Z przyczyn politycznych musimy Cię tutaj poinformować o tym, że portal xp.pl wykorzystuje tzw. cookies, czyli technologię zapamiętywania w Twojej przeglądarce (w celu późniejszego prezentowania naszym serwerom przy okazji pobierania treści) drobnych danych konfiguracyjnych uznanych za potrzebne przez administratorów portalu. Przykładowo, dzięki cookies wiadomo, że nie jesteś zupełnie nowym użytkownikiem, lecz na stronach portalu byłeś/aś już wcześniej, co ma wpływ na zbieranie informacji statystycznych o nowych odbiorcach treści. Podobnie, jeżeli masz konto użytkownika portalu xp.pl, dzięki cookies będziemy pamiętać o tym, że jesteś na nim zalogowany.
Ww. technologia cookies jest stosowana przez portal xp.pl i nie stwarza zagrożenia dla bezpieczeństwa Twojego komputera. Jeśli ją akceptujesz, kliknij przycisk "Akceptuję cookies". Spowoduje to zapisanie w Twojej przeglądarce danych cookies świadczących o tej zgodzie, dzięki czemu niniejsze ostrzeżenie nie będzie już więcej prezentowane. Jeśli nie zgadzasz się na stosowanie cookies, zmień konfigurację swej przeglądarki internetowej.
WAŻNE Rozważ ponadto zarejestrowanie konta na portalu xp.pl. Nasz portal ma potężnych wrogów: kryminalna "grupa watykańska" lub, jak kto woli, grupa skarbowa obejmuje naszym zdaniem swym zasięgiem nie tylko wszystko, co państwowe, w tym np. rejestr domen .pl czy sądy, z których mogą płynąć rozliczne zagrożenia, ale także mnóstwo prywatnych przedsiębiorstw czy nawet prawie wszystkie prywatne przedsiębiorstwa: w tym także zapewne operatorów telekomunikacyjnych(!) oraz firmy z literami XP w nazwie, a nawet odpowiednie sądy polubowne stworzone dla oficjalnego i szybkiego "rozstrzygania" tego typu sporów o domeny. Wszystko jest pod kontrolą jednej władzy, zaś partie dodatkowo wprowadzają jeszcze coraz to nowe podstawy ustawowe do cenzurowania Internetu, do ukrywania treści, które w nim są, przed Polakami – więc bez kontaktu z administracją portalu xp.pl poprzez inny kanał, np. pocztę e-mail, pewnego dnia możesz stracić do niego dostęp! Dlatego zarejestruj się i na zawsze zabezpiecz się w ten sposób przed takim niebezpieczeństwem.
Nie dopuśćmy, by w naszym kraju funkcjonował polityczny system zamknięty, nie poddany demokratycznej kontroli.Akceptuję cookies
Rejestrując się zapewnisz sobie też ładną krótką nazwę użytkownika, z której w przyszłości będziesz dumny/a i która będzie poświadczać, że byłeś/aś z nami od początku.
Sąd Najwyższy uchylił zakaz prowadzenia pojazdów przez Niżyńskiego
18 lip 2021 00:11
Sąd Najwyższy uchylił dn. 15.6 br. zakaz prowadzenia pojazdów przez Piotra Niżyńskiego, który orzekł Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie, a utrzymał w mocy Sąd Okręgowy w Warszawie. Sprawa teraz trafi z powrotem do sądu I instancji.
Zdjęcie 1 z 2 – Sentencja
Znany ze swego bloga o prześladowaniach politycznych Niżyński zapewnia, że decyzja procesowa Sądu Najwyższego jest w istocie nieprzychylna i rzuca go na pastwę niesprawiedliwych sądów, czego z łatwością można było uniknąć:
– Orzeczenie, jakie wydano w mojej sprawie, jest moim zdaniem polityczne, ustawione, z czym czytelnicy z pewnością zgodziliby się, gdyby pofatygowali się, by dokładniej przejrzeć szczegóły. Jego głównym mankamentem jest to, że nie rozwiązuje problemu, choć było to na wyciągnięcie ręki, ponieważ podniesiony został zarzut braku skargi uprawnionego oskarżyciela, do którego można było się przychylić i umorzyć postępowanie. W takiej sytuacji eleganckim rozwiązaniem byłoby uznać, że wobec umorzenia sprawy uznanej za polityczną-kompromitującą wymiar sprawiedliwości prokurator jest functus officio, czyli zwolniony z dalszego zajmowania się nią, jako już rozstrzygniętą. Akta w takim przypadku zostałyby w sądzie. Ewentualnie co najwyżej jacyś kierownicy w prokuraturze mogliby się, oczywiście z powodzeniem, zwracać o ich pożyczenie, a to w celu wykonania jakichś poświadczonych kserokopii i na tej podstawie organizowania nowej sprawy przeciwko mnie w tym samym temacie, ale ta zajadłość byłaby, w razie stosowania analogicznego stylu oskarżania i sądzenia, pogłębieniem ich kompromitacji. Orzeczenie Sądu Najwyższego to przecież nie byle co, coś do zlekceważenia – wyjaśnia Niżyński.
– Ponieważ tej opcji nie przytaknięto, w każdej chwili organy ścigania wspólnie z sądem mogą mnie teraz zakuć w kajdanki, poddać badaniom, wyznaczyć jakiś termin rozprawy, a potem znowu skazać stosując te same żenujące kryteria dowodowe sprowadzające się do zasady "policjant coś tam sobie ustalił, nie wnikamy już ściśle w to, jak; jeśli nawet kłamie, a pewnie tak, bo pokazano dowody spisku-wrabiania, to trudno, w każdym razie czyn jest popełniony i zrobił to ten człowiek, bo o tym przekonany jest policjant". Z zupełnym lekceważeniem zasady bezpośredniości, jako że świadkowie, którzy jak dotąd mnie bronili, najprawdopodobniej wszystko pozapominali. Podobno prędzej czy później urządzą tę rozprawę. W dotychczasowym postępowaniu dowody wykazały przeciwieństwo tego, co zarzucał mi oskarżyciel, który w kilku bardzo podstawowych sprawach dla tego rodzaju przestępstw opisujących wypadki był zupełnie gołosłowny i nie miał ani jednego dowodu czy choćby poszlaki, a i tak mnie skazywano. Teraz będzie jeszcze gorzej, bo choć formalnie urządzą rozprawę i ja nawet przesłucham jakichś świadków, to stworzy to jedynie pozór, że sprawa nie jest tak zła pod względem dowodowym, bo uzyskano jakieś zeznania i wiadomo już wszystko dosyć precyzyjnie, np. może podsuną sfabrykowane dokumenty i zeznania lekarza, podczas gdy przecież i tak dla tych sędziów wystarczy sama teza padająca w oskarżeniu, bez żadnego dowodu lub poszlaki, np. wyniku przesłuchania potwierdzającego to czy choćby kserokopii dokumentacji medycznej, by robiono ze mnie przestępcę i pirata drogowego.
W sprawie żenujących braków/kompromitacji dowodowych Niżyński wyjaśnia tak:
– Jednym z kilku przykładem zupełnie gołosłownej a przy tym zaprzeczonej przez jedynego i ode mnie niezależnego świadka kolizji teorii jest ta o rozpędzeniu pojazdu do istotnej prędkości i, w konsekwencji, o tym, że to przeze mnie doszło do nieumyślnego spowodowania wypadku. Dla porównania, zupełnie nie analizowano opcji o nieskutecznej pracy elektroniki samochodu mimo poprawnych działań kierowcy, która była podniesiona w jednym z późnych pism obronnych. Pozbawiona jakiegokolwiek dowodu, choćby poszlakowego, jest też gołosłowna teoria o konkretnie podanej w oskarżeniu szkodzie na zdrowiu i o jej trwaniu ponad 7 dni, zaś co do osoby za kierownicą policjant zupełnie nie wyjaśnia, jak ją ustalił, skoro przybył sporo później, przy czym jego tłumaczenia są zdawkowe i sprowadzają się do tezy w rodzaju "moim zdaniem Piotr Niżyński jest bardzo zamieszany, co on sam z pewnością powiedział, ale ja tego bliżej nie muszę wyjaśniać". Sprawę rozstrzygnięto na zasadzie słowo przeciwko słowu mimo mojego zawiadomieniu przeciwko temu policjantowi, że w tej mierze nakłamał, które to zawiadomienie oczywiście pozostało bez śledztwa, i pomimo wyraźnych dowodów prasowych, tj. znotaryzowanego wykazu artykułów, pokazujących to, że praktycznie na pewno z góry był spisek przeciwko mnie co do wypadku kolejnego dnia w tym konkretnym miejscu, bo to są standardowe metody, które prasa przedsiębierze, gdy coś złego się knuje, o czym nie mówi się wprost i głośno, a mimo to informacja istnieje w obiegu i wszyscy są przygotowani. Pokazałem też w tych pismach obronnych i przy pomocy protokołu notarialnego, że to nie pierwszy raz, lecz że już wiele takich złych rzeczy w ramach współpracy z tzw. "wolną prasą" w naszym kraju przeprowadzono przeciwko mojej rodzinie, w tym m. in. zabójstwa. W oczywisty też sposób precyzyjnie dobrane dane osobowe i ustawienie czasowe tej sprawy wskazywały, obok kilku jeszcze innych rzeczy, na spisek z korzeniami w Watykanie. To samobójcze gole w stylu typowym dla tamtejszej grupy – tłumaczy. – Chętnie nadmieniam, że te skandale tkwiące w kwestiach dowodowych każdy może przeglądać, bo akta są w Internecie – dodaje.
– Sąd Najwyższy postąpił tutaj według z góry ustawionego schematu, z góry ustawionego moim zdaniem wyniku, a to w ramach reprezentowania jakiejś koncepcji "słabej sprawiedliwości" czy też "miękkiej sprawiedliwości", a więc niepełnej, za to ugodowej i prorządowej: takiej, na której wprawdzie co nieco można zyskać, bo reprezentuje ona pewien kompromis, ale która przede wszystkim tylko patrzy technicznie na ustawy w rodzaju Kodeks postępowania karnego czy Kodeks karny, jak na sposoby wykręcenia się od dużej odpowiedzialności, i boi się wyjść choćby na krok dalej, czyli jak to się kiedyś często mówiło w telewizji czy kościołach "wypłynąć na głębię". Żeby broń Boże nie zranić czy choćby zadrasnąć rządu, przed którym jest strach i chylenie czoła. W innych z kolei sprawach, w tym cywilnych, sprowadza się to do gotowego orzecznictwa, które maksymalnie ogranicza czy też wyklucza polemikę na płaszczyźnie dowodowej z rządem, tzn. z sądownictwem obu instancji. Prawo jest złe, w dziedzinie dostępu do Sądu Najwyższego, a orzecznictwo tego sądu jeszcze pogarsza to, czego nie zepsuło prawo bardzo restrykcyjne i ograniczające dostęp do kasacji. Idzie po myśli potrzeb nawet najbardziej bandyckiego rządu, np. lubiącego wrabiać i fałszywie oskarżać ludzi, a potem wszystko wygrywać. Forum mojego bloga pokazuje na to niektóre przykłady. W efekcie w ogóle prawie nie ma korzyści z takiego państwowego profesora od nauczania właściwych interpretacji prawa zwanego Sądem Najwyższym, a poza tym adwokaci i radcy prawni są najzupełniej marionetkowi i masowo nawet bez ani jednego wyjątku odmawiają współpracy, gdy tylko tzw. telewizja tego chce: nie sposób znaleźć wtedy choćby jednego chętnego. Sądy silą się na to, by co rusz pokazywać, że te korzyści z istnienia Sądu Najwyższego istnieją, przez co popełniają oczywiste błędy prawne, w efekcie czego praktycznie każda moja sprawa ma szanse trafić do tego sądu, o ile uda się przeskoczyć przez płot w postaci skorumpowanych prawników, ale to, co te sądy niższe robią, to jest tylko jakiś tam celowy skandal, a nie rzeczywista oferta prawna rozsądnego sądu co do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy i w efekcie tak czy inaczej ma się wrażenie, że w gruncie rzeczy jeśli by się bardziej przyłożono, to mafia polityczna może przepchnąć, co chce, a jeśli z tego nie korzysta, to jest to tylko łaska telewizji i papieża; łaska związana z jakimiś zupełnie innego rodzaju kalkulacjami niż prawo, codzienna polityka, przychylność lub buntowanie się sędziów itp. Te rzeczy nie są tu bynajmniej pierwszoplanowe, na pierwszym planie jest natomiast kaprys moim zdaniem z Watykanu i jakieś knowania rodem z Sybilli – podsumowuje Niżyński.
– To, że Sąd Najwyższy tak chętnie sięga po pomoc z Unii, też go poniekąd kompromituje, ponieważ w Sybilli jest bodajże zapisane, co może kiedyś wyjdzie, a póki co obserwuję na to przykłady jedynie w Biblii, iż w dobie, gdy dojdzie u nas do rozliczenia afery podsłuchu przeciwko mnie, co może nieprędko nastąpi z uwagi na pewne pułapki, jak np. przekręty rządowe w sprawie Ruchu czy w sprawie koncesji radiowo-telewizyjnych, jakże pomocnych m. in. przy organizowaniu protestów antyrządowych czy przy nagłaśnianiu rzetelnych sondaży, elity europejskie i międzynarodowe mają być skłonne bronić obecnego u nas aferalstwa sądowego podczas tych rozliczeń i zmierzać do blokowania skutecznego skazywania ludzi, a to w oparciu o to, że zrekrutuje się sporo złych sędziów, pozornie nadających się, a w istocie zupełnie spaczonych ideowo z przyczyn np. rodzinno-kumoterskich. Klika prawniczo-europejska zapewne przeprowadzi ten temat z głową, tj. o ile jeden z każdorazowo 2 proponowanych tematów przekrętów prawnych i przekrętów dowodowych, które mają masowo ukręcać łeb sprawie karnej przeciwko agentom telewizyjnym, będzie nie wygrany, mam tu na myśli ten, który w obu przypadkach jest bardziej nagłośniony, o tyle w razie śledztwa w sprawie podsłuchu w telewizji i prześladowań na tym tle w sądach ma szansę wygrywać każdorazowo drugie, subtelniejsze oszustwo, zarówno to prawne, jak i to dowodowe, znane mi zresztą, choć powstrzymam się tutaj od wymieniania ich, zresztą zaznajomiony z tematem podsłuchu na rynku pracy czytelnik może sam z siebie zgadnie. Nie jest to przy tym wcale związane z mocą przekonującą któregokolwiek z tych oszustw, prawnego czy dowodowego, powtarzanego potencjalnie tysiące razy w tysiącach przypadków, ani też z jego jakąś głębią intelektualną, mądrością: ot po prostu w tajnej księdze rzymskiej tak zapisano. Zaś Unia będzie od tego, by tego bronić, bo "nie wolno podnosić ręki na nieuczciwą klikę w sądownictwie". Na swoją obronę dodadzą: "nieuczciwą w oczach polityka, a ma on przeciwników". Polityka wspierana przez demokrację rzekomo nie jest od narzucania pozytywnych standardów sprawiedliwości i uczciwości, które promieniują na cały system sądownictwa. Jest takie zagrożenie, zaś Unia, którą generalnie popieram, w tym właśnie kontekście i punkcie się źle kojarzy, antydemokratycznie: jak swoisty nihilista mający jedynie zapewniać techniczną niezależność orzekania, a nie, co przecież jeszcze bardziej fundamentalne, jego słuszność i sprawiedliwość w obliczu sporego problemu społecznego. Jest bardzo możliwe, że nawet nie tyle Unia zrobi nam problem, co po prostu w obliczu nawrotu tematu maglowanego już w przeszłości wewnętrznie ludzie z ekipy politycznej będącej zapleczem wątłej koalicji rozliczającej się zbuntują, tj. np. jakaś partia opuści taką koalicję, do której początkowo się zapisała, np. stare i skompromitowane aferami SLD, albo zrobią jakąś nocną zmianę. Być może jakąś rolę odegra w tym skompromitowany już na moim blogu i tutaj na xp.pl Strasburg, którym Unia może się też pośrednio zainspirować, jeśli okaże się subtelna i skromna w tych sprawach. Zaś Sąd Najwyższy współpracując z Unią Europejską przeciwko Polsce sprawia wrażenie kolaborowania z tymi wszystkimi przyszłymi złymi siłami prorzymskimi i zaplanowanymi zjawiskami, mogącymi czy wręcz mającymi, jak moim zdaniem wiele wskazuje, w przyszłości szkodzić praworządności i rzetelnemu postępowaniu karnemu rozliczającemu zło. To jest łatwe do zrozumienia, bo też z drugiej strony sytuacja, że polityk wymachuje maczugą, gdy sądy źle orzekają, choćby nawet w tysiącach przypadków, budzi pewne opory estetyczne – dodaje Piotr Niżyński. – W kontekście obecnych sporów w sprawie neo-KRS i, w konsekwencji, Izby Dyscyplinarnej SN wypada tutaj nadmienić, że zgodnie z orzecznictwem strasburskim, nie licząc współczesnego robienia dymu przez media, nawet powoływanie sędziów bezpośrednio i dowolnie przez premiera czy prezydenta nie może być podstawą zarzutu naruszenia przez państwo prawa do rzetelnego sądu. Można o tym poczytać w ich oficjalnym przewodniku po art. 6 Konwencji, który ma też zresztą polską wersję językową. Polecam tam punkty 134-136. Koncepcja, że w reformach lub w powoływaniu sędziów przez polityków jest problem, a za to abstrahująca od kluczowego problemu, tj. wątku kryminalnego dotyczącego tego, co później się w takich sądach dzieje, zwłaszcza w sekretariacie, jest absurdalna i obraża wiele państw. Przecież jeśli nawet polityk chce robić przekręt w sądzie, to nie przez wymianę wszystkich, tylko w sekretariacie poprzez odpowiednie instrukcje dotyczące np. przydzielenia sędziego i to w odniesieniu do ścisłe określonej konkretnej sprawy, bo po co miałby strzelać z armaty do mrówki – wyjaśnia pokrzywdzony.
Sąd Najwyższy rozpoznając tego rodzaju kasacje, gdy nie występuje problem skazania na karę pozbawienia wolności bez zawieszenia, generalnie (jak głosi i doprecyzowuje jego orzecznictwo) nie rozpatruje sprawy pod kątem dowodowym (art. 523 § 4 pkt 1 KPK jako wyjątek ograniczający temat kasacji, generalnie dostępnej zaś tylko w sprawach podanych w § 2, tj. wtedy, gdy ktoś "jest już niemalże wywożony do więzienia"; ww. dopuszczalny temat jest sprecyzowany w art. 439 KPK, zaś "potrzeba" ograniczania się do tematów wyszczególnionych w kasacji wynika z art. 536 KPK). W szczególnie uzasadnionych przypadkach SN może jednak powołać się na klauzulę obowiązku zapewnienia przez Rzeczpospolitą Polską, reprezentowaną przez sądy powszechne i Sąd Najwyższy, zasady sprawiedliwego postępowania sądowego, czyli na względy ponadustawowe (konstytucyjne).
Więcej szczegółów na temat niedawnego rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego przedstawimy wkrótce w dziale Państwo bezprawia.