USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Podobne | |||||||
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Sąd atakuje nowy pozew inwestora xp.pl sp. z o. o. łamiąc ustawę21 gru 2021 23:05 Nowy pozew inwestora portalu xp.pl, Sidereus Investments Inc. - który, jak niedawno informowaliśmy, po złożeniu w wybrakowanej postaci pojedynczej kartki został najprawdopodobniej skradziony w Sądzie Okręgowym w Warszawie z winy kierownictwa - obecnie, jako 76-stronicowe pismo, już od początku jest przez sąd prześladowany. Cierpi na tym litera i cel przepisów, a pośrednio jest to też atak na ofiarę wieloletnich politycznych prześladowań podsłuchowych, jaką jest Piotr Niżyński.
O poprzednich problemach była mowa w artykule "Wniesiony pozew przepadł na amen u prezesa sądu, a PiS to osłania przed ściganiem". Obecnie przedmiotem zbulwersowania jest zarządzenie sędziego w tej samej sprawie (tym razem wniesionej wraz z treścią pozwu), które to zarządzenie świadczy o zamiarze zwrócenia nowo wniesionego pozwu do nadawcy – co tworzy sytuację prawną taką, jak gdyby pozew nigdy nie został wniesiony (tj. niweczy skutki związane z wniesieniem powództwa), w tym w szczególności w dziedzinie przedawnienia. Na kolejnych ilustracjach widać odpowiedź na wezwanie – pokazującą, że jest ono niemalże w całości niepoprawne pod względem prawnym – oraz (od obrazka 46) wybrane strony pozwu wzmiankowane w tej odpowiedzi, tj. s. 1, s. 3, s. 7, s. 9, 11, 12, 13, 28, 29, 30, 31, 50, 70, 71. Podstawowy problem polega na tym, że wezwanie występuje wbrew istniejącym przepisom o opłacie tymczasowej przewidującym, że niekiedy wartość (tj. kwota) przedmiotu sporu nie jest znana zawczasu, lecz wyjaśnia się w toku procesu, co jednakże (mimo istniejącego w kodeksie postępowania cywilnego obowiązku określenia wartości przedmiotu sporu) nie stwarza sytuacji, że sprawy nie można dalej prowadzić. Wartość przedmiotu sporu przed wyrokowaniem jest sądowi potrzebna właściwie tylko do 2 rzeczy: określenia swej właściwości oraz określenia opłaty od pozwu. Jednakże przepisy przewidują w ww. rodzaju spraw opłatę tymczasową. Oznacza to, że w tym konkretnym przypadku wartość przedmiotu sporu potrzebna jest jedynie do określenia "właściwości" sądu, tzn. tego, który z sądów (w szczególności, rejonowy czy okręgowy) powinien sprawę obsługiwać. Istnieje tu jednakże tylko pojedynczy pułap kwotowy 75 tys. zł, co sprawia, że sąd wcale nie potrzebuje znać ścisłej wartości przedmiotu sporu, a jedynie jej oszacowanie (czy jest większa niż 75.000 zł, czy nie). W związku z tym wezwanie żądające po prostu – wbrew deklaracjom powoda, że tego nie może zrobić – podania kwoty (nie zaś jedynie jej oszacowania tego typu, co podane tu powyżej w nawiasie) i uzależniające od dokonania tego przyszły sędziowski wybór pomiędzy dalszym toczeniem się sprawy a zwróceniem pozwu jest już na wstępie poważnym naruszeniem zasad. Odnośny przepis regulujący wezwania sądowe (wezwania "pod rygorem zwrotu pisma") stwierdza bowiem, że tylko w przypadku, gdy sprawa nie może się toczyć bez uzupełnienia braku formalnego, sąd ma prawo wezwać do jego uzupełnienia. Gdyby powód chcąc uczynić zadość wezwaniu sądowemu zaczął tutaj przedstawiać jakieś kwotowania swego roszczenia, wg wyceny na dzień wniesienia pozwu – czyli sprzeniewierzając się swej pierwotnej woli, by stosowano kwotowanie na dzień wyrokowania – to prowadziłoby to do obciążenia pozwu gigantyczną opłatą rzędu np. 200 tys. zł. Tymczasem zaś sądy potrafią uparcie odmawiać zarejestrowanej w Panamie spółce zwolnienia z kosztów sądowych, powołując się na brak przemawiających za tym dokumentowych dowodów. W porównaniu z tą opcją, możliwość (i właściwie to konieczność, jeśli trzymać się ściśle litery pozwu) polegania na niedoprecyzowanej na razie wartości przedmiotu sporu skutkuje bardzo miłą i wygodną opcją w postaci opłaty tymczasowej, która na mocy ustawy jest na pewno nie większa niż 2000 zł. Do czasu rozstrzygnięcia sprawy w I instancji zabezpiecza to więc możliwość toczenia się sprawy i zabezpiecza przed ekstremalną (po czym ewentualnie np. tylko obniżoną o 90%, a nie zlikwidowaną) opłatą sądową rzędu 200 tys. zł. Wyższa opłata wchodzi w grę dopiero po przegraniu sprawy w I instancji. Nie można też podnosić, że powód "nie ma prawa domagać się zapłaty kwotowanej wg wyceny na dzień wyrokowania". Po pierwsze jest to standard w tego typu sprawach i Sąd Najwyższy opowiadał się za jego stosowaniem. Inne opcje na gruncie tematu tej sprawy wydają się irracjonalne. Po drugie, zgodnie z art. 126(2) § 1 k.p.c. sąd na najwcześniejszym etapie wstępnej kontroli poprawności formalnej pozwu, przed uregulowaniem sprawy opłaty, w ogóle nie podejmuje decyzji o charakterze merytorycznym ("materialnoprawnym") co do słuszności roszczeń powoda (czy w całości słuszne, czy częściowo, czy wcale; niedawno wprawdzie wprowadzono pojedynczy drobny wyjątek w postaci ustawowego uregulowania przypadków "oczywistej" niezasadności roszczeń, co bada się nawet jeszcze przed uregulowaniem sprawy opłaty – jednakże w tym przypadku z pewnością nie ma podstaw do takiej tezy i sąd się na to nie zdecydował). Krótko mówiąc, na tym etapie analizowania sprawy nie dokonuje się oceny słuszności idei, że kwotą do zapłaty powinna być kwota związana z wartościowaniem akcji na dzień ustalania odszkodowania: nawet jeśli to nieprawda, to nie czas na takie dywagacje. W takiej sytuacji, skoro powód wyraźnie domaga się zapłaty wyjaśniając, że kwotowanej wg wyceny aktualnej na dzień wyrokowania, to sąd powinien iść tą ścieżką w dziedzine swych wyobrażeń na temat roszczenia i na temat możliwości jego skwotowania w tej wstępnej fazie, i powinien dostosować do niej swoje orzekanie. Innymi słowy – skorzystać z przepisów o opłacie tymczasowej. Tak to wygląda według przepisów. Już sam pozew, jak można zauważyć nawet na jego pierwszej stronie, podnosił, jak należy potraktować temat wartości przedmiotu sporu i tego, jak powinna być określona kwota do zapłaty (jest w nim zresztą nawet specjalna sekcja na ten temat, tj. na temat wyceny, wyodrębniona w spisie treści). Co za tym idzie dziwaczne jest "przyczepienie się" sędziego do tej sprawy. Sąd nawet 2 razy w jednym wezwaniu zażądał skwotowania roszczenia: najpierw w punkcie a), potem w punkcie c). Może to więc jakaś złośliwość sugerująca przegraną w obu instancjach, mianowicie w dziedzinie nadchodzącego zwrotu pozwu. Po drugie, w punkcie d) sąd zażądał przedłożenia dokumentu z rejestru, z którego wynika sposób reprezentacji / reprezentacja przez osobę wnoszącą pozew. Jakkolwiek dokument taki istnieje, to ma on już rok i sąd może nie być zadowolony z takiego obrotu spraw. Tymczasem zaś w treści pozwu sporo miejsca poświęcono kwestii reprezentacji, tego, że da się ją udowodnić także i innymi sposobami, zaś współpraca z rejestrem byłaby bardzo droga i problematyczna. Że po prostu powoda ani jego reprezentanta na to nie stać i że jeśli będą zmuszani iść tą drogą, to skończy się to dyskryminowaniem ich w dziedzinie prawa do sądu i np. zwrotem pozwu. Można tu też wskazać, że żądanie przedłożenia dokumentu podpisanego przez rejestr publiczny wskazującego sposób reprezentacji nie ma podstawy prawnej (ustawowej), ponieważ ustawa wymaga jedynie wykazania umocowania osoby działającej w imieniu powoda (sąd zaś tutaj chyba koniecznie chce, by istniał organ rejestrowy w osobie Piotra Niżyńskiego, jako sygnatariusza pozwu, stwierdzony oficjalnie w aktualnym niedawno wystawionym dokumencie podpisanym przez rejestr publiczny Panamy): a więc tego typu podejście, co zaprezentowane przez sąd, zawęża powodowi możliwości i jako sposób szykanowania może doprowadzić do przekreślenia jego prawa do sądu, zwrócenia pozwu oraz działania tym samym na korzyść przeciwnika w dziedzinie przedawnienia (odwleczenie skutecznego wniesienia sprawy o wiele miesięcy, a może nawet ponad rok, względem pierwotnej daty wniesienia pozwu w obecnej postaci w październiku br.). Jest to dokładnie omówione w odpowiedzi na wezwanie, którą również prezentujemy. Zgodnie z tezami podręcznikowymi oraz poglądami wyrażanymi w orzecznictwie warunki formalne, o których mowa w art. 130 k.p.c. regulującym wezwania sądowe, są to warunki określone w ustawie (można spotkać się z wyliczeniem konkretnych przepisów). Warunkiem formalnym może być tylko warunek wyraźnie stwierdzony w ustawie. Co za tym idzie sędzia nie powinien wykraczać poza to, co wpisane w ustawie, żądając wyłącznie dowodów określonego typu i odmawiając choćby nawet tylko częściowej mocy dowodowej (czyli np. jedynie jakiegoś uprawdopodobnienia umocowania reprezentanta firmy do stawania w sądzie) innego rodzaju dokumentom. Komentarz co do spodziewanych przyczyn nieprzychylności i łamania prawaŁatwo tę sytuację wytłumaczyć względami niemerytorycznymi, a przede wszystkim wrogością kryminalnie inspirowaną. Chodzi tu po pierwsze o podsłuch i to, że sędziowie mogą być w niego zamieszani, co wydaje się wysoce prawdopodobne, po drugie o niepłacenie podatków w zamian za prorządowe orzekanie, co jest chyba najstarszym i najbardziej pierwotnym rodzajem zakulisowej "współpracy sądownictwa ze światem polityki". Wskazywaliśmy na ten problem w artykule "Sąd osłania Ministerstwo Zdrowia przed śledztwem poprzez naruszenie orzecznictwa SN" w akapicie 5. od końca (patrz 4 ostatnie linijki) oraz w artykule "Odmowa ścigania sędziów łamiących prawo uprawomocniona przez sąd" pod nagłówkiem "Stanowisko sądu" (w okolicach listy wypunktowanej). Niektóre drobiazgi uprawdopodabniają zresztą teorię, że już u progu XX w. sądy były w ten sposób masowo skorumpowane, tak, iż nie płacono podatku dochodowego za sędziów (co jest tematem powyższych odnośników). Stara, sprawiająca wrażenie inspirowanej jakimiś papiesko-sybillińskimi tajnikami i bardzo długą z nimi związaną tradycją sprawa "niezaskarżalnego" nakazu zapłaty przeciwko Niżyńskiemu (patrz też, po kliknięciu tutaj, nagłówek "Korupcja? Jakim cudem?"), której głównym tematem jest problem poprawności doręczeń listów z sądu, znalazła przykładowo w wielu orzeczeniach Sądu Najwyższego (podobnie jak niektóre inne "memy" tego rodzaju, że przejawiają się np. w Biblii) wyraz czy to w ustawionych sygnaturach, datach dobranych tak, by się odpowiednio pozwanemu kojarzyły, czy to nawet i w tezach lansowanych w treści orzeczeń. Podobnie jak np. data urodzin Piotra Niżyńskiego jest to swoisty "mem" tu i ówdzie w ważnych sprawach i zjawiskach z dziedziny pracy Sądu Najwyższego dający się dostrzec. Na tle więc powyższych danych ostatecznym wyjaśnieniem (i wskazaniem na spodziewane "ukoronowanie" korupcji, polegające zwłaszcza na możliwości ewentualnego nieprzychylnego manipulowania ogólnie szanowanym orzecznictwem Sądu Najwyższego) może być cytat ze związanego z tym tematem "poprawność doręczeń" dorobku SN, który zaprezentowaliśmy w artykule "Poczta Polska fałszuje..." – w jego 3. akapicie usytuowanym pod nagłówkiem "Kluczowa szkoda dla sprawy, a praktycznie nie da się jej ścigać przed sądem". Sędziowie lekceważą obowiązek doręczenia zgodnego z "taksatywnie" wymienionymi sposobami, mówiąc tamtejszym słownictwem SN. Uciekają od tego tematu, nie chcą mówić o tym, co w ustawie, zamiast tego snując filozofię na inne, ale podobne i może trochę się komuś z nią kojarzące tematy. Bo to taki sposób na uniknięcie podatku i uniknięcie kar? Z prezentowanych w poprzednim akapicie wcześniejszych artykułów wynika, że najprawdopodobniej tak. (n/n, zmieniony: 22 gru 2021 09:56)
KOMENTARZE (0)Skomentuj Brak komentarzy do tego artykułu. Możesz napisać pierwszy. |
Nowi użytkownicy dzisiaj: 1. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |