USŁUGI | TARG | CZAT | STARTOWA |
Podobne | ||||||||||||
Polska | Regionalne | Świat | Państwo bezprawia | Wybory | Kryminalne | Kompromitacje polityków | Nieruchomości Nonsensowne orzeczenie sądu: "od razu zamknąć sprawę kradzieży pozwu, bez przesłuchań"17 lut 2022 22:49 Nie będzie śledztwa w sprawie kradzieży pozwu najprawdopodobniej w gabinecie prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie, wynika z najnowszego postanowienia karnego wydziału Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli w Warszawie. "Takie postanowienie to dla każdego bystrego człowieka przejaw politycznej kryminalizacji sądownictwa", komentuje sprawę autor zażalenia do sądu przeciwko prokuraturze, pokrzywdzony Piotr Niżyński działający z ramienia spółki-inwestora xp.pl sp. z o. o.
Chodzi o temat, który omawialiśmy w niedawnym artykule "Wniesiony pozew przepadł na amen u prezesa sądu, a PiS to osłania przed ściganiem". Sąd bez żadnej polemiki z którąkolwiek z tez zaprezentowanego tam zażalenia, nie dowodząc nieprawidłowości któregokolwiek z podniesionych zarzutów (z których każdy z osobna powinien prowadzić do obalenia zaskarżonego postanowienia), przedstawił jedynie swoje własne rozmyślania nakierowane na szybkościowe i bardzo lakoniczne przyznanie słuszności prokuraturze i zanegowanie prawa do prowadzenia śledztwa. Jak zaraz pokażemy, już sam taki styl podchodzenia do zażalenia i redagowania jego uzasadnienia jest bezprawny (tj. oddalenie środka zaskarżenia bez żadnej płaszczyzny dialogu ze skarżącym, która byłaby skupiona wokół poszczególnych zarzutów i argumentów przy ich omówieniu przytaczanych). Rzut oka na uzasadnieniaUzasadnienie postanowienia odmawiającego śledztwa składa się z 2 akapitów, z których pierwszy propagandziarsko postuluje, że rząd (tj. siły rządowe, tu: prokuratura) jakoby snuł jakieś "obszerne rozważania" mające charakter... "argumentacji". W rzeczywistości, jak wynika z ww. poprzedniego artykułu (ilustracje 15-19), prokurator jedynie przygotował szereg akapitów, z których każdy opowiadał trochę o czym innym niż pozostałe, przedstawiających od różnych stron zagadnienie prawne rozumienia "dokumentu" w prawie karnym, przy czym owo teoretyzowanie – mające zapewne w zamierzeniu pokazać i stworzyć wrażenie, że prokurator ten byłby (np. po usunięciu z pracy i odbyciu kary pozbawienia wolności) dobrym autorem podręczników, bo ma odpowiedni do tego styl pisania ("świetny fachowiec") – w większości ma się nijak do tematu i nikt nawet nie podnosi, że jest ono przytaczane (w tych poszczególnych akapitach) w jakimś konkretnym związku z tematem kradzieży pozwu (w konsekwencji: podobnie też skarżący nie podnosił, że są to jakieś poglądy błędne; rzecz w tym, że nic z nich nie wynikało), a w pozostałej części zostało skompromitowane lub istotnie podważone w zażaleniu (ilustracje 10-14 w poprzednim artykule). W szczególności, wykazano:
Oprócz tego, że nie wykazano w dyskusji (w uzasadnieniu sądowym) żadnego błędu w tych polemikach Piotra Niżyńskiego przemawiających na rzecz ścigania sprawy z paragrafu o kradzieży, zniszczeniu lub ukryciu dokumentu, nie pokonano ich więc żadnym "koronnym" czy też "rozstrzygającym" argumentem, co sprawia wrażenie, że sędzia orzekał w sposób dowolny, na zasadzie zupełnie bezrozumowej decyzji (np. kierując się uczuciami, własnymi interesami majątkowymi czy preferencjami politycznymi) – w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego uznaje się to zaś za niezgodne z minimalnymi standardami w dziedzinie przysługującego każdemu człowiekowi prawa do sądu – przede wszystkim razi tutaj w tym głównym pierwszym akapicie zupełne zlekceważenie tematu zgłoszonego jako zarzut nr 1, już w pierwszych linijkach zażalenia (patrz poprzedni artykuł, ilustracja nr 1), a który był o tym, że prokuratura powinna była stwierdzić uzasadnione dowodem (w postaci zawiadomienia Piotra Niżyńskiego, które najprawdopodobniej potwierdzono by też zeznaniem) podejrzenie popełnienia przekroczenia uprawnień w sądzie. Nie jest to oczywiście rozstrzygnięcie ostateczne, że przestępstwo takie zaszło, ale samo podejrzenie powinno powstać, skoro jest świadek. W takim zaś przypadku zgodnie z przytoczonym tam w zażaleniu art. 303 k.p.k. wszczyna się postępowanie. Warto tu odnotować, że jest to dużo cięższy gatunkowo temat niż kradzież dokumentu (art. 276 k.k.), gdyż przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego (art. 231 k.k.) ściga się w trybie śledztwa, a nie dochodzenia (tak wg art. 325b § 2 k.p.k.), co implikuje większe obowiązki w dziedzinie rozpoznania sprawy oraz dłuższy czas na jej prowadzenie w organach ścigania, a ponadto przecież paragrafy o przekroczeniu uprawnień innym niż niechcący (tu: przypadkiem) dokonane przewidują większą górną granicę karalności. Nie widać więc rzeczowego (apolitycznego i merytorycznego) powodu, dlaczego sąd i prokurator skupiają się na oderwanej od realiów sprawy kazuistyce prawniczej na temat ogólnie przestępstw przeciwko dokumentom, a bez słowa pozostawiają temat przekroczenia uprawnień na szkodę interesu prywatnego i także publicznego. A przecież to do tych organów należało wykrycie problemów na gruncie prawa karnego mogących się wiązać ze zgłaszaną sprawą (tj.: do nich należy ściganie przestępczości, także z urzędu w trybie art. 303 k.p.k.) oraz, co za tym idzie, odpowiednie ukierunkowanie postępowania lub postanowienia odmownego. W orzecznictwie Sądu Najwyższego przyjmuje się, że stosownie do treści art. 433 § 2 Kodeksu postępowania karnego sąd rozpoznając np. zażalenie na postanowienie prokuratury (vide art. 465 § 1 k.p.k.) jest obowiązany rozważyć wszystkie wnioski i zarzuty wskazane w środku odwoławczym, co zawiera się w pojęciu "rozpoznania w granicach podniesionych zarzutów" (vide art. 433 § 1 k.p.k.), zaś brak szczegółowego ustosunkowania się do tych zarzutów w uzasadnieniu wyroku sądu odwoławczego (sądu II instancji) pozwala wywieść kasację zarzucającą naruszenie art. 433 k.p.k., która powinna zostać uwzględniona – tj. taki brak uzasadnienia, jak lekceważenie skarżącego i jego argumentów i "przechodzenie do porządku dziennego" nad nimi na zasadzie puszczania ich mimo uszu (czyli brak rzeczowej polemiki, płaszczyzny dialogu, wygrywania jednego ze spornych przeciwstawionych sobie stanowisk prawnych w oparciu o konkretny argument) skutkuje uchyleniem orzeczenia przez sąd przełożony nad rozpoznającym sprawę. Przykładowo, w artykule prokuratora Wincentego Grzeszczyka w miesięczniku Prokuratura i Prawo w nr. 6/2008 napisano, jak już cytowaliśmy w pewnym wcześniejszym artykule:
Jak więc widać tego typu podejście to po prostu nierozpoznanie sprawy w granicach zażalenia i jego zarzutów i w takim przypadku orzeczenie sądowe tak napisane, z takim jedynie uzasadnieniem, nadaje się do kosza (jako bezprawne). W tej sprawie jednakże do żadnego takiego uchylenia już nie dojdzie, gdyż sąd rejonowy orzekał jako ostatni sąd rozpoznający ten temat braku śledztwa. Nie ma możliwości odwołania się do sądu okręgowego ani żadnego innego. Nie może wszak za sensowne rozpoznanie wyeksponowanego przez nas powyżej tematu (z zarzutu zażaleniowego nr 1) dotyczącego przekroczenia uprawnień wśród funkcjonariuszy sądowych uchodzić akapit 2 sądowego uzasadnienia, skoro pomija on i "puszcza mimo uszu" specjalnie dodany do wiązanki wspólnie analizowanych przepisów art. 2 § 1 pkt 1 k.p.k.: przepisu, z którego wynika potrzeba takiego (zgodnego z ratio legis) interpretowania i stosowania art. 303 k.p.k., by zapewnić efektywne ściganie przestępstw, wszystkich popełnianych przestępstw, a nie np. jedynie przypadków szczególnie zuchwałych w świetle swej oczywistości i dlatego niejako "z góry udowodnionych". Akapit 2 uzasadnienia sądowego – przewrotnie zaczynający się słowami "Dodatkowo jeszcze "należy podnieść, że..." (które sugerują jakiś niby to etos służby i obowiązku, choć jest to postawa aspołeczna i prorządowa stronniczość i propagandziarstwo par excellence) – sprowadza się w istocie do zanegowania ww. wniosków logicznych płynących z art. 2 k.p.k., mających doniosłe znaczenie dla jurysprudencji, zwłaszcza, gdy idzie o szczegółowe zasady stosowania jasnych co do swego zamysłu i znaczenia przepisów Kodeksu postępowania karnego w codziennej praktyce (zasady i wytyczne, których może tu dostarczyć jedynie ta tzw. wykładnia celowościowa – jedna z kilku najważniejszych metod interpretowania). Sąd mianowicie proponuje tutaj – a więc przedstawia nam, jako demokratycznie możliwą do wybrania (choć my w xp.pl takiej nie polecamy) ofertę dla obywateli co do sposobu funkcjonowania sądów – że zamiast rzeczywistego śledztwa prowadzi się (by wstępnie w ogóle orzec o jego dopuszczalności) swoistą grę w wyobraźni, niejako więc na emigracji wewnętrznej zamiast w rzeczywistości i wśród dostępnych zasobów ludzkich (tj. potencjalnych świadków), co do tego, czy warto startować ze śledztwem, czy też nie – a to mimo tego, że źródło pozwalające podejrzewać popełnienie przestępstwa (choć może nieskonkretyzowanego na razie co do osoby sprawcy) istnieje. Zgaduje się więc najpierw poniekąd, z konieczności trochę na zasadzie "zgaduj-zgadula" i "chybił-trafił", czy znajdą się świadkowie, czy też nie – czy uda się przejść do fazy in personam, czy nie uda (przeskakując przy tym, jako jak widać sądowi niepotrzebną, fazę in rem). Przy tego typu obstawianiu, rzecz jasna, sąd może w prawdziwy rezultat trafić, a może chybić – jednemu i drugiemu można by nawet przypisać określone aprioryczne prawdopodobieństwa i z odpowiednią też do nich się zbliżającą częstotliwością w różnych sprawach raz jedno, raz drugie będzie się zdarzać (tj.: poprawne czy chociaż nieszkodliwe w sensie dyrektywy efektywnego ścigania przestępstw "trafienie" sądu w temat tego, czy w ogóle znajdą się świadkowie, albo też decyzja błędna, że się nie znajdą). A zatem przyjmując taką – niekonieczną wszak – wizję postępowania karnego (z "wysokimi progami" już na wstępie) powstaje podejście, wskutek którego na pewno w części przypadków zupełnie błądząc nie przeprowadzi się śledztwa, mimo że przestępstwo mogłoby zostać wykryte, udowodnione, a nawet ukarane. To, rzecz jasna, jest niezgodne z ww. przepisem (art. 2 k.p.k.). Postępując wg takich reguł, pewne przestępstwa pozostawi się bezkarnymi. Dużo częściej – tj. w praktyce: w zgoła wszystkich sprawach spełniających ten tylko prosty warunek, że nie mających charakteru politycznego, w tym: praktycznie w każdej sprawie o wykroczenie (np. drobną kradzież), a to w istocie z mocy samej ustawy, wobec braku możliwości innego jej stosowania (interesant przychodzi, składa zawiadomienie ustne, rozpoczynają się więc czynności wyjaśniające) – organy ścigania w rodzaju Policja czy prokuratura przyjmują odwrotne stanowisko: że takich "progów" nie ma, gdy zawiadomienie pochodzi od świadka przestępstwa. Nie mówi się wówczas o tym, czy takie przestępstwo jest prawdopodobne, czy nie (bo to nie ma znaczenia – w prokuraturze co rusz zgłaszane są sprawy, które w codziennym doświadczeniu typowych obywateli są czymś skrajnie rzadkim), zaś jego zajście uznaje się za wstępnie uprawdopodobnione dowodem od zawiadamiającego (typowo potrzebny jest następnie jeszcze drugi dowód z innego źródła, który jest z nim spójny i potwierdza przedstawioną przez świadka wersję, w tym i np. taki, że osoba oskarżana się przyzna na przesłuchaniu). To oznacza istnienie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa – tj.: pojedynczy dowód ze świadka – i to służy za wymagane wg podręczników "uprawdopodobnienie" istnienia przestępstwa, które jest już od samego początku konieczne. Wymaganie od zawiadamiającego, by przyszedł na Policję nie tylko ze swym zeznaniem (ewentualnie możliwym do zewnętrznego potwierdzenia, co się okaże w postępowaniu), lecz z gotowymi niemalże sądowymi dowodami, a więc: wyliczeniem świadków, wskazaniem "dobrych perspektyw dowodowych" itd. (aby zwolnić prokuraturę z ich szukania), jest obce Kodeksowi postępowania karnego i bezprawne, i sędzia, który tego wymaga (np. dowodzenia, że dowody się znajdą), łamie prawo. Zakrawa to wtedy na absurd, a sąd daleko wykracza poza swoją rolę, gdy zaczynają się dywagacje o tym, "na ile religijni czy chociaż honorowi są/byliby pracownicy sądu" itp. i to to jest przedmiotem sporu na papierze z zawiadamiającym (jak gdyby to on miał główne zadanie i obowiązek w dziedzinie ścigania przestępczości) – zamiast po prostu dokonać weryfikacji w tej dziedzinie poprzez przesłuchania. Na marginesie wypada tu odnotować, że w zawiadomieniu Piotr Niżyński wskazał wyraźnie, że z uwagi na to, że jest postacią charakterystyczną (np. bardzo jasne włosy, w kolorze czysto jasnożółtego blondu, jak również ochraniacze słuchowe przypominające słuchawki na uszach), a i złożenie pozwu miało miejsce w bardzo charakterystycznych i nietypowych okolicznościach (grający budynek sądowy, oszałamiające mózg dźwięki szmerów i szeptów podprogowych, wraz z głosami słyszalnymi, które blokują własne myślenie, ponadto na pewno niecodzienna sytuacja z prośbą o darowanie kartki papieru) – patrz poprzedni artykuł, ilustracja nr 21 (tj. zawiadomienie, s. 1, akapit 3) i nr. 56-końcówka, 68-góra II e-maila, 73-góra ostatniego e-maila, 79-80 (załączone do zawiadomienia: vide zdjęcie-wydruk 24), zaś pracownica przyjmująca pozew (o nazwisku kojarzącym się ze słowami "jasne, że Kościół") była wtedy ostatni miesiąc w pracy (sierpień 2021 r.), jak podniesiono w zażaleniu do sądu (ilustracja nr 9, wiersz 23). W artykule zresztą wskazaliśmy już uprzednio, że (z natury rzeczy i z konieczności, wobec przestępstwa o charakterze polityczno-instytucjonalnym, u kierownictwa, które to inaczej bardzo łatwo mogłoby się nie udać) najprawdopodobniej w sprawę wciągnięte też były mass media, jak można wnioskować z przesunięcia tematycznego ich publikowanych treści, więc tym bardziej przy takiej skali sprawy, wobec tylu ludzi zaangażowanych jakoś w sprawę, trudno z góry być pewnym, że "dowody się na pewno nie znajdą, ani w sądzie, ani u żadnych zleceniodawców i pośredników w zleceniu, ani w mass mediach, ani nigdzie". Zeznania pokrzywdzonego oraz zeznania pracowników, że sprawa jest w pamięci i że postępowali prawidłowo, to nie wszystko, czego można oczekiwać, można by bowiem wyobrazić sobie także badania "wykrywaczem kłamstw" mające dodatkowo uwiarygodnić te dowody oraz, jako ich ukoronowanie, pewne ślady zmowy i spisku przejawiające się u kierowniczki biura podawczego w wypowiedziach (wskazujące, że była poniekąd powiadomiona o temacie czy o możliwości jakichś naruszeń), jak również specyficzną dziwaczną politykę wdrożoną co do postępowania z tak wybrakowanymi pozwami ("broń Boże nie wpisywać do dziennika podawczego, jak każde napływające pismo oficjalnie to by należało, bez względu na to, w jakim stadium sprawy i czy ją zaczynające, czy tylko kontynuujące; zamiast tego od razu bezpośrednio przekazać prezesowi sądu" – twierdzenia o takiej polityce wdrożonej na biurze podawczym przekazała młoda pracownica wspomniana w poprzednim artykule o nazwisku zaczynającym się od Mat..., patrz też treść zażalenia do sądu na ilustracji nr 3, przy czym oczywiście takie wyjątkowe traktowanie pism akurat tego typu, co mające zostać wniesione przez Piotra Niżyńskiego, wydaje się tak nieuzasadnione i tak skalkulowane pod efekt "gdzieś zaginęło i przepadło bez wieści", że aż wydaje się to bardzo silną poszlaką potwierdzającą winę prezesa sądu). Można tu też, w ramach komentarza do akapitu 2 sądowego uzasadnienia, przytoczyć taki oto fragment materiału złożonego do sądu (ilustracja nr 40 w poprzednim artykule):
Kolejny przykład politycznego orzekania przez sądy. Podatkowa grupa przestępcza?W ramach komentarza do przedstawionego powyżej obiektywnego stanu rzeczy można wskazać, że wydaje się on potwierdzać istnienie w Polsce – i przejawianie się zwłaszcza w sprawach dotyczących Piotra Niżyńskiego, czyli ofiary państwowej (podobno telewizyjnej) nagonki podsłuchowo-prześladowczej, w tym: torturowania dźwiękiem, oraz przy tym: prezesa xp.pl – swoistego przyzwolenia na przestępczość polityczną, odpowiednio do "potrzeb" i "wyższych celów", wyznawanego mniej lub bardziej skrycie przez członków kilku głównych partii, a zwłaszcza Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski, oraz podobno u współpracującego z nimi przy takich okazjach prezydentach (teza głoszona ostatnio m. in. w centrum handlowym przez spikerów-operatorów podsłuchowych, a także wielokrotnie wcześniej i później: "w Polsce wszystkie przestępstwa polityczne, te nie ścigane i kryte też w mediach, pochodzą od prezydenta", przy czym za jasne przyjmuje się też, że od papieża – "grupa watykańska"). Tematowi bezprawnej współpracy aparatu sądowo-prokuratorskiego i Policji z tą złą polityką, przede wszystkim jednak przez pryzmat dziwacznie bezprawnego orzekania co rusz trafiającego się sędziom rozpatrującym sprawy z Piotrem Niżyńskim, poświęcone było specjalne zawiadomienie do prokuratury. Informowaliśmy o tym ostatnio w artykule "Odmowa ścigania sędziów łamiących prawo uprawomocniona przez sąd", jak również powiadomiona została Komisja Europejska (oraz min. Ziobro przez Twitter), choć donos w tej sprawie pochodzący od osoby fizycznej jakoś tak niemrawo pozostawiono bez żadnej odpowiedzi, jako jak widać kwestię "nieistotną" – pokazuje to, jak tym instytucjom "leży na sercu" problem gnębienia ludzi przez państwo, co powinno być hańbą nawet dla całej UE i skandalem ponadpartyjnym, a nawet międzynarodowym. Kwestię spodziewanych przyczyn takiego stanu rzeczy omawialiśmy już (np. pod końcowym nagłówkiem obu niedawnych artykułów: "Sąd atakuje nowy pozew inwestora xp.pl sp. z o. o. łamiąc ustawę" i "Sąd osłania Ministerstwo Zdrowia przed śledztwem poprzez naruszenie orzecznictwa SN") jako związaną najwyraźniej z pewnym bardzo starym zakonspirowanym problemem kryminalnym w sądach (wiele dziesięcioleci czy nawet 100 lat już mającym, a po dziś dzień bodajże trwającym) polegającym na nieopłacaniu podatków dochodowych sędziom i przekazywaniu im ich jako dodatkowej pensji – w zamian za co panuje swoista zmowa milczenia w tym temacie, propagandziarstwo prorządowe w pracy orzeczniczej (np. sędziowie udający, że dźwięków tortury podsłuchowej na rozprawie nie ma) oraz gotowość do, selektywnego wprawdzie, odpowiednio do własnej oceny sprawy, czyli z możliwością odmowy podjęcia się tematu danego np. pozwu, ale jednak politycznego-niewłaściwego obsługiwania spraw istotnych dla głowy państwa, premiera, Ministra Sprawiedliwości czy papieża (w praktyce zapewne wystarczy minister lub urząd skarbowy z telewizją): np. właśnie, zgoła rutynowo i już chyba na zasadzie standardu głoszącego, iż ma on być co do zasady zawsze przegrany, wszelkich spraw z udziałem Piotra Niżyńskiego (mogących więc poprawić lub pogorszyć jego sytuację). Dopiero od stosunkowo niedawna do tej współpracy politycznej doszły bodajże pewne dodatkowe elementy w rodzaju szpiegowania Niżyńskiego odbiornikami promieniowania elektromagnetycznego i kamerami przez personel (jak głoszą sugestie operatorów podsłuchowych, co zresztą brzmi też prawdopodobnie z uwagi na wymagania grupy) oraz w postaci wyremontowania budynków sądów (instalacje grające, tzw. "podsłuchowe", jako specjalnie zasilane dodatkowe drągi żelbetowe). Bezpośrednio zamieszani w proceder wydają się zwłaszcza przewodniczący wydziałów jako ci sędziowie-kierownicy, pod których bezpośrednią "opiekę" trafiają nowo zrekrutowani sędziowie – a zatem ci ich przełożeni, którzy mogą z nimi temat po ich przyjęciu do pracy od razu omówić. Sprawa braku poprawnego opłacania PIT-u przez sądy była u nas kilkakrotnie poruszana, w następujących artykułach śledczych, związanych z próbami uzyskania dowodów na winę lub niewinność sądów:
W zestawieniu z zaprezentowaną już w innych artykułach charakterystyczną wypowiedzią z kierownictwa sądu mokotowskiego (znanego z zatwierdzania i kierowania przez prezesa do szybkościowego skazania formalnoprawnie błędnego zarzutu przeciwko Piotrowi Niżyńskiemu, patrz odpowiedni artykuł), która głosiła, że politycy mają haki na sąd ("Nie wzięli się za nas, to bój się sprawy!"), owo uciekinierskie podejście do tematu podatków istotnie uprawdopodabnia podejrzenia w tym temacie i nie pozwala rzetelnemu dziennikarstwu traktować tego problemu jak nieistniejącego. (n/n, zmieniony: 17 lut 2022 23:25)
KOMENTARZE (1)Skomentuj
|
Nowi użytkownicy dzisiaj: 0. | © 2018-2024 xp.pl sp. z o. o. i partnerzy. Publikowane materiały wyrażają opinie ich autorów. | RSS | Reklama | O nas | Zgłoś skandal |