem dla prawa łaski prezydenta i tego, że chodzi o przypadki wyjątkowe, jak i tego, że ktoś może cierpieć także przez konsekwencje ustawowe inne niż kara a również powiązane z jego winą, nie można przecież dopuścić do tego, by np. skorumpowani sędziowie, którzy chętnie dogadują się z państwem i za pieniądze wydają usłużnie orzeczenia, jakich chce władza polityczna, dalej zasiadali na szczycie judykatury i decydowali o państwie prawa. Byłoby to prawdziwym zagrożeniem dla ustroju demokratycznego państwa prawnego. To samo może dotyczyć innych zawodów, np. skorumpowanych egzaminatorów prawa jazdy itp. Wiele jest w państwie punktów wrażliwych, a niektóre są tak kluczowe, że nie można będąc odpowiedzialnym poprawności i gwarancji dalszego demokratycznego bytu państwa prawa uzależniać od widzimisię jednej osoby (Prezydenta), lecz trzeba je uważać za powszechnie zabezpieczone samym po prostu prawem i tylko prawem ("kto zgrzeszył, kto winny, niech wysiada"). Analogiczny problem potrzeb sprawiedliwości co do ujawnienia faktów występuje też w dziedzinie prawa cywilnego, a ściślej: ochrony dóbr osobistych, np. ochrony czci czy godności. Kluczowe w takich sprawach dla sprawiedliwego wyroku jest ustalenie, czy zarzut wyrażany przeciwko innej osobie jest prawdziwy. Jeśli jest, to nie ma naruszenia ochrony żadnej z powyższych wartości konstytucyjnych, gdyż pierwszą i podstawową osią dzielącą problem wyrażanych głośno oskarżeń (tj. przypisywania określonych negatywnych cech) na dwie części, legalną i nielegalną, jest tu (jak zresztą można znaleźć np. w orzecznictwie SN) prawda, po prostu słuszność lub niesłuszność podnoszonych tez. Prawdziwość głoszonej tezy przekreśla oba ww. zarzuty naruszenia dobra osobistego. Tymczasem zaś oczywiście udowodnienie, że ma się rację głosząc pewien pogląd, choćby nawet osobiście bardzo uprawdopodobniony (z osobistej perspektywy mówiącego, który mógł bardzo wiele doświadczyć z dziedziny rzeczy go potwierdzających), często wymaga wglądu w akta sprawy kryminalnej, bo dowody z zeznań, tak, jak i informacje o ludziach, nie są osiągalne przez każdego, lecz generalnie tylko przez państwo; co więcej, sprawa ta musi być poprawnie poprowadzona, od początku do końca, bez zaniechań w fazie śledztwa, co często właśnie jest przedmiotem apelacji; aby do takiego stanu doprowadzić, korzystne jest niewtrącanie się polityków w sądownictwo. Powyższe dwie rzeczy są to argumenty przeciwko umorzeniom, natomiast jeszcze jaskrawszy staje się problem na tle wymagań prawa karnego materialnego i związanych z nimi celów kary. Ułaskawienie poprzedzające uprawomocnienie się wyroku, np. po pierwszej instancji (czy, co gorsza, w fazie śledztwa albo nawet przed popełnieniem czynu zabronionego), uczy bezkarności i zdejmuje z człowieka ciężary, które nie bez powodu i nie bez swej winy prawo nakazuje mu nosić. Nie są one karą, nie mowa tu też o areszcie, który może w takim razie faktycznie staje się przesadą, ale stawanie przed sądem wydaje się przysłowiowym "psim obowiązkiem" każdego przestępcy, jeśli tylko zależy mu na dobrym imieniu niewinnego. W istocie im wcześniej dochodzi do ułaskawienia, tym gorzej dla realizowania przez państwo zasad sprawiedliwości społecznej, bo tworzy to wrażenie nieistotności postępowań sądowych i braku państwa prawa, które by cokolwiek chciało rozliczyć i chociaż w tym zakresie wyjaśnić i usankcjonować, że ustalić winę w sposób oficjalny. Brak państwa prawa to zaś sprawa wyjątkowo groźna; niewątpliwie idzie to w przeciwnym kierunku do celów kary, znanych z podręczników prawa karnego, to zaś nie licuje z kluczową ustrojową rolą art. 2 Konstytucji. Trzeba tu mieć na uwadze, że nawet akt łaski prezydenta musi być sprawiedliwy, bo nie jest działaniem spoza państwa, jak np. bezprawne porwanie kogoś z więzienia, tylko działaniem organu państwowego (organu władzy publicznej), utrzymywanego z naszych podatków. Musi więc być działaniem na podstawie i w granicach prawa (tak wg: art. 7 Konstytucji RP), w tym w szczególności art. 2 Konstytucji RP w oczywisty sposób skierowanego właśnie do państwa uosabianego, stosownie do konkretnej sytuacji, przez konkretne jego organy. Zresztą sam prezydent Duda rozumie to dobrze, skoro na swej stronie internetowej podaje, że "Akt łaski stosowany jest przede wszystkim, gdy skutki wyroku są nadmiernie dolegliwe, a ich represyjny charakter znacznie przekracza poziom zamierzony przez sąd"; "gdy wymagają tego względy humanitaryzmu i sprawiedliwości, a nie można uczynić im zadość w drodze postępowania sądowego". Wracając do rzeczy, łatwo tu także zauważyć, że w skrajnych przypadkach – tj. gdyby ułaskawienie uznawać np. za możliwe nawet jeszcze przed popełnieniem czynu zabronionego albo np. w fazie śledztwa – poprzez odwleczenie wstecz momentu najwcześniejszej dopuszczalności ułaskawienia coraz bardziej możliwe stają się akty łaski niejako wyciągane z prywatnej szafki jakiegoś dawnego prezydenta, z jakichś archiwów o niepewnej autentyczności, zaś liczba uprawnionych do darowania kary zwiększa się w sposób niekontrolowany i zupełnie nieproporcjonalny do jakiejkolwiek wartości, jaka mogłaby to uzasadniać (np. długości kary). Przykładowo, w sytuacji, że przestępstwo popełniane jest przewlekle w trybie ciągłym i trwa cały czas wiele lat, a przy tym cały czas pozostaje równie haniebne lub nawet coraz bardziej haniebne, tym więcej byłoby uprawnionych do jego ułaskawienia. Gdyby zaś przyjąć, że ułaskawić można jeszcze przed popełnieniem przestępstwa, to jeszcze by się okazało, że przykładowo w sprawie Piotra Niżyńskiego sprawców podsłuchiwania mógłby ułaskawić już jakiś jeden z pierwszych prezydentów II Rzeczpospolitej Polskiej. Pozostaje tylko pytanie, czy odnośne nowo odkrywane dokumenty (pochodzące od dawno zmarłych prezydentów) można by z jakąkolwiek dozą pewności uznawać za autentyczne – i kto miałby to badać. Znamienne, że Trybunał Konstytucyjny tak wzdraga się przed badaniem rzeczywistego obowiązywania aktu łaski przez sądy, a tymczasem w świetle problemów powyższego rodzaju jak najbardziej realnym wyzwaniem mogłaby się okazać potrzeba badania ich mocy wiążącej przez, na przykład, Służbę Więzienną czy urzędy skarbowe (w przypadku kar finansowych). Im też dłuższy łańcuch różnych osób, które wiedziały o przestępstwie i były kolejno prezydentami, tym zwiększa się prawdopodobieństwo, że któraś z nich wskutek niereprezentatywnej teorii prawnej przez siebie wyznawanej może je ułaskawić (co oczywiście należy traktować w kategoriach zagrożenia); z tego też względu przesuwanie wstecz momentu, od którego możliwe jest ułaskawienie, należy zawsze uważać za niekorzystne, zaś maksymalne mające oparcie w ustawach odwlekanie tego momentu za korzystne dla demokratycznego państwa prawa urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej (p. art. 2 Konstytucji). Finalnie, należałoby tu jeszcze zauważyć, że podmiotem ułaskawień dokonywanych w trybie bez-udziału-sądu są praktycznie zawsze koledzy polityków. Zwykły człowiek nie ma dostępu do prezydenta, ponieważ gdyby nawet wysłał tam wniosek, to zgodnie z właściwością rzeczową kancelaria przekazałaby go, na podstawie Kodeksu postępowania karnego w związku z art. 243 Kodeksu postępowania administracyjnego, do odpowiedniego sądu (po ustaleniu, który to sąd). A zatem łaska przed wydaniem prawomocnego wyroku skazującego godzi w normalne urzeczywistnianie zasad sprawiedliwości społecznej przede wszystkim w przypadku przestępstw politycznych, to znaczy powiązanych z czołowymi politykami. Jest to oczywiście niedopuszczalne; właśnie w takich sprawach powinno być jak najmniej zmiłowania, jak najmniej skłaniania się w stronę racji wygłaszanych przez polityków (już choćby z uwagi na zasadę trójpodziału i równoważenia się władz), inaczej pod znakiem zapytania staje w ogóle samo zdrowe państwo, tj. demokratyczne państwo prawa urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej. Po prostu jest to kierunek przeciwny do tego z art. 44 Konstytucji (i do jego wykładni celowościowej), szkodliwy dla panowania demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej, a za to sprzyjający niestety formowaniu się państwa mafijnego. Sprawność realizowania swych obowiązków przez instytucje państwa, czyli to, na ile uda się w praktyce wdrożyć prawo, jest ważną wartością konstytucyjną, jak podaje jej preambuła (a także orzecznictwo TK, np. niepublikowane wyroki K 39/12 i, wydany w urodziny Piotra Niżyńskiego, podobny do niego SK 4/12), zaś konieczność urzeczywistniania zasad sprawiedliwości społecznej wynika z art. 2 Konstytucji RP. Z powyższego można wywieść, że działania wydające się iść w przeciwnym kierunku a pozbawione dobrego uzasadnienia prawnego są nielegalne. To dopiero solidne uzasadnienie prawne (tj. takie, które by dopiero kreowało jakąś alternatywną sprawiedliwość, np. tkwiącą w wyższych swobodach obywatelskich kosztem mniejszej niestety efektywności śledztw) może uzasadniać osłabienia sprawiedliwości, o jakich mowa w powyższym akapicie. Ponadto można wytknąć, że akt łaski, czyli "darowania kary", w sytuacji, w której wedle prawa karę należy uważać za nie przysługującą (nie ma bowiem winy; zgodnie z poszczególnymi paragrafami penalizującymi poszczególne przestępstwa, np. w Kodeksie karnym, kara jest wtedy, gdy jest wina, zaś art. 42 ust. 3 Konstytucji określa, że każdy w braku prawomocnego wyroku uważany jest za niewinnego), może być uznany za nie tylko osłabiający prawo do obrony, ale wręcz za kalumnię. Za rodzaj potwarzy. Tego zaś prezydent ma obowiązek się wystrzegać (art. 30 Konstytucji i art. 47 Konstytucji: ochrona godności i czci). Kolejnym wreszcie powodem uzasadniającym niezgodność z prawem aktów łaski w fazie dochodzenia lub śledztwa, a tym bardziej umarzania spraw w następstwie takich aktów łaski – podobnie jak (w istocie zbliżonego do tej sytuacji) robienia tego po pierwszym zaledwie, a więc być może fasadowym tylko i pozbawionym głębszej refleksji, wydaniu wyroku przez sąd (mógłby to być np. tylko wyrok nakazowy, wydawany więc w braku rozpraw i jedynie na podstawie dokumentów, a może nawet naruszający przy tym zasadę bezpośredniości i zasadę samodzielności sądu w rozstrzyganiu kwestii faktycznych); krótko mówiąc, jest to także podobna sytuacja do umorzenia śledztwa, np. pod jego koniec, bo też nie dochodzi do osądzenia winy i pełnego wyjaśnienia sprawy – może być zasada trójpodziału i równowagi władz (art. 10 Konstytucji). Wydaje się zresztą, że właśnie po to prezydenta dopisano do władzy wykonawczej w art. 10 ust. 2 Konstytucji (a nie każdy organ władzy publicznej musi być tam wymieniony: przecież jest sporo organów, które nie mieszczą się w tym podziale, np. RPO czy KRRiT), by jego uprawnienia ograniczać przez wzgląd na potrzebę równowagi między potęgą rządu wspieranego jeszcze przez dysponującego danymi prerogatywami prezydenta a możliwościami innych władz, np. parlamentu czy sądownictwa. Generalnie bowiem łaska jest jedną z najważniejszych prerogatyw ustrojowych prezydenta zaliczających się do tych, które w ogóle podlegają dyskusjom i doprecyzowywaniu w ustawach, nie są bowiem zarysowane w sposób wyraźny i wszystko jednoznacznie rozstrzygający (np. na gruncie słownikowym czy podręcznikowym). Można wprawdzie wskazywać też na inne prerogatywy, np. na kwestię powoływania sędziów i tego, na ile tutaj prezydent ma swobodę, tym niemniej są to w doktrynie tematy dużo mniej kontrowersyjne. Skoro więc art. 10 pozostaje bez wpływu na takie oczywiste i ostatecznie już w samej Konstytucji zdefiniowane prerogatywy Prezydenta (w relacji i porównaniu z innymi władzami niż wykonawcza), jak np. powoływanie premiera, podpisywanie lub wetowanie ustaw, inicjatywa ustawodawcza czy inicjatywa przed Trybunałem Konstytucyjnym, które to w ogóle są jasne i proste, natomiast ustrojodawca mimo wszystko żąda i uznaje za potrzebne uwzględnianie równoważenia się władz ze szczególnym uwzględnieniem także prezydenta – który wśród nich jest w ramach władzy wykonawczej wymieniony, choć mógłby (podobnie do niektórych innych organów) nie być – to sensu i znaczenia takiego uregulowania należy upatrywać właśnie m. in. czy nawet (uwaga) przede wszystkim w prawie łaski. (Jakkolwiek oczywiście możliwe są też zaburzenia równowagi od innej strony, np. od strony postępków rządu czy sądownictwa, to tutaj skupmy się na prezydencie i dlatego też właśnie na prawie łaski.) Jest to wręcz chyba jeden z głównych przepisów je regulujących, obok art. 126 ust. 2 Konstytucji nakazującego stosować też ustawy oraz wszelkie inne przepisy Konstytucji oraz art. 45 ust. 1 Konstytucji (prawo do niezawisłego sądu; wyklucza on, jak zresztą głoszą różni eksperci od prawa, legalność takich umorzeń pod naciskiem prezydenta, którego by wg prawa należało posłuchać). Trzeba tu jednak w takim razie od razu wytknąć, że zaburzenie równowagi występuje nie tylko wtedy, gdy już mocą samego prawa "prezydent wszystko może" i gdy nie zagrażają mu wobec tego żadne inne ośrodki. To oczywiście jest nieosiągalne, bo istnieje coś takiego, jak Trybunał Stanu, a przy tym łatwo dopatrzeć się w Konstytucji, np. w jej art. 2, podstaw do kwestionowania posunięć prezydenta, a poza tym mógłby mieć parlament i rząd przeciw sobie. Istnieje też prasa, która mogłaby (choć nie musi) go w sytuacji nadużyciowej kompromitować. Natomiast tym, co zaburza równowagę, jest (jeśli przyjąć, że coś jest) już przede wszystkim sama możliwość, samo ryzyko poniżenia pozostałych władz i skupiania całej władzy w rękach jednej jej gałęzi – wykonawczej. Na tym tle nie sposób nie zauważyć, że zamiatanie sprawy pod dywan, jakim jest akt łaski przed ustaleniem winy, czyli przed wyrokiem prawomocnym, grozi stabilizowaniem się podejścia, że "popełnił on (prezydent czy kto inny) jakieś przestępstwo, złamał on trochę prawo, ale to już nie ma znaczenia". Jeśli zaś np. łaska poprzedzająca wyrok prawomocny czy nawet jakiekolwiek rozprawy tyczy się to premiera albo prezesa telewizji publicznej i wiąże z korupcją skarbową, czyli z faktem (wynikającym z relacji prof. Morawskiego i Piotra Niżyńskiego czy choćby z artykułów xp.pl z działu Kryminalne albo np. tych o zabijaniu rodziny Niżyńskiego) kryminalnego dogadywania się sędziów i przedsiębiorców z państwem (np. co do śledzenia i dręczenia Piotra Niżyńskiego czy także co do różnorodnej oferowanej państwu pomocy, co z tym idzie w parze, np. pomocy poprzez orzeczenia sądowe czy poprzez korzystny przekaz mass mediów), to można spodziewać się, że mass media nie będą w sprawie upatrywać skandalu i puszczą ją płazem, jak każde "uprawnione działanie prezydenta". Konsekwencje formowania się w państwie i także wśród ludności podejścia "popełnił on (prezydent czy kto inny) jakieś przestępstwo, złamał on trochę prawo, ale to już nie ma znaczenia" są bardzo poważne. Przede wszystkim uszczerbku doznaje tu art. 2 Konstytucji, głoszący demokratyczne państwo prawne urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej. Od strony równowagi ustrojowej natomiast oznaczałoby to, dla prezydenta, mającego u boku specyficzną nielegalną i bardzo potężną służbę specjalną (którą dziś reprezentuje podobno Telewizja Polska: komórka śledząca Niżyńskiego wydaje się być skontaktowana i z premierem, i z sądami, i ze szpitalami, i z różnymi firmami i w tym skontaktowaniu umożliwia pogróżkowe i oparte na zawartym już wcześniej układzie egzekwowanie wszechwładzy premiera, zaliczanego wraz z prezydentem do władzy wykonawczej), praktyczną wolność wznoszenia się jego i jego pomocników z jednej strony ponad ustawodawcę, z drugiej zaś strony: ponad sądownictwo. Prawo można bowiem podeptać, a sądownictwo upokorzyć, nakazując mu umorzenie postępowania. Jeszcze bardziej żałośnie na tym tle rysuje się pozycja organów ścigania, w tym prokuratury, te bowiem z istoty rzeczy (tj. wedle prawa) są obecnie uzależnione od rządu i mniej to kogokolwiek szokuje. A zatem powstaje ryzyko takiego emancypowania się władzy wykonawczej, w którym trafia ona już wyraźnie ponad władzę ustawodawczą i sądowniczą, te zaś w obliczu jej potęgi stają się pogardy godne. Pokrzywdzony podsłuchem i torturą telewizyjną stoi murem za zdrową łaskąSwój komentarz do sprawy przedstawia Piotr Niżyński, główny pokrzywdzony w skandalu podsłuchowym związanym z pomaganiem w prześladowaniu go najróżniejszymi metodami, w tym dźwiękiem, i śledzeniu przy pomocy najnowocześniejszych technologii podsłuchowych (mowa tu o pomaganiu np. na zasadzie remontowania nieruchomości albo też poprzez realizowanie dodatkowych zajęć zawodowych obejmujących generalnie pracę przy monitoringu wizyjnym, a skierowanych przeciwko osobie Niżyńskiego i na rzecz dalszego prowadzenia obserwacji i dręczenia przez ośrodek podsłuchowy kojarzony z telewizją): – Można przypuszczać i fakty zdają się to potwierdzać, że to fiskus i mafia wywołały wyroki Trybunału Konstytucyjnego w sprawie łaski. Ta sprawa to kolejny cios we władzę sądowniczą i kompromitowanie jej i upokarzanie przez premiera, prymasa czy papieża, a zapewne ich wszystkich razem – twierdzi Niżyński. – Chodzi o to, by sędziowie coraz bardziej pokazywali, jak niewiele są warci i że są jak chorągiewki na potężnym wietrze, którym to wiatrem jest przede wszystkim pieniądz i wola herszta, nie zaś wartości. Mówiąc słowami wypracowanej przez biskupów konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes powtórzonymi też w punkcie 3 encykliki Evangelium vitae, "bardziej to hańbi tych, którzy się tego dopuszczali, niż tych, którzy doznają krzywdy" – dodaje. Co ciekawe, czytając dalej tę encyklikę trafiamy w kolejne jeszcze, jakże trafne właśnie w tym kontekście, zdania pasujące do tematu rzekomego dodatkowego "prawa łaski" czy raczej umarzania postępowań karnych. Zwłaszcza tych dotyczących np. zleceniodawstwa zabójstw. Niżyński wyjaśnia też personalne akcenty w całej tej sprawie, jak gdyby m. in. właśnie z myślą o nim (Piotrze Niżyńskim) już dawno temu zaplanowanej i wykreowanej: – Tę sprawę wytworzono specjalnie z myślą o przyszłych nadużyciach przeciwko mnie, już od dawna natomiast mających miejsce przeciwko mym przodkom, jak pokazuje np. sprawa Kazimierza Sabbata czy zamordowania filozofa w Laskach. Opowiadanie o łasce rozumianej na gruncie Konstytucji i jej konstytucyjnych źródłach jako przymuszających Trybunał do uchylania określonych przepisów ustaw to otumanianie ludności przez Trybunał ręka w rękę z Telewizją Polską, która na to przyzwala. (n/n, zmieniony: 1 lut 2024 09:58)
KOMENTARZE (5)Skomentuj |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 2. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |